Rozdział 12
Przypadek
- Potter, skup się do cholery! To wcale nie jest takie trudne. - Tom powoli tracił cierpliwość, jednak nie dał tego po sobie poznać. - Powiedz czego nie rozumiesz? Może razem dojdziemy do tego, co Ci przeszkadza w wykonaniu tego.
- Wszystko! - Warknął Harry. - W ogóle nie rozumiem, o co w tym chodzi. Każesz mi rysować jakieś znaczki i niby jak mam za ich pomocą coś wyczarować?!
- Harry, tłumaczyłem Ci, to przecież już kilka razy. - Jego głos brzmiał prawie łagodnie. - To nie są jakieś znaczki, tylko runy. Nakładając je na jakiś obiekt, możesz zrobić wiele rzeczy. Pomyśl sobie, że jesteś uwięziony w lochu i nie masz różdżki, więc nie możesz nic zrobić. Jednak jeżeli znasz odpowiednie runy, możesz nałożyć je na przykład na ścianę. A wtedy sprawisz, że ona zniknie. Prościej już tego nie mogę wytłumaczyć. - Westchnął uważnie przypatrując się młodemu czarodziejowi. Zmienił się. To była pierwsza rzecz jaką zauważył. Nie tylko psychicznie, ale i fizycznie. Ćwiczenia z nim dawały rezultaty, bo już nie był taki wychudzony. Nabrał mięśni, włosy opadały łagodnie na policzki, a jego ruchy stały się płynne i ciche. Jednak największa zmiana zaszła w jego oczach. Nie były, to już oczy dziecka. Teraz błyszczały jasno, będąc przy tym bardziej poważne. Stały się istną zagadką. Nie potrafił odczytać z nich nic, ale i tak wciąż go hipnotyzowały. Jeszcze bardziej, niż wcześniej.
- To rozumiem. Ale nie wiem, o czym mam myśleć rysując je. Jak rzucam zaklęcie, wiem co chcę zrobić. A tutaj wszystko powierzam jakimś rysunkom. - Jego słowa wyrwały Czarnego Pana z rozmyślań.
- Harry, każdy znak ma jakieś określone znaczenie. Na przykład ten znaczy 'napraw'. Jednak nakładając go na jakiś zepsuty przedmiot, który jest w częściach nie możesz rozciągnąć go na wszystkie części. Nakładasz go więc na jedną i wyobrażasz sobie, to jak ta rzecz na wyglądać, po naprawie.
- Tom, proszę nie możemy zająć się tym kiedy indziej? Nie mam dzisiaj głowy do nauki. - Zrobił minę smutnego psiaka i spojrzał na Voldemorta, ten tylko westchnął.
- Ostatnio jakoś, wogóle nie masz ochoty na naukę. Ale, że nie odpuszczałem Ci cały semestr, to dzisiaj zrobimy sobie przerwę. - Sam też nie miał ochoty na naukę. Został już tylko tydzień do Świąt i dawało się wyczuć świąteczną atmosferę.
- Dziękuję. - Harry uśmiechnął się. - A właśnie, mówiłem Ci, że jutro wyjeżdżam? - Tom spojrzał na niego, jak na kogoś kogo zobaczył pierwszy raz w życiu.
- Że co robisz? - Był niemal pewny, że Harry spędzi święta z Malfoy'ami. Z tego co wiedział, był już nawet zaproszony.
- No bo, zostałem zaproszony do przyjaciół z Francji. A ponieważ, nie widziałem ich od bardzo, bardzo dawna, to poprosiłem dyrektora, żeby mnie zwolnił. - Wybraniec specjalnie nie powiedział, o swoich planach. Ostatnio ich relacje się zmieniły, a on bał się, że może to się zmienić w coś głębszego. Nie żeby nie chciał, lecz bał się tego.
- Masz przyjaciół we Francji? - Voldemort nie dał po sobie poznać, jak bardzo jest niezadowolony z tego.
- Tak. W zasadzie już dawno ich nie widziałem. Prawie półtora roku. - Harry starał się przybrać lekceważący ton, w nadziei, że Tom nie zacznie go o nic pytać.
- Możesz to rozwinąć? - Riddle prawie warknął.
- Pamiętasz, jak opowiadałem Ci o Cedricu? - Tom skinął tylko głową. - To jest Jego kuzynostwo. Oscar i Meggi. Oni jedyni wiedzieli, że jesteśmy razem. Gdy po balu się pogodziliśmy, On zabrał mnie do nich, a potem po Jego śmierci, spędziłem tam połowę wakacji. Cała nasza czwórka była ze sobą blisko. Car i Meg nie obchodzi wojna, dlatego postanowili studiować w Paryżu.
- Jeżeli im ufasz, to nie ma sprawy. - Powiedział, jednak ton jego głosu wskazywał co innego. Harry jednak nie zwrócił na to uwagi.
- Dziękuję. - Chłopak rzucił się na Voldemorta, przytulając go. Wiedział, że jakby ten się nie zgodził, to by nie pojechał. Tom jednak nie był zaskoczony. Od czasu przygody w dormitorium, Harry nie raz go przytulał.
- Proszę. - Zdobył się nawet na uśmiech. - Ale niech ja się dowiem, że coś Ci się tam złego dzieje... To nie ręczę za siebie. - Potter uśmiechnął się, a zegar wybił 23:00 .
Wybraniec zerwał się, bo musiał się jeszcze spakować. Jednak niefortunnie potknął się i upadł przewracając Toma. Jego noga znajdowała sie przy kroczu, tego starszego, a ich usta dzieliły milimetry. Tom patrzył na to zszokowany. Jego zielone tęczówki były rozszerzone. Harry niewiele myśląć pokonał dzielącą ich odległość i pocałował go. Było to, tylko muśnięcie wargami, gdy tylko uświadomił sobie, co zrobił próbował uciec. Jednak Voldemort nie pozwolił mu na to, Przycisnął swoje usta do jego i przygryzł jego wargę, tym samym zmuszając go do otworzenia warg. Ich języki złączyły się w namiętnym tańcu. Trwało to dosłownie moment, bo Potter zdecydowanie przerwał pocałunek.
- Ja... Muszę już iść. - Rzucił tylko i już go nie było. Zostawił Toma zupełnie zszokowanego na podłodze.
Było już grubo po północy, gdy Harry zaczął się w końcu pakować. Właściwie to mówił tylko, co chce wziąść, a pakował go Draco. Sam nie był w stanie nic zrobić.
- Wciąż nie wierze, że to zrobiłeś. - Powiedział ze śmiechem Malfoy. - Słynny Harry Potter, Chłopiec-Który-Przeżył-Po-Raz-Któryś-Tam, zamiast zabić swojego największego wroga, po prostu go całuje. Haha.
- Och, nie mógłbyś się już zamknąć?! Jest mi już wystarczająco ciężko. Jak ja mu się wogóle na oczy pokażę?! - Ukrył twarz w dłoniach.
- Nie przesadzaj. Powiedziałeś, że odwzajemnił pocałunek, prawda? A to raczej dobry znak. - Blondyn usiadł koło niego. - Najlepiej weź opowiedz, to wszystko od początku.
- No, bo ja chcę się podnieść i wtedy się potknąłem. A później wszystko działo się bardzo szybko. Przewróciłem się na niego, w zasadzie, to dzieliły nas milimetry, a mi się nagle zachciało pocałować. Musnąłem zaledwie jego usta i wtedy zdałem sobie sprawę, z tego co zrobiłem, i chciałem to przerwać, a on wtedy mnie przytrzymał i zmusił do pogłębienia pocałunku. Wtedy to przerwałem i poszedłem sobie.
- Raczej uciekłeś. - Malfoy znów się zaśmiał. - Och, daj spokój. Skoro pogłębił pocałunek, to coś znaczy. To, że Ty go pocałowałeś, to też coś znaczy. Przyznaj się, lubisz go. - Nagle jego ton stał się poważny.
- Nigdy nie myślałem o nim w ten sposób. - Ich spojrzenia spotkały się i Wybraniec westchnął. - No dobra. Myślałem. On jest nieziemsko przystojny i strasznie wredny. Ale go lubię. Chyba. - Jego twarz pokryła się czerwienią.
- Więc w czym problem? - Draco dostał potwierdzenie, tego co od dawna podejrzewał. Obserwował ich i widział jak na siebie patrzą. Wiedział jak Czarny Pan potrafi być zaborczy w stosunku do Pottera.
- To tylko brzmi tak łatwo. On zabił moich rodziców. To on zabił Cedrica.
- A więc o to chodzi! - Blondyn pokiwał głową ze zrozumieniem. - Lubisz Czarnego Pana, ale wciąż kochasz Cedrica. Pamiętasz Go i dlatego boisz się zaangażować. - Harry przytaknął. - On nie żyje. Nie możesz z nikim się związać, ponieważ wciąż do niego coś czujesz. On nie wróci. A Ty powinieneś żyć własnym życiem.
- To Czarny Pan. Słynny Lord Voldemort. Największy czarnoksiężnik chodzący po świecie. On jest zły. - Jęknął Potter.
- No i sam powiedz, czy Cię to nie kręci? - Wybraniec wytrzeszczył oczy, a chwilę później jego policzki na powrót stały się czerwone. - Och, Harry idź z nim porozmawiać. - Głos Malfoy'a zabrzmiał niemal łagodnie.
- Jest późno. Pewnie śpi.
- Wiesz równie dobrze tak samo jak i ja, że nie może spać, bo Ty nie śpisz. A poza tym sam ma pewnie dużo do przemyślenia. Idź. On pewnie myśli, że Ty nic do niego nie czujesz. Rozmowa dobrze wam zrobi.
- Masz rację Draco. Na szczęście, jak by ta rozmowa nie poszła, jutro wyjeżdżam. - Mruknął i podniósł się. - Dzięki. Pomogłeś mi.
- Nie ma sprawy. Tylko jak przyjdziesz, to masz mi WSZYSTKO opowiedzieć. Ze szczegółami.- Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech.
- Zapomnij.
Harry wyszedł na korytarz i szedł w kierunku prywatnych kwater Toma. W jego głowie panował zupełny mętlik. Z jednej strony kochał Cedrica, bo to On pokazał mu co znaczy miłość. Razem przechodzili przez wszystko, nie mógł o tym od tak zapomnieć. Jednak Jego już tutaj nie ma. A on zakochał się znowu i to w człowieku, który zabił Jego. Wybraniec miał ochotę walnąć głową w mur. Życie to koszmar. Moje szczególnie. Nigdy nic nie mogło być proste. Wszystko zagmatwane i nie jasne. Nie wiedział kiedy znalazł się pod drzwiami do pokoju Voldemorta. Serce biło mu jak oszalałe. Odetchnął głęboko i zapukał.
Tom leżał na łóżku w ubraniu, patrząc niewidzącym wzrokiem w sufit. To co się stało, zaskoczyło go bardzo, a Czarnego Pana nie łatwo jest zaskoczyć. Wciąż nie mógł zapomnieć tego pocałunku. Ne spodziewał się, że jego ciało tak zareaguje. Fakt. Od jakiegoś czasu coraz częściej przyglądał się chłopakowi i czasami nie mógł się oprzeć, żeby na niego nie spojrzeć, ale to co się wydarzyło kilka godzin temu, było niesamowite. Mimowolnie dotknął warg. Harry zamknął przed nim całkowicie umysł, a jego ucieczka, też nie wróżyła nic dobrego. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Z jednej strony chciał porozmawiać z Harrym i usłyszeć co ten o tym sądzi, a z drugiej bał się usłyszeć tego, że go nie chce. Nigdy nie spodziewał się, że zakocha się w chłopaku, którego jeszcze niedawno chciał zabić. Z rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi. Wiedział doskonale kto stoi po drugiej stronie. Poderwał się, żeby otworzyć drzwi.
Przez chwilę nikt nie otwierał i Harry'emu przemknęło przez myśl, że Tom nie chce go widzieć. Jednak chwilę później drzwi się otworzyły, a w drzwiach stał Tom Riddle.
- Musimy porozmawiać. - Powiedział po chwili milczenia słabym głosem. Voldemort bez słowa otworzył szerzej drzwi i wpuścił go do środka.
Siedzieli obaj w salonie, a między nimi panowała niezręczna cisza. Każdy z nich patrzył w zupełnie inną stronę. Pierwszy odezwał się Harry. Jego głos brzmiał jakby z oddali.
- To co się dzisiaj wydarzyło... - Zamilkł na chwilę szukając odpowiednich słów. - To był niewątpliwie niefortunny przypadek. - Znów zrobił pauzę. - Jednak równie dobrze wiesz tak samo jak ja, że gdyby to nic nie znaczyło, to bym nie uciekł. Chcę wiedzieć, co o tym sądzisz. - Dopiero teraz spojrzał na Toma. Ich oczy spotkały się.
- Masz rację, że to nie było bez znaczenia, ale ja chyba się jasno określiłem oddając pocałunek. Jego głos brzmiał chłodno, przez chwilę mierzyli się wzrokiem. - To raczej Ty powinieneś powiedzieć co czujesz, a nie ja.
- Co chcesz usłyszeć? - Harry był zły. Nie dość, że ta sytuacja była dla niego żenująca, to jeszcze Tom mu tego nie ułatwiał. - Kocham Cię i Ty dobrze o tym wiesz. To Ty jesteś dla mnie kompletną zagadką. Nigdy nie wyrażasz prawdziwych uczuć i już nie wiem, co jest prawdą, a co nie? Często mówisz jedno, a robisz drugie. Skąd mam wiedzieć, że ten pocałunek był prawdziwy? - Voldemort przez chwilę patrzył na niego w szoku. Spodziewał się tego, ale nie tego.
- Ja niby jestem zagadką? No proszę Cię. Przez cały czas stronisz się ode mnie. Rzadko kiedy coś ode mnie chcesz, czasami dobrze widzę, że męczy Cię przebywanie ze mną. To co się dziś wydarzyło, było tylko potwierdzeniem. Uciekasz ode mnie. Gdyby było tak jak mówisz, to byś nie uciekł. - Jego ton i słowa zmroziły Pottera.
- Jesteś idiotą Tom. Największym jakim znam. Opowiadałem Ci o Cedricu, powiedziałem, co do Niego czułem i czuję do dziś. Nawet Draco zrozumiał dlaczego uciekłem. Jeszcze do niedawna tylko On był w moim sercu, ale Ty zawsze się mieszasz we wszystko co jest związane ze mną. Dlatego też nie wiem jak i nie wiem dlaczego, ale Ty też znalazłeś miejsce w moim sercu. Nie byłem tego pewny dopóki Cię nie pocałowałem. Wtedy zrozumiałem. Nie rozumiesz, że się boję. Nie jesteś najodpowiedniejszą partią dla mnie. Nie zasługujesz na mnie. - Jego policzki były całe czerwone. Kłamał, choć wcale nie zdawał sobie z tego sprawy. Nie zdał sobie z tego sprawy po pocałunku. Zrozumiał, ale dopiero teraz. W tej chwili. Gdy obaj siedzieli w zupełnych ciemnościach.
- Ja... Przepraszam. Nie wiedziałem. - Wydusił z siebie Tom. Cała ta sytuacja była absurdalna. Miał ochotę się roześmiać, ale nie zrobił tego. Zamiast tego podszedł do Wybrańca i złapał za podbródek. Harry, ja wiem, że mnie nienawidzisz. Ale zrozum, Ty też nieźle namieszałeś w moim życiu. - Na chwilę przerwał i uważnie mu się przyjrzał. - Proszę spójrz na mnie. - Ich oczy się spotkały. - Nigdy nie czułem czegoś takiego jak dzisiaj. A wierz mi, dużo przeżyłem. Wiem, wymagam od Ciebie określenia swoich uczuć, gdy ja sam nie jestem pewien swoich. Pierwszy raz w życiu, czuję się tak jak teraz. Więc jeśli popełnię jakiś błąd to powiedz. Postaram się go naprawić. - Z każdym słowem przybliżał się do niego, aż ich usta po raz drugi zetknęły się ze sobą. Było to lekkie muśnięcie wargami. Niczym dotyk motyla. To jednak wystarczyło. Oboje poczuli to samo, jakby świat zatrzymał się dla nich. Wszystko inne przestało się liczyć. Na tą jedną sekundę.
- Mówiłem Ci już, że jesteś idiotą. - Harry starał się uspokoić.
- Czemu? - Voldemort'owi zdecydowanie podobało się to uczucie. To jak działał na chłopaka i jak mógł go kontrolować.
- Jesteś straszny. I mówiłem, że nie zasługujesz na mnie. Muszę wszystko przemyśleć. Porozmawiamy o tym jak wrócę, a teraz wybacz. Muszę o 6 być gotowy, więc się żegnam. - Zamierzał wstać, ale ręka Toma powstrzymała go.
- Skoro musisz jechać, to jedź. Lecz najpierw dam Ci mały prezent na drogę. - Przyciągnął go do siebie i pocałował. Tym razem mocno przycisnął usta do jego i pogłębił pocałunek. Trzymał Harry ' ego i nie dawał mu przerwać pocałunku. Wybraniec mimowolnie jęknął mu w usta, co wywołało zadowolenie u Toma. Chwilę później, puścił go.
- Miłych snów Harry. - Chłopak nawet nie odpowiedział. Był zły na siebie i na niego, co wywołało u Riddla śmiech. Poszedł do swojej sypialni wiedząc, że tej nocy już na pewno nie zaśnie.
~~~*~~~
Czy tylko ja widziałam, że rozdział miał być w niedzielę?
Łapcie a następny będzie w niedzielę i tego nie zmienię *chichocze jak wariatka*
Pozdro! :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro