Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 15 część II

Decyzje

Harry leżał na sofie z głową na kolanach Toma. Panowała cisza. Chłopak nawet nie musiał mówić po co przyszedł. Nie musiał też otwierać swojego umysłu. On po prostu wiedział i czekał na niego.

- Domyślam się, po co Drops wezwał Cię do siebie. Zapewne opowiedział Ci historię z naszego pierwszego spotkania. - Gdy Harry pokiwał głową, Tom ciągnął dalej. - Wiedziałem, że prędzej czy później powie Ci o tym w nadziei, że nawrócisz się i przybiegniesz do niego, by znów być Złotym Chłopcem. Nie przewidział jednak, że zna tylko część tej historii, której ja znam całość. Zanim jednak zacznę opowiadać, chcę znać odpowiedź na jedno pytanie. Czy to co się wtedy wydarzyło coś zmienia? - Harry spojrzał zaskoczony. Już miał powiedzieć oczywiście, ale coś go powstrzymała. Teraz, gdy tak leżał na jego kolanach, czuł się bezpiecznie.

- Nie, nie zmienia nic. - Uświadomił sobie. - Bez względu na to co wydarzyło się w przeszłości, liczy się tylko teraz. Kocham Cię i żadne opowieść tego nie zmieni. - Tom uśmiechnął się na te słowa.

- Cieszę się. - Położył swoją dłoń na włosach chłopaka. - Jeżeli chcesz wiedzieć wszystko, to musimy cofnąć się daleko w przeszłość.

Moja matka wychowała się z dala od przepychu rodu Slytherina. Odkąd tylko odkryto, że nie wykazuje żadnych zdolności magicznych wysłano ją na wieś. Żyła tam razem ze swoją służącą od czwartego roku życia. Oczywiście wiedziała o istnieniu magii, ale nie interesowała się nią. Nie była w niej wychowana. Na wsi przyjaźniła się z mugolskimi dziećmi i chodziła do szkoły. Miała przyjaciółki i jednego przyjaciela. Był nim mój ojciec, Tom Riddle. Byli praktycznie nierozłączni, nie mieli przed sobą żadnych sekretów. Do czasu.

Zdarzyło się w dniu jej 16 urodzin. Po raz pierwszy doświadczyła wybuch mocy, był on na tyle silny, że sprawił, iż przez kilka miesięcy leżała w śpiączce. Jej ojciec był tym niezmiernie zdziwiony, gdyż to do tej pory nie wykazywała żadnych właściwości magicznych. Podczas gdy ona spała, on przeprowadził na niej badanie, by dowiedzieć się czego, ta magia dotyczyła. Jak się okazało, moja matka posiadała raczej przeciętne moce, w rozumieniu takim jakim ten poziom jest dzisiaj. To znaczy, że mogła osiągnąć poziom OWTM'ów na ocenę zadowalającym i to był szczyt jej możliwości. Jej dar polegał na czymś innym. Coś co nie pojawiło się nie od samego Salazara. Moja matka potrafiła zapanować nad amuletem Śmierci i wezwać Bractwo Nieśmiertelnych, i mieć nad nimi kontrolę. Była to moc polegająca, a raczej opierająca się na magii umysłu. Naturalnie opanowała oklumęcję, a po ćwiczeniach potrafiła legilimencję oraz telepatię. Najdłużej zajęło jej opanowanie właśnie tej niezwykłej sztuki umiejętności, by wezwać Bractwo Nieśmiertelnych. Już teraz zaznaczam Ci, że nie jest to zgromadzenie, w którym są elfy, wampiry i tym podobne. Nie, są to ludzie chociaż nie można ich tak nazwać. To do nich należy sąd nad tym, kto ma żyć, a kto nie. Tak samo oni osądzają gdzie masz znaleźć się po śmierci. Władza nad nimi oznacza władzę nad śmiercią. Moja matka przejęła kontrolę nad legendarnym medalionem Salazara. Sprawiał on, że osoba z mojego rodu, która ma go przy sobie nie może umrzeć. Choćby nie wiadomo co się działo. Przez kilka lat moja matka uczyła się panować nad magią itd. Jednak, gdy stwierdziła, że już więcej się nie nauczy wróciła na wieś. Spotkała się tam ze starymi znajomymi i moim ojcem. Ponieważ od zawsze ich do siebie ciągnęło zaczeli się spotykać. Ponoć to była wielka miłość. Wkrótce potem odbył się ślub i ja przyszedłem na świat. Przez dwa lata byliśmy szczęśliwą rodzinką. Do czasu. Wtedy to mój ojciec zachorował śmiertelnie, wtedy moja matka wezwała Bractwo i zawarła z nimi układ, że oni nie zabiorą jej męża, a ona w zamian zrzeknie się swojej mocy i nie będzie mogła nad nimi panować. Niechętnie, ale się zgodzili. Przez następny rok nic się nie działo. I wtedy nagle zmarł mój ojciec. Bajka się skończyła. Matka została bez grosza i domu. Chodziliśmy od wioski do wioski szukając schronienia. Gdy już nie było nadziei, matka sprzedała jaką posiadała. Był to medalion, a mimo że, nie posiadała już mocy, to nadal była z rodu Salazara i Bractwo nie mogło jej zabrać.

Jednak gdy medalion znikł matka zaczęła chorować. Wtedy trafiliśmy do Londynu, szlajaliśmy się tam kilka dni, a z matką było coraz gorzej. Chodziliśmy tak długo, aż trafiliśmy do sierocińca na obrzeżach miasta. Przez kilka dni byliśmy tam razem, a potem ona umarła. Zostawiła mi tylko list. Gdy tylko nauczyłem się czytać dostrzegłem, że ów list posiada wielką i tajemniczą wiedzę. Napisała tam, że jestem czarodziejem. Że posiadam po niej wielki dar. Było to możliwość panowania nad Bractwem i medalionem. Powiedziała dokładnie co mam zrobić, żeby go odzyskać. Powiedziała mi też, że gdy skończę 11 lat, to będę mógł zacząć uczyć się magii. Księgi z wielkiej biblioteki Salazara miały się same pojawiać przy mnie, miałem się uczyć, sam zgodnie z tradycją. Ale oczywiście pojawił się ten przeklęty Dumbledore. Zobaczył jak przywołuję Bractwo. Nie mogłem tego tak zostawić i poszedłem do Hogwartu. Uczyłem się jednocześnie na lekcję i zacząłem naukę taką jaką otrzymać powinienem. Mimo że, od dziecka byłem władczy i podporządkowałem sobie pół sierocińca, i innych dzieciaków, to w szkole nie miałem jeszcze określonego celu życiowego. Zrobiłem to, o co prosiła mnie matka, czyli zdobyłem amulet i władzę nad Bractwem. Jedyne co mnie interesowało, to nauka. Na piątym roku, w jednej z ksiąg z rodowej biblioteki natrafiłem na plany Komnaty Tajemnic. Otworzyłem ją choć muszę przyznać, że nie było łatwo. I właśnie wtedy, wszystko się zaczęło. Dumbledore od razu wiedział, że to ja, ale niestety nie miał powodów. Zaczął mnie bardziej obserwować. Robił wszystko, bym tylko go znienawidził przez te dwa lata jakoś się trawiliśmy. Dopiero pod koniec siódmego roku, było najgorzej. Chciał wtedy udowodnić mi wszystkie winy, a że nie za bardzo mu to wychodziło, to coraz bardziej się irytował. Zakazał mi dosłownie wszystkiego, a już najbardziej nauki czarnej magii. Podczas jednej z naszych rozmów zrobił mi wykład ciemnych mocy i to właśnie on zdecydował, że nigdy nie będę dobry. Dlaczego? Bo tak zwani 'biali' są ograniczeni, nudni i nie mają pojęcia o tym, co się dzieje wokół nich. Już nie mówiąc o idealizacji.

Po Hogwarcie ruszyłem w podróż, podczas której zdobywałem wiedzę. Widziałem różne kultury, zarówno te magiczne jak i mugolskie. Wszystko było zupełnie inne, niż opisywali, to co opisywali w książkach. Po kilku latach wróciłem do Anglii. Zamieszkałem w zamku moich przodków i zacząłem przyglądać się sytuacji politycznej w Ministerstwie. Prawdopodobnie z nudów, zacząłem snuć plany podbicia Wielkiej Brytanii. Odnowiłem kontakty ze szkoły i stworzyłem początki tego co jest dzisiaj. Oczywiście nie od razu zaczęliśmy walkę. Nie mogłem przecież rzucić się z motyką na słońce. Zbierałem informacje, szkoliłem Śmierciożerców. Potem powstały plany ataków, każdy był zaplanowany, wszystko zawsze musiało być zapięte na ostatni guzik. Nasze początki były raczej proste, gdyż zaczęliśmy od ataków na mugoli. Miało to pokazać, że jest ktoś kto nie stosuje się do tego co mówi Ministerstwo i Dumbledore. Właśnie przez to, ludzie zaczęli mówić, że chcę się pozbyć wszystkich niemagicznych ludzi. Gdybym nawet powiedział, to by mi nie uwierzyli. Ludzie boją się mnie. Boją się, do tego stopnia, że przestali wypowiadać moje imię, a Dumbledore jeszcze to podsycał. Na jego nieszczęście coraz więcej czarodziei się do mnie przyłączało. Walka trwała dalej, a szala zwycięstwa przechyla się na moją stronę. Wtedy została wypowiedziana przepowiednia. Resztę już znasz.

Harry patrzył się na niego zszokowany. Po opowieści dyrektora spodziewał się, że Tom od dziecka miał skłonności do zabijania i rządzenia światem. Nie takiej historii się spodziewał. Gdyby nie to, że od jakiegoś czasu zaczął rozumieć Riddle'a i poznawać go, to by nie uwierzył w to co usłyszał.

- Kiedy zamierzasz podbić Hogwart i resztę Anglii? - Zapytał się, łącząc wszystko, to co usłyszał.

- Jeszcze nie wiem. Aczkolwiek wszystko jest już przygotowane. - Tom zamyślił się na chwilę. - Właściwie, to mógłbym to zrobić nawet jutro, ale jeszcze nie doszło do otwartej wojny. Myślę, że gdzieś pod koniec roku szkolnego wszystko się zacznie. - Harry spojrzał na niego swoimi wielkimi, zielonymi oczyma.

- Jakbyś powiedział, to dwa miesiące wcześniej, to pewnie chciałbym wszystko wiedzieć, ale teraz jest mi, to już zupełnie obojętne. Masz tylko wygrać i nie dać się zabić. - Potter uśmiechnął się szeroko widząc zdziwioną minę Toma. - Ufam Ci.

- To dobrze. - Riddle objął go i pocałował go namiętnie...

Następnego dnia Harry szedł do Wielkiej Sali zadowolony z życia. Teraz gdy zdał sobie sprawę, że kocha Toma i ufa mu całkowicie poczuł kamień spadający z serca. Gdy usłyszał też, że wszystko do wojny jest gotowe i on nie musi brać w tym wszystkim udziału ulżyło mu. Ślizgoni siedzieli przy stole i swobodnie rozmawiali. Harry usiadł koło Draco. Nałożył sobie śniadanie.

- Masz zrobiony esej na czarną magię? - Zapytał się Malfoy zaczynając rozmowę.

- Nie miałem czasu, ale myślę, że profesor mi wybaczy. - Wyszczerzył ząbki w szerokim uśmiechu. Blondyn tylko przewrócił oczyma.

- Bez szczegółów proszę. - Zaśmieli się. Nagle w Wielkiej Sali zrobiło się nienaturalnie cicho. Chłopcy rozejrzeli się po pomieszczeniu i spostrzegł, że do ich stołu idzie cały czerwony Ron.

- Jak myślisz, czego chce? - Zapytał Draco.

- Z jego miny wnioskuję, że nie będzie to przyjemne spotkanie... dla niego oczywiście. - Obaj uśmiechnęli się złośliwie. W tym czasie Ron podszedł do nich.

- Ty... - Warknął wskazując na Malfoya. - Jak śmiałeś...

- Weasley nie potrafisz się nawet porządnie wysłowić? Mów o co Ci chodzi, albo spadaj. Poza tym nie powinno się pokazywać nikogo rękoma. To wysoce niekulturalne. - Warknął Harry, nawet nie siląc się na uprzejmość.

- Odwal się Potter. Ta fretka ukradła mojemu bratu dziewczynę. - Ślizgoni, którzy akurat coś jedli lub pili krztusili się, tym co mieli w buzi.

- A co Twój brat potrzebuje adwokata Wieprzlej? Jeżeli tak, to radzę mu dobrze wymienić Cię na kogoś innego. - Draco uśmiechnął się złośliwie.

- Bill miał się jej oświadczyć, ale dowiedział się, że ona go już nie kocha, bo poznała kogoś innego. - Ron robił się coraz bardziej czerwony.

- I skąd wniosek, że to ja jestem, tą osobą? - Twarz blondyna nie wyrażała niczego, ale oczy błyszczały jasno.

- Widziałem was w Hogsmade. Zemszczę się za to. - Wyciągnął różdżkę mierząc w Malfoy'a.

- Nie radzę panie Weasley. - Znikąd za nimi pojawił się Snape. - Minus 20 punktów dla Griffindoru, za wszczynanie bójek i minus 10 za zakłócanie spokoju. - Ron już otwierał usta, żeby coś powiedzieć. - Jest pan pewien, że chce coś dodać? Pragnę przypomnieć, że Twój dom i tak ma najmniej punktów. Chyba nie chce pan pogorszyć sytuacji?

- Nie panie profesorze. - Powiedział przez zaciśnięte zęby. - I tak Cię dopadnę Malfoy. - Warknął i wyszedł z Wielkiej Sali. Reszta śniadania minęła w spokojnej atmosferze.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro