Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wakacje

Ściągnięte z chomika;


Harry jeszcze nigdy nie był tak szczęśliwy w całym swoim życiu. Udało mu się wymknąć czarodziejskiemu światu i wyjechać na wakacje. Właśnie wylegiwał się na wygodnym leżaku w luksusowym hotelu i popijał drinka z palemką, przyniesionego mu przez skąpo ubraną barmankę. Słońce delikatnie pieściło jego zabezpieczoną kremem z filtrem skórę a szum oceanu łagodził jego strzępione przez wojnę nerwy. Tak, teraz mógł zrozumieć dlaczego Voldemort tak bardzo chciał być wiecznie młody i żywy. Sam nie chciał rezygnować z przebywania w tym cudownym zakątku, który mógł być tylko i wyłącznie namiastką raju. A najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że był tak daleko od Anglii, że macki Voldiego tu nie sięgały. Harry uśmiechnął się i odstawił pusty kieliszek na stoliczek. Pora na odrobinę ruchu, pomyślał i przekręcił się na brzuch. Już po chwili kształtna masażystka podeszła i rozpoczęła z wprawą ugniatać jego mięśnie. Mmm... tak, zdecydowanie trafił do raju.

Wieczorem Harry postanowił aportować się do Las Vegas i poużywać sobie trochę. Jak nie patrzeć do końca wakacji zostały już tylko trzy tygodnie. Musiał wykorzystać je jak tylko mógł najlepiej i czerpać z życia pełnymi garściami zanim zostanie zmuszony do powrotu do szkoły i bagna wojny.

Harry właśnie kończył szóstą lampkę szampana i przegrywał w ruletkę, gdy jego oczom ukazał się niesamowity widok. Niedaleko niego mężczyzna o kruczoczarnych włosach brał od kelnera drinka. Mężczyzna ten miał na sobie lekki różowy garnitur obszyty futerkiem i cekinami. Jednak nie to zwróciło uwagę lekko już wstawionego młodzieńca. Mężczyzna ten miał bowiem krwistoczerwone tęczówki i uśmiechał się zawadiacko do dekoracji. Harry, całkowicie zapominając o grze, zerwał się z miejsca z wielkim uśmiechem na ustach.

- Tom! Kopę lat! Świetnie wyglądasz, staruszku! – Chłopak podbiegł do zaskoczonego mężczyzny i zdrowo poklepał go po plecach. – Wystrzałowe ciuszki, tak nawiasem mówiąc...

Voldemort przez chwilę marszczył brwi przyglądając się mu, zanim go rozpoznał i na jego twarz wypłynął równie szeroki uśmiech co Harry'ego.

- Potter! Normalnie, nie poznałem cię! – Potarmosił i tak już roztrzepane włosy młodzieńca. – Wziąłeś jakieś eliksiry czy co? Bo już nie wyglądasz jak krasnal.

Harry objął go ramieniem i obaj wyszli na taras, lekko się chwiejąc.

- Jejku, Tom, dzięki. Nigdy nie brałem cię za kogoś prawiącego komplemene... komlene... ko... pochwały. – Harry w końcu zakończył z wielkim uśmiechem, dumny, że udało mu się dokończyć zdanie.

- No wiesz, jeszcze kilka lat i może nawet dorośniesz mi do ramion. – Riddle powiedział z bardzo poważną miną po czym zamyślił się chwilę. – Może jednak kilkanaście lat...

Harry roześmiał się i obaj klapnęli na ławkę niedaleko hotelu z wielką migoczącą reklamą. Voldemort wyciągnął z kieszeni tekilę i nalał jej do kieliszka Harry'ego po szampanie i do swojego po drinku. Chłopak wydał z siebie okrzyk zadowolenia i wzniósł kieliszek do góry w geście toastu.

- Nie wiem za co pijemy... ale tekila bum bum! – Potter zakrzyknął i obaj wypili kilka łyków trunku po czym zasiedli w ciszy. Kilka minut później Harry zachichotał i szturchnął Voldemorta łokciem między żebra. – A co tam w Anglii słychać? Jak Śmierciojadki?

Tom westchnął przeciągle i zaczął bawić się swoim hawajskim wiankiem wiszącym mu na szyi.

- Ej, Tom? Co jest? – Wybełkotał wyraźnie zaniepokojony chłopak a gdy nie uzyskał odpowiedzi uniósł delikatnie dłonią podbródek mężczyzny by ten popatrzył mu w oczy. – No już... nie ma co się smucić. Co się stało? Wiesz, że mnie możesz powiedzieć.

W oczach Voldemorta pojawiły się łzy i objął chłopaka, przytulając go do siebie. Harry zaczął go poklepywać po plecach i mówić jakieś głupoty i słodkie słówka by się uspokoił.

- Oni mnie w ogóle nie słuchają! – Tom wychlipał. – Nie potrafią niczego zrobić jak trzeba. Ostatnio wysłałem ich na prostą misję. Mieli tylko zabić wszystkich w takiej wiosce... a oni co? Nie dość, że nikogo nie zabili, to jeszcze dali się złapać do Azaka... Azbaka... do więzienia!

Harry przytulił mężczyznę mocniej do siebie całym sercem łącząc się w jego bólu.

- Cii... może po prostu powinieneś zmienić im nazwę na Niejadki? Albo coś w tym stylu... wiesz, tak w ogóle to nie powi... nieneś brać tego wszystkiego aż tak bardzo do siebie. – Chłopak głaskał Voldemorta po głowie i po plecach, lekko ich kołysząc i mężczyzna pomalutku zaczął się uspokajać.

- Ale jak ja mam nie brać tego do siebie? Przez nich nigdy nie uda mi się zapanować nad światem. I jak ja mam siać strach i zniszczenie gdy takie fajtłapy wszystko knocą? – Harry wyciągnął z kieszeni chusteczkę i podał ją Riddle'owi.

- Czysta.

Voldemort uśmiechnął się do niego niepewnie i przyjął zaoferowaną chusteczkę po czym bardzo delikatnie wytarł nią oczy i bardzo głośno wydmuchał nos.

- Dziękuję. – Mężczyzna wyciągnął chusteczkę by oddać ją z powrotem, jednak Harry potrząsnął głową i pogłaskał go po policzku.

- Możesz ją zatrzymać. – Powiedział czując się tak jakby właśnie porozdawał galeony potrzebującym.

- Naprawdę? – Voldemort nie mógł w to uwierzyć. Jeszcze nikt nigdy nie podarował mu chusteczki. To było tak piękne, że miał wrażenie, że znów się rozpłacze. Popatrzył w zielone oczy Potter'a i wiedział, że chłopak był tego całkowicie pewien, że naprawdę chciał mu ją dać. Przytulił go do siebie i pocałował w czoło. – Och, dziękuję!

- Proszę. – Harry uśmiechnął się do niego.

- Wiesz, szkoda, że muszę cię zabić. Naprawdę nie chcę tego robić. Jesteś naprawdę fajny i jak już trochę urosłeś i pozbyłeś się tych denek od słoików z nosa to nawet zrobiłeś się dość ładny... - Voldemort nalał tekili do kieliszków znów pogrążając się w smutnej zadumie. Harry nie mógł patrzeć jak Tom tak siedzi cicho. Serce mu się krajało widząc tak wielki obraz smutku i rozpaczy. Wypił zawartość kieliszka duszkiem i sam pomógł sobie nalać kolejny.

- Ale dlaczego musisz mnie zabić? Skoro nie chcesz to przecież nikt cię do tego nie zmusza. Ja przynajmniej cię do tego nie zmuszam. Też nie chcę się zabijać i uważam, że jestem całkiem przystojny. Wiesz, ty też jesteś niczego sobie jak już sobie wyhodowałeś nos i w ogóle. – Harry przyjrzał się uważniej zawartości swojego kieliszka, zauważając z zachwytem jak ładnie światło neonów zakrzywia się na szkle. Przez dłuższą chwilę patrzył na to zafascynowany, zupełnie zapominając o rozmowie. W pewnym momencie Tom poderwał się z ławki i lekko zataczając padł przed Potterem na kolana.

- Wiem! Jeżeli nie chcemy się zabijać i obaj uważamy, że jesteśmy przystojni i się lubimy to powinniśmy wziąć ślub! – Riddle powiedział z wielkim przekonaniem i trochę plączącym się językiem. Harry popatrzył na niego oniemiały. Że też wcześniej o tym nie pomyślał!

- Ja cię kręcę, Tom! Ty to masz łeb. Ja nigdy bym na to nie wpadł! – Chłopak podskoczył z podekscytowaniem i opadł na ławkę gdy świat przed nim zawirował. – Jej... zawsze chciałem wyjść za mąż ale myślałem, że jak nie jestem dziewczyną to mi się to nigdy nie uda! Ale to będzie doskonałe!

Harry i Tom czym prędzej udali się do najbliższej kapliczki, w której od ręki udzielono im ślubu, nie patrząc nawet na dowody osobiste. I nawet dostali od razu papiery rozwodowe, gratis!

Po bardzo krótkiej i wylewnej ceremonii młodzi i szczęśliwi małżonkowie udali się do najbliższego wolnego luksusowego apartamentu hotelowego aby skonsumować ich związek. Harry był oczywiście bardzo nerwowy z racji tego, że to miał być jego pierwszy raz. Voldemort natomiast był lekko podenerwowany, ponieważ nie pamiętał czy wziął swoją cotygodniową porcję eliksiru antykoncepcyjnego i anty-związkowego, który nie pozwalał dwóm czarodziejom związać się na stałe poprzez magiczną więź. Jednak wszystkie obawy i niepewności szybko znikły gdy zaczęli się pieścić i całować. Czym pręcej pozbyli się ubrań.

- Och, Tom! Wyglądasz tak seksownie w tej różowej koronkowej bieliźnie! - Harry wykrzyknął podniecony na co Voldemort poruszył sugestywnie brwiami.

- Wiem. Mam nawet do tego kompletu puchaty ogonek i uszy króliczka. - Odpowiedział z dumą, ściągając bokserki w serduszka z Potter'a. Następnie zaczął go szybko przygotowywać i, po pewnych problemach z trafieniem, w końcu wszedł w niego. Może i sam seks nie był zbyt wysokich lotów biorąc pod uwagę ilość alkoholu, która przeszkadzała im w skoordynowanych ruchach, jednak obaj opadli na poduszki zadowoleni i spełnieni. Przytulili się do siebie po czym zasnęli niczym nie zmąconym snem.

oOOOo

Harry obudził się rano z potężnym bólem głowy, zastanawiając się co takiego zrobił poprzedniego dnia by sobie na niego zasłużyć. Z niewyjaśnionych mu bliżej przyczyn nie znajdował się w swoim pokoju w hotelu ale w zupełnie obcym, sądząc z widoku za oknem, apartamencie w Las Vegas. Na domiar złego bolał go tyłek a jeszcze nigdy nie obudził się z tą dolegliwością. Pomijając tamten jedyny raz kiedy razem z Ronem postanowili spróbować samogonu Hagrida i przez trzy dni latali do toalety. Ale wtedy to był ból nieco innego rodzaju. Pomału, niczym przez mgłę, wspomnienia do niego powracały ale wciąż nie mógł znaleźć w nich niczego co mogłoby być przyczyną jego obecnego stanu. Wtedy jego spojrzenie padło na złotą obręcz na jego serdecznym palcu i jego oczy rozszerzyły się w szoku, gdy wspomnienia uderzyły w niego z siłą Hogwarckiego ekspresu. Gwałtownie usiadł na łóżku, patrząc na obrączkę jak na jakiś niezidentyfikowany obiekt nieziemskiego pochodzenia i jęknął gdy ból się nasilił.

Nie, to nie mogła być prawda...

Rozejrzał się w panice po pokoju i dostrzegł kartkę na szafce nocnej. Drżącymi dłońmi chwycił ją przeczytał jej zawartość.

Doba hotelowa kończy się o dwunastej.

Do zobaczenia w Anglii,

Voldemort.

Harry patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem a w jego uszach pobrzmiewał marsz żałobny.

Chyba muszę się napić...


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro