Rozdział 18
I znów się poddałam i dodaje wcześniej rozdział *uśmiecha się ponuro* ale oczekuję czegoś w zamian *szczerzy się złośliwie* jeśli to czytasz zostaw ślad *patrzy imitacją groźnego wzroku na zebrany lud* - komentarzy xd
Łapajcie rozdzialik!
Pożegnanie.
Harry zamknął kfer z trzaskiem. Rozejrzał się po pokoju, który przez kilka miesięcy stał się azylem. To przecież tutaj mógł ukrywać się przed złem tego świata, a w dodatku miał też świetnego kompana, który znosił jego humory i pozwalał się wypłakać na ramieniu, po kłótniach z Tomem. Potrafił też dać mu kopa i nie pozwalał pogrążać się w rozpaczy. Tak. Draco był prawdziwym przyjacielem.
Malfoy też stał nad kufrem i z miną władcy świata sprawdzał, czy zabrał wszystko, co było do zabrania. Spakował się już wcześniej, żeby mieć trochę czasu na pożegnanie znajomych i z... zamkiem. Szkołę mieli opuścić wieczorem, zaraz po kolacji.
Harry wraz z Draco i Hermioną umówili się, że zamieszkają z Tomem. Wybraniec już po kilku godzinach błagania uzyskał swój cel. Mimo że, wytaczał ciężkie argumenty, Czarny Pan zawsze odpowiadał to samo.
- To mój dom i nie pozwolę, żeby troje nadpobudliwych nastolatków pałętała się po nim. Już Ty jeden jesteś nieznośny i upierdliwy.
Oczywiście nie zabrakło też obrażonego Harrusia i jego miny zbitego psiaka, oraz głębokiego westchnienia przegranego Toma, który się zgodził. Później musiał przeżyć tylko długi wykład na temat zachowywania się i tym podobnych. Złoty Chłopiec wyłączył się po kilku pierwszych zdaniach. Potter uśmiechnął się na te wspomnienia.
Nadal odczuwał ból, po tym jak zachował się dyrektor, ale jego przyjaciele nie pozwoli zatracać mu się w nieszczęściu. Dzięki nim, a może głównie przez nich postanowił zachowywać się jak gdyby nic się nie stało. Udawał też, że to wielkie błogosławieństwo. Chodził uśmiechnięty, śmiał się ze wszystkiego i podsuwał Ślizgonom nikczemne plany, jak uprzykrzyć dyrektorowi życie. A temu ostatniemu wyraźnie nie podobał się zachowanie bruneta. Miał nadzieję, że jego decyzja sprawi, iż ten się podłamie i odwróci się od Voldemorta. Liczył też na powrót Złotego Chłopca, który mimo złożonej przysięgi, by nie uczestniczyć w wojnie stanie po Białej Stronie.
Harry stanął przed lustrem w łazience i oceniał swój wygląd. Postanowił wystroić się z okazji opuszczenia Hogwartu. Ubrał czarne, postrzępione rurki, jadowicie zieloną bluzkę, która wystawała spod krótkiej, skórzanej kurtki idealnie podkreślającą jego figurę. Włosy opadały mu luźno na ramiona, a zamiast okularów miał soczewki koloryzujące, podkreślające jeszcze bardziej ich kolor. Adidasy zamienił na wysokie glany z rażąco zielonymi sznurówkami. Całkiem nieźle. Pomyślał i wyszedł z łazienki. W pokoju czekał już Draco, który na jego widok złapał gwałtownie powietrze.
- Chyba nie zamierzasz pojawić się tak na kolacji? - Zapytał, choć doskonale znał odpowiedz. Nie potrzebnie namawiał go, żeby pokazał Dropsowi, gdzie jego miejsce.
- Taak. Moim zdaniem wygląda całkiem nieźle. - Wyszczerzył wszystkie ząbki i rozejrzał się po pokoju. - A tak przy okazji, to gdzie są nasze rzeczy?
- Zaniosłem do pokoju Czarnego Pana, żeby wysłał jej do swojego zamku. Przecież nie będziemy się z nimi męczyć wychodząc z Hogwartu. Jakby to wyglądało?! - W jego oczach pojawiły się iskierki. - Pomyśl. Na zewnątrz śnieg i mróz, a my jak sierotki opuszczamy szkołę. Brniemy przez tą śnieżyce, a w oknach zamku widać uczniów, patrzących na nas z litością. Nawet nikt nam nie pomacha na do widzenia. Czy to nie jest straszne? - Wzrok blondyna był zamglony.
- Istotnie. - Harry wywrócił oczyma. - Jednak muszę Cię zmartwić. Cała ta sytuacja na pewno nie będzie miała miejsca. Nie dlatego, iż nie mamy bagażu. Na dworze jest ok 10 stopni i świeci słońce, a i od kilku dni nie ma już śniegu. Obudź się. - Blondyn westchnął tylko teatralnie.
- Oj tam. Marudzisz i tyle. Nie masz w sobie ani trochę artysty. - Draco poszedł do łazienki i przejrzał się w lustrze. - Nie to co ja. Ja jestem dziełem sztuki. Wystarczy na mnie spojrzeć. Jednak to nie ważne. Najważniejsze jest to co jest w moim wnętrzu. A jest w nim...
- Samouwielbienie i zbyt mało skromności. - Przerwał mu Harry. - A teraz jeżeli pozwolisz pójdziemy do Wielkiej Sali, bo zaraz odbędzie kolacja, a wtedy każdy będzie mógł Cię podziwiać.
- Ależ oczywiście. Nie możemy przecież odmówić wszystkim, tego zaszczytu, jakim jest oglądanie mnie po raz ostatni w murach tej szkoły. - Poprawił swoje włosy i ruszyli w stronę Wielkiej Sali.
Wielka Sala rozbrzmiewała różnymi głosami. Każdy omawiał to, co wydarzyło się zaledwie dwa dni temu. Wszyscy byli zszokowani tym, że Złoty Chłopiec został wyrzucony z Hogwartu. Przez tyle lat był traktowany ulgowo, a każde przewinienie było brane z przymrużeniem oka i w końcu przyzwyczaili się do takiego stanu rzeczy. A teraz to. Tym bardziej, że nic nie wskazywało, że Harry Potter zmienił się aż tak. Tymczasem sam zainteresowany z Draco przy boku przekroczył próg Sali. A ponieważ byli spóźnieni, to kilkaset par oczu skierowało się na nich. Przez pierwsze trzy sekundy do uczniów nie docierało co widzieli. Wpatrywali się w Potter'a z szeroko otwartymi oczyma, łącznie z nauczycielami. Wybraniec spojrzał w kierunku stołu nauczycielskiego, a dokładniej na Toma. Ich spojrzenia spotkały się, a Harry zobaczył w jego oczach pożądanie. Przełknął ślinę. Może Draco miał rację i nie powinienem był się tak ubierać? Przemknęło mu przez głowę. Teraz było już za późno. Ruszyli w kierunku swojego miejsca, które miło nim być po raz ostatni. Każdy krok odbijał się echem, bo cisza jaka zapadła po ich przybyciu była tak idealna, że można było usłyszeć nawet najmniejszy szmer. Dopiero gdy usiedli wokół rozległy się rozmowy. Dziewczęta, a czasem i chłopcy zerkali z ciekawością w stronę tamtej dwójki. Oni tylko wymieniali spojrzenia. Najlepsze jeszcze przed nimi. Uśmiechnęli się złowrogo zabierając się do jedzenia. Gdy posiłek zbliżał się ku końcowi do ich stołu podeszła Hermiona. Wcisnęła się między chłopaków i sięgnęła po pucharek lodów.
- Gotowi by opuścić Hogwart? - Zapytała wesoło
- Ależ oczywiście. Już nie mogę się doczekać. - Sarknął Harry, który zezował w stronę nauczycieli. Jemu wcale nie podobało się spojrzenie Toma.
- Ojj tam. Przesadzasz. Będzie fajnie. No i będziesz miał pewność, że żadna informacja Ci nie umknie. - Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Może masz rację. Co nie zmienia faktu, że wolałbym nie zostać wylany. - Siłą woli powstrzymywał się od rzucenia morderczego spojrzenia na Dropsa. - Jedyną myślą, która mnie pociesza jest ta, że nie pochodzi długo po tej ziemi. A ja już o to zadbam. - Uśmiechnął się wrednie.
- Przecież nie wolno Ci brać udziału w wojnie. - Draco spojrzał na niego dziwnie.
- Nawet jak bym nie złożył tej głupiej przysięgi, to Tom i tak zadbał by o to, żebym nie znalazł się w pobliżu bitw. - Westchnął. - No, ale nie o to mi chodziło. Mam pewien plan. - Jego przyjaciele przyjrzeli mu się z nieskrywaną ciekawością.
- Jak ja mogłem pomyśleć, że w czasie bitwy usiedzisz spokojnie na tyłku? - Malfoy westchnął ostentacyjnie. - To co to, za genialny plan?
- Wiedziałem, że was zainteresuje. - Potter uśmiechnął się. - Ostatnio z nudów przeglądałem książki z biblioteczki Toma i natknąłem się na bardzo ciekawy tekst o właściwościach feniksa. Właściwie to większość była o tym co i tak już wiedziałem, ale jedna rzecz była dla mnie nowością. Mianowicie ich pióra oddane dobrowolni mają magiczne właściwości. Między innymi to, że zwalniają ze złożonych przysiąg. - Jego oczy zalśniły łobuzersko. - A tak się składa, że ja jestem w posiadaniu takiego pióra.
- Co?! Masz na myśli pióro feniksa? I nic o tym nie powiedziałeś! - Krzyknęła oburzona Miona.
- Ciszej. Jeszcze ktoś usłyszy. Naprawdę nie widzi mi się, teraz rozmowa z Tomem, na temat mojej nieodpowiedzialności. - Przewrócił oczyma. - A co do pióra? To sam o nim zapomniałem.
- Jak można zapomnieć, o czymś tak ważnym, tak magicznym i niespotykanym? - Żachnęła się dziewczyna.
- Dostałem je od Dumbledora na urodziny. A po za tym bardziej byłem zaadsorbowany listem. - Machnął ręką Potter.
- Czyli podsumowując. Zamierzasz złamać swoją przysięgę o nieuczestniczeniu w wojnie, narazić się Czarnemu Panu i wsiąść udział w bitwie o Hogwart i zabić dyrektora. - Harry przytaknął. - Jesteś samobójcą. Jeżeli nie zabije Cię Drops, to niewątpliwie zrobi to Czarny Pan. - Draco wniósł oczy ku niebu.
- Przestań nazywać go Czarnym Panem. Irytuje mnie to. - Warknął Potter, próbując nie myśleć o konsekwencjach dokonanych wyborów. - A poza tym, chciałbyś, żeby ominęło nas coś tak ważnego?
- Chciałeś powiedzieć: Ciebie. - Uśmiechnął się z wyższością.
- Czy Ty naprawdę myślisz, że Tom zostawi mnie samego, w swoim zamku? No proszę Cię. Zapewne uzna, że przyda mi się towarzystwo, by pilnować mnie, żebym nie zrobił tego, co właśnie planuję. - Wydął wargi. - I tak pewnie będzie coś podejrzewał, tak więc musimy być bardzo ostrożni.
- Jakie my?! Dlaczego sądzisz, że będziemy się dla Ciebie narażać na złość Czarnego Pana? - Draco zmrużył oczy.
- Och, spójrz prawdzie w oczy. Popatrz na Hermionę. Ona już zna mnie na tyle długo, by dobrze wiedzieć, że i tak postawię na swoim. - Uśmiechnął się wrednie.
- Tak wiem to, ale nie myśl, że pozwolę Ci zrobić coś głupiego. Jeden głupi wybryk i osobiście zaprowadzę Cię w bezpieczne miejsce. - Warknęła i odwróciła głowę.
Tym czasem Tom siedział przy stole nauczycielskim i bacznie obserwował trójkę uczniów. Nie musiał nawet zgadywać żeby wiedzieć, że coś kombinują. Wystarczyło spojrzeć na Harry'ego i jego minę, by wiedzieć, że coś knuje. I jak Riddle znał życie, nie spodoba mu się. Postanowił więc sobie, bacznie się im przyjrzeć i pokrzyżować plany, zanim którekolwiek z nich zrobić coś tak absurdalnie głupiego, że tylko Potter mógł na to wpaść. Nim zdążył się obejrzeć, a uczta zaczęła dobiegać końca. Wreszcie. W końcu będzie mógł położyć się we własnym łóżeczku, tak miękkim i przytulnym, że aż nie chciało mu się z niego wychodzić. No, a jeżeli teraz dodać do niego zielonookiego bruneta, to mógłby z niego nigdy nie wychodzić. W zasadzie całkiem na rękę było mu to wydalenie Pottera ze szkoły. Teraz przynajmniej mógł mieć pewność, że chłopak będzie bezpieczny, bo on już zadba, o to by ten nie wychodził bez jego wiedzy. W końcu przezorny, zawsze ubezpieczony. Uczniowie zaczęli powoli zbierać się do wyjścia, a kiedy od stołu Slytherinu wstał Potter z Granger i Malfoy'em z wysoko podniesionymi głowami zaczęli wychodzić z Wielkiej Sali, Ślizgoni zaczęli klaskać. A do nich przyłączyli się inni. Choć nie zabrakło tych, którzy siedzieli w grobowej ciszy ze ściągniętymi ustami.
Harry będąc tuż przy drzwiach uśmiechnął się promiennie do wszystkich zgromadzonych i ukłonił się nisko, po czym wysłał złośliwy uśmieszek w stronę Dumbledora. Ten podniósł wysoko brwi, nie robiąc nic. Uczniowie wiedzieli, że takiego ucznia jak Wybraniec już nie będzie. W końcu to Harry Potter....
~~~*~~~
Za błędy wielkie sory!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro