Rozdział 13
Syriusz i Draco szli do zamku w zupełnej ciszy. Syriusz nie chciał znów stracić chrześniaka. Mimo, iż tego nie okazywał bardzo się o niego martwił, po prostu starał się być silny tak jak Harry. Niestety nie potrafił, po jego policzku spłynęła łza, którą zauważył Draco. Chciał się zrewanżować Potterowi za to jak mu pomógł. Chciał mieć przyjaciela i to właśnie w Harrym.
-Niech się pan nie martwi. Wyjdzie z tego...-powiedział do Syriusza-...musi-szepnął do siebie.
Syriusz uśmiechnął się do niego.-Wierzę w to.
Gdy dotarli do skrzydła szpitalnego, położyli Harry'ego na jednym z łóżek. Krzyczał przeraźliwie i cały drżał. Jego rana mocno krwawiła. Nagle wbiegła pani Pomfrey.
-Boże co mu się stało?
-Dostał powolną śmiercią.-załkał Syriusz. Nie mogąc opanować płaczu, ukrył twarz w dłoniach. Dlaczego zawsze on? Głupie przeznaczenie, nie chcę go stracić.-takie myśli kłębiły się w jego głowie.
Pielęgniarka opatrzyła jego ranę, lecz nadal nie wyglądała ona za dobrze. Do skrzydła szpitalnego przybyli również inni: Lupin,Hermiona,Lili,Ron, Ginny i reszta Weasleyów.
-Co się dzieje, powiedz co z Harry'm Syriuszu?-krzyczał Remus.
-Lepiej spytajcie Malfoy'a. Ja nie widziałem okoliczności-powiedział smutno Łapa.
-GADAJ CO MU ZROBIŁEŚ!!!!-wrzeszczała Ginny. Przycisnęła go do ściany i przyłożyła różdżkę do jego gardła.
-Ja...nic...mu nie...zrobiłem.-jąkał się Draco.
-Gadaj!
-Tylko mnie puść.
Ginny niechętnie go wypuściła.
-No więc?- dopytywał się Remus.
-Gdy byliśmy w Hogsmead napadła na mnie Bellatriks...
-Ale co to ma do rzeczy!!!-krzyknęła Ginny
-Już mówię. No i ona mnie torturowała, po prostu miała mnie zabić. Gdy miała podarować mi kolejnego cruciatusa Harry zasłonił mnie.
-On ciebie?- prychnął Ron.- Już wierzę.
Do Sali wszedł Snape z dyrektorem.
-Co się tu dzieje?!-wrzasnął swoim zimnym tonem Mistrz Eliksirów.
-Severusie, właśnie próbujemy się dowiedzieć od pana Malfoy'a co się stało Harry'emu?
-No więc słucham Draco.
-No i gdy Harry mnie zasłonił zaczęli rozmawiać. Właściwie to szydzić. Potem walczyli, aż Bella poruszyła temat Syriusza i innych bolesnych tematów. Wtedy Harry rzucił na Bellę Crucio...
-To nie możliwe-płakała pani Weasley.
-Ha..Harry rzucił...nie...niewybaczalne?- jąkała się Hermiona.
Draco przytaknął i popatrzył w stronę swojego opiekuna. Snape był wściekły. Wściekły to mało powiedziane. Jedyną osobą, która nie była zdziwiona była Lili. Ona wiedziała na co stać przyjaciela.
-KŁAMIESZ!!-wykrzyczał Ron.
-Niestety nie.
-Niestety?- prychnął- przecież go nienawidzisz.
Draco milczał, nie mógł się teraz przyznać, że lubi Gryfona.
-Mów dalej- zachęcał dyrektor.
-Gdy Harry cofnął zaklęcie, kazał Belli się wynosić. Ona jednak ostatkiem sił rzuciła na niego...powolną śmierć, która zraniła go w krwawiące już wcześniej miejsce. Wtedy on rzucił w nią jakąś klątwą. Ta zaczęła krzyczeć, a na jej ciele pojawiły się głębokie rany. Potem deportowała się, a Harry dał mi jakieś eliksiry.
-Co to była za klątwa?-zapytał dyrektor.
-Eee...jej formułka brzmiała suffer.
-Że co?!-krzyknął Snape.
-Co się stało Severusie?
-To najgorsza rzecz jaką mógł zrobić. To najczarniejsza magia. Tylko kretyn mógłby rzucić to zaklęcie. Ból po nim jest niewyobrażalny, a w dodatku trzeba chcieć rzucić to zaklęcie.
-To nie możliwe-wyszeptała pani Weasley i wtuliła się w męża. Draco przysłuchiwał się temu z zaskoczeniem. Gryfon i taka magia. Ten Potter naprawdę jest silny. Ciekawe co jeszcze przed nimi ukrywa?
-Uspokójmy się.-powiedział dyrektor.
-USPOKOIĆ SIĘ?!?!-zaczął krzyczeć Syriusz.-ON UMIERA, A JA MAM SIĘ USPOKOIĆ?!
-Naprawdę nie wiem jak mu pomóc, ale znajdziemy sposób.
Teraz Snape wpatrywał się w chłopaka.
To dziwne zaczynam współczuć temu chłopakowi-myślał Snape-Tylko skąd on zna takie zaklęcia. Na pewno nie z książek. Głupi bachor, ale zaraz on uratował Draco, pomimo że go nienawidzi. Faktycznie chłopak ma ciężkie życie.
Następnego dnia wszyscy chodzili w fatalnych nastrojach. Przy Harrym każdą wolną chwilę od zajęć spędzał Syriusz. Często też przychodził Draco. Zależało mu na przyjaźni Gryfona, choć sam nie wiedział czemu. Równie częstym gościem była Lili, która informowała bractwo o stanie zdrowia Harry'ego. Carmen płakała po nocach i choć chciała udawać twardą w tej chwili nie umiała. Tak bała się, że go straci. Kochała go od pierwszego spotkania w Złotym Mieście.
-Musimy coś zrobić!!Ruszcie się!
-Przecież wiesz, że robimy co w naszej mocy.
Carmen targały uczucia. Na kolacji w ogóle się nie odzywała. Patrzyła tylko na swoich przyjaciół, czasem na Draco który również to przeżywał, a najczęściej na puste miejsce Harry'ego. Chciała go odwiedzić, lecz nie mogła. Czy wszystko musi się tak komplikować? Bawiła się tylko widelcem. Teraz spojrzała na Syriusza ich oczy się spotkały. Widziała przygnębienie w oczach ojca chrzestnego Harry'ego. Jego lekcje nie są już tak wesołe jak kiedyś, tak jak profesora Lupina. Carmen po raz kolejny razem z przyjaciółmi przeszukiwała bibliotekę bractwa. Nie mogła powstrzymać swych emocji. Przewróciła stertę książek, a gdy schyliła się by je podnieść pojawił się promień nadziei. Książka w złotej okładce z tytułem „Najgorsze klątwy-jak z nimi walczyć". Otworzyła rozdział o zaklęciach śmiertelnych.
-MAM!!
-Naprawdę?
-No chodźcie.
Lili, Carl, Michael i Sarah podeszli do Carmen, która zaczęła czytać.
Klątwa powolnej śmierci: powoduje straszny ból po którym następuje śmierć. Ma formę fioletowego promienia, a formułka brzy Mortalis (łac.śmiertelny). Aby je rzucić trzeba chcieć czyjejś śmierci. Wyleczyć je można tylko w czasie pełni. Osoby silne, które łączą bliskie stosunki z ofiarą muszą położyć ręce w miejscu serca i wypowiedzieć „Volenti non fit iniuria". W dziewczynie znów pojawiła się nadzieja, ale do pełni jeszcze tydzień. Czy Harry wytrzyma?
W TYM SAMYM CZASIE
Harry wił się z bólu. Koło niego siedział Draco. Nagle zdarzyło się coś dziwnego, Harry zaczął cytować słowa przepowiedni. Draco się przeraził. Co to mogło oznaczać?-myślał. Nagle twarz Harry'ego złagodniała.
Harry obudził się w miejscu, w którym już był. To miejsce zwane Azylem było wspaniałe.
-Witaj Harry.
-Merlin?
-A któż by inny.
-Tym razem umarłem czy jeszcze nie?
-Oj jeszcze nie. Twoi przyjaciele próbują ci pomóc i jeśli się nie poddasz przez tydzień to przeżyjesz.
-No pięknie.
-Harry przed tobą jeszcze wiele przeszkód. Znam twe przeznaczenie, dlatego w czasie wakacji zabiorę cię do Azylu na szkolenie, a razem z tobą Carmen. Kiedyś będziesz władcą Azylu, ty i twoja wybranka.
-Następny kraj do władania.-westchnął.
-Będziesz miał armię białych magów Azylu, a nas nie można zabić.
-Wsparcie się przyda. Wiem, że to właśnie ja mam być osobą która poprowadzi wojska na wojnę. Czy będę miał normalne jeszcze kiedyś życie?
-Myślę że tak, ale na krótko.
-Ciekawe co się dzieje na ziemi?
-Zobacz.
-Harry spojrzał do lustra, w którym zobaczył...Draco? Malfoy siedział przy nim.
-Wiesz, on chce być twoim przyjacielem. Myślisz, że mógłbyś mu wybaczyć?
-Myślę że tak. Choć to nie będzie proste to wydaje mi się, że możemy być przyjaciółmi. Mam tylu przyjaciół, a on nie ma nikogo. Ja mam Hermionę, bractwo , chyba Rona, Syriusza i Remusa...-Harry zamilkł.
-Coś się stało?
-Tak, chciałbym pomóc Remusowi z jego futerkowym problemem.
-Możesz, w czasie pełni podaj mu eliksir świetlistej przemiany. Jest on w książce, w której Carmen znalazła ratunek dla ciebie. Potem w czasie przemiany przywołaj jego szczęśliwe wspomnienia i podejdź do niego. Mów jakim jest wspaniałym człowiekiem i dotknij go moim znakiem.
-Dziękuje.
-Ale musisz uważać niedługo Remus będzie w wielkim niebezpieczeństwie. Obserwuj go w czasie pełni.
-Dobrze, nie zawiodę go.
-Bądź silny ja muszę wracać do zamku, a ty czekaj i przemyśl sobie kilka spraw. Tak też Harry zrobił. Usiadł na brzegu jeziora i rozmyślał. Nagle usłyszał jakiś głos. Znał go, lecz słyszał go tak rzadko. Odwrócił się.
-To nie możliwe...
***************************************************************************
Mam nadzieję że was zaciekawiłam i rozdział się spodobał. Następny jak przyjdzie wena bo zarys jest ale trzeba to jeszcze poskładać. Do zobaczenia wkrótce(mam nadzieję).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro