Rozdział 12
Harry siedział wygodnie w wieży bractwa i odrabiał zadanie z Transmutacji. Ostatnio nie pokazywał się zbyt dużo z resztą bractwa, chyba, że w ich pokoju wspólnym.
-Harry tu jest ekstra.
-Wiem, to nasza kwatera główna. Na to miejsce jest rzucona pętla czasu.
-Ekstra, ale skoro już jesteśmy tutaj, mamy własną kwaterę i stroje, to przydałyby się pseudonimy.
-No masz rację to może najpierw ja.-powiedział Harry.
-Tobie pasuje Szpon.
-No fajnie.
-Carmen ty będziesz Cętka, w końcu jesteś gepardem.
-Lili niech będzie Larysa, bo do łabędzia mi nie przychodzą skojarzenia.
-Zgoda.
-Michael, no nie wiem, może Pazur, a Carl, Pyton.
-Niech będzie kapitanie.
-No i została nasza Sarah.
-Może Sasza. Tak się nazywa mój koń.
-Nie ma problemu. To teraz przypieczętujmy to krwią.
Każdy przeciął nadgarstek i uronił po dwie krople krwi. Fiolka, w której znajdowała się ciecz stała się złota. Potem nagle wyleciała z butelki i zmieniła się tajemniczą kule, z której wyleciało 6 promieni. Każdy z nich wleciał w jednego złotego feniksa.
-W ten sposób jesteśmy połączeni już na zawsze.
Harry wyszedł z wierzy bractwa, ale ledwo wyszedł za róg , a natknął się na Rona i Hermionę.
-Co tu znowu robisz!!-zaczął krzyczeć Ron.
-A coś ci nie pasuje?
-No, łazisz z tą Lili pomimo, że jej prawie nie znasz, a w dodatku masz w nosie swoich starych przyjaciół.
-Ron jak możesz...
-Skoro nie chcesz to nie musisz się ze mną kumplować.
Odszedł szybkim krokiem do pokoju wspólnego. Położył się na łóżku. Chwilę później wszedł Ron.
-Harry ja.....przepraszam.
-Przecież ci to przeszkadza.
-Sorry stary ja nie chciałem. Wybaczysz?
-Wybaczam.
-To może pójdziemy razem do Hogsmead.
-Dobra.
Harry i Ron rozmawiali już przyjaźnie. Nadszedł dzień wyjścia do Hogsmead. Harry, Ron i Hermiona poszli najpierw do sklepu Zonka, a potem do Miodowego Królestwa. Kupili mnóstwo cukierków oraz gadżetów. Siedzieli później w Trzech Miotłach.
-Harry podoba ci się ta Lili?
-Nie, a co?
-Bo dziwnie na nią patrzysz.
-Ona ma chłopaka.
-Kogo?
-Tego Michaela.
-O kurcze, przecież on jest ze Slytherinu.
-Po pierwsze co z tego, że jest z domu węża, a po drugie on jest naprawdę fajny.
-Harry czy ty się dobrze czujesz?
-Tak, a powiedz mi czy gdybym był w Slytherinie to też bym był twoim wrogiem? Nie każdy jest Malfoy'em.
-Przecież to śmierciożercy.
-Pozbądź się tych uprzedzeń, czy ty nie rozumiesz, że nie każdy jest śmierciożercą. Harry wyszedł. Główna droga była zatłoczona, więc Harry skręcił w boczną. Nagle usłyszał krzyk. Pobiegł w tamtą stronę. Na ziemi leżało zmasakrowane ciało. Był to Draco Malfoy cały zakrwawiony, a nad nim stała Bellatriks widocznie bardzo rozbawiona tą sytuacją. Malfoy, z którego Bella zdjęła zaklęcie ponownie krzyknęła.
-CRUCIO!!
Malfoy zamknął oczy czekając na kolejny cios, lecz nie nadszedł. Gdy otworzył oczy, to co zobaczył totalnie go zaszokowało. Przed nim stał Harry Potter, osoba, której nienawidził osłoniła go własnym ciałem i w dodatku nawet nie krzyknęła.
-Nie masz nic lepszego do roboty Bella?
-Odsuń się Potter, muszę go wykończyć, potem skoczymy na herbatkę do Czarnego Pana.
-Nie skorzystam i nie mam zamiaru się odsuwać.
-Od kiedy to go bronisz Potterku?
-Może i jest arystokratyczną świnią, ale to nie oznacza,że zasłużył na taką śmierć. A, że tak zapytam to czemu Voldemort chcę go zabić.
-Śmiesz wymawiać jego imię PLUGAWY MIESZAŃCU.
-Tak śmiem.
-Jeśli już chcesz wiedzieć jego ojciec zawiódł. To ma być kara. A co mały Potterek się nim przejmuje? Nie, chyba dalej rozpacza po moim drogim kuzynie.
-Masz przestarzałe informacje Bella?
-Co masz na myśli?
-Syriusz żyje i ma się świetnie. Co Voldemort Ci nie powiedział?
-Łżesz!!
-Gdzież bym śmiał.
-Dobra odsuń się Potter.
-Chyba śnisz. Walcz ze mną.
Rozpoczął się pojedynek.
-Tormenta, Sectumsempra, Drętwota.-krzyczał Harry.
-Rictusempra, Tormenta, Protego.
Harry walczył zaciekle. Dostał w bok jedną Tormentą, a z jego rany popłynęła krew. Harry popatrzył w oczy Belli. Bella zobaczyła w nich ból, cierpienie i nienawiść. Tak bardzo przypominały oczy Czarnego Pana i Bella o tym wiedziała jako jego wierna śmierciożerczyni. Przestraszyła się nie na żarty. Harry posłał w jej stronę zaklęcie noży, czarną strzałę i zaklęcie Suffer(powoduje głębokie otwarte rany, sprawiając wielki ból). Harry tak nienawidził tej kobiety. Targały nim emocje i wielka złość, był przepełniony nienawiścią. Przed jego oczami pojawił się obraz Syriusza wpadającego za zasłonę. Nie wytrzymał, chciał żeby cierpiała, krzyknął.
-CRUCIO!!
Bella upadla na kolana i zaczęła strasznie krzyczeć. Zaklęcie wyszło mu idealnie. Wiła się z bólu. Czuł z tego satysfakcję. Opamiętał się po jakiś kilku minutach słuchania jej wrzasku. Harry cofnął zaklęcie.To było chore stawał się kolejnym Riddlem. Tej scenie przyglądał się Malfoy. Patrzył na Harry'ego z podziwem i strachem. Znienawidzony Potter bronił go... chwila on go nie nienawidził. Był po prostu zazdrosny o jego chwałę, pomimo, że ten jej nie szukał. O jego odwagę, poświęcenie i to, że miał przyjaciół. Draconem wstrząsnął fakt, że Harry Potter rzucił cruciatusa. Jak on mógł rzucić to zaklęcie i dlaczego go bronił? Nagle wypowiedział słowa z odrazą.
-Znikaj stąd i niech cię nie widzę.
Harry odwrócił się i usłyszał.
-UWAŻAJ!-był to głos Malfoy'a.
Przerażona Bella zdobyła się na ostatnie zaklęcie, nie mogła przecież zawieść swego pana. W stronę Harry'ego pomknął fioletowy promień. Harry znał doskonale to zaklęcie. Zaklęcie powolnej śmierci. Odskoczył ,lecz został zraniony w przecięte już tormentą miejsce. Wiedział, że umrze.
-SUFFER!!
Bella zaczęła krzyczeć, a na jej ciele pojawiły się głębokie rany. Deportwała się. Harry utykając podszedł do Draco.
-Nic ci nie jest.
-Nie. Dlaczego mi pomagasz?
-Każdy zasługuje na drugą szansę. Ja chcę Ci ją dać.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy. Masz wypij to.
Podał mu dwie fiolki z eliksirami.
-Co to?
-Eliksir bezkrwawy i postcruciatus.
Draco posłusznie wypił zawartość buteleczek.
-A co jest tobie. Krwawisz.
-Mną się nie przejmuj i tak długo nie pożyje.
-Jak to?
-Eee...pamiętasz ten fioletowy promień.
-No tak.
-To było zaklęcie powolnej śmierci. Skoro dostało się do mojej krwi został mi jakiś tydzień. Dobra teraz wstańmy, musimy dojść do zamku.
-Przepraszam.
-Ty, mnie przepraszasz, a to coś nowego.
-N o wiesz ludzie się zmieniają.
Draco wstał,podparł się o ramię Harry'ego i zaczęli iść w stronę głównej ulicy. Nagle Harry zachwiał się niebezpiecznie, ale Malfoy złapał go w porę.
-Dzięki.
-Nie ma sprawy.
Nagle podbiegł do nich Ron.
-Zostaw go Malfoy.
-A to niby czemu?
-Co mu zrobiłeś?
-Nic. A co, chcesz coś durna wiewióro.
-Nie kłam.
-On mówi prawdę. Mieliśmy małe stercie z Bellą.
-Bronisz go.
-I co z tego.
Potem podbiegli do nich Carmen i Lili. Dziewczyny wrzasnęły na widok poranionego Harry'ego.
-Czym dostałeś?
-Zaklęciem powolnej śmierci-powiedział za niego Malfoy.
-Musimy was przenieść do szkoły.
-Syriusz...idźcie po Syriusza.-powiedział Harry i osunął się w ciemność.
On musi z tego wyjść, może nawet będzie kiedyś moim kumplem-myślał Draco. Lili pobiegła do Trzech Mioteł.
-Syriuszu!
-Lili co się stało.
-Harry...Harry...on..
-On co?
-On umiera. Proszę iść za mną.
Syriusz zerwał się z krzesła i popędził za Lili. Znaleźli się w bocznej uliczce.
-Co się stało?
-Proszę zapytać Malfoy'a.
-Draco wytłumacz się.
-Ja...ja...to nie moja wina. Bella mnie torturowała, a Harry mi pomógł.
-On kłamie!-wrzasnął Ron.
-Ja mu wierzę. Draco choć ze mną. Wziął Harry'ego na niewidzialne nosze i skierowali się w stronę zamku.
-Draco czym dostał?
-Powolną śmiercią.
-To nie możliwe-wyszeptał.
Szli w milczeniu, ale Draco nie wytrzymał.
-Myliłem się co do pana. Jest pan w porządku i Harry też.
-Miło mi to słyszeć.
-Nie chcę już być śmierciożercą i iść w ślady ojca. Ja przepraszam.
-Za co?
-Za wszystko.
-To chyba powinieneś powiedzieć Harry'emu.
-Ma pan rację.
-Syriusz, mów mi Syriusz.
-Dobra. Nie jestem taki zły i chyba teraz zrozumiałem kim chcę być. Myśli pan, że mógłbym jeszcze mieć przyjaciół.
-Myślę,że tak i myślę, że Harry da ci tę szansę.
***************************************************************************
Mam nadzieję że rozdział się wam spodobał. Czekam na komentarze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro