Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

3. Nowi znajomi i powrót na stare śmieci.


  -Cześć...Ty też zwiałeś starym?

-Można tak powiedzieć...- mruknął Harry, bez zwykłej ironii, raczej z rezygnacją.

-Jestem Michael Bryzel.

-Harry Potter. Pokłóciłeś się z nimi?

-Jak zwykle się mnie o wszystko czepiają-warknął chłopak i kopnął leżącą przed nimi puszkę- Zrób to, zrób tamto, jesteś beznadziejny, ty dziwolągu...To nie są moi prawdziwi rodzice. Adoptowali mnie, bo moja matka oddała mnie jak byłem niemowlakiem.

-Moi nie żyją- przyznał Harry.

-Wiem...chyba wszyscy wiedzą- mruknął chłopak-To prawda, co pisali w Proroku? Naprawdę porwał cię Voldemort?

-Tak...wiesz, czuję do ciebie dziwną sympatię-przyznał Potter- Ostatnio miałem ochotę wszystkim dogryzać, a ty jesteś wyjątkiem.

-Ze mną jest podobnie. Jedziesz do Hogwartu?- Zapytał Michael.

-Tak. A ty? W jakim jesteś domie?

-W Slytherinie...- na takich rozmowach o niczym zeszła im reszta nocy i gdy tylko pojawiła się lokomotywa, weszli do środka i zajęli przedział na końcu pociągu. W miarę jak zbliżała się 11:00,robiło się coraz tłoczniej, ale nikt nie miał odwagi usiąść z Harrym.Odstraszały ich wieści z Proroka, jakoby był niezrównoważony psychicznie po pobycie w zamku Voldemorta. Odstraszała ich również mina chłopaka.

-Cześć, mogę usiąść?- Tuż przed odjazdem do ich przedziału zaglądnął Pablo- O, to ty, Harry.

-Cześć, siadaj. To jest Michael- chłopcy się przywitali i zaczęli rozmawiać. Czuli się w swoim towarzystwie dziwnie spokojnie. Przeczuwali, że mogą sobie o wszystkim powiedzieć. Podróż upływała spokojnie, aż do chwili, gdy do przedziału zaglądnął Draco Malfoy. O dziwo był bez obstawy. Kiedy tylko zauważył siedzącego przy oknie Harry'ego, na jego twarz wpłynął pogardliwy uśmieszek.

-Proszę, proszę...czyżby nierozerwalna trójca Hogwartu przestała istnieć? No co, bliznowaty? Gdzie zgubiłeś swoich wielbicieli: Szlamę i Wiewióra?

-Gdzieś tam poszli- odparł Potter, nie zaszczycając młodego Ślizgona spojrzeniem. Pablo i Michael szybko podchwycili o co chodzi ich nowemu znajomemu i udawali, że nie widzą blondyna. Ten, lekko wytrącony z równowagi brakiem zainteresowania jego osobą, usiadł naprzeciw Harry'ego i kontynuował- A jak ty się czujesz? Słyszałem, że spędziłeś cudowne trzy tygodnie w jakimś sanatorium...jak twoja główka? Podobno nieźle ci się w niej poprzestawiało...- tego było dla chłopaków za wiele. Wszystko potoczyło się błyskawicznie: Pablo poderwał się z miejsca, zamknął drzwi i zasłonił zasłony,a Michael i Harry chwycili Ślizgona i rzucili na ścianę, w której znajdowało się otwarte okno. Malfoy patrzył na nich z przerażeniem, które było tym większe, że częścią jego włosów targał wiatr.

-Jeśli nie chcesz zginąć w bardzo bolesny i nieprzyjemny sposób...- szepnął Harry głosem, który podchwycił od Voldemorta. Wszystkim włosy na plecach stanęły dęba-...to dobrze ci radzę, nie zadzieraj z żadnym z nas, bo będziesz miał bardzo nieprzyjemne wspomnienia- puścił Malfoy'a,  który osunął się na podłogę.

-A teraz spadaj- warknął Michael. Nie trzeba było tego powtarzać dwa razy.

-To była właśnie nasza szkolna fretka-wyjaśnił Harry.

-Palant- mruknął Pablo- Ciekawe, do jakiego domu trafię?

-Mam nadzieję, że do Gryffindor'u albo Slytherin'u. Wtedy łatwiej nam się będzie spotykać- odezwał się Potter.

Przez resztę drogi rozmawiali o wszystkim.Pod koniec tej podróży wiedzieli o sobie praktycznie wszystko, ale żaden nie miał pojęcia, dlaczego, będąc tak nieufni i skryci, rozmawiają swobodnie jak najlepsi przyjaciele.

Okazało się, że Pablo stracił rodziców na początku tych wakacji. Byli czarodziejami i zginęli z ręki terrorystów jako przypadkowe ofiary. Teraz wychowywała go babcia i to dlatego Harry spotkał go na Prived Drive. Wcześniej uczyli go rodzice i dlatego nie chodził do szkoły.Historia Michaela była równie frapująca. Jego matka porzuciła go zaraz po porodzie, oddając w ręce bogatego, mugolskiego małżeństwa. Ci jednak, odkąd dowiedzieli się, kim jest ich przybrany syn, nie traktowali go dobrze.

-Myślę, że powinniśmy się już przebrać-powiedział w pewnym momencie Harry, spoglądając w okno. Zbierało się na burzę.Kiedy pociąg zatrzymał się na stacji nie pchali się do wyjścia, więc opuścili wagon jako ostatni.

-Pierwszoroczni! Do mnie! Ruszać się!Tutaj!- Z tłumu wyraźnie wyróżniała się postać gajowego.

-Cześć, Hagrid!- Przywitał się z nim Potter.O dziwo, nie miał najmniejszej ochoty dogryzać półolbrzymowi.

-Harry! Chłopie, jak się trzymasz?- Zapytał tamten z troską w głosie.

-Jakoś leci- mruknął chłopak- Poznaj, to są Pablo i Michael.

-Cześć. A gdzie Ron i Hermiona?

-Spełniają się jako prefekci- powiedział Harry złośliwie.

-Pewnie zaraz przyjdą- uśmiechnął się mężczyzna i zaczął opowiadać im o swoich wakacjach i postępach, jakie robi jego brat. Tak się zagadali, że odjechał im ostatni powóz- Cholibka, no to wyglądana to, że przepłyniecie się z nami.

-Nie mam nic przeciwko- uśmiechnął się Potter- Uwielbiam deszcz- przemarznięci pierwszoroczni popatrzyli na niego jak na wariata, ale on się tym nie przejął i razem z Pablem i Michaelem zajął jedną z łódek w momencie, kiedy akurat zaczęło lać. Harry wyciągnął rękę za burtę i dłonią burzył gładką taflę wody. Kiedy byli już na środku jeziora poczuł, że ktoś wkłada mu coś w rękę. Natychmiast spojrzał w czarną otchłań, ale zauważył tylko oddalającego się trytona. Niezwykle zaintrygowany wodził palcem po tajemniczym przedmiocie, starając się odgadnąć, co to jest. Nie chciał, by zauważyli to pierwszoroczni, więc schował go do kieszeni dopiero, kiedy dobili do brzegu.Czuł dziwny spokój emanujący z tajemniczego przedmiotu, w którym rozpoznał jakiś medalion. Pod drzwiami zamku czekała już na nich McGonnagal, ukryta pod zwykłym parasolem. Niezmiernie się zdziwiła, na widok trzech starszych chłopców.

-Potter, Bryzel? Co wy tu robicie? O ile wiem, to wśród przydzielanych jest tylko jeden szesnastolatek, Pablo Costello-zapytała, wprowadzając ich do środka.

-Spóźniliśmy się na powóz- odparł Michael lakonicznie i razem z Harrym ruszyli w stronę Wielkiej Sali. Pchnęli ciężkie wrota i stanęli w drzwiach, uważnie rozglądając się po sali. Niebo przeszyła błyskawica, a uczniowie zamarli. W tym momencie wyglądali jak topielce. Chłopcy jak jeden mąż skierowali się prosto w stronę stołu...Slytherinu! Wybrali go dla tego, że był najmniej zaludniony, więc mogli usiąść z dala od wszystkich.Szepty wybuchły jednocześnie. Harry Potter, największy wróg Dracona Malfoy'a siada przy stole Ślizgonów? To się kupy nie trzymało. Zawziętą dyskusję przerwało wejście McGonnagal z Tiarą Przydziału. Po odśpiewaniu zwykłej pieśni,ponownie wzywającej do zjednoczenia, zastąpiła właściwa ceremonia. Pablo był przydzielany na samym końcu, wiec po ok. 10 min dzielnie wszedł na stołek i założył na głowę stary kapelusz, który po chwili namysłu krzyknął:

-Ravenclaw!- Ku zdziwieniu wszystkich zgromadzonych, Pablo szerokim łukiem ominął wiwatujący stół i usiadł obok Harryego i Michaela.

-No, nie jest idealnie, ale zawsze mogło być gorzej- mruknął rudowłosy i spojrzał na dyrektora, który właśnie wstał.

-Moi drodzy uczniowie! Serdecznie witam nowicjuszy i stałych bywalców. Przypominam, że zabronione jest: wchodzenie do Zakazanego Lasu, pojedynkowanie się na korytarzach i wychodzenia z dormitorii po godzinie 22:00. W tym roku niestety nie udało mi się znaleźć odpowiedniego nauczyciela OPCM, więc tymczasowo ja obejmę to stanowisko- rozległy się liczne brawa, zdecydowanie słabsze po lewej stronie sali, gdzie znajdował się stół Ślizgonów- A teraz wsuwajcie!- Na półmiskach pojawiły się najróżniejsze potrawy. Harry, Michael i Pablo w ciszy zjedli kolację i wyszli z sali.

-Muszę wam coś pokazać- mruknął Potter i poprowadził ich na nieużywany korytarz na trzecim piętrze. Kiedy upewnił się,że nikt ich nie może zobaczyć, wyciągnął z kieszeni medalion i pokazał chłopakom, sam mu się przyglądając.

-A co to jest?- Zdziwił się Pablo i chciał wziąć go do ręki, ale odrzuciło go.

-Kiedy płynęliśmy przez jezioro włożył mi go w rękę jakiś tryton- wyjaśnił Harry- A wiecie co jest najdziwniejsze? Że taki sam znak widziałem na plecach tych istot, które uwolniły mnie w sierpniu!

-Pierwszy raz widzę taki symbol- powiedział Michael, oglądając srebrnego smoka.

-Ja też- przyznał Pablo, rozcierając sobie rękę- Ale jest chroniony potężnymi czarami. Czułem to, kiedy spróbowałem go dotknąć. Widocznie jest przypisany tobie, Harry.

-Ale ciekawe, co on oznacza?- Zamyślił się Potter- Kiedy go dotykam, czuję dziwny spokój i opanowanie.

-Nie rozstrzygniemy tego dzisiaj- zdecydował Michael- Chodźmy spać, jutro poszukamy w bibliotece- chłopcy chętnie na to przystanęli, zwłaszcza, że nie spali od 36 godzin i byli padnięci. Każdy poszedł w swoją stronę. Mięli szczęście, bo uczta właśnie się skończyła. Pod portretem Grubej Damy zebrał się już spory tłum.

-Co jest?- Zdziwiła się jakaś dziewczyna.

-Boją się wypowiedzieć hasło- odparła jej przyjaciółka.

-A jakie jest?- Zapytał Harry, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy. Nie słyszała jak tamten podchodzi- Mowę ci odjęło?-Mruknął Potter ironicznie, odgarniając z twarzy mokre włosy.

-Nie boję się Sam- Wiesz- Kogo- wyszeptała po chwili.

-Ha, ha, ha- mrożący krew w żyłach śmiech wstrząsnął wszystkimi czekającymi. Potter nie bardzo się tym przejął i ruszył pod portret. Gryfoni rozstępowali się przed nim ze strachem. W tym momencie naprawdę wyglądał jak szaleniec.

-Żałosne- mruknął- Nie boję się VOLDEMORTA-dodał głośno i wyraźnie, by wszyscy go usłyszeli. Pierwszy przeszedł przez dziurę pod portretem i ruszył prosto w stronę swojego dormitorium. Po chwili dołączyli do niego Ron, Seamus, Dean i Neville.

-Wow, Harry, to było nie...samowite-wyszczerzył się ten ostatni, ale zamarł, kiedy napotkał spojrzenie chłopaka.Pełne chłodu, pogardy i ironii.

-Extra- mruknął Harry i zniknął w łazience,pozostawiając oniemiałych szóstoklasistów.

-Co mu się stało?- Zapytał Dean.

-Po tych trzech tygodniach...Sami- Wiecie-Gdzie- powiedział Ron- całkiem poprzewracało mu się w głowie- rudzielec zrobił znaczący ruch koło skroni.

-Czyli to prawda, że on jest niebezpieczny?-Zdziwił się Seamus. Na ich nieszczęście, w tej chwili Harry wrócił po ręcznik,a oni tego nie zauważyli.

-Tak, Finnigan- szepnął Harry, bezszelestnie podchodząc do niczego niespodziewającego się chłopaka- Jestem niebezpieczny i nie pragnę niczego innego, jak śmierci moich współlokatorów- zadrwił i ponownie zniknął w łazience. Tam zrzucił maskę ironii i ukrył twarz w dłoniach. Bolesne wspomnienia powróciły...zawsze wracają wieczorem.

-„Będę musiał zabezpieczyć łóżko zaklęciem anty-dźwiękowym"- pomyślał i ściągnął koszulę. Blizna na prawym ramieniu zalśniła od blasku świec. Jeszcze raz wyciągnął z kieszeni tajemniczy medalion.Nagle zakręciło mu się w głowie. W ostatniej chwili przytrzymał się ściany i bezpiecznie osunął na podłogę. Poczuł, jakby jego ciało rozrywano na miliony cząsteczek...Nawet nie zdążył krzyknąć. Ciemność przysłoniła mu oczy...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro