14. Dyskusja i Sprawdzian.
- Może mi ktoś w końcu wytłumaczy, kim jest ten Skalpel? – zapytał Velkan, kiedy zgromadzili się w przytulnym salonie.
- Tak nazwaliśmy jednego z najlepszych łowców na świecie – powiedziała Anna. – Został wyszkolony przez Opus Dei...
- Czyli? – wtrącił Pablo.
- Coś w stylu wywiadu Kościoła. Należą do niego głównie czarodzieje i mieszańcy związani z Watykanem. Wielu z nich to duchowni – kontynuowała kobieta. – Niektórzy z nich szkolą i werbują łowców, inni im pomagają, a jeszcze inni sami wybierają tę profesję.
- A ilu członków liczy to Opus Dei? I ilu z nich to łowcy? – był ciekawy Pablo.
- Przypuszczamy, że kilka tysięcy na wszystkich kontynentach – odpowiedział Vincent. – Większość z nich to duchowni, więc bardzo trudno przeniknąć w ich szeregi. Wielu z nas próbowało kilkakrotnie, ale wszyscy byli demaskowani już kilka dni po wejściu w szeregi organizacji.
- Czyli pozostaje nam śledzić ich ruchy i nie pozwolić na zabijanie naszych ludzi? – mruknął Velkan. Wcale nie ucieszyła go ta bezsilność.
- Niestety. Ale my też nie jesteśmy całkowicie zdani na nich – wtrąciła Anna. – My również organizujemy zasadzki i polowania.
- Polowania? – wyrzucił z siebie ze wstrętem Mistrz. – Jak na jakieś króliki? Przecież to też są istoty ludzkie!
- A ty myślisz, że oni zabijając pytają nas „Przepraszam, czy masz może rodzinę? Bo wiesz, muszę cię zabić, taki mam rozkaz"? – wycedził Vincent – Czy naprawdę jesteś tak naiwny,by wierzyć, że tortury nie sprawiają im satysfakcji?
- Na pewno nie wszystkim– odezwał się cicho Velkan, ale wciąż wpatrywał się w byłego nauczyciela oskarżycielskim wzrokiem.
- Na krew samego Szatana! Otrząśnij się! – Dyskusja nabierała coraz większych rumieńców. – Łowcami zostają sami szaleńcy, którzy stosują średniowieczne metody! Przecież oni potrafią trzymać człowieka przez kilka dni w beczce z zimną wodą, żeby sprawdzić, czy „Bóg zechce go ocalić". Przecież to jest jakaś paranoja!
- Ale nie wszyscy są tacy. Przecież nawet wielu z nas jest skłonna zabijać, bo smakuje im ludzka krew!
Gabriele, Anna, Oteos i Pablo z zainteresowaniem przyglądali się tej ostrej wymianie poglądów. Żadne z nich nie zamierzało wchodzić pomiędzy dwa, uparte, kłócące się wampiry.
- Ty niczego nie rozumiesz. Jesteś na to za delikatny. Mamy wojnę, która trwa od początku świata.– Vincent nie miał zamiaru ustąpić. - Przecież widziałeś zwłoki tego mężczyzny. Nie wiem, czy zauważyłeś, ale one były oblane kwasem.
- Potrafię rozpoznać poparzoną skórę – warknął Velkan w odpowiedzi. – Ale musimy starać się ich zrozumieć! Przecież większość z nich była wychowywana w przeświadczeniu, że taka droga jest najlepsza, a wampiry to zwykli zabójcy!
- Super. Wyjdźmy na ulice z transparentami „Nie bójcie się! Wampiry zabijają ludzi tylko jeśli są bardzo zdenerwowane" – zironizował starszy wampir.
- To wcale nie jest takie straszne! – żachnął się chłopak. – Musimy zacząć wprowadzać do szkół ludzi, którzy usunęliby z książek te bzdury o krwiożerczych bestiach.
- Nie, no, ja chyba śnię! Na mózg ci padło! Od setek lat dokładamy starań, żeby ludzie myśleli, że jesteśmy tylko legendą, a ty chcesz prowadzić akcje uświadamiające!
- Dobra, wystarczy! –krzyknęła Gabriele widząc, że jej chłopak chce odeprzeć atak. – Wystarczająco dużo głupot dzisiaj usłyszeliśmy. Teraz trzeba się zastanowić jak dopaść nasz największe zmartwienie.
- A właściwie dlaczego nazwaliście go „Skalpel"? – Zapytał Pablo wodząc wzrokiem od jednego wampira do drugiego. Obaj łypali na siebie groźnie, tocząc zapewne telepatyczny pojedynek.
- Bo zawsze jest bezbłędny – odpowiedział Oteos. – Działa szybko, precyzyjnie i nie pozostawia wyraźnych śladów. Jest praktycznie nieuchwytny.
- To jak mamy go... -zaczęła Gabriele, ale przerwało jej gwałtowne zerwanie się z foteli Vincenta i Velkana. Obaj mężczyźni, wciąż mierząc się wzrokiem, bez słowa wyszli z salonu.
- Oni mogą sobie coś zrobić! – zauważył Pablo i pobiegł za przyjaciółmi. Reszta poszła w jego ślady. Po chwili cała czwórka wpadła do sali treningowej i stanęli zdziwieni. Velkan i Vincent siedzieli na środku i... zwijali się ze śmiechu.
- Gdybyście zobaczyli swoje miny! – Zachichotał ten młodszy i oparł się o przyjaciela. Po chwili przestało być tak zabawnie, kiedy Gabriele wyczarowała poduszkę i z pasją zaczęła okładać nią raz jednego, raz drugiego.
- Wy imbecyle! Idioci! Debile! Jak mogliście zrobić coś takiego! Jak dzieci! A my myśleliśmy, że chcecie się pozabijać! Kretyni!
- Siostro, spokojnie! –próbował interweniować Vincent, ale dostał w twarz. Poduszką, oczywiście.
- Kochanie, przestań! Porozmawiajmy! – Velkan bawił się świetnie, ale zaczynał dostrzegać, że jego dziewczyna naprawdę mogła się przestraszyć.
- Kochanie!? KOCHANIE!?Ja ci zaraz dam kochanie!!! A myślałam, że jesteś poważny!
Elfka była naprawdę wściekła. W tej sytuacji reszta wolała się wycofać i zostawić parę samą. Ostrożnie ewakuowali się na zewnątrz i zabezpieczyli salę tak, by nie dobiegały z niej żadne dźwięki i można było ją otworzyć tylko od środka.
- Poczekaj, wysłuchaj mnie! – Chłopak wykorzystał nieuwagę kobiety, powalił ją na ziemię, usiadł jej na brzuchu, a ręce przygwoździł go podłogi.
- Puść mnie! Jeszcze nie skończyłam!
- Wysłuchasz mnie?Proszę... – miał minę jak zbity pies, a na twarzy kilka zadrapań po tym, jak próbował się uchylić i poduszka minęła cel.
- Dobra, byle szybko –mruknęła dziewczyna uspokajając się nieco.
- A więc, chciałem cię przeprosić. Wiem, to było szczeniackie i niedojrzałe. Wiem, że mogliście wezwać posiłki. Wiem, że się przestraszyłaś. Przepraszam. Nic więcej nie mogę powiedzieć na swoje usprawiedliwienie poza tym, że jest mi przykro, a wy wyglądaliście naprawdę zabawnie.
Uśmiechnął się rozbrajająco widząc, że jego dziewczyna przestaje się złościć. Po chwili oboje śmiali się z tej kłótni.
- Musisz przycinać paznokcie, bo są ostre jak szpony – zażartował Velkan. – Wyrwałaś mi kawałek mięsa z twarzy!
- Przepraszam, ale trzeba było się nie uchylać – uśmiechnęła się przepraszająco. – Przenieśmy się do mojego gabinetu to ci to naprawię.
W tym samym momencie zniknęli, by pojawić się w mrocznym pokoju.
- Siadaj, zaraz ci coś przyniosę – powiedziała Gabriele, wskazując fotel. Velkan zajął posłusznie miejsce. Jego dziewczyna wyciągnęła szafki watę i eliksir do skaleczeń. Pochyliła się nad Velkanem i zaczęła przemywać mu rany.
- Usiądź sobie –zaproponował chłopak wskazując swoje nogi. Gabriele spojrzała na niego lekko nieufnie.
- Ale jeśli ktoś wejdzie będzie to wyglądać dość jednoznacznie – zauważyła.
- Przecież są lekcje,nikt nie wejdzie.
- Dobra, ale ty im później będziesz czyścił pamięć. Nie cierpię się w tym babrać.
Usiadła okrakiem na jego kolanach. Teraz ich twarze znajdowały się na jednym poziomie i było jej znacznie wygodniej. Po dziesięciu minutach...
- Skończone – oznajmiła i już miała wstać, ale Velkan objął ją w pasie.
- Ja wiedziałam, że tak to się skończy. – Odstawiła fiolkę i oplotła mu szyję rękami.
- Skończy się jak? –droczył się z nią chłopak, przysuwając się do niej tak, że ich twarze dzieliło jedynie kilkanaście milimetrów.
- Sam widzisz, znowu chcesz się obściskiwać – udała oburzenie, ale w rzeczywistości każda chwila bez chłopaka była dla niej ciężka.
- Ja? Przecież to ty na mnie siedzisz!
- A ty mnie trzymasz! –zauważyła.
- Ależ ja cię do niczego nie zmuszam – szepnął uwodzicielskim tonem i z tryumfem oddał pocałunek.
Z każdą chwilą coraz bardziej się rozkręcali. Po chwili Velkan bez trudu wstał i posadził dziewczynę na biurku, zrzucając na ziemię kilka książek i kałamarz. Pani profesor nie miała nic przeciwko i poddawała się delikatnym, a zarazem namiętnym pieszczotom.
Velkan zaczął delikatnie muskać ustami jej delikatną skórę na szyi, która pod jego dotykiem pokryła się gęsią skórką. Gabriele, kierując się instynktem, rozpięła guziki jego koszuli.Po chwili opadła ona na ziemię, podobnie jak szkolny mundurek. Wodziła palcami po jego mięśniach: twardych i bardzo pociągających. Kiedy na niego patrzyła,stojącego w samych spodniach, z rozwichrzonymi włosami i błyskiem w zielonych oczach, pragnęła tylko jednego.
Chłopak wyraźnie to wyczuł, więc zrzucił jej sweterek i bluzkę. Jeszcze raz połączyli się w namiętnym pocałunku. Kiedy Velkan ukląkł, by rozpiąć jej buty, z zachwytem przyglądał się jej zgrabnym nogom. Po chwili pończochy i spódniczka również wylądowały na ziemi i dziewczyna została w samej bieliźnie.
- Nie boisz się, że nas nakryją? – Szepnął jej chłopak do ucha, kiedy zaczął rozpinać jej stanik.
W odpowiedzi Gabriele odpięła mu pasek i spuściła spodnie. Kiedy doszli do momentu kulminacyjnego,oboje byli bardzo podnieceni nie tylko własnym towarzystwem i tym, co się właśnie działo, ale również faktem, że w każdej chwili ktoś może wejść. Dzwonek zagłuszył cichy krzyk Gabriele.
- Ubierz się, zaraz ktoś tu pewnie wpadnie – szepnęła mu na ucho, sięgając po leżącą na ziemi bieliznę. W odpowiedzi cmoknął ją w usta i również sięgnął po ubrania. Obojgu uśmiech nie schodził z ust do czasu, aż usłyszeli pukanie do drzwi. Velkan był bez koszuli,a Gabriele właśnie kończyła ubierać bluzkę. Jej pończochy i buty wciąż leżały na podłodze.
- Chwileczkę! – krzyknęła i jednocześnie dała ukochanemu znak, by się gdzieś ukrył.
Tylko gdzie? Gabinet nie miał żadnych zakamarków czy oddzielnych pomieszczeń, gdzie chłopak mógł się schronić.Niewiele myśląc zmienił się w strumień wody i wsiąknął w miękki dywan w rogu pokoju. Gabriele tylko się uśmiechnęła i powiedziała:
- Proszę wejść!
W drzwiach stanęli Michael i Pablo.
- Co tak długo? I gdzie Velkan? – Zapytał Pablo, podczas gdy Michael dokładnie przyglądał się dziewczynie.
- Tu jestem – odezwał się Valerious powracając do ludzkiej postaci. – Przestraszyliście nas, myśleliśmy, że to jakiś inny uczeń, albo, co gorsza, nauczyciel.
- Gorąco ci? – Zapytał Michael z rozbrajającym uśmiechem widząc, jak jego przyjaciel wkłada koszulę.
- Nie, ale w Wieży Gabriele trochę się na mnie zdenerwowała i musiała opatrzyć mi rany –powiedział chłopak bez cienia skrępowania dając im do zrozumienia, żeby nie drążyli tematu.
- Pablo powiedział mi, co się stało – zmienił temat Michael. – I tak już za każdym razem będziesz mdlał?
- Mam nadzieję, że nie –powiedział szczerze chłopak. – Liczę na to, że Vincent albo Victoria znajdą na to jakieś lekarstwo.
- No dobra, młodzieży, idziemy na lekcje – uśmiechnęła się szeroko. – Teraz macie ze mną, pamiętacie?
- Merlinie, ratuj! –jęknął Velkan zabawnie i chłopcy zaśmiali się głośno „w popłochu" wybiegając z gabinetu. Gabriele miała zostać tam aż do dzwonka, żeby nie stwarzać wrażenia zbytniej zażyłości między nią i chłopakami.
- No, stary, może nam powiesz... – zaczął Michael, ale przerwał widząc błogi uśmiech wpływający na twarz przyjaciela.
- Uuu... co wyście tam robili? – udał przerażenie Pablo.
- Nic takiego – mruknął Velkan, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
- Nie, w ogóle –zironizował blondyn. – A te książki na podłodze, rozbity kałamarz i jej pończochy leżące na ziemi to niby na nic nie wskazują, nie?
- Oh, przymknij się –mruknął chłopak. – Nawet jeśli do czegoś doszło, to przecież oboje jesteśmy dorośli, prawda?
- Czyli jednak! –Krzyknął z tryumfem Pablo, a kilka osób na korytarzu spojrzało na nich dziwnie.
- Zamknij się! – warknął Valerious, ale nawet to nie starło uśmiechu z jego twarzy. Pod salę OPCM doszli akurat, kiedy rozbrzmiał dzwonek na lekcję. Bez wahania otworzyli drzwi klasy i weszli do środka. Reszta wzięła z nich przykład i zrobiła to samo. Po kilkunastu sekundach w drzwiach stanęła Gabriele i wzrok męskiej części klasy natychmiast na niej spoczął.
- Witam was na naszej pierwszej lekcji – uśmiechnęła się słodko. – Dziś muszę sprawdzić, kto z tej klasy nadaje się na moje lekcje, a komu będę musiała podziękować. Wiedzcie, że nie toleruję lenistwa i... nieuwagi.
Mówiąc to spojrzała znacząco na kilku chłopców, którzy wpatrzeni byli w nią jak w obrazek. Velkan o mało nie parsknął śmiechem, ale odezwała się jego ręka. Syknął cicho i wyciągnął fiolkę z eliksirem przeciwbólowym.
- Jak już mówiłam dziś będziemy dzisiaj sprawdzać wasze umiejętności. Na początek teoria.
Przed każdym pojawił się zwój pergaminu z pytaniami. Niektóre były banalne, ale inne znów zaskakiwały swoją zawiłością. Nie było ich dużo, więc po niespełna dziesięciu minutach wszyscy oddali już prace.
- Dobrze, teraz dobierzcie się w pary – powiedziała Gabriele.
- Pani profesor! – Velkan podniósł rękę. – Ja zostałem sam.
- W takim razie ciebie sprawdzę na następnej lekcji – uśmiechnęła się. – No dobrze, skoro macie już partnerów zaczynamy. Pokażcie mi zaklęcia, które poznaliście i ich wykorzystanie w praktyce. Ja będę chodzić pomiędzy wami i dawać wam dodatkowe zadania.
Ćwiczyli tak do końca pierwszej godziny. Tuż przed przerwą Gabriele powiedziała:
- No dobrze, osoby, które wyczytam, zostają na następną godzinę, reszta może iść... – do grupy przeszło tylko 9 osób i Velkan. Byli tam, między innymi wszyscy członkowie Gwardii Dumbledorea (oprócz Nevillea), Malfoy i obywatele Necronopolis.
- Pana Pottera sprawdzimy po przerwie. Do zobaczenia po obiedzie.
Wszyscy wyszli z klasy. Większość z nich była pogrążona w ożywionej rozmowie.
- Jak myślisz? Co ci wymyśli? – zapytał Michael.
- Nie mam pojęcia, ale na pewno nic strasznego – powiedział Velkan, choć wcale nie był tego taki pewny. Znał swoją dziewczynę aż za dobrze i wiedział, że jest ona bardzo surowa i lubi wysoko podnosić poprzeczkę.
- Wiecie, że za tydzień jest impreza? – zmienił temat Pablo.
- Tak? A kto ją robi? –zainteresował się natychmiast Michael.
- Szkoła. Noc Duchów, nie?
Velkan miał same złe wspomnienia związane z 31 października. Tego dnia zginęli jego rodzice, walczył z trollem górskim, Syriusz (wtedy uważany za groźnego przestępcę) wdarł się do zamku, wbrew swojej woli został uczestnikiem Turnieju Trójmagicznego. Ma wiele niemiłych wspomnień związanych z tym dniem, ale pozostawało mieć nadzieję, że w tym roku los okaże się łaskawszy.
- ...co myślisz?
Z zamyślenia wyrwał go głos Pabla.
- Przepraszam, zamyśliłem się
- To zauważyliśmy – uśmiechnął się Michael. – Impreza w szkole trwa do północy. Chcieliśmy wiedzieć, co sądzisz o przeniesieniu jej później do Necronomiconu.
- To świetny pomysł –Velkan był naprawdę zadowolony. – Trzeba to przygotować.
- Z tym nie będzie problemu. W przed dzień imprezy jest wypad do Hogsmeade. Już umówiłem się z Kitty, Gabriele na pewno też z nami pójdzie i wszystko się omówi – powiedział Pablo.
- No to wszystko ustalone– uśmiechnął się blondyn. – A teraz możemy już usiąść? Jestem cholernie głodny, a ta pieczeń wygląda naprawdę zachęcająco.
Chłopcy tylko się zaśmiali i zaczęli pałaszować wszystko, co wpadło im w ręce.
Kilka minut przed dzwonkiem ruszyli do klasy, żeby nie denerwować Gabriele (nienawidziła, gdy ktoś się spóźniał).
- Usiądźcie na materacach pod ścianami – powiedziała im otwierając drzwi klasy. Jednak wyglądała ona trochę inaczej, niż to zapamiętali. Podłoga wyłożona była miękkimi matami, okna były zasłonięte, a wszystkie ławki ułożone były w kupie pod jedną ze ścian. Sama Gabriele również zmieniła strój. Ubrana była w czarny dres i wyglądała naprawdę sexy.
Klasa posłusznie spełniała jej polecenie i rozsiadła się wzdłuż ściany.
- Panie Potter, pana muszę jeszcze sprawdzić.
Velkan stanął obok niej,a ona odwróciła się do klasy.
- Lekcje zaczniemy od podstaw. Będę uczyć was nie tylko zaklęć, ale również sposobu walki. Panie Potter, czy mógłby pan pokazać jak wygląda pozycja wyjściowa przy pojedynku? –zwróciła się bezpośrednio do Velkana. Ten skinął głową i ustawił się, umyślnie nieco się garbiąc i stwarzając pozory, że jest niższy i drobniejszy niż w rzeczywistości.
- Dobrze. Teraz pokażemy klasie jak powinien wyglądać pojedynek. Twoja pozycja jest w porządku, ale powinieneś być bardziej wyprostowany. Twoja sylwetka ma emanować uczuciem pewności siebie. – Pokazała mu co ma na myśli prostując się i przybierając pozycję wprost z kart podręczników. – Widzisz? Ok. Teraz druga sprawa: wasz strój. Niewolno wam tu przychodzić w tych mundurkach. Macie wyglądać mniej więcej tak: -machnęła różdżką, a strój Velkana całkowicie się zmienił. Chłopak miał na sobie czarne, luźne spodnie i, również czarną, koszulkę bez rękawów.
- No, zdecydowanie lepiej– kilka z dziewczyn szeptem wymieniło uwagi. Chłopak bowiem wyglądał bardzo pociągająco. Jego ręce nie wyglądały jak ręce kulturysty, ale delikatnie zarysowane mięśnie zdawały się krzyczeć: „Dotknij mnie, a nie przeżyjesz". Dodatkowo prawie pięcio calowa blizna na prawym ramieniu dodawała mu męskości.
- Nie sądzę, żeby nasz pojedynek trwał dłużej niż trzy minuty, ale zaczynajmy – uśmiechnęła się i czekała na atak. Jednak ten nie nadchodził, wiec aby nie przedłużać rzuciła w niego niewerbalnym zaklęciem powalającym. Ten jednak uchylił się zręcznie, więc zaatakowała ponownie, jednak on zdążył wytworzyć wokół siebie niewerbalną tarczę. Tak wyglądała ta walka przez pierwszą minutę, ale później to Velkan zaczął atakować. Używał jedynie zaklęć z zakresu szkolnego, ponieważ samo używanie ich niewerbalnie było niezwykłą umiejętnością. Po trzech minutach specjalnie spóźnił swoją reakcję i zaklęcie Gabriele przebiło jego tarczę. Pojedynek był skończony, a oszołomiona młodzież zaczęła klaskać.
- Cisza! – krzyknęła kobieta.– To był bardzo dobry pojedynek, więc myślę, że pan Potter zostanie z nami.
Chłopak skłonił się lekko i usiadł obok przyjaciół.
- Teraz przeanalizujemy całą walkę, wychwycimy błędy i triki godne uwagi – zaczęła Gabriele i zaczęła wykład, który był jednak nad wyraz ciekawy.
- Niezły popis, – mruknął Michael, – ale byłoby śmieszniej, gdybyś wygrał.
- Tak, a później znowu bym oberwał – uśmiechnął się chłopak i zaczął wodzić wzrokiem za spacerującą tam i z powrotem nauczycielką.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro