Rozdział 3
Harry obudził się, ponieważ usłyszał huk. Nagle zdał sobie sprawę, że to trzask charakterystyczny dla aportacji. Zerwał się więc na nogi i wyjrzał przez okno. Zobaczył tam Remusa. Szybko włożył na siebie czarne spodnie i czerwony T-shirt, który nie prezentował się na nim najlepiej ze względu, iż był wychudzony przez dietę Dudley'a. Wyszedł ze swojego pokoju i popędził na zewnątrz.
-Witaj Remusie. Jak się czujesz?
-Nie najgorzej, a co u ciebie?
-Nic specjalnego.
Harry nie był zachwycony faktem, że musi znieść widok domu, który przywołuje tyle wspomnień. Jego oczy wyrażały wielki ból, ale nie chciał dać poznać, że aż tak bardzo cierpi. Zdecydował się na lekki uśmiech w stronę Lunatyka, który go odwzajemnił.
-No choć Harry. Załatwmy to szybko i będziesz miał to z głowy.
-Jak się tam dostaniemy?
-Teleportacja łączna.
Harry chwycił go za ramię i po chwili zniknęli z charakterystycznym trzaskiem. Wylądowali na Grimmauld Place pomiędzy numerami 11 i 13.
-Pamiętasz hasło, które dał ci Moody gdy pierwszy raz się tu zjawiliśmy.-Harry przytaknął-To wypowiedz je w myślach.
Harry posłusznie zrobił to o co prosił go Remus i po chwili przed nimi pojawił się budynek z numerem 12.Gdy tylko weszli do środka dało się usłyszeć krzyki pani Black:
-WSTRĘTNE SZUMOWINY, SZLAMY, WILKOŁAKI PLUGAWIĄ DOM MOICH PRZODKÓW!!!!
Harry starał się tego nie słuchać. Razem ze swym przyjacielem Lunatykiem wszedł do kuchni, a tam czekał na niego Albus Dumbeldore, Tonks, Weasleyowie oraz Hermiona. Harry popatrzył z pogardą na dyrektora, ale się nie odezwał. Uśmiechnął się do przyjaciół i podszedł do nich. Chciał by go wspierali w tym momencie.
-Witam wszystkich tu zebranych-zaczął swoją przemowę Dumbeldore -zebraliśmy się tu by odczytać testament Syriusza Blacka.-Na te słowa Harry natychmiast posmutniał-Oto jego treść.-kontynuował dyrektor.
Ja Syriusz Black w pełni świadomy przepisuje 1/2 swojego złota Harry'emu Potterowi, 1/4 Remusowi Lupinowi, a pozostałą część Weasleyom. Dom przy Grimmauld Place oraz motocykl również pozostawiam Harry'emu. Mam nadzieję, że nie jesteście zbytnio przygnębieni z powodu mojej śmierci. Moją jedyną nadzieją było to, że zginę w walce. Każdy w końcu odchodzi, widocznie mój czas już nadszedł. MEMENTO MORII(pamiętaj o śmierci).
Syriusz Black
Harry'ego coś ścisnęło w żołądku. W końcu wydusił z siebie:
-Nie chcę tego domu niech nadal będzie Kwaterą Główną.
Motocykl niech weźmie Hagrid. Po jego policzku spłynęła łza. Wszyscy stali w milczeniu. Nagle stało się coś miłego, że Harry aż poczuł, że ma rodzinę. Podszedł do niego Lupin i przytulił trochę jak ojciec syna. Potem wyszli i teleportowali się do domu jego wujostwa.
Popołudniu Harry wybrał się na spacer i spotkał tam Dudley'a.
-Co Potter. Nie boisz się chodzić sam na terenie mojej bandy.
-Nie wielki De. Chyba, że zapomniałeś zeszłoroczny incydent.
-Teraz się wymądrzasz, a w nocy jęczysz tak jak w zeszłym roku. Syriuszu, Syriuszu nie odchodź-próbował naśladować Harry'ego- on nie zginął, on tylko wpadł za zasłonę-kontynuował jego kuzyn, lecz przestał gdy Harry przystawił mu różdżkę do gardła.
-Nie możesz tego używać.
-I tu się zdziwisz, mogę.
Dudley natychmiast zbladł i uciekł.
Po tym incydencie długo nie wychodził z pokoju i tylko czytał i ćwiczył uroki. Nadeszła upragniona Niedziela, ale nie cieszył się z powrotu do Kwatery lecz z tego, że razem z Andrew wyrusz do Złotego Miasta.
-Potter zejdź na dół!!-rozległ się krzyk wuja Vernona.
Harry niechętnie zszedł do salonu.
-Chłopcze wyjeżdżamy do ciotki Marge i masz pilnować domu. Jasne!?
-Tak-odpowiedział.
Wujostwo wyjechało 2 godziny temu Harry więc zdecydował się, że zostawi jakieś wyjaśnienie. Nie powie im gdzie jest, ale musi ich jakoś uspokoić. Zostawił więc w salonie dwa listy:jeden do wujostwa, a drugi do Zakonu.
Punktualnie o 16.00 w drzwiach stanął Andrew. Miał brązowe włosy i niebieskie oczy,był szczupły, a przy jego pasie znajdował się piękny miecz.
-Gotowy??
-Jak jeszcze nigdy. Co zrobiłeś z Fletcherem?
-Uśpiłem go.
Później wypowiedział formułkę, a na ścianie wytworzył się portal, który emanował silną magią i miał kształt feniksa.
Gdy przeszli przez niego Harry'emu ukazał się przepiękny widok. Wszystko wokoło mieniło się złotem i w drobnych miejscach bielą i srebrem. Po ulicach kroczyli ludzie w białych szatach. Poza miastem rozciągały się lasy. Było tu tak cicho i spokojnie. Nagle spostrzegł pewną dziewczynę, która podeszła do niego. Miała czarne,rozpuszczone włosy i zielone oczy niczym Avada- zupełnie jak Harry. Była ubrana w dżinsy i żółtą bluzeczkę na ramiączkach. Harry od razu zauważył, że jest wyjątkowa.
-Czy mógłbyś mi powiedzieć, gdzie jest pałac. Mam się tam zgłosić na szkolenie, ale nie wiem gdzie to jest. Dopiero co przybyłam.
-To nie jesteś osamotniona ja także jestem tu pierwszy raz, a tak w ogóle to jestem Harry.
-Ja jestem Carmen Nilson. Zaraz, zaraz Harry.......HARRY POTTER?!
-No, a co.
-Nie nic ty jesteś z Hogwartu, a ja chodziłam do Durmstrangu, ale w tym roku się przenoszę do twojej szkoły.
-Cieszę się i mam nadzieję, że będziemy przyjaciółmi.
Nagle zza rogu wyszedł Andrew.
-Harry choć już na ucztę. O witaj Carmen.
-Cześć.
Szli tak rozmawiając o różnych błahostkach takich jak Quidditch, szkoła turniej trójmagiczny. Harry szybko spostrzegł, że dziewczyna ma charakter i jest bardzo podobna do niego, a w dodatku jest ironiczna. On ostatnio też bardzo często ironizował, więc szybko znaleźli wspólny język.
-Wiesz myliłam się co do ciebie. Wszyscy uważają cie za jakiegoś bohaterskiego rycerzyka, który myśli tylko o sobie, ale ty taki nie jesteś.
-No od lat próbuje przekonać ludzi, że jestem normalnym chłopakiem, który po prostu dużo przeżył. Chętnie bym się z kimś zamienił. Chciałbym mieć po prostu normalną rodzinę.
Harry przerwał, gdyż doszli do Głównej Sali. Było tam 7 stołów, które ułożone były jak w Hogwarcie z tą różnicą, że jeden ze stołów był tylko dla 6 osób. Ten stół miał wyryty symbol Merlina -czyli biało-złoty feniks. Sala była w barwach złota, czerwieni i bieli. Kolumny były wysadzane rubinami i diamentami. Andrew zaprowadził ich właśnie do tego małego stołu przy którym był symbol Merlina. Andrew zasiadł zaś przy stole, który powinni zajmować nauczyciele. Później doszła do nich pozostała czwórka.
-Cześć jestem Lili Rox. Uczyłam się w Beauxbatons.-powiedziała blondynka o niebieskich oczach. Jej włosy były spięte w koński ogon. Była dość spokojna, ale odważna, no i potrafiła się śmiać oraz być poważną kiedy trzeba. Nie miała może w sobie tej magii co Carmen, ale równie dobrze się z nią rozmawiało. Obok niej usiadła dziewczyna. Miała rude włosy i brązowe oczy.
Była podobna z charakteru do Carmen.
-Ja jestem Sarah(Sara) Resto i jestem z Salem, ta szkoła jest w Ameryce. Ci chłopcy to....
-Carl(Karl) Ravel z Durmstrangu.
-Michael(Majkel) Moris i uczyłem się prywatnie.
Przedstawili się dwaj bruneci. Bardzo zabawni i inteligentni.
-Wszyscy się przedstawili, a my nie, Carmen Nilson, a to Harry.....
-Potter.
-Ten....?
-Tak ten. Błagam nie róbcie ze mnie bohatera chcę się tu czuć normalnie, a nie jak ofiara, kłamca czy nawet bohater.
Wszystkich zamurowało oprócz oczywiście Carmen.
-Jestem z Durmstrangu, a Harry z Hogwartu.
-To ciekawe bo ja w tym roku przenoszę się do Hogwartu.-powiedziała Lili.
-Ja też!!!-wszyscy wykrzyczeli.
-No to pięknie się zaczyna.-powiedział z uśmiechem Harry.
-Wiecie jestem wam winny wytłumaczenia w końcu spędzimy ze sobą dużo czasu.
Harry opowiedział im całą swoją historię, a oni słuchali go z zaciekawieniem i podziwem. Gdy Harry doszedł do śmierci Syriusza i jego snu po jego policzkach zaczęły płynąć łzy.
-Harry nie musiałeś nam tego wszystkiego mówić.
-Ale chciałem. Mam nadzieje, że nie weźmiecie mnie za wariata. Pomszczę ich wszystkich.
-Będziemy z tobą w końcu jesteśmy nowym bractwem.
-Nie chodzi o to. Tylko, że istnieje przepowiednia, która mówi, że mam być albo mordercą, albo ofiarą. Nie uśmiecha mi się ani jedno ani drugie.
-Rozumiemy. Zawrzyjmy pakt przyjaźni.
-Co to takiego?
-Przez krew składasz przysięgę ,że zawsze już będziemy przyjaciółmi.
-Dobra. Ja się zgadzam, a że mamy być silni to nic nas nie rozdzieli.
Dalszą wymianę zdań przerwał Andrew.
-Witajcie uczniowie Akademii Merlina w Złotym Mieście. W tym roku mamy zaszczyt przywitać 6 potężnych,którzy stworzą bractwo do walki z siłami ciemności. W tym mieście Ras będziecie się szkolić przez 3 lata, a nasza szóstka przez 4, bo będą dowódcami oddziałów magicznych do których was przydzielimy. Jest ich pięć: nekromanci, anioły światła i ciemności, elfy i nimfy, kapłani oraz druidzi. W tym roku zaszczycił nas również następca Złotego Królestwa i tronu Merlina. Przywódca bractwa Harry Potter. Obejmie on tron dlatego będzie się uczył sztuki wszystkich ras. 6 potężnych będzie się uczyć osobno. Tej samej sztuki i po 3 latach nastąpi inicjacja w nasze szeregi,a teraz przydział. Gdy wyczytam imię wybrana osoba podejdzie i położy dłoń na tej kuli. Carmen Nilson.
Carmen wstała, a gdy dotknęła kuli poczuła ciepło wtedy kula zmieniła kolor na zielony.
-Będziesz dowódcą aniołów. Lili Rox.
-Będziesz dowódcą kapłanów.
Sarah została przywódcą elfów i nimf. Zaś Michael nekromantów,a Carl druidów. Kiedy ceremonia się zakończyła Harry poszedł do swojego pokoju, który jak się okazało dzieli z Michaelem i Carlem. Na przeciwko znajdował się pokój dziewczyn. W pokoju Harry na swoim łóżku znalazł komplet szat szkolnych i broń. Każdy dostał broń taką jaką używała jego rasa. Harry miał miecz, sztylet i łuk, a w dodatku był tam symbol Merlina. Rękojeść miecza była wysadzana rubinami i podobno był to niezniszczalny miecz. Reszta miała takie same wyposażenie z tym,że każda broń była wykuta przez daną rasę. Wieczorem urządzili sobie jeszcze bitwę na poduszki.
***************************************************************************
Mam nadzieję że rozdział się podobał jeśli tak komentujcie!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro