Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 11

List i przysięga

Trwało właśnie śniadanie, a większość uczniów siedziała przy stołach i oczekiwała sowiej poczty. Wielu z nich spodziewało się paczek od rodziny, przyjaciół inni oczekiwali prasy. Harry Potter nie spodziewał się dostać żadnego listu. Odkąd umarł Syriusz, Harry nie utrzywywał z nikim kontaktu. Wybraniec westchnął. Od samego rana czuł się jakby ktoś wyprał z niego życie. Nie miał ochoty na nic, a przed nim był jeszcze cały dzień nauki. Nagle do Wielkiej Sali wleciało tysiące sów. Jedna z nich, puchacz podleciał do niego. Harry znał tę sowę, a jego serce zabiło mocniej, gdy odwiązywał od nóżki puchacza list. Nie dał jednak po sobie niczego poznać, tak jak uczył go Tom. Pergamin był pokryty mnóstwem małych literek.

Drogi Harry!

Tak dawno się nie widzieliśmy, że aż zacząłem się martwić, czy aby napewno nic Ci nie jest. Wogóle jak mogłeś nie pisać przez całe wakacjei te dwa miesiące, kiedy byłeś w Hogwarcie? Och, wybacz. Pomijam te Twoje jakże długie i wyczerpujące listy typu ' wszystko ok. Nie martwcie się. ' Czyś Ty do końca postradał zmysły nie odzywając się tak długi czas. Czy Ty myśliszm że możesz nas ignorować? O nie, Harry. Tego Ci nie wybaczę.

No, ale wracając do tematu dlaczego wogóle wyśiliłem się, żeby napisać do Ciebie. Otóż wyobraź sobie, że był u nas ten Twój dyrektor, Nie wiem jakim cudem wogóle domyślił się, że się znamy i jak się dowiedział gdzie mieszkamy. No, ale Ciebie to nie obchodzi, prawda? Gdyby Cię obchodziło, to byś napisał przynajmniej, że żyjesz.

O tak. Pewnie jak się domyślasz, jestem wściekły. Tak więc, nawet nie waż się wymigiwać od wizyty u nas na święta. Jeżelu nie przyjedziesz, to wierz mi, nikt nie uchroni Cię przed moją zemstą.

Wracając jednak do tematu Dumbledora, pytał o nas i chciał z nami rozmawiać. Wiesz w zasadzie, to ja nawet nie wiedziałem kim jest, więc się zgodziłem. Meg też i poszliśmy na zaproszoną herbatkę. Oczywiście najpierw zażyliśmy anty-veritaserum i jak się później okazało całkiem słusznie. Otóż jak przybyliśmy, to był on wiesz, taki miły dziadek, który chce pogadać o wszystkim i o niczym. Najpierw pytał się o szkołę i jak się uczymy, potem o rodzinę, i miał nawet czelność zapytać o Cedrica. No, ale pomijając to, potem przeszedł do tego po co wogóle do nas przyjechał. Pytał czy Cię znamy, jak długo i jak się poznaliśmy. Takie przesłuchanie nam zrobił, że po prostu ja i Meg bylismy w szkoku. Jak on wogóle śmiał?! Potter jeżeli maczałeś w tym palce, to marny Twój los.

Po skończonej ' rozmowie ' pożegnaliśmy się bardzo miło, jednak bardzo podejrzliwy z niego starzec, wcale nie wyjechał następnego dnia, ale zaczął grzebać w naszych papierach, wypytywał o nauczycieli i wyobraź sobie, że poszedł nawet do naszych rodziców. No to my długo nie czekając, postanowiliśmy wypowiedzieć mu wojnę. Plan był straszny, ale nie wypalił, bo już po jednym naszym ostrzeżeniu wyjechał. Gdyby nie to, to nie wiem jak się to skończyło zarówno dla niego jak i dla nas.

W szkole oczywiście zaraz po tym odbyła się rozmowa, skąd znamy samego Albusa Dumbledora i takie tam. Wiesz ile mieliśmy przez to kłopotów?! Nawet nie pytaj, bo gdybym miał tak wszystko opisać, to wyszłaby z tego niezłej długości książka.

Jednak wszystko zakończyło się w miare szczęśliwie. W zasadzie, to nie okazałoby się, to na tyle ważne, żeby o tym pisać, zwłaszcza, że Ty nie odzywałeś się prawie 4 miesiące.

Twój kochany i jakże milusi dyrektor napisał do nas wczoraj. Rozumiesz Potter.? Napisał. Zaczął nam grozić. Będę na tyle miły, że przytoczę Ci fragment tego cudownego listu.

' [...] Naprawdę bardzo mi przykro, że narobiłem wam ostatnio tak wielkich kłopotów, jednakże musicie zrozumieć, że możecie mieć jeszcze większe, jeżeli nie udzielicie mi informacji, które chciałbym usłyszeć. Wiem, że jesteście bardzo blisko z Harrym Potterem, więc napewno wam powiedział, ewentualnie macie się tego dowiedzieć. Czy Harry przyłączył się do Lorda Voldemorta? Wiem, że może być to dla was straszne zdradzić przyjaciela, ale to dla jego dobra. Jeżeli on faktycznie się do niego przyłączył, to jeszcze można go uratować i przywrócić na dobrą ścieżkę. Mam nadzieję, że mogę liczyć na waszą pomoc. Wracając jednak do kłopotów, które wam narobiłem [...] '

I jak Ci się podoba, Harry? Mam nadzieję, że bardzo, bo mi się to niestety nie spodobało. Nie dość, że facet nam groził, to jeszcze namawiado zdradzenia przyjaciela. I Harry jeżeli jeszcze nie przyłączyłeś się do Voldemorta, to zrób to teraz, bo jeżeli mam mieć do czynienia z tym starcem, to tylko wtedy, gdy będę mógł rzucić na niego ciężką klątwę.

Mam nadzieję, że przeczytałeś ten list z takim samym spokojem z jakim ja go pisałem. Jeżeli jest inaczej, to przepraszam, że zepsułem Ci humor. Jest mi z tego niezmiernie przykro.

Jeżeli też nie napiszesz stosownie długiej odpowiedzi, to wierz mi skończysz marnie. Oprócz tego, Twój list zawierać ma:

Przeprosiny

Deklarację, że przyjeżdżasz na święta

Odpowiednie relacje, z tego co robiłeś

Oprócz tego, musisz dorzucić coś od siebie. Pamiętaj, że następny list w stylu ' u mnie wszystko ok. Nie marwtcie się.' Będzie natychmiast spalony,a my wsiądziemy do pierwszego lepszego samolotu do Anglii, żeby skopać ten Twój Poterrowski tyłek. Mam nadzieję, że się zrozumieliśmy.

Miłego dnia. Twoi itd.

Car i Meg.

P.s Pamiętaj, to nie są groźby. To ostrzeżenia.

Harry czytał ten list z mieszanymi uczuciami. Były to przede wszystkim radość, złość i tęsknota. Jednak, gdy przeczytał ostatnią linijkę, na jego twarzy malowała się tylko wściekłość. Złość, aż z niego emanowała. Połowa Ślizgonów wpatrywała się w niego z przerażeniem, ale on nie zwracał na to uwagi. Powoli podniósł się z miejsca, zostawiając nie dojedzone śniadanie i wolnym krokiem podszedł do stołu nauczycielskiego. Czuł na sobie spojrzenie Draco i Toma, lecz nie zwracał na nich uwagi. Ze sztucznym uśmiechem nalepionym na twarz, podszedł do dyrektora. Nie musiał się nawet odwracać, żeby stwierdzić, że patrzy na niego prawie cała szkoła.

- Dzień dobry, profesorze. - Zwrócił się do Dumbledor'a z przesłodzonym uśmiechem.

- Witam, Harry. - Dyrektor ze zdziwieniem, wpatrywał się z niego.

- Chciałbym z panem porozmawiać, na osobności. - Patrzył prosto w błętkitne tęczówki, ukryte za okularami-połówkami.

-Ależ oczywiście. Przyjdź do mojego gabinetu wieczorem. Hasło to czekoladowe żaby. - Dyrektor uśmiechnął się łagodnie. - Harry, czy ten list był od Voldemorta? - Zapytał się, niemogąc się powstrzymać.

- Profesorze, wolałbym się spotkać z panem zaraz po śniadaniu, gdyż sprawa jest pilna i nie chę jej odkładać. - Przywołał na twarz maskę zagubionego chłopca. Harry czuł na sobie intensywne spojrzenie Toma, gdyż Wybraniec zablokował swój umysł przed nim, a następną lekcję miał właśnie z Czarnym Panem.

- W porządku. Jak tylko zjesz śniadanie, przyjdź do mojego gabinetu. - Drops uśmiechnął się, a Złoty Chłopiec nie zwracając uwagi na nic, wrócił na swoje miejsce.

Harry sam sobie się dziwił, że przetrwał śniadanie i nie wybuchnął ze złości. Zwłaszcza, że cały czas musiał nad sobą panować, by Tom nie wdarł się do jego umysłu. Nie chciał mu mówić o zachowaniu dyrektora. Nie dlatego, że mu nie ufał, ale po prostu wiedział, że Tom zaraz zrobił by coś głupiego. Właśnie, to najbardziej denerwowało go w Riddle'u. Jego nadopiekuńczość, względem niego. Z jednej strony cieszył się z tego, bo czuł, że o niego dba i nie widzi w nim tylko narzędzia, a z drugiej strony przerażało go to. Od jakiegoś czasu wykrył u siebie, to że nie spogląda na niego, jak na seryjnego morderce, człowieka, który zabił mu rodziców i największą miłość, ale jak na kogoś kogo szanuje i... lubi. Ciężko mu było przyznać się przed samym sobą, że Tom staje się mu coraz bliższy. Harry zapukał do drzwi gabinetu dyrektora, a gdy usłyszał zaproszenie wszedł do środka. Gabinet nic się nie zmienił, od czasu ich ostatniej rozmowy. Wszystko było dokładnie w tym samym miejscu.

- Usiądź Harry. Może napijesz się czegoś?

- Nie, dziękuje. Nie przyszedłem tu, żeby pić z panem herbatkę. Przyszedłem tu, ponieważ dostałem dziś rano list, który mnie zaniepokoił. - Starał się mówić spokojnie, bez emocji.

- Czy był od Voldemorta ? - Dyrektor musiał zapytać.

- Nie, był od moich przyjaciół Meggi i Oscara z Francji. Napisali mi, że wypytywał pan o mnie. - Harry odczekał, aż sens słów dotrze do Dumbledore'a i ciągnął dalej. - Uważam, że sprawy dotyczące mnie powiniem pan załatwiać ze mną. Zwłaszcza, że ja nie mieszam ich do tej wojny. Pytanie zaś, to czy przyłączyłem się do Voldemorta, powinien skierować pan do mnie, a ja odpowiedziałbym panu. Dodatkowo groził pan im, co wogóle nie mieści się w głowie. Jak pan mógł zrobić coś takiego, zwłaszcza im? - Mówił cały czas spokojnie, lecz jego ton mroził krew w żyłach.

- Harry, musisz mi wybaczyć, że popełniłem ten błąd, ale musisz mnie zrozumieć. Byłem zdesperowany. Zmieniłeś się, od tamtego roku i stajesz się coraz bardziej podobny do Toma, gdy był młody. Nie chę Cię stracić. Jesteś jedynym, który może pokonać Voldemorta. - Skończył swój monolog .

Harry w tym czasie zacisnął pięści, starając nie zwracać uwagi na ostatnie zdanie.

- Po pierwsze dyrektorze, to ja nic nie muszę. Po drugie miałem prawo się zmienić, zwłaszcza po tym, jak dowiedziałem się, że przez całe życie byłem okłamywany. Jak pan by się czuł, gdybym nagle panu powiedział, że jest pan Wybrańcem, który sam zginie zabijając swojego wroga? Jak pan by się czuł, gdyby całe swoje dziecińswto straciłby na walkę wiedząc, że i tak zginie? - Mimo, że starał się opanować, jego głos stale się podnosił.

- Skąd wiesz, że zginiesz, zabijając Voldemorta? - Potter roześmiał się zimno.

- Może pan uważa mnie, za mało rozgarniętego, ale potrafię rozszyfrować tą głupią przepowiednie. - Odparł zimno.

- Harry, czy Ty przyłączyłeś się do Voldemorta? - Dyrektor nie zwrócił uwagi na ostatnie zdanie.

- Nie jestem Śmierciożercą, jeżeli o to panu chodzi. I nigdy nie będę. - W zasadzie nie kłamał, on był prawą ręką Toma, a to różnica. - Dlaczego nie może pan zrozumieć, że jestem tylko nastolatkiem? Mam dość bycia Wybrańcem. Chcę mieć prawdziwych przyjaciół, którzy nie pytają o nic. Po prostu są. Chcę żyć pełnią życia. Nie martwiąc się, że za rogiem ktoś, lub coś się czai. - Harry tracił powoli panowanie nad sobą. - Dlatego też przez najbliższy czas niech pan ode mnie nie oczekuje, że będę grał Złotego Chłopca. Chcę odpocząć od tego wszystkiego. Święta spędzę z Car i Meg z dala od Angli i jej problemów. Z dala od tej głupiej wojny, którą toczy pan z Voldemortem. Mnie ona nie dotyczy. I gdyby to ode mnie zależało, to nie brałbym w niej wogóle udziału. A w zasadzie, jest to dobry pomysł być daleko stąd, keidy wy się będziecie nawzajem zabijać. Ja chcę żyć, kochać. Być tym, kim chcę, a nie tym kim mnie stworzycie. - Ostatnie zdanie niemal wykrzyczał.

- Harry... Przepraszam. Wiem, że zabrałem Ci tyle cennych rzeczy, ael dobrze wiesz, że to było do wyższego dobra. Jeżeli Ty nie pokonasz Voldemorta, to nikt tego nie zrobi. Wiem, że to musi być dla Ciebie trudne, ale Harry, pomożesz tworzyć lepsze jutro. Dzięki Tobie, wiele istnień zostanie ocalonych.

- Nie, nikt nie zostanie ocalony. Ja, Harry James Potter nie zamierzam brać udziału w tej wojnie. Przyrzekam na wszystko co mam, na swoją duszę, że nie przyczynie się do wygrania jednej ze stron poprzez swój czynny udział w bitwach. Przyrzekam, że nie wypełnię swojej przepowiedni i przeznaczenia. - Z jego różdżki wyleciała srebrna wstęga, która go oplotła i znikła. Dumbledore wpatrywał się w niego. Był w ciężkim szoku.

- Harry... Dlaczego?

Chłopak uśmiechnął się dumnie.

- Ja nie jestem narzędziem i najwyższa pora, by pan to zrozumiał. A teraz, gdy nie przedstawiam już dla pana żadnej wartości, pójdę już. Teraz ma pan dobry powód, by przestać interesować się mną i moimi znajomymi. Żegnam pana. Dla mnie pan już nie istnieje. Zginął pan wraz z Syriuszem. Do widzenia. - Uśmiechnając się mściwie i wyszedł z gabinetu.

Tom nie mógł się skupić na prowadzonej przez siebie lekcji, czuł, ż e dzieje się coś ważnego, coś co może zaważyć na jego przyszłości. Był zły na Pottera, że tak to rozegrał. Nie mógł połączyć się z nim, nie mógł dowiedzieć się co było w tym cholernym liście, który Harry dostał z samego rana. Nienawidził, gdy coś go omijało.

Wybraniec, gdy tylko wyszedł z gabinetu dyrektora skierował swoje kroki do dormitorium Slytherinu. Nigdy nie myślał, że będzie chciał zrobić, to co właśnie planował, ale ludzie się zmieniają. Już nie był odważnym Gryfonem. Chciał tylko zniknąć. Być jak najdalej stąd. Tak. Harry Potter planował swoją ucieczkę. Wiedział, że to głupie, ale miał dość. Po raz pierwszy w życiu chciał znaleźć się gdzieś indziej. Byle jak naj dalej od magii. Już nie czuł, że Hogwart to jego dom. Pokój wspólny był pusty, tak samo jak sypialnie. Poszedł do swojego dormitorium i zaczął pakować swoje rzeczy. Tom właśnie, był w połowie zdania, gdy obrazy do jego mózgu zaczeły napływać. Najpierw zobaczył rozmowę z Dumbledore'm , potem przysięgę, a na końcu plany Pottera. Krew w nim zawrzała.

- Na dziś koniec wykładu. Teraz przejdziemy do czegoś innego. Przez następną część lekcji macie znaleźć 10 zaklęć czarno-magicznych i się ich nauczyć. Kto zrobi to najlepiej i mnie zaskoczy otrzyma 50 punktów dl aswojego domu. A teraz wybaczcie mi. - Ledwo panował nad swoimi uczuciami. Wiedział, że z Potter'em ostatnio coś się dzieje, ale teraz to przesadził. Rozumiał, że chłopak może być zagubiony, ale ucieczka, to nie w jego stylu.

Harry właśnie kończył pakować ubrania, kiedy do jego sypialnu wkroczył Voldemort.

- Można wiedzieć, co Ty do jasnej cholery wyprawiasz?! - Wysyczał przez zaciśnięte zęby.

- Przecież doskonale zdajesz sobie z tego sprawę, skoro tutaj przyszedłeś. - Harry odwrócił się do Toma, a jego zielone oczy, były przerażająco puste.

- Potter, nie denerwuj mnie nawet. Rozumiem Twoją kłótnie z Dropsem, rozumiem nawet, tę Twoją cholerną przysięgę, ale dlaczego chcesz uciekać? - Chłopak westchnął, wiedział, że w końcu to do niego dotrze, ale nie miało to być tak wcześnie.

- Tom. powiedz mi, czy ja w życiu osiągnąłem coś sam? - Zapytał się, a Riddle spojrzał na niego zszkokowany. - Odpowiem za Ciebie. Nie, nigdy. Zawsze, gdy coś robiłem ktoś mi pomagał. Nie ma rzeczy, o której mógłbym powiedzieć :

Tak. Doszedłem do tego sam.

Zawsze ktoś wskazywał mi drogę. Ty do wszystkiego dochodziłeś sam, tak samo jak Dumbledore. Ja jestem tylko zwykłym nastolatkiem, od którefo wymagacie tyle, że już tego nie ogarniam.

Tom usiadł słysząc te słowa.

- Chcesz powiedzieć. - Zaczął przeciągając słowa. - Że ja wyszedłem z lekcji, tylko dlatego, że Ciebie dopadło uczucie, że jesteś słaby i nie dasz sobie rady? - Harry z zawstydzeniem pokiwał głową. - Czy myślisz Potter, że traciłbym czas szkoląc Cię, jeżeli myślałbym, iż nie jesteś tego wart? Po prostu przy pierwszej lepszej okazji bym Cię wykończył. Czy myślisz, że Drops traciłby czas na Ciebie wiedząć, że nie dasz rady mnie pokonać? - Harry spojrzał na niego zaskoczony. - Posłuchaj mnie uważnie, bo drugi raz ja tego powtarzać nie będę. Jesteś irytującym bachorem, który ma więcej szczęścia niż rozumu. Masz moc, ale brak Ci praktyki. Jesteś Gryfonem, którego 'odwaga' to drugie imię. I Ty teraz, po pięciu latach walki zamierzasz sobie uciec, tuż po tym, jak złożyłeś przysięgę, że nie będziesz brał udziału w wojnie? - Tom ledwo nad sobą panował. - Czy Ty jesteś poważny? Albo inaczej zapytam. Czemu właściwie chcesz uciec? Bo jakoś nie wierzę, w tą Twoją słodką opowieść.

- Ona jest prawdziwa! - Zaprzeczył Potter. - No, ale w zasadzie masz rację. To nie był jedyny powód.

- Może więc mnie oświecisz, jaki był inny powód?

- No, bo a nie chciałem Cię zwieść. Zwłaszcza po tym, jak mnie uczułeś. - Powiedział tak cicho, że Riddle musiał domyślać się niektórych słów. Przez chwilę milczeli, a spojrzenie Toma troszkę złagodniało.

- Harry nie uczę Cię tylko po to, żebyś pomógł mi zabić Dropsa. Wiem, że masz moc i potencjał, który i ja kiedyś miałem. Tyle, że ja musiałem się wszystkiego sam nauczyć, a Tobie mogę pomóc. Ja Cię nie traktuję, jak narzędzie. Musisz zrozumieć, że ja czasami też postępuje bezinteresownie i mam gest. Wbrew przypuszczeniom, nie jestem potworem.

- Wiem, ale i tak jakoś tak się ostatnio zbierało. Tyle się dzieje w moim życiu, że po prostu zaczynam wariować. - Uśmiechnął się lekko.

- Tylko nie myśl sobie, że Ci wybaczę szybko, tę Twoją zakichaną przysięgę. Co Ci wogóle odbiło, żeby ją składać? Zresztą nie mów. Nie chcę wiedzieć. - Odwrócił się z zamiarem wyjścia, kiedy poczuł jak ktoś obejmuje go w pasie.

- Dzięki, Tom. - Harry powiedział cicho, ciągle trzymając go w uścisku. Voldemort stał przez chwilę, jak sparaliżowany, by po chwili uwolnić się z uścisku. Odwrócił się do Wybrańca i złożył na jego czole delikatny pocałunek.

- Nie ma za ci. - A potem zniknął zostawiając Harry'ego w szoku, na środku pokoju.

~~~*~~~

Jestem z rozdziałem *szczery się jak głupia* A tak wg to rozdziałów jest 23 (plus, minus)
Powiem szczerze, że miałam łzy w oczach czytając ostatni rozdział i epilog.
Ale wracając do tematu to kolejne rozdziały w niedziele *patrzy złośliwym wzrokiem po zebranych* dobrze przeczytaliście w niedziele będzie next

Całusy! ;*
Esencja

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro