Rozdział 13 część II
Święta
Zbiżał się wieczór. Światła zaczynały się jarzyć złotym blaskiem. Z każdą chwilą, Paryż wyglądał cora bardziej magicznie. Harry siedział w swoim pokoju, przy oknie i podziwiał odbijające się światła w wodzie Sekwany. Myślał o wszystkim co się zdarzyło, od początku roku, kiedy nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę. - Powiedział nawet nie spoglądając na to, kto wchodzi do pokoju.
- Wiesz, nie spodziewałem się, że wpadniesz w moje ramiona. Wystarczyłoby zwykłe dzień dobry.
Harry szybko odwrócił głowę, nie wierząc własnym uszom. W dzwiach stał Tom Riddle, we własnej osobie.
- Tom, co Ty tutaj robisz? - Zapytał się, bojąc się podejść.
- Zaprosiłeś mnie na bal, czyż nie? A więc, o to jestem. - Uśmiechnął się ironicznie i podszedł do chłopaka. - Wiesz, naprawdę nie musisz mnie tak wylewnie witać. Mówiłem już, że zwykłe dzień dobry wystarczy.
- Cześć, Tom. Wystarczy? - Powiedział sarkastycznie, ale efekt popsuł malujący się na ustach uśmiech.
- Na razie może być. - Spojrzał na okno. - Może przejdziemy się? W końcu i tak musimy porozmawiać. - Nagle jego ton wydał się jakby z oddali.
- Ciekawa propozycja i myślę, że nawet chętnie na nią przystanę. - Uśmiechnął się od ucha do ucha i pochwycił wyciągniętą dłoń Toma.
Szli w ciszy, uliczkami Paryża. Wszędzie migotały światła, oświetlając miasto nocą. Żaden z nich nic nie mówił, czekając na to, aż ten drugi się odezwie. Oboje w głowach dobierali odpowiednie słowa, które mogli by powiedzieć. Za każdym razem, słowa wydawały im się zbyt błache i nieodpowiednie. Udawali, że zachwycają się nocą, która faktycznie była dziś wyjątkowo piękna. Mroźne powietrze nie przeszkadzało, tak jak w Anglii. Tutaj otrzeźwiało, a piękne kamienice i oświetlane zabytki sprawiały, że nawet człowiek nie czuły na sztukę musiał się zachwycić. Mimo iż, szli w tylko sobie znanym kierunku dotarli w końcu do przepięknego mostu Aleksandra III . Zatrzymali się i wpatrzyli w Sekwanę.
- Wyobrażałem sobie, że ta rozmowa będzie się bardziej kleić, ale widzę, że nie jesteś zbyt rozmowny. Więc może ja zacznę? - Powiedział Tom, próbując zachować neutralny ton głosu. Nie wiedział jak na jego słowa zareaguje chłopak. Sam miał problem, żeby powiedzieć, to co planował, ale nie ma odwrotu. - To co zdarzyło się tydzień temu, jest bez znaczenia. - Nabrał powietrza. - To był tylko przypadek, zwykłe zrządenie losu. - Zamknął oczy, byle tylko nie widzieć tych wpatrzonych w niego zielonych oczu. - Jednakże to by kiedyś musiało się wydarzyć. Już od prawie początku roku zacząłem zauważać u siebie, chorą fascynację Twoją osobą. Zacząłeś mnie zmieniać, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Wprowadziłeś tyle zamętu do mojego uporządkowanego świata. Nawet nie wiem, kiedy zacząłem się o Ciebie martwić, wypatrywać na korytarzach i dokładnie się przyglądać. - Otworzył oczy i spojrzał Wybrańcowi w oczy. - Nigdy, nawet w najgorszych koszmarach nie spodziewałem się zakochać w chłopcu, którego nienawidziłem przez połowę życia. Tamto wydarzenie utwierdziło mnie i dlatego pocałowałem Cię wtedy. Potem u mnie zachowywałem się dziwnie, prawda? To dlatego, że wciąż nie mogłem w to uwierzyć, ale jak wyjechałeś, nagle wszelkie wątpliwości się rozwiały. - Uśmiechnął się łobuzersko. - Powiedziałem to raz i nie wymagaj bym powiedział, to jeszcze raz. Już i tak nie zachowuję się jak Lord Voldemort, więc doceń to. - Teraz to Harry się uśmiechnął. To był Tom jakiego znał.
- Taak. Ten tydzień chyba naprawdę był nam potrzebny. Bo i ja zrozumiałem, że jeżeli nie ma Cię blisko, to nie potrafię się na niczym skupić. Mimo że, uwierz mi naprawdę próbowałem. Nic mnie nie cieszyło, chociaż Car i Meg stawali na głowie, żebym się szczerze uśmiechnął. Już nie mówiąc o tym, że przeraźliwie tęskniłem. - Jego głos delikatnie drżał. - Wiem, jestem nienormalny, ale na Merlina spróbuj zrobić jedną rzecz nie tak, a uduszę Cię i tym razem mówię poważnie. Przez ten tydzień zrozumiałem, że naprawdę czuje do Ciebie dużo więcej niż powienienem. Mimo tego, nie dam się skrzywdzić. - Tom spojrzał na niego ze zdziwieniem. Harry otworzył swój umysł i poprzez więź przesłał mu swoje uczucie, wobec niego. Przesłał też obawy jakie z nim wiązał. Jego uczucia i emocje mówiły dużo więcej, niż słowa i Tom zrozumiał. W przeszłości przysporzył mu tyle cierpienia i ten bał się, że coś takiego może się znowu wydarzyć.
- Jestem Czarnym Lordem i z natury jestem zły, ale obiecuje Ci, że postaram się. - To jedno zdanie wystarczyło Potterowi. Przytulił się do Toma, wtulając się w jego płaszcz. - Zimno Ci, czy to w końcu powitanie mojej skromnej osoby? - Zaśmiał się Riddle, patrząc na chłopca wtulonego w niego.
- Możesz zinterpretować to, jak Ci się podoba. - Wystawił mu język, nie puszczając go.
- W takim razie, jest to przejaw Twoich uczuć względem mojej osoby. - Powiedział po chwili zastanowienia.
- Może, ale pamiętasz, miałeś coś przeczytać. - Uśmiechnął się i puścił Toma.
- A Ty miałeś odrobić pracę z eliksirów. I co zrobiłeś? - Czarny Pan podniósł jedną brew do góry.
- Zrobiłem. A Ty przeczytałeś?
- Tak, przeczytałem. I powiem, że to dość interesujący fragment, choć za bardzo dramatyczny. Tak sądze.
- Przeczytasz mi go na dobranoc. - Powiedział Harry, chwytając Toma za rękę i pociągnął go wzdłuż rzeki.
Siedzieli w pokoju Harry'ego . Tom trzymał zwitek pergaminu w dłoniach.
- No chyba nie sądziłeś, że wezmę ze sobą biblię? Już wystarczające było patrzenie na Lucjusza, któremu kazałem zdobyć tą księgę. Wierz mi, myślałem, że Cię uduszę.
- Żałuję, że tego nie widziałem. - Zaśmiał się chłopak, a teraz już czytaj.
- Dobra, już dobra. Ale potem chcę sprawdzić Twoją pracę z eliksirów. - Odchrząknął i zaczął głębokim, poważnym tonem.
Gdybym mówił językami ludzi i aniołów
A miłości bym nie miał,
Stałbym się jak miedź brzęcząca, albo cymbał
brzmiący.
Gdybym też miał dar prorokowania i znał wszystkie
tajemnice,
I posiadał wszelką wiedzę, i wszelką możliwą
wiarę
Tak, iż bym góry przenosił, a miłości bym nie miał,
byłbym niczym.
I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność moją,
a ciało wystawił na spalenie,
lecz miłości bym nie miał.
nic bym nie zyskał.
Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest.
Miłość nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą;
nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego,
nie unosi się gniewem, nie pamięta złego;
nie cieszy się z niesprawiedliwości,
lecz współweseli się z prawdą.
Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje,
nie jest proroctwa, które się skończą,
albo jak dar języków, który zniknie.
albo jak wiedza, której zabraknie.
Po części bowiem, tylko poznajemy i po części prorokujemy.
Gdy zaś przyjdzie to, co jest doskonałe,
zniknie to, co jest częściowe.
Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko,
czułem jak dziecko, myślałem jak dziecko.
Kiedy zaś stałem się mężem, wyzbyłem się tego,
co dziecięce.
Teraz widzimy jakby w zwierciadle, nie jasno;
wtedy zaś zobaczymy twarzą w twarz.
Teraz poznaję po części,
wtedy zaś poznam tak,jak i zostałem poznany.
Tak więc trwają wiara, nadzieja, miłość. - Te trzy"
z nich zaś największa jest miłość. - Zakończył Tom przeciągając ostatnie słowo.
- I jak się podobało? Wiem. Jestem niesamowity.
- Tak, pięknie to przeczytałeś. Ten tekst jest wogóle piękny. - Rozmarzył się chłopak.
- Taa. Bardzo dużo mówi, o miłości tak szczerej, że aż nierealnej. - Powiedział z pewną goryczą - Jeszcze Ciebie nie pytałem, ale w zasadzie myślę, że to dobry moment zwłaszcza po tych wszystkich dyrdymałach. - Zrobił dramatyczną pauzę. - Czy zechciałbyś uczynić mi ten zaszczyt i zostać moim chłopakiem? - Harry'ego zatkało na krótki moment.
- Było tak romantycznie, a Ty zepsułeś to swoimi dyrdymałami. - Zaśmiał się. - Ale tak zostanę Twoim chłopakiem. - Przysunął się bliżej niego i złożył na jego ustach delikatny pocałunek. - A teraz sprawdź mi tą pracę z eliksirów marudo. - I podał mu zwitek pergaminu. Tom zrobił nieszczęśliwą minę, ale posłusznie wziął wypracowanie.
Okazało się, że na bal zaproszeni zostali także inni znajomi Harry'ego. Przybył Severus Snape, ubrany w czarne wyjściowe szaty, które idealnie podkreślały jego sylwetkę, a także umył włosy, które teraz lekko okalały jego twarz. Także rodzina Malfoy'ów pojawiła się na przyjęciu. Narcyza ubrana była w długą, wieczorową suknię w kolorze turkusowym, który podkreślał kolor jej oczu. Draco i Lucjusz ubrani w identyczne garnitury z wyszywanym herbem rodowym. Nie zabrakło też gości takich jak Wiktor Krum czy Fleur Delacour. Początek balu był raczej sztywny i oficjalny. Harry został zmuszony, by wraz z Oscarem i Meggi witać gości. Tom wykręcił się od tego, stanął obok i obserwował wszystko czujnym wzrokiem. Po zapoznaniu się ze wszystkimi gośćmi i wymienieniu uprzejemności wszyscy zasiedli do stołu, gdzie podano wystawną kolację. Na 'szczycie' stołu siedział Car z Meg. Koło dziewczyny zasiadła rodzina Diggory, oraz uczestnicy Turnieju Trójmagicznego (oprócz Harry'ego) . Potter usiadł po prawej stronie Oscara, zaraz obok niego siedział Tom, a na przeciwko Malfoy'owie oraz Snape. Przy stole dało się usłyszeć różne języki, począwszy od francuskiego po przez angielski, a skończywszy na niemieckim czy rosyjskim. Rozmowy toczyły się na różne tematy, wszyscy jednak omijali temat polityki. Atmosfera była raczej otwarta, co wywołało zdziwienie szczególnie u Harry'ego, który spodziewał się raczej kilku zamkniętych kręgów, a wszyscy byli otwarci na innych. Wybraniec raczej mało się odzywał. Nie czuł się zbyt pewnie wśród ludzi z wyższych sfer, zwłaszcza w tak oficjalnym środowisku. Prywatnie zachowywali się całkiem inaczej, a teraz zmuszeni byli do etykiety, w której Potter wogóle się nie orientował. Zwłaszcza, że teraz rozmowa toczyła się na temat kultur wymarłych cywilizacji, w których on nie orientował się za bardzo. Właściwie nie wiedział nic po za tym, o czym poinformował go Tom, na prywatnych lekcjach. Tak więc siedział cicho i tylko wsłuchiwał się w to co mówili inni.
- Och, przeciwnie Severusie. Aztekowie byli bardzo rozwinięci jak na tamte czasy. Zwłaszcza jeżeli chodzi o rytułały. Opanowali je do perfekcji, a nam zajęło to setki lat. Nie możesz, więc powiedzieć, że byli mało inteligentni. - Uprzejmie, lecz stanowczo zaprzeczył Lucjusz.
- Dobrze, mieli swoje zalety, ale nie umieli użytecznie zastosować tej magii. Inaczej nie dali by się pokonać mugolom. Ich te słynne rytułały ograniczały się do składania ofiar Bogom. Nic więcej. Chociaż nie zaprzeczam, coś tam umieli. - Snape używał neutralnego tonu, chociaż dało się w nim wyczuć odrobinę irytacji.
- Te Twoje ' coś tam ' stanowi podstawę dzisiejszych rytułałów runicznych, oraz przeistoczenia, z których sam zresztą niedawno korzystałem i jak widzisz z bardzo pozytywnym skutkiem. - Tom włączył się do dyskusji. - Nie możesz skreślać całej cywilizacji i jej osiągnięć przez jedno wydarzenie.
- Jednakże wydarzenie, to sprawiło, że Aztekowie na zawsze odeszli w zapomnienie, a jedyne co po nich pozostało, to ruiny piramid. Gdyby byli tak genialni, jak twierdzisz, to nie dali by się podbić Hiszpanom. -Nie dawał za wygraną Severus.
- Nie rozumiem, co upadek ma wspólnego z ich osiągnięciami. Przecież to, czego dokonali dla niektórych do dziś pozostaje zagadką. Nie da się zaprzeczyć ich geniuszowi. - Dyskusja pochłonęła nawet Draco. Harry patrzył tylko na nich, z niemą bezradnością w oczach. W zasadzie to nawet nie wiedział, o czym mówią.
- O tak. Draco ma rację. Nawet dziś trudno nauczyć się tego, co oni umieli w wieku swojej świetności. Harry ostatno uczył się rytułałów runicznych i nawet z jego magiczną mocą, okazało się to trudną sztuką. - Nagle wszystkie pary oczu spoczeły na nim. Poczuł jak się rumieni i nie wiedział co ma powiedzieć, kiedy nagle poczuł dłoń Toma na swoim kolanie.
- Istotnie ich sposób myślenia zdecydowanie różni się od dzisiejszego i trudno się przestawić. Zwłaszcza po tylu latach używania tylko różdżki i zaklęć. - Powiedział cicho, ale pewnie. Zauważył jak Tom się uśmiecha. - No tak. Zapomniał zamknąć przed nim swój umysł i ten wiedział o wszystkich jego obawach i postanowił mu pomóc.
Obiad, a raczej kolacja minęła w luźniej i miłej atmosferze. Gdy Harry odważył się po raz pierwszy odezwać w dyskusji, zyskał pewność siebie i zaczął czynnie uczesticzyć w rozmowach. Wciąż jednak nie odzywał się, gdy nie był w 100 % pewien. Po posiłku przyszła kolej na tańce. W tym celu otworzona została, zazwyczaj zamknięta sala balowa. Było to, pomieszczenie magicznie powiększone, gdyż zdecydowanie swoją wielkością przewyższała większość całego domu. Podłoga była pokryta brązowymi płytkami. Na ścianach wisiały obrazy, a raczej portrety przedstawiające ludzi tańczących i bawiąc się. Piękne kryształowe żyrandole oświetlały salę, a przez okna wpadało księżycowe światło. Pod ścianą ustawiony, był długi z piciem i jedzeniem, zaś po przeciwległej stronie stała orkiestra. Gdy tylko popłynęły pierwsze dźwięki, a do tańca ryszyły pojedyńcze pary. Harry z uporem stał pod jedną ze ścian wraz z Oscarem i próbował nie patrzeć na tańczących z gracją arystokratów.
- Harry, przecież tańczyłeś na Balu Bożonarodzeniowy. Czemy teraz nie zatańczysz? - Dopytywał się chłopak.
- Zatańczyłem jeden taniec, który i tak wypadł tak kulawo, że bardziej się nie dało. Potem nie tańczyłem. Siedziałem wraz z Ronem i piliśmy drinki. - Sprostował chłopak patrząc na wszystko byle nie na parkiet.
- A więc to, dlatego od godziny siedzisz w tym samym miejscu. - Odezwał się Tom, stojący tuż za nim.
- Ja nie tańczę i to się raczej nie zmieni. - Odpowiedział nie odwracając się nawet.
- Och, Harry odmówisz mi tej przyjemności, zatańczenia z moim chłopakiem? - Odezwał się i nie czekając na odpowiedź pociągnął go w stronę parkietu.
Tom objął go jedną ręką w tali, drugą złapał go za rękę. Muzyka znów popłnęła, a Riddle wykonał pierwszy krok walca. Harry, który ledwo pamiętał kroki. Wciąż patrzył pod nogi.
- W czasie tańca, zazwyczaj patrzy się partnerowi prosto w oczy, a nie pod nogi. - Nie minęła chwila, gdy Tom skomentował jego postawię.
- To Ty zmusiłeś mnie, do tańca. - Warknął wściekle. - Ja nie potrafoę tańczyć. Potykam się o własne nogi i brak mi tej waszej arystokratycznej gracji. W dodatku czuję się taki ciężki, po tej kolacji. Jak niby mam lekko poruszać się po parkiecie? To jest pierwszy i ostatni taniec, jaki tańczę. - Zakończył swoją tyradę.
- Szkoda, bo naprawdę dobrze Ci idzie. - Zaśmiał się Voldemort.
Dopiero w tej chwili Harry uświadomił sobie, że przez cały czas tańczył i nie popełnił żadnego błędu.
- Ale jak? - Jęknął.
- Poprostu dobrze prowadzę. - Uśmiechnął się do niego, uśmiechem pełnym wyższości.
- Ach, prawie zapomniałem o Twojej wręcz niespotykanej skromności. - Rzucił ironiczną uwagę, ale nie włożył w nią serca.
Taniec minął Harry'emu bardzo przyjemnie i nawet dał się zaprosić na kilka kolejnych, chociaż czynił to z wyraźną niechęcią. W końcu jednak wykręcił się zmęczeniem i podszedł do stołu z przekąskami. Był już tam Draco, pogrążony ze Snapem. Gdy tylko do nich podszedł obaj umilki.
- No Harry mów. Jesteś z Czarnym Panem, czy nie? - W jego szarych oczach błyskały radosne ogniki.
- Może. - Rzucił lakonicznie i nieznacznie się zarumienił.
- A więc jesteś. Gratulacje. - Z uśmiechem na ustach przytulił go po bratersku.
- Taa. Potter tylko nie wyprowadź go z równowagi, przy pierwszej lepszej kłótni. Jakoś nie chcę oglądać zwłok żadnego z was. - Severus uśmiechnął się drwiąco.
- Bez przesady. Nie będzie tak źle... chyba. - Wziął do ręki drinka i wypił troszkę.
- Będzie, jeżeli dalej będziesz prosił Czarnego Pana, o to by czytał biblię. - Włączył się do rozmowy Lucjusz, który dopiero co przyszedł. - Jak kazał mi zdobyć jakiś egzemplarz, to myślałem, iż się przesłyszałem. A wiesz co było najgorsze? Że to była prawda. - Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Nie, to tylko jednorazowy wypadek. Jakoś mi też się nie śpieszy, do czytania Pisma. - To stwierdzenie wywołało uczucie ulgi u Śmierciożerców. Nawrócony Tom, to nie było coś, czego chcieli doświadczyć.
- Wciąż nie mogę się nadziwić, jak go do tego przekonałeś. Gdyby ktoś mi by powiedział o tym jeszcze 2 tygodnie temu, wysłałbym na oddział zamknięty w Mungu. - Zaśmiał się Malfoy Senior.
- Chociaż i tak, to co ten smarkacz robi z Czarnym Panem w szkole jest zadziwiające. W życiu nie powiedziałbym, że może on tak prychać przy wszystkich nauczycielach jak rozjuszona kotka. - Severus wyjątkowo podzielał zdanie większości.
- Jestem tylko ciekawa, kto pierwszy owinie sobie, tego drugiego wokół palca? - Odezwała się, jak dotąd milcząca Narcyza.
- Zdecydowanie stawiam na Harry'ego. - Draco uśmiechnął się szeroko. - Ma wyjątkowy dar zmieniania ludzi.
- Możecie nie mówić o mnie, jakby mnie tu nie było? - Powiedział rozbawiony Wybraniec. - Jeżeli jednak jest tak jak mówisz, to następną osobą, którą będę próbował zmienić, będzie nasz zgryźliwy mistrz eliksirów.
- O taak. Przydałaby się mała zmiana. - Powiedział Tom, który nagle pojawił się obok nich. - I przyłączam się do prośby Harry'ego , żebyście nie mówili o nas, jakby nas tutaj nie było. - Śmierciożercy poruszyli się zakłopotani. - W każdym razie uważam, że już odpocząłeś i możemy wrócić do tańca. Jeszcze przed końcem balu zrobię z Ciebie tańcerza. - I po raz drugi tego wieczoru siłą pociągnłął chłopaka na parkiet, a rozbawieni Śmierciożercy wymienili znaczące spojrzenia.
Harry zakłopotany zachowaniem Riddla, tańczył w jego ramionach.
- Jesteś niemożliwy. Przecież my tylko rozmawialiśmy. - Odezwał się po chwili.
- A czy ja coś mówię? - Tom, wyraźnie nie poczuwał się do winy.
- Nie. Słyszałeś całą rozmowę? - Chłopak spojrzał mu w oczy.
- Oczywiście, że tak. Chyba nie myślisz, że bym zostawił Cię samego. - Harry zachichotał. - A co Ciebie tak śmieszy? - Zapytał zaciekawiony.
- Kto by pomyślał, że Lord Voldemort, może być tak zaborczy?
- Wcale nie jestem zaborczy. - Prawie wysyczał te słowa. - Poprostu to Ty jesteś Chłopcem-Który-Przeżył-I-Przyciąga-Kłopoty-Jak-Magnez.
- Nie moja wina. - Nabormuszył się Potter.
- A czy ja mówię, że Twoja? - Tom zaśmiał się, widząc jego minę. Bez namysłu pocałował go namiętnie. - Jesteś mój i nie pozwolę na to, żeby przez moją głupotę coś Ci się stało.
- Czuje się zaszczycony. - Wybraniec przylgnął do Czarnego Pana, jak jakaś maskotka.
Bal trwał już od kilku godzin i w końcu Harry osunął się na krzesło zmęczony. Jego umysł był w stanie, w którym mógł myśleć tylko i wyłącznie o spaniu. Kiedy nagle przy nim pojawili się Wiktor i Fleur. Usiedli po jego bokach.
- Ach, 'Arry. Jak miło widzieć Ci. - Zaszczebiotała łamaną angielszczyzną dziewczyna.
- Fleur, Wiktor! Dawno się nie widzieliśmy. - Harry zdusił ziewnięcie.
- Mi nie widzieliśmu, że będziesz tutaj. - Angielski Bułgara zdecydowanie się poprawił.
- Przyjechałem odwiedzić znajomych, a wy co tutaj robicie? - Chciał jak najszybciej zakończyć tą konwersację.
- Dostaliśmy zaproszenie. Nie mogliśmy odmówić. - Zrobił krótką pauzę. - Jutro wyjeżdżamy rano. Przyszliśmy się przywitać.
- To wy tutaj jesteście razem? - Harry zaskoczony spojrzał na nich.
- Och, 'Arry jesteś zabawny. - Zaśmiała się blondynka. - Ja już jestem z kimś.
- Gratulacje. - Chłopak przytulił ją serdecznie. - Z kimś, kogo znam?
- Z Bill'em Weasley'em. My poznaliśmy się zaraz po pierwszym zadaniu i tak wyszło. - Każde słowo przychodziło jej, z wielkim trudem.
- Muszę mu pogratulować. - Zaśmiał się. - A Ty Wiktor?
- Ja jestem z Twoją przyjaciółką, Hermioną. - Powiedział, a Harry mimo że, chciało mu się spać, odrazu się rozbudził.
- A ona nie jest z Ronem? - Zapytał się zdziwiony.
- Nie, oni zerwali już w październiku. - Teraz to Bułgar się zdziwił. - Przecież jesteście przyjaciółmi. Nie wiedziałeś tego?
- Pokłóciliśmy się. - Odparł krótko. - Pasujecie do siebie. Mam nadzieję, że wam się poszczęści. - Posłał mu szczery uśmiech.
- Dzięki. - Chciał jeszcze coś dodać, kiedy zauważył, że ktoś się zbliża. - My już lepiej pójdziemy. Twój chłopak jest bardzo zazdrosny. Odkąd przyszliśmy, cały czas nas obserwuje. - Wziął Fleur pod rękę i odszedł mrugając jeszcze do niego. Chwilę później poczuł, jak ktoś go obejmuje.
- Tom... Spać... - Mruknął zmęczony chłopak, a Riddle tylko się zaśmiał. Wziął go za rękę i zaprowadził do sypialni.
Rano, chociaż bardziej pasowałoby tutaj określenie popołudniu, o 14:30 Harry obudził się, a raczej został wyrawny ze snu, namiętnym pocałunkiem.
- Tom, idź sobie. Chcę spać. - Wymruczał i wtulił głowę w poduszkę.
- Zaraz odbędzie się obiad. Myślałem, że chcesz się jeszcze pożegnać z Draco, bo on i reszta wyjeżdża niedługo po posiłku.
- A co ze śniadaniem? - Harry z wysiłkiem podniósł się do pozycji siedzącej i przetarł oczy.
- Przespałeś. - Zaśmiał się Tom. - Ubierz się i zejdź do salonu. Tylko nie zaśnij, bo ja drugi raz Cię nie obudzę. Pozwolę Draco, by obudził Cię zimnym prysznicem.
- Chciał to zrobić. - Potter od razu się rozbudził.
- Chciał. - Przytaknął i wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Harry chcąc nie chcąc wstał z łóżka.
Gdy zszedł na dół jakieś pół godziny później, wszyscy już na niego czekali.
- No w końcu! Ileż można czekać na naszą śpiącą królewnę. - Powiedział Draco, gdy tylko zobaczył bruneta.
- Ty lepiej mi nie podpadaj, bo następnym razem, to ja zrobię Ci powódź z samego rana. - Warknął, ale cały efekt popsuło ogromne ziewnięcie.
- Tylko spróbuj, a nie ręczę za siebie. - Powiedział blondyn groźnie, co wywołało tylko uśmiechy wśród dorosłych.
- Skoro już nasza królewna wstała, to możemy zjeść obiad. - Powiedziała Meg, która nagle pojawiła się w pokoju.
Obiad odbył się w spokojnej, luźnej atmosferze. Rozmowy kręciły się wokół balu. Potter nigdy nie spodziewał się, że jeden kilkunastogodzinny bal, może być tak szczegółowo omówiony. Wszystko zostało dokładnie opisane. Stroje, wystrój, ludzie, a nawet muzyka. Coś na co Harry wogóle nie zwrócił uwagi.
- A Harry, byłbym zapomniał. Co chciał od Ciebie Krum i Fleur? - Obiad chylił się szczęśliwemu końcowi, kiedy Draco zadał pytanie, które wyraźnie dręczyło wszystkich.
- Przywitać się. - Zaśmiał się, widząc ich miny. - Przyszli poprostu pogadać i dowiedziałem się pzy tym kilku ciekawych rzeczy. Wiktor chodzi z Hermioną Granger, a Fleur jest z Bill'em Weasley'em.
- Co?! - Wszystkich zamurowało. - Jak to możliwe, że taka la... - Draco urwał w połowie wyrazu, widząc spojrzenie ojca. - że taka dziewczyna, może marnować się z tym zdrajcą krwi. Już nie mówiąc o Wiktorze, najlepszym szukającym na świecie, który związał się z Panną-Wiem-To-Wszystko. - Wybraniec zaśmiał się na to ostatnie określenie, które zazwyczaj używał Snape, by jej dogryźć.
- Billy, nie jest taki zły. W zasadzie, to on, Charlie i bliźniacy są w porządku. - Potter nie trawił Percy'ego, Rona i Ginny. Reszta była ok.
- Co nie zmienia faktu, że to zdrajca krwi. - Zaprzeczył się Malfoy, który nie trawił wszystkich Weasley'ów.
- No, nie zmienia. - Powiedział dla świętego spokoju Harry, nie chcąc się kłócić, o tak sporną rzecz. - Zresztą nie ważne. Wczoraj dowiedziałbym się znacznie więcej, gdybu nie to, że Tom nie mógł zostawić mnie samego na dłużej niż 15 minut. - Rzucił w kierunku Riddle'a mordercze spojrzenie.
- Och, oczywiście, że mogłem. Ale jak zobaczyłem jak się do nich tulisz, to stwierdziłem, że lepiej tego nie robić. - Uśmiechnął się wrednie.
- To był przyjacielski uścisk, a poza tym byłem tak zmęczony, że nie miałem siły zamknąć połączenia. Więc wiedziałeś dokładnie o wszystkim. - Zaprzeczył.
- A skąd wiesz, że ja nie zamknąłem połączenia? - Tom był wyraźnie rozbawiony.
- Skoro nie potrafisz, wytrzymać 15 minut, nie obserwując mnie, to wątpie, żebyś to zrobił. - Wystawił mu język.
- Przesadzasz, ale fakt. Wiedziałem o wszystkim. - Zaśmiał się. - Jednak doświadczenia czegoś w umyśle, a na żywo, to różnica. A po za tym rozmawiając z kimś mam problem ze skupieniem się na jednym i na drugim.
- Jesteś wredny i tyle. - Odwrócił głowę i dopiero spostrzegł, że ich wymianie zdań przypatrują się wszyscy. Zarumienił się i spuścił oczy.
Reszta obiadu przebiegła w niezręcznej ciszy. Gdy tylko skrzaty posprzątały ze stołu Malfoy'owie i Snape pożegnali się z Tomem, Harrym, Car i Megi. Chociaż prawie wszyscy mieli się spotkać za dwa dni w szkole, było im żal się żegnać. Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły Tom zmusił Pottera, byten pokazał mu Paryż. Chłopak chcąc nie chcąc zgodził się chociaż podejrzewał, że Czarny Pan zna go dużo lepiej od niego. Chodzili uliczkami oglądając zabytkowe kamienice, wystawy sklepowe, czasem nawet do któregoś zachodząc. Nie odzywali się dużo. Obaj byli pochłonięci własnymi myślami. Tom myślał o wszystkim, a Harry o swoich dawnych przyjaciołach. W ciszy mogli pomyśleć o wszystkim spokojnie, a jednocześnie byli razem. Święta tegoroczne Harry zapamiętał jako najlepsze święta w życiu. Wigilię spędził w małym, ale przyjaznym gronie ( Car, Meg i On). Dostał mnóstwo prezentów, większość pożytecznych, a nie tak jak dotychczas. Żeby coś było, a potem lądowało w kufrze i nie było z tego pożytku. W końcu miasto, które zawsze uważał za piękne. Zwiedził je i pokochał. Nauczył się tańczyć, no i zgodził się być z Tomem. Było w tym coś surrealistycznego. Nigdy nie spodziewał się, że coś takiego będzie miało miejsce. Poza rozrywkami doświadczył też czegoś, czego już dawno potrzebował. Spokoju. Mimo że, wojna tyczyła się całego świata, tutaj w stolicy mody, nie była wyczuwalna i Harry mógł w końcu wypocząć i poczuć, że nic mu nie zagraża. Dlatego też czuł pewien żal, gdy dwa dni później musiał wrócić do Anglii. Harry'ego i Toma oczywiście przywitał deszcz. Tylko w okolicach Hogwartu padał śnieg, a to właśnie było celem ich podróży. Wielki, zimny zamek, który teraz nie wydawał się już być azylem...
~~~*~~~
Demoralizujecie mnie xD
Trzymam się napisanych w niepisanych regułach wattpada (tsaa) i nie rozdzielam części rozdzialiku.. Heh, co ja dla was robie, miałam się uczyć a tu siedzę. *kręci z niedowierzaniem głową*
A następny dajmy na to jak będzie ponad 10 komentarzy od różnych osób
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro