Rozdział 25
Rozdział dedykowany wszystkim co to czytają ^^
~~~*~~~
Zapadł zmierzch, w Londynie panowały zamieszki wywołane ujawnieniem się czarodziei. Dumbledore stał w centrum miasta i starał się przekonać mugoli o tym, że magia nie jest zła i jedyne czego trzeba się obawiać to Lord Voldemort. Sam zainteresowany nie pojawił się w mieście od czasu przejęcia parlamentu. Nie zależało mu na poparciu mugoli, ale na ich posłuszeństwie. Dlatego też nie zmierzał przemawiać do ludzi, ale od razu pójść do królowej i to jej kazać zapanować na sytuacją. Zwłaszcza, że sam miał dużo na głowie. Wciąż nie mógł zapomnieć o tym co powiedział mu Harry parę dni temu.
Retrospekcja
Harry siedział na fotelu i ze spokojem popijał herbatę, zrobioną przez Kidę która mogła już wrócić do zamku. Chłopak powoli odzyskiwał siły i z dnia na dzień czuł się coraz lepiej. Nie mógł jeszcze używać magii, ale jej obecność nie oddziaływała na niego. Według Toma znaczyło to, że jego system odporności magicznej się stabilizuje, choć do jej prawidłowej formy było jeszcze daleko.
Od chwili kiedy się obudził myślał tylko o tym jak ma ocalić Toma, stało się to jego obsesją. Doprowadziło to do tego, że stał się opryskliwy i drażliwy. Brak pomysłów jak dostać się na pole bitwy doprowadzał go do szału, już nie mówiąc o tym, że nie miał pojęcia co zrobić po tym jak jakimś cudem się tam dostanie. Frustracje powodował też brak wiedzy na temat wydarzeń z przyszłości. Był wtedy tak zrozpaczony śmiercią Riddle, że nie chciał słuchać ani czytać o tym jak zginął i teraz tego cholernie żałował.
Z samym Tomem nie mógł się dogadać. Jego choroba i tajemnica spowodowały mur między nimi którego żaden z nich nie mógł pokonać. Żyli obok siebie, zamieniali parę zdań, a potem Voldemort wracał do wojny, zostawiając Pottera samego sobie. Nawet wieczory spędzali osobno i choć pragnęli być obok siebie, nie potrafili być razem.
Teraz Harry siedząc w bibliotece i popijając herbatę nawet się nad tym nie zastanawiał. Myślami był daleko w przeszłości. Zastanawiał się czy gdyby żył Cedric on dalej walczył by przeciwko Voledmortowi. Czy byłby zdolny zabić go, czy byłby nadal wierny dyrektorowi, czy nadal toczyłby wojny z Draco? Wszystkie te pytania pozostawały bez odpowiedzi. Przez chwilę pogrążył się w marzeniach o alternatywnym świcie i odkrył, że nie może go sobie wyobrazić. Pomimo uczuć jakie żywił do Cedrica, ich wspólna przyszłość wydawała się nierealna. I choć Tom miał wiele wad, to teraz tylko on się liczył.
Jego rozmyślania przerwało pojawienie się skrzata z obiadem. Nie zdziwił się, że jego ukochanego nie było przy nim. Tak już było odkąd powrócił do zdrowia. Zajmował się ważniejszymi rzeczami, choć Harry instynktownie wyczuwał, że coś innego jest tego przyczyną.
Cisza która panowała w pomieszczeniu odebrała mu apetyt, gwałtownie odsunął od siebie talerz z zupą, wylewając przy tym zawartość miski. Nie zwrócił na to jednak zbytniej uwagi. Wstał i z pewną miną ruszył do gabinetu Toma.
Czarny Pan siedział na tarasie i z zamyśleniem przyglądał się ogrodowi. Idealnie przycięte drzewka tworzyły imponujący krajobraz, który jednak wydał się mężczyźnie zbyt nudny i przewidywalny. Zanotował sobie w pamięci, aby w przyszłości zmienić jego wygląd.
Z odrętwienia wyrwał go dźwięk zamykanych drzwi. Zamknął na chwilę oczy i rozkoszował się ostatnimi sekundami samotności. Wiedział, że rozmowa z chłopakiem musi kiedyś nastąpić, ale wciąż miał nadzieję, że nastąpi to znacznie później.
- Tom, czemu nie jesz ze mną?- Usłyszał tak znany sobie głos, a jednocześnie od paru dni tak obcy.
- Nie jestem głodny. - Odparł wciąż nie patrząc na czarnowłosego. Wiedział, że stoi przed nim z rozczochranymi włosami i gniewnym spojrzeniem. Mógł wyczuć jego emocje, złość na niego za unikanie go, smutek, że nie spędzają razem czasu i strach tylko nie wiedział przed czymś. - Harry dobrze wiesz, że jestem ostatnio zajęty. Anglia sama się nie podbije.
- Teraz jednak nic nie robisz. - Warknął wściekle, a Tom westchnął w myśli, ależ z niego dzieciak.
- Myślę, a to wymaga wielkiej koncentracji, której tutaj w ciszy i spokoju mi nie brakuje. - Wytłumaczył mu spokojnym tonem, jednak w środku miał ochotę odejść jak najdalej. Znaleźć się znowu w miejscu gdzie nikogo nie będzie.
- Wiesz, może cię tym zaskoczę, ale wiem co znaczy słowo myślę. - Voldemort zaskoczony otworzył oczy i po raz pierwszy spojrzał na chłopaka, który wbrew jego wyobrażeniu stał spokojny i opanowany, pewny siebie, choć w jego oczach kłębiła się wściekłość.
- Nie to miałem na myśli. - Zaczął, gdy dotarł do niego sens słów chłopaka.
-A ja myślę, że dokładnie o to. Wiesz na czym polega twój problem, nadal uważasz mnie za dziecko. Jesteśmy razem, ale tylko gdy ty tego chcesz. W każdej innej kwestii jestem albo za słabo doświadczony, albo moja wiedza nie jest dostatecznie duża, albo po prostu ty wiesz lepiej. - Harry wciągnął głęboko powietrze próbując się uspokoić. - Wiem, że jesteś starszy i mądrzejszy i lepszy ode mnie, jednak ja nie jestem dzieckiem. Nie jestem nim od bardzo dawna, więc przestań mnie traktować jak ucznia, a stań się moim chłopakiem. - Dokończył miękko i po prostu wyszedł z pomieszczenia zostawiając Toma z głupią miną.
Koniec retrospekcji
Nie wiedział co o tym myśleć. Z jednej strony musiał przyznać Harry'emu rację. Nie uważał go jako równego sobie, widział jego braki w wiedzy w sposobie myślenia. Był nastolatkiem, emocje w nim buzowały i często to one ukierunkowywały jego działania. To było oczywiste, że nie mógł go traktować jak kogoś równego sobie, był młodszy, mniej doświadczony, a on mu pomagał unikać błędów.
Teraz gdy myślał o ich całym związku zastanawiał się czy to wszystko ma sens. Znaczna różnica wieku wpływała na ich relacje, dodatkowo ich przeszłość nie była taka o jakiej by teraz marzył. Niektórych rzeczy nie da się wybaczyć i wątpił w to by nawet Harry był w stanie zapomnieć o tym, że zabił jego rodziców i ukochanego. Jakby jeszcze tego było mało, to do tego doszły tajemnice. Potter ukrywał coś przed nim, coś co podświadomie wyczuwał było niezwykle ważne.
Niestety wojna nie ułatwiała relacji pomiędzy nimi, a wręcz je utrudniała. Mieli przez to mniej czasu dla siebie. On musiał stać się Czarnym Panem, a nie Tomem Riddle. Nie mógł pozwolić sobie na bycie sobą w tak ważnym momencie. Zdawał sobie jednak sprawę, że gdy będzie już po wszystkim, to razem z Harrym będą musieli poważnie porozmawiać. Inaczej ich związek mógł się skończyć szybciej niż się zaczął.
Tom powoli podniósł się z krzesła i podszedł do okna. Zapadł zmierzch, nawet nie wiedział kiedy minął dzień. Za parę minut pewnie pojawi się Lucjusz z relacjami z Londynu. Obiecał sobie, że jutro pójdzie do królowej. Nie mógł sobie pozwolić na dalsze straty w szeregach, przez to, że Dumbledore bawi się w zbawce mugoli.
Westchnął, wojna nie była taka jaką sobie wyobrażał. Niewiele spał, a ból głowy nie opuszczał go ani na moment. Dodatkowo był jeszcze Harry, który zachowywał się nienaturalnie cicho. Pomimo tego, ze pogodzili się po kłótni, to do idealnego związku było im daleko. A im bliżej było ostatecznej bitwy, tym chłopak robił się bardziej płochliwy. Tom zastanawiał się tylko co ten chłopak kombinuje.
Harry siedział w ogrodzie i pomimo zapadającej ciemności nie ruszał się z miejsca. Nie chciał wracać do zamku, gdzie bardzo prawdopodobne natknął by się na jakiegoś śmierciożercę. Chciał mieć jak najmniej mieć wspólnego z tą wojną. Wystarczyło mu to, że bitwa w której miał zginąć zbliżała się nieuchronnie. Teraz gdy tak o tym myślał to nie chciał umierać, pragnął żyć i dożyć sędziwej starości z Tomem u boku. Wiedział jednak, że taka przyszłość jest niemożliwa.
Jeszcze gdyby mógł te ostatnie dni spędzić z Riddlem, ale ten był zajęty wojną, a jeśli nie to cały czas się kłócili. Czuł niemal jak czas niczym piasek przesypuje mu się pomiędzy palcami, a ten który mu jeszcze został marnuje. Chciało mu się niemal krzyczeć z irytacji, że nie potrafili się w tych ostatnich dniach dogadać się. Był zły na sienie za to, że ostatnio wygarnął Tomowi, że zachowuje się jak jego opiekun. Nie chciał tego powiedzieć, ale emocje wzięły górę.
Co się zaś tyczy ostatecznej bitwy miał już wymyślony plan działania, choć wiedział, że nie będzie on łatwy do przeprowadzenia, gdyż większość opierała się na improwizacji i od szczęścia na które liczył. Nie miał pojęcia co może się wydarzyć i pójść nie tak, ale miał nadzieję, że bractwo śmierci będzie w tym czasie nad nim czuwać, by wypełnił do końca spoją misję.
Jeszcze bardziej zmarkotniały niż kilka godzin temu podniósł się i ruszył w kierunku zamku. Przez połączenie wiedział, że wszyscy co mieli przybyć już są i znajdują się w gabinecie Toma, więc będzie mógł przejść spokojnie do swojego pokoju by pójść spać, choć i tak wiedział, że nie zaśnie. Odkąd Czarny Pan wypowiedział wojnie światu, nieczęsto zdarzało mu się przespać więcej niż parę godzin. Dlatego też kładł się późno, a wstawał wcześnie, a myśli powoli go zabijały.
Tom siedział w jadalni i jadł spokojnie śniadanie, tuż obok niego siedział Harry, który z obrzydzeniem wpatrywał się w jedzenie znajdujące się tuż przed nim. Pomimo tego, że nie zjadł jeszcze niczego czuł się jakby miał zaraz zwymiotować wszystko co kiedykolwiek zjadł.
- Możesz powtórzyć? - Zapytał się słabym głosem.
- Harry, co się z tobą dzisiaj dzieje? - Riddle wytarł twarz chusteczką i spojrzał na bladego wybrańca. - Mówię, że dzisiaj zamierzam przejąć ostatecznie Ministerstwo Magii, dlatego pytałem czy chcesz pójść ze mną. Z tego co wiem, to urzędnicy nie zamierzają stwarzać problemów, a jeśli nawet zawsze będę tam ja, więc cię obronie.
- Chyba jednak wolę zostać w zamku. - Zielonooki skierował swoje spojrzenie na ziemię, skoro dziś Tom przejmie kontrole nad Ministerstwem, to za jakiś tydzień będzie chciał ruszyć na Hogwart. Przełknął gwałtownie ślinę, co nie uszło uwadze starszego mężczyzny.
- Ze mną jesteś bezpieczny, więc dlaczego nie chcesz iść. - Jego oczy niebezpiecznie się zwęziły.
- Po prostu nie jestem przekonany czy moja obecność jest tam niezbędna. Poza tym, znam wiele z tych osób które tam pracują. Jak mógłbym im spojrzeć w oczy. - Powiedział zamykając jednocześnie łączącą ich więź, co było jednoznaczne z tym, że coś ukrywa.
- Świetnie, nie chcesz mówić to nie mów. - Tom wstał i ruszył do wyjścia, jednak niem zniknął za drzwiami odwrócił się jeszcze. - Radzę ci się zastanowić poważnie nad naszym związkiem, bo ja powoli tracę nadzieję, ze coś z tego wyjdzie. - I już go nie było. Harry zacisnął pięści i z trudem powstrzymał cisnące się do oczy łzy. Czemu wszystko musiało się pieprzyc w takim momencie.
Pomimo zwycięstwa jakie odniósł nie potrafił się nim cieszyć. Zdobył mugolski i magiczny świat, została tylko ostatnia twierdza do zdobycia. Wisienka na torcie, jednak czuł się jakby coś stracił, a nie zyskał.
Przez całą wizytę w Ministerstwie Magii myślał o tym co powiedział Harry'emu i złapał się na tym, że żałuje tego. Tym razem to on pokierował się emocjami, a nie Potter. Zniszczyło to zarazem jego teorie o słuszności jego postępowania. Jak mógł chronić go przed czymś, co jemu samemu sprawiało trudność.
Obiecał sobie, że gdy tylko wróci do zamku przeprosi chłopaka, jednak złamał to postanowienie zaraz po przekroczeniu progu. Było już późno i wmawiał sobie, że wybraniec już śpi, wiedział jednak, że jest to oczywiste kłamstwo, zważywszy na to, że pomimo zmęczenia nie mógł zasnąć, co oznaczało, że i Harry jeszcze nie śpi.
Sam nie wiedział dlaczego mu to powiedział, wiedział jak to na niego działa. Siedząc w gabinecie obarczał się poczuciem winy i w końcu nie wytrzymał i ruszył w kierunku pokoju Pottera.
Kiedy stanął przed mahoniowymi drzwiami zawahał się. Nie wiedział nawet co ma mu powiedzieć. Nie mógł jednak tego tak zostawić. Delikatnie zastukał, wciąż licząc na to, że Harry jednak śpi. Kiedy jednak usłyszał „proszę" jego nadzieję rozwiały się jak poranna mgła. Z wahaniem wszedł do pokoju który tak dobrze znał.
Brunet siedział na parapecie wpatrzony w widok za oknem. Gdy ten wszedł nie zwrócił nawet na niego uwagę. Kiedy jednak w końcu na niego spojrzał, Tom odkrył, że ma zapuchnięte od płaczu oczy.
- Jak tam w ministerstwie. - Zapytał udając beztroskę, choć Riddle doskonale wiedział, że pod tymi słowami czai się wielki ból, co sprawiło, ze poczuł się jeszcze gorzej.
- Wszystko w porządku, tak jak przewidziałem nikt nie sprawiał problemu, a Lucjusz jest nowym Ministrem Maggi. Jednak mogłeś pójść ze mną. - Odpowiedział uważnie obserwując chłopaka.
- Mogłem. - Przytaknął wybraniec i znów odwrócił głowę w stronę okna.
- Harry, powiesz mi w końcu co się dzieje? - Zapytał siadając na łóżku.
- Mówiłem ci przecież, że nie mogę. Dopiero po jak zginie Dumbledore to ci powiem. - W glosie bruneta dało się słyszeć zrezygnowanie.
- Nie chodzi mi o twoje tajemnice. - Riddle spojrzał uważnie na zgarbioną sylwetkę chłopca. W jego oczach czaił się ból, a cienie na twarzy wskazywały na to, że nie spał ostatnio najlepiej. Nie wyglądał jak dawny Harry Potter.
- To, o co? - Od czasu mojej choroby wszystko się między nami psuje. - Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. - Nie potrafimy się dogadać. Najpierw mnie unikałeś, a teraz nie możemy normalnie porozmawiać. To logiczne, że chodzi o to, o czym nie mogę ci powiedzieć. Nie znosisz, jak ktoś ma przed tobą coś do ukrycia. - Siedząc tak trzymając zgięte w kolanach nogi, przedstawiał widok żałosny. Czarny Pan westchnął, nie mógł nic na to poradzić na to, że brunet miał racje. Podszedł do niego i starł palcem łzy z jego twarzy.
- Może nie jestem zachwycony faktem, że czegoś nie wiem. Zwłaszcza, że mam dziwne przeczucie, że jest to coś ważnego. Jednak skoro nie chcesz mówić to nie będę naciskać. - Usiadł obok Pottera i spojrzał mu głęboko w oczy. - Jednak masz racje, ostatnio nam się szczególnie nie układa. Ta wojna nam nie służy, dlatego gdy to wszystko się zakończy, wyjedziemy gdzieś. Tylko my dwoje. Żadnej polityki, nauki, czegokolwiek. - Potargał czarne włosy Harry'ego. - A teraz uśmiechnij się. - Chłopak walcząc z własnymi uczuciami zmusił się do wygięcia ust. Jak te plany pięknie brzmiały, były jednak niemożliwe. - To ma być niby uśmiech. - Tom przewrócił oczyma, a Potter w odpowiedzi przytulił się do niego i rozpłakał na dobre, tym razem jednak Riddle nie pytał o powód.
Kiedy Harry obudził się następnego dnia odkrył, że leży w objęciach Toma, który smacznie sobie spał. Zdziwiony uśmiechnął się. Dawno nie pamiętał tak miłego poranka. Niewiele pamiętał z poprzedniego wieczoru, nie wiedział kiedy zasnął, ani kiedy położył się po łóżka. Pomimo jednak wczorajszych wydarzeń, dziś czuł się jak nowo narodzony. Sama obecność Toma wpływała na niego kojąco.
- Dzień dobry. - Powiedział zaspany Riddle, przecierając oczy. - Jak się spało?
- Mając taką poduszkę, dość niewygodnie. - Uśmiechnął się złośliwie Potter.
- Skoro jestem tak niewygodny, to czemu nadal na mnie leżysz? - Tom przeciągnął się zmuszając, Harry'ego do zmiany pozycji.
- Ej, nie ruszaj się. - Powiedział oburzony brunet, czym wywołał śmiech u Voldemorta.
- Przecież było ci tak niewygodnie? - Zielonooki przewrócił oczyma.
- Oj tam oj tam. - Z powrotem ułożył głowę na klatce piersiowej mężczyzny i z zadowoleniem zamknął oczy. - Musisz coś dzisiaj zrobić? - Zapytał z pozoru obojętnie.
- Pewnie muszę, ale to może zaczekać. - Tom przejechał palcami po szyi bruneta. - Dziś jesteś tylko ty. - Potter zamruczał gdy ręka Riddle'a zaczęła gładzić jego plecy.
- To dobrze. - Uśmiechnął się i podniósł się by pocałować Toma.
Pomimo dnia wolnego jaki sobie urządzili, trzeba było wracać do rzeczywistości. Ta zaś nie malowała się w za ciekawych barwach. Harry dowiedział się od Toma, że data bitwy ostatecznej planowana jest za niecały tydzień. Wybraniec był zszokowany, nie spodziewał się, że tak szybko po zdobyciu ministerstwa Riddle zdecyduję się ruszyć na Hogwart.
Z powodu właśnie tak szybkiego terminu, Tom stawał na głowie by dopiąć wszystko na ostatni guzik. Spotykał się ze śmierciożercami, przeglądał kolejne księgi i dopracowywał swoje plany. Dlatego też Harry został skazany sam na siebie oraz swoje myśli. A też nie były za wesołe.
Przez cały czas starał się opracować, dopracować przeróżne plany. Rozważał wiele scenariuszy, jak bitwa może się potoczyć. Doszło nawet do tego, że wbrew udawanej obojętności zaczął wypytywać Toma o przebieg bitwy. Jednak ten nie ufając mu, odpowiadał ogólnikami i na niewiele mu się to zdało.
Na pięć dni przed bitwą Potter spotkał się z Draco i Hermioną. Było to ich pierwsze spotkanie od czasów jego choroby. Siedzieli w uroczej kawiarence na obrzeżach Londynu. Oczywiście woku czaiło się kilku śmierciożerców którzy pilnowali ich bezpieczeństwa, jednak ku ich uldze nie rzucali się w oczy.
Hermiona która parę dni temu wróciła z Wiednia teraz promieniała. Opaliła się, a jej twarz nabrała zdrowego odcienia. W oczach czaiły się iskierki szczęścia, który odzwierciedlał szeroki uśmiech. Zwykle kręcone włosy zastąpiły lekkie fale które łagodnie opadały na jej ramiona. Siedziała teraz po lewej stronie Harry'ego i popijała gorącą czekoladę. Draco nie zmienił się nic a nic. Wciąż miał te same blond włosy i nieprzenikniony wyraz twarzy. Z gustownie odgiętym małym palcem popijał gorzką kawę, rozkoszując się przy okazji jej wyrazistym aromatem. Co zaś się tyczy Pottera ten cieszył się z obecności przyjaciół choć jego myśli wciąż zaprzątała ostateczna bitwa. Nagle przez myśl przeszło mu, że to jego ostatnie spotkanie z przyjaciółmi.
Przyjrzał się im. Rozmawiali o czymś, ale był tak pochłonięty własnymi myślami, że nie miał pojęci o czym. Niczym nie przypominali tych jedenastolatków których poznał w pociągu. Już nie byli dziećmi, życie ich zmieniło. Byli dorośli i nie wiedział czy się z tego cieszyć czy nie.
Skierował swoje spojrzenie na Draco. Wciąż pamiętał jak w przyszłości ten podał mu kartkę papieru która doprowadziła go do tej chwili, podarował mu on największy dar, możliwość zadecydowania. Wiedział ile go to kosztowało, mógł się na to zdobyć tylko jego prawdziwy przyjaciel.
Hermiona zawsze przy nim była. Trwała nawet wtedy gdy inni się odwrócili i pomimo ich kłótni podczas wakacji nie zatracili swojej przyjaźni. Cieszył się z tego, że wtedy, za namową Toma podszedł do niej i zaczął rozmowę. Była ona zawsze nieocenionym wsparciem dla niego. W jego oczach zalśniły łzy, będzie mu ich brakować.
- Słuchajcie, chce wam coś powiedzieć. - Powiedział zwracając ich uwagę. Przez cały czas milczący w końcu się odezwał. - Zbliża się ostateczna bitwa i możliwe, że coś może nie pójść po myśli Toma. - Westchnął, a dwójka przyjaciół wymieniła spojrzenia.
- Harry, zdjąłeś z siebie obietnicę nieuczestniczenia w wojnie, prawda? - Zapytała Hermiona patrząc na niego przeszywającym spojrzeniem. - Dlatego zachorowałeś, zachwiało to twój system odporności magicznej, gdyż zaklęcie było ściśle z nim związane. - Wybraniec spojrzał na nią zaskoczony. - Harry, nie jestem głupia. Domyśliłam się. Wystarczyło skojarzyć fakty, jak na uczcie mówiłeś o tym, że jednak chciałbyś uczestniczyć w bitwie.
- No tak, przed tobą nic się nie ukryje. - Przez chwilę wahał się, ale patrząc na dwójkę tak znanych mu ludzi, zdecydował. Wiedział, że zrozumieją. - Jednak to nie był jedyny powód mojej choroby. Jestem z przyszłości. - Wypowiedzone słowa zawisły pomiędzy nimi.
- Żartujesz. Potter, wiesz jakie to jest cholernie niebezpieczne? - Draco porzucił maskę znudzonego arystokraty, a na jego twarzy malowało się niedowierzanie.
- Wiem. Uwierz mi odczułem już tego skutki. - Przez chwilę mierzyli się spojrzeniem, ale po chwili Harry opuścił wzrok i podjął dalszą opowieść- Przyszłość wcale nie wyglądała tak jak byśmy tego chcieli, bo Tom umarł. - Nawet nie zdawał sobie sprawy jak trudno mu będzie wymówić te słowa. Malfoy i Granger spojrzeli na niego z szokiem. - Wiem, brzmi to nieprawdopodobnie, ale tak jest.
- Harry, błagam powiedz, że nie chcesz zrobić tego co myślę. - Obydwoje szybko poskładali fakty i domyślili się co chce zrobić Potter.
- Raczej teraz już nie mam wyjścia i tak zginę, ale przynajmniej jemu mogę zapewnić życie. - I szybko opowiedział im o bractwie śmierci i o układzie jaki z nimi zawarł. Jak przewidział nie spodobało się im to ani trochę. - Nie mówię wam tego, żeby się pożegnać, bo jeszcze kiedyś się spotkamy, ale musicie dopilnować by układ został spełniony. Tylko wy możecie tego dopilnować.
- A co z Czarnym Panem, zamierzasz mu powiedzieć? - Draco patrzył sceptycznie na to wszystko. Nie wiedział co myśleć, o opowieści przyjaciela. Po co on im to mówił, czy myślał, że oni tak po prostu pogodzą się z jego śmiercią i to w dodatku męczeńską.
- Zostawię mu list w którym mu wszystko wyjaśnię. - Hermiona prychnęła. Nie mogła uwierzyć w to co właśnie usłyszała. Jednak patrząc na Pottera wiedziała, że podjął decyzję i nic jej nie zmieni. Jej umysł pracował na najwyższych obrotach, co robić, co robić? To była jej jedyna myśl. - Tak wiem, że to zły pomysł, ale nie mam innego. Przemyślałem już wszystko pod każdym możliwym kątem. Nawet jeśli bym mu powiedział, on by się nie zgodził na moją śmierć i sam by zginął, a ja sam bym tego nie ogarnął. Tylko on jest w stanie to zrobić.
- Ja... Harry, nie wiem co powiedzieć. - Zaczęła mówić, ale jej przerwał, jednocześnie podnosząc się z siedzenia.
-Nic, Hermiono. Ja już podjąłem decyzje, moja śmierć jest nieunikniona. To koniec. Wy jednak musicie żyć dalej i cieszyć się, założyć rodziny, mieć dzieci. Draco musisz koniecznie pójść na te studnia z Fleur, a ty Hermiono, zostaniesz wspaniałą uzdrowicielką. Nie ważcie się po mnie rozpaczać, zrozumiano. - Uśmiechnął się, po raz pierwszy szczerze tego popołudnia. - Kocham was i nie chce was przedwcześnie widzieć, po tamtej stronie. Do zobaczenia. - I teleportował się z powrotem do zamku.
Następne dni minęły mu zaskakująco szybko. Spodziewał się, że będą się dłużyć, a on sam będzie się zadręczał przyszłością. Tak się jednak nie stało. Pogodził się z wydarzeniami które miały nastąpić i był na nie gotowy, toteż gdy nadszedł dzień bitwy wstał późno, gdyż uważał, że więcej nie dane mu będzie sobie pospać.
Na śniadanie nałożył sobie cały talerz słodyczy i nie przejmował się karcącym spojrzeniem Toma, jadł przeróżne słodkości. Nie zwracając uwagi na wszędzie obecnych śmierciożerców pocałował Riddle'a namiętnie, jednocześnie gładząc ręką krocze tego starszego. Nie mógł umrzeć nie zaznawszy wcześniej ostatniej przyjemności. I choć na początku Czarny Pan próbował go od siebie odsunąć to i tak skończyli w łóżku.
Późnym popołudniem śmierciożercy teleportowali się przed Hogwart, a Potter całując po raz ostatni Toma życzył mu powodzenia z uśmiechem na twarzy. Jednak kiedy ten zniknął z charakterystycznym trzaskiem, jego uśmiech zniknął jak bańka mydlana, a zastąpił go zacięty wyraz twarzy.
Gdy tylko upewnił się, że nikogo nie ma w zamku, zamknął się w swoim pokoju i szybko przebrał się czarne ubranie, wziął swoją pelerynę niewidkę, oraz mapę którą otrzymał na urodziny od Toma i teleportował się do Hogsmede.
Wioska zgodnie z przypuszczeniami była pustka. Jednak nie tracił czujności, opatulił się magicznym materiałem i ruszył w kierunku Miodowego Królestwa. Spiesząc się zszedł do piwnicy, by następnie tajnym przejściem dostać się do Hogwartu.
Wiedział, ze dużo szybciej byłoby jakby pojawił się na błoniach w kostiumie śmierciożercy, jednak wtedy istniała większa szansa, ze zostanie przyłapany, gdyż kompletnie nie znał planu.
Korytarz był pełen schodów i zakrętów, do tego był ciasny, jednak Harry nie zwalniał tępa, życie Toma od tego zależało. W myślach wciąż powtarzał kolejne zaklęcia których nauczył się od Czarnego Pana. Nie wiedział jakie może mu się przydać.
Kiedy wyszedł z garbu jednookiej wiedźmy wstrzymał oddech, jednak gdy nic nie usłyszał odetchnął z ulgą. Ściągnął pelerynę niewidkę i wyciągną mapę. Wszyscy znajdowali się na głównym dziedzińcu. Tom walczył w Dumbledorem, reszta stała woku nich i obserwowała walkę, prócz jednej poruszającej się kropki, wszyscy trwali w bezruchu. Harry przyjrzał się nazwisku i jego ciało poraził jego prąd. Już wiedział, jaki był plan tego starca. Chwilę później biegł jak najszybciej mógł w kierunku dziedzińca.
Przez głowę przebiegało mu tysiące myśli, a serce biło jak szalone. Miał tylko nadzieję, że nie jest za późno. Jak ten starzec mógł się dopuścić takiego podstępu. Kiedy wypadł na dwór nikt nie zwrócił na niego uwagi.
- Zawsze byłeś ignorantem Tom. - Usłyszał głos Dumbledora, słyszał jeszcze jak Riddle coś odpowiada, ale nie skupił się na tym, wzrokiem szukał Rona. Kiedy go wypatrzył ten już unosi różdżkę, gotowy w każdej chwili rzucić mordercze zaklęcie. Rzucił się biegiem w jego kierunku gotowy go powalić. Wtedy dopiero wszyscy go zauważyli, włącznie z rudzielcem. Przez chwilę Weasley wydawał się zdezorientowany, ale potem jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.
- Miałem nadzieję, że cię tu spotkam. - Powiedział i skierował swoją różdżkę na Pottera. Necare Cuspis. - Wybraniec nie miał szansy uniknąć tego zaklęcia. Biegł prosto na niego. Wszyscy jak sparaliżowani patrzyli jak Harry upada na ziemie. Zarówno ci po białej jak i po ciemnej stronie patrzyli na Rona z nienawiścią.
Tom szybko się opamiętał, jednym ruchem zabił Weasley'a i skierował swoją uwagę na starca, który nie mógł uwierzyć w to co widzi. Kiedy Voldemort posłał w jego kierunku śmiercionośny promień Avady, nie próbował nawet robić uniku. Gdy zginął Ron, wiedział, że to koniec.
Kiedy dwójka wybawców białej strony padła na ziemię pozbawiona życia, Tom podbiegł do Pottera i razem z nim deportował się do zamku.
Robił co w jego mocy, jednak zaklęcie którym oberwał chłopak rozerwało jego serce, choć na zewnątrz nie było nic widać, wewnątrz krew rozlała się po całym organizmie, a Harry powoli tracił kontakt z rzeczywistością. Ostatnimi siłami trzymał Toma za rękę. Chciał mu coś powiedzieć, ale nie panował nad własnym ciałem. Otchłań wzywała go, a on się jej poddawał.
Tom odkąd poszedł do Hogwartu nigdy nie płakał. Teraz jednak nie mógł powstrzymać łez które spływały mu po policzkach. Nie mógł nic zrobić, Harry odszedł. To był koniec. Jedyna osoba która go kochała, którą on darzył uczuciem, umarła. Nagle cała ta wojna wydała mu się niczym. Oddałby wszystko łącznie ze swoją mocą by móc mieć tego dzieciaka znów przy sobie. Jednak było to niemożliwe. Nie potrafił nawet myśleć, w jego umyśle zapanowała pustka, nicość. Nie mógł jednak puścić tego pozbawionego życia ciała. Trzymał się go kurczowo, ale im mocniej je ściskał, tym szybciej więź pomiędzy nim, a Harrym znikała. Jakby ktoś gasił światła, jedno po drugim, zostawiając za sobą nieprzeniknioną ciemność. Jedyna myśl jaka mu się przewinęła była TO KONIEC.
~~~*~~~
Nie lubię zakończeń, ani happy end'ów ani sad end'ów a to dlatego, że wtedy nie ma już dalej nic i to mnie najbardziej boli. No ale cóż taka kolej rzeczy, kiedyś coś się zaczyna to musi też się skończyć *chlipie bezradnie w chusteczkę* . I choć przed nami epilog to ja i tak mam łzy w oczach. *wybucha płaczem*
Do epilogu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro