Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13 część I

Święta

Harry nie spał tej nocy. Cały czas myślał o tym, co się zdarzyło. To co on powiedział, nie było przemyślane i rozsądne. Sam fakt, że wyznał Voldemort ' owi miłość wprawiało, go w zakłopotanie. Sam do końca nie wiedział co czuł. Było to coś innego, niż do Cedrica. Wtedy, gdy tylko widział Puchona mimowolnie uśmiechał się, a jego serce przyśpieszało. Każdy pocałunek z nim przynosił szczęście. Z Tomem było inaczej. Zupełnie inaczej. Riddle podobał mu się. Jako mężczyzna był piękny, a oczy miał nieziemskie. Gdy tylko go widział, miał ochotę przytulić go i nie puszczać, a te pocałunki sprawiały, że serce waliło mu, a on czuł, że się rozpływa.

Teraz kiedy się nad tym zastanawiał, nie był do końca pewny jakie uczucie wolał. Jednego był pewny. Musiał sobie wszystko poukładać, dowiedzieć się co naprawdę czuje.Te ferie zimowe we Francji były mu potrzebne.

Wstał o piątej. Umył się, ubrał i zjadł śniadanie. Sprawdził czy wszystko zabrał i poszedł go gabinetu Snape. Miał za pomocą sieci fiuu znaleźć się w Londynie, a stamtąd na lotnisko. Podróż trwała cztery godziny, co dla Harry'ego było zbawieniem, bo zdała od Hogwartu, mógł się spokojnie wyspać. Cały czas jednak blokował Toma, wiedział, że dla ich połączenia odległość nie ma znaczenia. A on chciał się uwolnić choć na chwilę od Czarnego Pana.

Na lotnisku w Paryżu czekała już na niego limuzyna, która zawiozła go pod piękną kamienice nad Sekwaną. Była to dzielnica czarodziejska, coś w rodzaju ulicy Pokątnej. Gdy tylko wysiadł z samochodu, zobaczył dwójkę nastolatków czekających na niego. Nie dało się nie zauważyć, że to bliźniacy. Oscar miał krótkie, blond włosy, które postawione na żel wydawały się dłuższe, niż w rzeczywistości. Był wysoki ok. 189 cm. Nie był chudy, wręcz przeciwnie. Jego umięśnione ciało sprawiało, że wyglądał jak młody Bóg. Jego siostra, Meggi miała tego samego koloru włosy, tylko że do pasa. Była ciut niższa od brata, lecz jej sylwetka była idealna. Oboje mieli tą samą porcelanową cerę i jasnoniebieskie, bystre oczy.

- Dawno się nie widzieliśmy. Miło was widzieć. - Powiedział podchodząc do nich. - Od razu Meggi rzuciła się do niego ściskając go. Oscar ograniczył się do uścisku dłoni. - No nie mów, że dalej się gniewasz. - Harry zrobił słodkie oczka, za co oberwał w ramię.

- Teraz już się nie gniewam. - Chłopak wystawił rząd równych ząbków. - Dobrze Cię w końcu zobaczyć. - Przyznał po chwili.

- Właśnie dobrze, że jesteś. W końcu, jesteś nam winny długą, naprawdę długą opowieść. - Powiedziała Meg i zaciągnęła go do domu.

Wnętrze domu urządzone było w stylu barokowym. Wszędzie było widać przepych, a jednocześnie wyczucie stylu. Dom nie był bardzo duży, jednakże idealnie zagospodarowanie przestrzeni sprawiło, że wszystko było idealnie. Gdy cała trójka rozsiadła się wygodnie w salonie, z filiżankami herbaty. Harry zaczął opowiadać. Nie pomijał żadnego zdarzenia, mówił wszystko. Czuł po raz pierwszy potrzebę wyrzucenia z siebie wszystkiego. Oni słuchali, nie wtrącali żadnego komentarza. Nic. W końcu doszedł do momentu, kiedy to pocałował Toma. Zobaczył cień przechodzący po twarzy bliźniaków, nie przerwał jednak swojej opowieści, tylko dokończył ją spokojnie.

- Harry, czy ja dobrze rozumiem? - Meg nabrała powietrza. - Czy Ty zakochałeś się w człowieku, który zabił Ci rodziców, jest masochistą i w ogóle okrutny? Nie. Chyba coś pomieszałam.

- Meg, mówiłem Ci przecież, że nie wiem dokładnie, co do niego czuje. To wszystko jest dziwne. Jak można zakochać się w kimś z dnia na dzień. Wcześniej, jakoś nie zauważyłem, żebym wodził za nim wzrokiem.

- A może nie wiedziałeś, że go kochasz? Bałeś się, że możesz coś do niego czuć, więc zupełnie nieświadomie spychałeś to uczucie w głąb serca i uwolniłeś je dopiero z tym pocałunkiem. - Car patrzył na niego, uważnym spojrzeniem.

- Nie wiem. Naprawdę. - Ukrył twarz w dłoniach. Tyle się wydarzyło, a on coraz bardziej się tym wszystkim gubił.

- Wiem, że to może dziwne zabrzmieć, ale czy Ty wciąż czujesz coś do Cedrica? - Blondyn nie spuszczał z niego oka.

- Och, daj spokój Car. Nie widzisz, że on jest zagubiony? Mógłbyś okazać trochę współczucia. - Warknęła Meg, podchodząc do Pottera. Objęła go.

- Muszę wiedzieć. - Chłopak uparcie nie spuszczał z oka Wybrańca.

- Oczywiście, że tak. Ced był moją pierwszą, prawdziwą miłością. Nie mógłbym zapomnieć o nim od tak. Właściwie, to tylko dla Niego się nie poddałem i dalej normalnie żyłem.

- Musisz o Nim zapomnieć. - Odezwał się Oscar

- Co?! - Meg i Harry byli zszokowani słowami blondyna.

- To co słyszeliście. Słuchaj Harry, dopóki wciąż kochasz Cedrica, nie będziesz mógł w pełni pokochać kogoś innego. - Jego głos złagodniał. - On na pewno, by nie chciał, żebyś przez Niego marnował sobie życie. Z tego co mówiłeś wnioskuję, że naprawdę czujesz coś do Voldemorta. Ced byłby zadowolony, gdyby mógł zobaczyć Cię szczęśliwego. - Gdy chłopak nic nie powiedział, ten kontynuował dalej. - Pamiętasz jak przyjechaliście tutaj razem? Wtedy też nie byłeś pewny swoich uczuć. Wiedziałeś, że coś do Niego czujesz, ale nie wiedziałeś co. Ced wtedy pokazał Ci swoje uczucie, a Ty je zaakceptowałeś. Od tamtej chwili byłeś pewien. Harry, jednak to uczucie zginęło wraz z Cedriciem. On zabrał ze sobą, drugą i niezbędną połowę. Nie możesz żyć przeszłością. On nauczył Cię kochać, a Ty teraz musisz przekazać tę naukę i sprawić, by Lord Voldemort nauczył się kochać Ciebie.

- Nawet gdybym był w stanie to zrobić, to nie wiem czy on byłby w stanie być ze mną. Od zawsze walczymy se sobą i się kłócimy. Boję się Car, że on mnie zrani tak, iż w końcu stanę się taki, jak on kiedyś. - Westchnął ciężko, Wiedział o czym mówił Oscar i wiedział, że również ma rację.

- Harry, posiadasz niezwykły dar, który sprawia, że albo da się Ciebie lubić, albo nienawidzić. Wierzę, że Voldemort potrafi zapewnić Ci bezpieczeństwo, a oprócz tego dać Ci miłość i szczęście. Gdyby tak nie było, nie namawiałbym Cię.

- Przemyślę to. Chociaż pewnie masz rację. Ja już za nim tęsknie, a nie widziałem go zaledwie kilkanaście godzin. - Zaśmiał się gardłowo.

- Myślę, że będzie wam razem trudno ze sobą wytrzymać, ale będziecie szczęśliwi. Jakby co, to zawsze możesz dać nam znać. Wtedy my się z nim policzymy. - Powiedziała Meg i wszyscy uśmiechnęli się. - A właśnie! Nie mówiłam Ci, ale zamierzamy wyprawić bal Sylwestrowy. Może zaprosisz go tutaj? Ja i Oscar poznamy go, a wy będziecie mogli iść na jakże romantyczny spacer, po Paryżu, i porozmawiać. - Jej oczy patrzyły w przestrzeń, nie widząc co się wokół niej dzieje. Chłopcy wymienili spojrzenia i wzruszyli ramionami.

Dużo później, Harry siedział w swoim pokoju i czytał fragment, który kiedyś pokazał mu Cedric. Westchnął i sięgnął do kufra. Wyjął stary dziennik, który dostał w trakcie wakacji od Toma.

- Tom? - Napisał w notesie. Po chwili dostał odpowiedź.

Tak Harry?

- Czy czytałeś, kiedyś Biblię? - Wybraniec już sobie wyobrażał minę Toma, gdy to czytał.

- Nie. A skąd u Ciebie takie pytanie?

- A przeczytałbyś jeden fragment, gdybym Cię o to poprosił?

- Ech... Zależy jak by Ci na tym zależało.

- Bardzo mi zależy. - Harry uśmiechnął się, czytając to.

- Co mam przeczytać?

- Pierwszy list do Koryntian. Rozdział 13.

- Zgoda. A co będę z tego miał?

Harry zastanowił się przez chwilę, a potem uśmiechnął się wrednie.

- Jeżeli przeczytasz, to zaproszę Cię na bal Sylwestrowy do Paryża.

- Naprawdę?

- Naprawdę. Szczegółowe informacje podam Ci później. Wtedy też porozmawiamy, o tym fragmencie, dobrze?

- Dobra, ale nie wymagaj ode mnie niczego innego.

- Będę. Chcę żebyś przez ten czas przemyślał ten fragment i to, jak ma się on do naszej sytuacji. Ale więcej Ci nie powiem. - Wiedział, że tym zdaniem rozbudził jego ciekawość.

- Zgoda. O tym porozmawiamy na balu.

- Dzięki. A co tam słychać? Jesteś w Hogwarcie?

- Oczywiście, że nie. W Hogwarcie przebywam, tylko ze względu na Ciebie. Teraz jestem w swoim zamku i załatwiam zaległe sprawy. Aha, masz pozdrowienia od Draco. Kazał mi życzyć Ci wesołych Świąt i zapowiedział, że jak nie dostanie prezentu, to go popamiętasz.

- Oczywiście. Jak by mogło być inaczej? - Harry ziewnął przeciągle. - Przez Ciebie, jestem potwornie zmęczony.

- Przeze mnie... A co ja mam powiedzieć?! Przez Ciebie nie przespałem całej nocy. Ty se przynajmniej pospałeś w samolocie, a ja od rana ganiam jak głupi.

- Jakoś nie mogę sobie tego wyobrazić. Zazwyczaj to za Ciebie ganiają.

- To była przenośnia. Co z tego, że nie biegałem skoro musiałem myśleć.

- Taak. To faktycznie straszny wysiłek. - Harry ledwo opanował się przed salwą śmiechu.

- Tobie to nie grozi.

- Dzięki. Odegram się za to.

- Już się boję.

- Powinieneś. A właśnie! Powiedz swojemu przerośniętemu nietoperzowi, że nie zamierzam odrobić jego zadania domowego. Nie mam ku temu, odpowiednich warunków. Niech o tym zapomni.

- Dlaczego sądzisz, że mu to powiem? Miałeś przecież okazję, powiedzieć mu to rano.

- Tak, ale jak Ty mu powiesz to mi nic nie zrobi. A jak ja bym powiedział, to by mnie wyśmiał i wlepił miesięczny szlaban.

- Nie ma mowy. Wymigujesz się od pracy domowej. Nie będę się do tego przyczyniał.

- A jak poproszę?

- Nie. Nie ma mowy.

- Ale ja bardzo, bardzo proszę. To jest głupie! Jakim cudem mam napisać 3 rolki pergaminu na temat bezoaru, skoro wiadomości ledwo starcza mi na jedną. A nie mam źródeł, żeby napisać więcej. Proszę, Tom.

- Nie Harry. Napiszesz tę pracę na tyle ile możesz. Jak ją zobaczę i stwierdzę, że jest w porządku, to powiem Severusowi, żeby ocenił Cię inaczej, niż innych. Czy to Cię satysfakcjonuje?

- Dobra. Lepsze to, niż nic.

- Ale pamiętaj, że praca musi być poprawna.

- Oczywiście. A czy kiedykolwiek indziej nie była?

- Pominę to pytanie. W każdym razie, zaraz mam spotkanie, więc wybacz mi Harry, ale muszę iść. Masz dwie godziny, żeby zasnąć, bo jak i tej nocy nie prześpię, to przysięgam przybędę do Paryża i uduszę Cię.

- Ok, Ok. Ejj, mam pytanie. Czy to co tutaj piszę da się odtworzyć?

- Nie. Czemu pytasz?

- Szkoda, bo bym Cię podał o to, że mi grozisz. A to karalne.

- Bardzo śmieszne. Miłych snów Harry.

- Taa. Miłego spotkania i snów... Może.

- Potter.

- Dobra już dobra. Idę spać.

Harry obudził się następnego dnia wypoczęty i wyspany. Nie pamiętał, czy coś mu się śniło, ale był zadowolony i szczęśliwy. Z dala od Hogwartu, magii i tej przeklętej wojny. Czuł, że przez te kilka dni będzie naprawdę wolny. Postanowił wykorzystać ten czas jak najlepiej. Z łóżka wstał koło południa, zrobił poranną toaletę i zszedł do salonu, gdzie czekali na niego przyjaciele.

- Jakież to plany ma na dzisiaj nasz Wybraniec? - Zaśmiała się Meg, podając mu talerz z jajecznicą i dwoma kromkami chleba.

- Hmm... zabawne, że o to pytasz. - Chłopak wyszczerzył zęby. - W zasadzie mam plany na najbliższe kilka dni. Po pierwsze chcę wejść na wieżę Eiffla i w końcu zobaczyć całe ogrody Wersalskie, i ogrody Tuileries. Oczywiście chcę też pochodzić po sklepach. Słynne Paryskie butiki są słynne na cały świat. Potem coś się wymyśli.

- No nie możliwe, Harry Potter chce wybrać się na zakupy! Ten sam, który jeszcze nie dawno chodził w workowatych ubraniach, po swoim kuzynie i nie miał pojęcia o modzie! - Wykrzyknęła zdumiona Meggi.

- Tak wyszło. - Zaśmiał się szczerze. Jeszcze pamiętał ile Draco włożył wysiłku, by w miarę go ubrać i nauczyć jak rozpoznać dobre ubrania. - A to, co robimy dzisiaj, zostawiam wam. W końcu to wy, będziecie prowadzić.

- W zasadzie to, my potrzebujemy jeszcze kilku drobiazgów, do naszego przyjęcia, więc możemy się wybrać na zakupy. Jak się dzisiaj wyrobimy, to jutro pójdziemy na Wersal, chociaż wątpie żebyśmy się wyrobili. - Powiedział Car, odkładając szklankę. - Jest już późno, a my musimy pójść jeszcze do Gringotta.

- W takim razie na co czekamy? - Harry skoczył na równe nogi. - Idziemy. - Pociągnął rodzeństwo za ręcę i skierował się w strone drzwi.

Tom stał na balkonie z lampką czerwonego wina. Jego wzrok ślizgał się po malowniczym krajobrazie. Uwielbiał patrzeć na wrzosowiska. Uspokajały go i mógł spokojnie myśleć. Gdy czuł się źle, albo miał dość chodził między drzewami. Dzisiaj chętnie też by tak zrobił, ale miał za dużo na głowie. Anglia już nie była taka sama, jak kilkanaście lat temu. Wszystko się zmienia, ale te zmiany były najgorsze jakie mogły zajść. Czarodziejski świat pogrążał się w coraz bardziej w bagnie, z którego coraz trudniej było się wydostać. Riddle chciał to zmienić, nie żeby bawił się w Zbawce Świata. On nigdy, by tego nie zrobił dla ludzi, którzy nie potrafią i tak tego docenić. Robił to dla własnej korzyści. Później on byłby najważniejszą osobą na świecie, byłby niemal jak władca całego czarodziejskiego społeczeństwa. Na dzień dzisiejszy, mógł skońćzyć tą bezsensowną wojnę, wezwać wszystkie podległe siły. W przeciągu tygodnia zdobyłby Anglię, a w ciągu następnego roku cały świat. Nie wezwał jeszcze nikogo, tylko ze względu na Harry'ego. Wiedział, że ten nie jest jeszcze gotowy. Wciąż był tylko zagubionym nastolatkiem, a on chciał chronić Wybrańca. Jego nikt nie chronił. Tom pamiętał jeszcze szkolne dni, kiedy to on stał na rozstaju dróg i nie wiedział, co ma wybrać. Nie wiedział, która droga będzie dla niego lepsza, na której uda mu się więcej osiągnąć. W wyborze pomógł mu Dumbledore. Skutecznie udowodnił mu, że zostając po dobrej stronie, każdy każdemu będzie patrzył na ręce i będzie nikim. Tak, Albus nigdy mu nie ufał i nigdy by mu nie zaufał. To on pociągał za wszystkie sznurki. Nie miałby jak się wykazać, osiągnąć czegoś. Zdecydował więc, że podąży ścieżką ciemności nie bacząc na nic. Lepiej władać w Piekle, niż służyć w Niebie.

Gdy skończył Hogwart, wiele podróżował po całym świecie, zagłębiając naukę, oraz zapomniane kultury. Odkrył więcej, niż nie jeden człowiek, nigdy się tym nie chwalił. Nigdy nie używał tego, jako argumentu. Mimo to, ludzie sami do niego lgnęli. Założył więc organizację. Na początku nie liczyła więcej, niż kilku członków, a chcieli oni zmieniać świat. Szybko jednak doszli do wniosku, że dyplomacją nic nie zdziałają. Owa grupa szybko przeistoczyła się w wielką organizację. - Tom uśmiechnął się sam do siebie. - Udało mu się zmylić wszystkich czarodzieji, którzy nadal myślą, że chce powybijać wszystkich mugoli. Doprowadził do tego, że ludzie zaczęli bać się wypowiadać jego imię, a organizacja spędzała sen z oczu milionom. Osiągnął tak wiele, a mimo to, teraz miał wątpliwości. Jego cel nie zmienił się, wciąż dążył do tego samego. Ale od jakiegoś czasu zauważył, że brakuje mu dawnej ikry. Nie miał już tak światowych planów, wszystko jakby straciło swój sens, odkąd przeciągnął Pottera na swoją stronę. Od tamtego momentu, był już pewien swojego zwycięstwa. Teraz wystarczy tylko jeden rozkaz. Jedno słowo, by zmienić wszystko. Nie zrobił tego. Jeszcze.

Teraz chciał zdobyć Harry'ego. Odkąd jego plany prawie się urzeczywistniły i nie widział już w nich sensu, zabrał się za plan rozkochania w sobie Wybrańca. Obiecał sobie, że zrobi wszystko, tak jak kiedyś obiecywał sobie, iż zdobędzie cały świat. On nigdy się nie poddawał. Chciał, żeby Harry był przy nim, gdy będzie wydawał ostatnią komendę. Chciał razem z nim stworzyć od nowa cały porządek świata. - Tom przychylił kieliszek do końca i wypił ostatni łyk wina. - On nie wymagał od Potter'a udziału w wojnie, odkąd ten dołączył się do niego. Sam też miał wsiąść udział, tylko w ostatniej, najważniejszej bitwie. Nie chciał narażać się na żadne niebezpieczeństwo, a już tym bardziej nie chciał na niego narażać Harry'ego. - Spojrzał po raz ostatni na wrzosy i westchnął cicho, po czym wrócił do zamku, by z powrotem zająć się najważniejszymi sprawami, aby już za dwa dni udać się do Francji.

~~~*~~~

Macie rozdział,
Jest sobota więc na wasze życzenie jest! Dziś mam zasypany dzień więc nie spodziewajcie się 2 części tego roz.
Ale jako, że wszyscy narzekali na niedzielę to won do kościółka i czekać do poniedziałku na next ^^

Miłej modlitwy,
Esia xD

PS. Też was kocham xD *uśmiecha się wrednie*



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro