Rozdział 9
Halloween
Tom chodził poddenerwowany cały poranek. Pottera nie było w szkole, był tego absolutnie pewien. Wskazywały na to trzy rzeczy. Po pierwsze nie wyczuwał go. Chłopak musiał więc znajdować się gdzieś daleko. Po drugie, Draco chodził jakiś zmarkotniały i ciągle rozglądał się jakby czegoś szukając. No i po trzecie, Dumbldore cały czas sprawdzał godzinę na swoim zegarku.
Dzisiejszy dzień nie był zwykły. W końcu tylko raz w roku jest 31 października, a co za tym idzie Halloween czyli Święto Zmarłych. W świecie czarodzieji, był to dzień o tyle ważny, że tego dnia wszędzie w powietrzu, rzeczach dosłownie wszędzie, można było wyczuć magię. Przesiąkała ona wszystko, a sama moc czarodzieja była przy tym największa.
Riddle siedział przy stole nauczycielskim i bawił się jedzeniem. Potter doprowadzał go do szwedzkiej pasji. Był bezczelny, złośliwy, ironiczny i wyrachowany. Za każdym razem gdy On Czarny Pan zrobił coś nie po jego myśli ten natychmiast się obrażał. Zazwyczaj trwało to od 2 godzin do dnia. Potem przychodził ze słodką minką i udawał, że jest mu przykro. Jednak Voldemorta nie to irytowało.Za każdym razem, gdy się kłócili on chodził z poczuciem winy, a jak Potter znikał tak jak dzisiaj to on się MARTWIŁ. ON !!!
Teraz nie było inaczej. Był zły na siebie i na Pottera. Na niego, ponieważ ten nic mu nie powiedział o swojej wyprawie. A na siebie, że nie mógł się dowiedzieć gdzie on jest.
Godziny mijały, a Pottera nadal nie było. Stwierdzenie, że Tom się denerwował byłoby, dużym niedopowiedzeniem. On po prostu szalał ze złości, bo nie wiedział, gdzie się znajduje Harry. Nikt nic nie wiedział. A pytał wszystkich, wszystkich oprócz dyrektora.
Czarny Pan zerwał się z miejsca, w którym akurat siedział i pognał do gabinetu dyrektora. Jak burza przemierzał kolejne korytarze, nie zwracając uwagi na nic i na nikogo. W końcu doszedł do posągu chimery wypowiedział hasło i wszedł do gabinetu. Dyrektor siedział w swoim krześle i widocznie nad czymś rozmyślał.
- Witaj Callidusie, co cię do mnie sprowadza? - Zapytał swoim dobrotliwym głosem, doprowadzając tym Voldemorta do szwedzkiej pasji.
- Witam dyrektorze. Właściwie to przyszedłem w związku z tym, że od samego rana nie widzę w szkole pana Potter i pomyślałem, że może to pana zainteresować. - Uśmiechnął się niewinnie.
- Ach tak rozumiem pana, ale muszę panu powiedzieć wiem, gdzie jest Harry. - W oczach dyrektora pojawiły się niebieskie ogniki.
Doprawdy. - Każde słowa tego starca go irytowały.
Harry pojechał odwiedzić grób swojego przyjaciela, w Londynie. Obiecał, że wróci do wieczora. Lecz jeżeli martwi się pan o niego, może pan sprawdzić co innego i sprowadzić do szkoły, żeby nie podróżował sam. W tych czasach, to bardzo niebezpieczne. - Dyrektor uśmiechnął się łobuzersko.
- Z wielką przyjemnością. - Jego sztuczny uśmiech nie zraził dyrektora i powiedział mu gdzie dokładnie znajdował się Potter.
Harry Potter od kilku godzin siedział w jednym miejscu. Było zimno, a od jakiegoś czasu padało. On jednak nie zwrócił na to uwagi.Wspominał. To był jedyny dzień w roku, kiedy mógł sobie na to pozwolić. Zazwyczaj odwiedzał tylko grób rodziców, ale dwa lata temu doszedł kolejny. Teraz siedział i patrzył niewidzącym wzrokiem w tabliczkę na grobie. Nagle rozległ się trzask. Nawet nie odwrócił się, żeby zobaczyć kto się aportował. Wiedział.
- Strasznie ciężko jest się Ciebie pozbyć, mimo że próbuję już od przeszło 6 lat. - Jego głos był całkowicie wyprany z emocji.
Mnie się nie da pozbyć, jeszcze się tego nie nauczyłeś? - Teraz gdy zobaczył, że chłopak jest bezpieczny pozwolił sobie na uśmiech.
Nauczyłem, ale co zaszkodzi spróbować? - Westchnął, wciąż na niego nie patrząc.
Voldemort podszedł powoli do chłopaka. Widział jak po jego ciele przechodzą dreszcze. Jego mokre włosy zazwyczaj rozczochrane włosy, teraz przyklapnięte od deszczu, a gdy podszedł jeszcze bliżej zobaczył jego zapuchniętą od łez twarz.
Dopiero później spostrzegł grób jedno na tabliczkę wystarczyło żeby zrozumiał: Cedric Digorry.
Widział tego chłopaka w jego wspomnieniach, ale nigdy nie zagłębiał się w tą historię. Usiadł koło Pottera na ławce i okrył go swoim płaszczem. Zdziwiony chłopak spojrzał na niego nieprzytomnie.
- Nie myśl sobie, że nie wiem czemu to robisz. - Powiedział, ale chętnie szczelinie opatulił się kurtką.
- Och, widzę też, że nauczyłeś się, iż ja nigdy nie robię nic bezinteresownie. A więc ? - Tak naprawdę zrobił to bezinteresownie, ale skoro chłopak chciał mówić, to on chętnie posłucha. Zawsze lubił orientować się we wszystkim na bieżąco.
- Czemu sądzisz, że ja ci coś powiem? - Odwrócił głowę.
- Każdy człowiek musi się komuś wygadać. Inaczej zaczyna wariować. A Ty, jak widzę nigdy nie opowiadałeś tej historii, a ja wbrew przypuszczeniom jestem dobrym słuchaczem. - Skrzyżował nogi i czekał.
- Nie myśl sobie, że mówię to chętnie, ale wiem, iż i tak na lekcjach oklumencji na pewno byś to ze mnie wyciągnął. Oczywiście zupełnym przypadkiem. - Zaczął kwaśno.
Wszystko rozpoczęło się na czwartym roku, a dokładnie między pierwszym a drugim zadaniem. Miałem wtedy wiele na głowie. Nauka, rozwiązanie zagadki i Cho. Podobała mi się. Była inteligentna, ładna i spokojna. Niestety już zajęta. Uprzedził mnie Cedric Digorry. Był On też moim konkurentem w Turnieju Trójmagicznym, ale jakoś nie czułem do niego urazy. Szczerze mówiąc pomogłem Mu nawet przejść pierwsze zadanie. Nie rozmawialiśmy ze sobą prawie w ogóle, no bo i po co . Byliśmy z dwóch różnych domów, lubiliśmy zupełnie inne rzeczy, ale łączyły nas dwie rzeczy. Pierwszą był Turniej Trójmagiczny, a drugą oczywiście Cho.
Właśnie zbliżał się Bal Bożonarodzeniowy. Drugie zadanie zbliżało się niemiłosiernie, nauki było coraz więcej, a ja wciąż nie zaprosiłem Cho na bal. Jednym słowem byłem w proszku. Moi przyjaciele pomogli mi. Hermiona z nauką, a Ron zmotywował mnie do zaproszenia Chang na bal. Niestety Cedric ubiegł mnie. Byłem wściekły. Prawdę mówiąc, wtedy miałem ochotę go poćwiartować. No, ale moje życie jest tak strasznie pokręcone, że nic nie ma takiego łatwego. Akurat, gdy przeklinając go w myślach, natknąłem się na Niego. Stał w połowie korytarza i czekał na mnie.
Chciałem Go ominąć, a nawet zawrócić, ale zatrzymał mnie. Złapał mnie za rękę i przycisnął do ściany.
- Chcę ci tylko pomóc, Harry.- Powiedział miękko. - Ty, pomogłeś mi w pierwszym zadaniu, a ja pomogę Ci w drugim. Idź po swoje jajo i idź na czwarte piętro, ja będę tam na Ciebie czekać. - Puścił mnie, a ja na miękkich nogach poszedłem w stronę pokoju wspólnego. W ogóle nie pamiętam jak wziąłem to przeklęte jajo i poszedłem na czwarte piętro, tak jak mi kazał. Nawet przez myśl nie przeszło mi, żeby się mu sprzeciwić. Tak jak powiedziałem czekał na mnie. Gdy tylko mnie zobaczył na Jego usta wpłynął olśniewający uśmiech, a moje serce zabiło mocniej. Wziął ode mnie jajo i poprowadził mnie do łazienki prefektów. Byłem w takim szoku, że nawet nie sprzeciwiłem się jak mnie tam wepchnął. Łazienka była wielka, pamiętam, że basen był już napełniony wodą i tylko czekał, aż ktoś wejdzie do tej przyjemnie ciepłej wody.Zupełnie zapomniałem o Cedricu, a gdy sobie o nim przypomniałem on był już pół nagi.
- Co ty robisz? - Zapytałem niepewny, czy chcę znać odpowiedź. On jednak mi nie odpowiedział. Sam rozebrał się podszedł do mnie i zaczął mnie rozbierać. Próbowałem oponować, ale był silny. Nie wiem czy silniejszy ode mnie, ale w pewnej chwili przestałem się opierać. Zaprowadził mnie na skraj basenu i pomógł mi wejść do wody. Właśnie wtedy mnie pocałował. To był mój pierwszy pocałunek w życiu, a w dodatku z facetem. Ale na tym się nie skończyło. Jego pocałunki z ust przesunęły się na szyję, potem na piersi. Cały czas przyciskał mnie do siebie jakby się bał, że Mu ucieknę. Nie miałem tego zamiaru. Dotykał każdego mięśnia mojego ciała, a ja nieśmiało dotykałem Jego. Poznawaliśmy się i łaknęliśmy siebie. Jego pocałunku powoli stawały się ostrzejsze, bardziej brutalne. Widziałem w Jego oczach pożądanie. Nie przeszkadzało mi to. Pozwalałem mu na wszystko. Robił ze mną to, co chciał. Jedno jego słowo, żebym się przesunął i pocałował go. Wszystko robiłem. Gdy byłem już tak bardzo podniecony wyszliśmy basenu. Położył mnie na płytkach. I wziął mojego do ust. Nigdy wcześniej nie zaznałem podobnej rozkoszy. Pamiętam jak u szczytu wymawiałem Jego imię, a On się tak pięknie uśmiechnął. Potem gdy już nie miałem siły, on pozwolił mi odpocząć, jednak cały czas dotykał i całował moje ciało. Pamiętam te dreszcze, On za każdym razem się uśmiechnął. Potem wszedł we mnie. Powoli i cały czas pytał, czy mnie to nie boli. Bolało na początku, ale nie chciałem sprawić mu zawodu. Potem była tylko przyjemność. Doszedł we mnie. Potem razem opadliśmy na kafelki wymęczeni. Gdy pierwsze zmęczenie minęło, znów weszliśmy do basenu. Umyliśmy się, a potem On pokazał mi tajemnicę jaja. Wtedy nie obchodziło mnie to. Liczyliśmy się tylko my. On się ze mnie śmiał, z mojej naiwności, że Mu tak łatwo zaufałem. Poddałem się Mu. Mówił, że mógł mnie oszukać, ale mimo że jego słowa mnie raniły, oczy mówiły całkowicie co innego. Wtedy poczułem Jego uczucie. Było zawarte w jego pocałunkach dotyku i oczach. I nagle wtedy Cho przestała się liczyć.
Zaraz po tym wydarzeniu, unikaliśmy się. Baliśmy się, że to co się stało było tylko jednym wybrykiem i niczym więcej. Oczywiście, nikomu nie powiedziałem o tym co się wydarzyło. Sytuacja zmieniła się dopiero na balu. Cedric tańczył z Cho a ja z Parvatti. Cały czas na nich zerkałem i prawdę mówiąc, byłem cholernie zazdrosny. Nie mogłem patrzeć, jak ją przytula, głaszcze, a nawet całuje. Byłem wściekły. Zacząłem więc robić to samo z moją partnerką. Ona była wniebowzięta i nawet nie zauważyła, dlaczego to robię.Gdy bal powoli zaczął się kończyć bylem na skraju wyczerpania, wyszedłem wcześniej i odprowadziłem Parvatti do salonu wspólnego Gryffindoru. Sam też, miałem zamiar zaraz się położyć, ale najpierw musiałem zabrać Rona, bo on był gotów zamordować Wiktora Kruma. Gdy powoli szłem w kierunku Wielkiej Sali, poczułem jak ktoś łapie mnie za rękę. Chciałem się wyrwać, ale nie mogłem. Ów ktoś ciągnął mnie w głąb korytarza. W końcu mogłem dostrzec kto to był: Cedric. Po Jego oczach było widać że jest zły.
- Wiem, że może ja nie za bardzo cię obchodzę, ale nie mogłeś się już powstrzymać, żeby nie tulić się do tej całej Pati. - Warknął, a z jego oczu ciskały gromy.
- A jak Ty tuliłeś się do Chang, to Ci to nie przeszkadzało. - Próbowałem się wyrwać, ale trzymał mnie zbyt mocno.
- Ona jest moją dziewczyną jakbyś nie zauważył. Mam takie prawo. - Powiedział, ale trochę spuścił z tonu.
- Przepraszam bardzo, a ja to niby kim jestem ? - Prawie krzyczałem. - Najpierw wykorzystujesz mnie w łazience prefektów, potem ignorujesz, a gdy próbuje sobie ułożyć życie, Ty mi zaczynasz robić wymówki. - Nie tylko On potrafił wypominać błędy.
- A Ty to może lepszy? Nie miałeś nic przeciwko jak razem kochaliśmy się w łazience. No, a poza tym, Ty także nic nie powiedziałeś po tym, ignorowałeś mnie. A teraz na balu wyrwałeś sobie panienkę i myślisz, że jesteś kimś. - Jego ręce coraz mocniej zaciskały się na moich.
- Mógłbyś mnie puścić, skoro jestem taki jaki mówisz, to lepiej jak wrócę do swojej panienki. - Warknąłem, choć pamiętam, że w oczach zebrały mi się łzy.
- Nie, nie puszczę Cię. Jesteś mój, i tylko mój. Na zawsze i na wieczność. Chyba nie myślisz, że jak już cię złapałem, to wypuszczę cię tak szybko. No i nie pozwolę tknąć Ci więcej tej Pati. - Warknął, ale jego ton głosu się zmienił.
Ja Cię po prostu nie rozumiem. Najpierw się na mnie wydzierasz, a teraz takie rzeczy mówisz. - Nic nie rozumiałem, miałem kompletny mętlik w głowie.
- Po prostu nie potrafię się na Ciebie gniewać, zwłaszcza jak widzę, że moje słowa Cię ranią. - Jego usta dotknęły moich, powoli i delikatnie. Oczekiwał ode mnie zgody. Gdy nie dostrzegł sprzeciwu pogłębił pocałunek. Bezwiednie otworzyłem szerzej usta, a on wsunął swój język i złączył się z moim w zmysłowym tańcu. Nic innego nie robił, tylko mnie całował. Delikatnie, zupełnie inaczej, niż ostatnim razem, a potem mnie przytulił.
- Przepraszam. Powinienem się odezwać do Ciebie próbować pozmawiać. A na balu nie powinienem próbować wzbudzić Twojej zazdrości. - Powiedział miękko.
- Ja też przepraszam. W zasadzie za to samo. - Tym razem to ja Go pocałowałem, po raz pierwszy wykazałem jakąś inicjatywę Był zaskoczony nawet bardzo, ale potem oddał pocałunek,. Później odprowadził mnie do wieży. Tej nocy już do niczego innego nie doszło.
Dni mijały nam słodko. Nigdy nie spodziewałem się, że mogę być aż tak szczęśliwy. Dzień podzielił się na trzy pory. Lekcje,spotkania z przyjaciółmi i tajne wieczorne randki z Cedriciem. Zazwyczaj rozmawialiśmy i całowaliśmy się nic więcej. Ukrywaliśmy nasz związek przed wszystkimi. Nikt nie wiedział.
Potem nadeszło drugie zadanie. Prawdę mówiąc, gdyby nie Cedric w ogóle bym go nie zaliczył. Nawet w wodzie mi pomagał, odpędzał trytony choć nie zawsze mógł. Zadanie zakończyliśmy obaj z dobrym rezultatem. Byłem szczęśliwy, a nasza wymiana zdań ograniczyła się do gratulacji. Najgorzej było, że byliśmy obaj w samej bieliźnie. I gdyby nie to, że odciągnęła mnie od niego Hermiona, to nie jestem pewien jakby się to skończyło.
Wieczorem jednak Cedric mnie zaskoczył, po raz kolejny zresztą. Zaprosił mnie do pokoju życzeń. Gdy weszłem,aż mnie wcięło. Nie był to duży pokój, mieściło się w nim tylko wielkie łoże z czarną atłasową kołdrą. Wszędzie w powietrzu unosiły się świece.Pomieszczenie wypełniał zapach magicznych olejków. To było niesamowite. On wprowadził mnie do środka i położył na łóżku.Niczego nie robiliśmy, nic nie mówiliśmy. To była jak bajka. Do niczego mnie nie zmuszał, do niczego nie namawiał, a mimo to ja i tak mu się poddałem znowu. Zaczęło się od zwykłego pocałunku,może trochę bardziej łapczywego niż pozostałe. Byłem podniecony, zresztą nie tylko ja. Cedric zerwał ze mnie ubranie, a potem była tylko przyjemność. Nigdy nie zapomnę go z tamtej nocy,był za razem łagodny i ostry. Tego nie da się opisać, ale wiem, że tamtej nocy staliśmy się więcej niż jednością.
Potem wszystko toczyło się gładko, nawet bardzo. Wciąż ukrywaliśmy swój związek , ale nie przeszkadzało nam to. Ważne, że mogliśmy być razem. Tylko to się liczyło. Całkowicie zapomnieliśmy o tym przeklętym Turnieju, to był chyba najszczęśliwszy moment naszego związku.
W końcu jednak, nadszedł dzień ostatniego zadania. Mieliśmy wziąść w nim udział i nic więcej. Pozwolić wygrać Fleur, albo Wiktorowi. Jednak nie mam pojęcia, jak to się stało, ale bez wyraźnych problemów dotarłem do pucharu, czułem, że coś jest nie tak dlatego nie kwapiłem się by go dotknąć. Kłóciliśmy się tak przez dłuższą chwilę i w końcu postanowiliśmy dotknąć go razem. Puchar okazał się być świstoklikiem. Zabrał nas na cmentarz. Obaj byliśmy zdezorientowani.Nie wiedzieliśmy o co chodzi, ale gdy zobaczyliśmy Glizdogona, wiedziałem co się święci, Cedric też.Kazał mi przywołać puchar, kiedy On będzie walczył z Peterem. Potem pocałował mnie szybko i bardzo namiętnie i wyszedł temu szczurowi naprzeciw. Nie mogłem się ruszyć, byłem jak sparaliżowany. Chciałem przywołać puchar, ale nie chciałem wracać bez Niego.
Ty rozkazałeś zabić Cedrica, ale Glizdogon wcale tego nie zrobił. Zaklęcie uśmiercające leciało prosto na mnie i prawdopodobnie by mnie zabiło, ale Cedric w ostatniej chwili osłonił mnie.
Z tamtej nocy niewiele pamiętam. Prawie nie kojarzę naszej walki, a już tym bardziej późniejszych wydarzeń.
- Teraz znasz już całą historię. - Zakończył z goryczą, a jego oczy błyszczały od łez.
- Jest mi przykro. - Tom był zaskoczony całą opowieścią, nawet nie wiedział co powiedzieć Harry'emu.
- Och daj spokój. Wiem, że daleko Ci do tego. - Westchnął zrezygnowany.
Dobra, masz rację. Ale wytłumacz mi coś. Czemu zgodziłeś się do mnie przyłączyć skoro pośrednio i bezpośrednio sprawiam ci tyle cierpienia. - Vodemort był skołowany.
- W zasadzie to sam nie wiem. Z jednej strony, jest to chęć zmienienia swojego przeznaczenia. Moje życie jest po prostu rajem dla wróżek, one po prostu kochają przewidywać moją przyszłość. A to ja sam chcę o niej decydować. A z drugiej strony wolę Ciebie od Dumbledore'a. On jest dobry, ale tak naprawdę we wszystkim ma swój ukryty cel. Przez pięć lat byłem nim kierowany i prawie o niczym nie decydowałem, a te nieliczne chwile gdzie miałem coś do powiedzenia, on zawsze o nich wiedział, zawsze mnie naprowadzał na właściwy tor. No i pozostaje jeszcze kwestia tego, że jeżeli mam umrzeć, to nie chcę ginąć za ten cały beznadziejny świat czarodzieji. Oni są tak zepsuci, że prędzej czy później cały ten świat rozsypie się. Po co mam się jeszcze do tego przyczynić? - Harry mówił głosem wypranym z emocji.
- Powiedzmy, że rozumiem, ale mam jeszcze dwa pytania. Dlaczego nie widziałem żadnego wspomnienia z tego, co mi mówiłeś i dlaczego zawsze jesteś taki beztroski, a dziś... Chyba jeszcze nigdy nie widziałem Cię w takim stanie.
- To proste. Po śmierci Cedrica wszystkie te wspomnienia zamknąłem w kufrze. Jest to wyemigowana skrzynia w moim umyśle, która jest zamknięta przez praktycznie cały czas. Nikt nie może zobaczyć, co jest w środku, bo jej teoretycznie nie ma. - Powiedział smętnie. - Otwieram tą skrzynie tylko raz w roku i dziś nadszedł ten dzień. Dlatego nie było mnie w szkole. Po prostu jak już mam wspominać, to tylko w ciszy i samotności. Te wspomnienia nie są tylko przykre. W zasadzie tylko koniec taki jest. Reszta jest zupełnie inna. To te dobre zdarzenia mnie zmieniają. Nie te złe. Te, które przynoszą smutek uczą mnie, że nic nie jest złe. Te, które przynoszą smutek pokazują, iż nic nie jest wieczne i nawe jeżeli coś się dzieje złego, to warto to przetrwać, ponieważ potem znów następuja dni pełne szczęscia. No, a po za tym jest takie mugolskie powiedzenie "co Cię nie zabije, to Cię wzmocni. "
- Nie rozumiem Cię. Gdy mi się działo coś złego, zawsze to zapamiętywałem. To mnie kształtowało i doprowadziło do dnia dzisiejszego. Dobre wspomnienia, były tylko dodatkiem czymś, co nie pozwalało mi zapomnieć, że istnieje coś takiego jak dobro. - Powiedział szczerze patrząc w tylko sobie znanym kierunku.
- Teraz, to ja nie rozumiem. - Chłopaka zainteresowała wypowiedź Voldemorta.
- Bo widzisz Harry, to nie tak, że ja walczę z dobrem. Że jestem zły, że nienawidzę wszystkiego co dobre. Tak mnie przedstawiają na podstawie moich czynów. Czy myślisz, że jakbym chciał wybić wszystkich dobrych ludzi, to czy Śmierciożercy, by przy mnie pozostali? Dobro istnieje, w każdym z nas i nie da się go zabić. Tak samo jak zła. Dlatego bzdurą, jest ta historia, o dwóch barwach duszy. Jeżeli by się zniszczyło dobro, to zło też by się przestało istnieć i na odwrót. A konsekwencją tego byłoby to, że ludzie stali by się roślinkami. No, ale nie o tym miałem mówić. Dobro w same w sobie jest wspaniałe, ale tylko w swojej najczystszej postaci. Tzn, w pięknych wspomnieniach, w szczerej miłości, przyjaźni. W wielu takich uczuciac. To nam pozwala dalej wierzyć w lepsze jutro, jednak dobro ogólnie jest skażone przez człowieka. Wykorzystywane do celów własnych, manipulacji. Ze złem jest podobnie, ale nie tak samo. Żeby być złym trzeba mieć odwagę i siłę, by nie zostać wciągniętym w mrok. Zło pozwala nam spojrzeć na jakieś, nie do końca dobre sytuacje, przez pryzmat obiektywizmu i zobaczyć wszystko jakie jest naprawdę. Dobry pryzmat będzie widział tylko jasne strony. Zło pielęgnuje w nas moc, żebyśmy mieli siłę iść przez życie. Jednak tylko osoby naprawdę wielkie moga wytrwać tę drogę.
- Rozumiem jeszcze mniej, niż wcześniej. - Westchnął, ale jego oczy lśniły już zdrowszym blaskiem.
- Kiedyś Ci, to wytłumaczę dokładniej, albo sam zrozumiesz z czasem. - Zawahał się. - Chociaż jeden aspekt mogę Ci wytłumaczyć, ale wątpię, żebyś zrozumiał. Świat dzieli się na dwie potęgi. Dobro i zło. Dobru przypisuje sie wszystko co piękne i itp, a złu, to co przynosi nieszczęścia. Jednak nie do końca tak jest. Oby dwie potęgi mają swoje zalety i wady, swoje idee, sposoby działania. Obojętnie, którą drogę się wybierze i tak trudno jest na niej wytrwać. Tak samo, jak nie da się odtrącić całkowicie jednej z tych sił. Bo dobro zawsze będzie w złu, tak jak zło będzie w dobrze. I zapewniam Cię, że nie ma istoty idealnie dobrej i idealnie złej. Nawet jeżeli chodzi o Boga i Diabła.
- To już łatwiej zrozumieć. - Westchnął Potter.
- To dobrze. A teraz ogarnij się, bo wracamy do Hogwartu.
~~~
dobra ja się śpiecham bo zaraz rodzinka obiad zje i mnje złapie,
Postaram się być jutro z rozdziałem ale nic nie obiecuję bo boje się, że mi nerwy puszcza i zabiorą mi dostep do WiFi,
Sayonara!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro