Rozdział 19
Pierwszy trening Nevilla był bardzo ciężki. Zaczęli od małego pojedynku, aby sprawdzić jego możliwości. Oczywiście wygrał Harry, ale musiał przyznać, że Neville ma możliwości. Tylko trochę się boi ośmieszenia i innych drobnostek, co go dekoncentruje.
-Dobra Neville. Poćwiczmy zaklęcie patronusa.
-To dla mnie za trudne. Na GD mi nie wychodziło.
-Spokojnie, dasz radę. Skup się na najszczęśliwszym wspomnieniu. Niech cię całkowicie wypełni i powiedz Expecto Patronum.
Neville próbował i próbował, ale nic mu nie wychodziło. Jedynie bardzo małych rozmiarów mgiełka. Harry wiedział co to spowodowało.
-Jestem beznadziejny.-Neville odrzucił różdżkę i odszedł w kąt.
-Nie myśl tak. Masz wiele mocy i ja ją widzę.
-Tylko tak mówisz. Doskonale wiesz, że jestem kiepski. To nie ma sensu.
Harry popatrzył na niego. Widać było tylko zrezygnowanie.
-Nie, ja nie kłamię i wiem jak ci pomóc. Za bardzo martwisz się o Lunę.
-Skąd ten pomysł?
-Bo mnie blokowało to, że nie powiedziałem Carmen jak bardzo mi na niej zależy. Wyrzuć z siebie myśli.
-Dobrze spróbuję.
Neville odprężył się i skupił na pocałunku z Luną.
-Expecto Patronum
Z jego różdżki wyskoczył srebrzysty kruk.
-No Neville dałeś sobie radę.
-Dzięki.
-Mnie nie dziękuj, to twoje umiejętności pomogły ci wyczarować patronusa.
-Ale to ty jesteś moim nauczycielem.
Harry ucieszył się w duchu.
-Teraz walka na miecze.
Podał mu drewniany, magicznie wzmocniony miecz.
-Na razie tym będziemy walczyć.
-Jasne.
Harry uczył Neville'a uników, ciosów i różnych trików na poziomie podstawowym. Walczył całkiem nieźle, choć do bractwa jeszcze długa droga.
-Na dziś koniec.
-Jestem padnięty, ale szczęśliwy.
-Nie dziwię się. Chodźmy na kolację, bo zaczną coś podejrzewać.
Harry i Neville weszli do sali. Harry nie był zmęczony i w ogóle nie było u niego widać śladów treningu, ale zapomniał, że Neville nie jest w najlepszym stanie. Wszyscy zwrócili głowę w ich kierunku.
-Co się gapicie?
-Co się stało Neville'owi?-zapytała Hermiona.
-Nic Miona-odpowiedział Harry
-Ale on jest w opłakanym stanie.
Harry i Neville wyszli z Sali. Harry doprowadził go do porządku i wrócili na kolację. Od tamtego czasu Harry i Neville ciągle gdzieś znikają. Nikt nie wiedział dokąd, no poza nimi i bractwem. Neville czynił wielkie postępy. Nauczyciele byli z niego dumni.
Pewnego dnia szkołę odwiedzili bliźniacy Weasley.
-Cześć Harry. Słuchaj musimy pogadać. Możemy się spotkać o 19.00 we Wrzeszczącej Chacie.
-Jasne.
Harry poszedł na lekcję transmutacji.
-Dziś będziemy przemieniać wodę w płynne srebro.
Klasa słuchała nauczycielki z zaciekawieniem. Może nie, aż takim jak na lekcjach Syriusza, ale jednak.
-Formułka brzmi Silverin. Ruch wygląda w ten sposób.
Nauczycielka wykonała koło, a potem ósemkę swoją różdżką.
-Dobrze teraz sami spróbujcie.
Harry'emu udało się oczywiście za pierwszym razem.
Ron miał za to mały wypadek i jego spodnie stały się srebrne i rozpłynęły się na nim. Weasley spłonął rumieńcem co bardzo rozbawiło Harry'ego.
-Miłego dnia.-krzyknął za nim.
Gdy wyszli z sali transmutacji trwała bardzo poważna rozmowa pomiędzy nim,a Carmen.
-Myślisz, że już czas.
-Tak, a mam pomysł na jutrzejszą kolację.
-Uuuu, nie mogę się doczekać twojego popisu.
-Jesteś moim słonkiem, dla ciebie wszystko.
-To klęknij przede mną.
Harry już miał spełnić jej prośbę, ale ona przewidziała jego ruch i złapała go w ostatniej chwili.
Spędził z nią cały dzień, a gdy dochodziła 18.30 ubrał pelerynę niewidkę i udał się do posągu jednookiej czarownicy. Szedł ulicą przy czym sprawdzając czy nikt za nim nie idzie. Gdy dotarł do Wrzeszczącej Chaty nie zastał Freda i Georga. Pojawili się dopiero po 15 minutach.
-Cieszę się, że jesteście punktualni.
-Sorka, ale coś nam wypadło.
-Dobra to o czym chcecie pogadać.
-Znaleźliśmy list twojej matki i ojca do ciebie, ale tylko ty możesz go odczytać.
Fred podał Harry'emu złotą kopertę z feniksem.
-Dziękuje wam z całego serca.
-Nie ma sprawy.
-Mogę się jakoś odwdzięczyć.
-Nie, absolutnie.
-Ale...
-Żadnego ale.
-No dobra to cześć.
Pożegnał się z chłopakami. Szedł do Miodowego Królestwa, aby dostać się do szkoły i wtedy to usłyszał.
-Och Severusie wiedziałam, że jesteś szpiegiem. Zdradziłeś nas. Mówiłam naszemu Panu, że nie jesteś po naszej stronie, ale nie. Teraz się dowie prawdy. Zabiję cię-Harry poznał ten głos. Tak to Bellatriks w towarzystwie 5 śmierciożerców.
Snape był cały pokaleczony. Widać skutki crucio.
-Avada Kedavra.
Harry podbiegł do Snape'a i pociągnął go w dół.
Oniemiały Snape szukał źródła.
-Gdzie jesteś tchórzu.
Harry zdjął z siebie pelerynę niewidkę.
Snape nie wiedział co o tym myśleć.
Harry walczył ze śmierciożercami . 4 oszołomił, została tylko Bella. Mistrz eliksirów leżał na ziemi wpatrując się w zdarzenie. Uratował go Potter, tak Potter, a w dodatku powalił 4 śmierciojadów.
-O Bella może pamiętasz nasze ostatnie spotkanie.
-Zamknij się Potter i walcz. Avada Kedavra.
Harry odskoczył i posłał w jej stronę trzy zaklęcia. Jedno z nich ją ugodziło.
-Czemuż to bronisz tego śmiecia.
-Ach pomyśl. Z tego powodu co Draco, a poza tym mała zemsta. Chcę żebyś cierpiała.
-O, nauczyłam cię czegoś w Ministerstwie.
-A owszem. CRUCIO!!!!
Bella padła na ziemię. Z jej ust sączyła krew.
-Ty parszywy mieszańcu.
-Zamknij się znam twoje teksty na pamięć.
-I co teraz zrobisz.
Bella wycelowała różdżkę w zdziwionego Mistrza Eliksirów.
-Avada Keda....
-Avada Kedavra-krzyknąl Harry.
Niespodziewiająca się niczego Bella padła na ziemię martwa. Użył uśmiercającego. Z chorą satysfakcją.
Tego nawet Snape się nie spodziewał. Patrzył zdziwiony na całe zajście. Jak Potter mógł zbić, a właściwie jak mu się udało rzucić poprawnie to zaklęcie? To nie może być on, ale jednak. W dodatku uratował mu życie.
Harry posprzątał po zajściu i zabił resztę śmierciojadów.
Postrach Hogwartu dziwił się temu z jaką łatwością robił to nastolatek. Sam się przestraszył go nawet bardziej niż Czarnego Pana. Jest taki silny jak na ten wiek, ale to nie zmienia faktu, że to arogancki bachor i złoty rycerzyk.
Harry podszedł do Snape'a.
-Jak się pan czuje profesorze.
-Dobrze, ale powiedz czemu to zrobiłeś Potter?
-Ale co?
-Czemu uratowałem panu życie, czy czemu zabiłem?
-I jedno i drugie.
-To drugie może kiedyś panu powiem, a uratowałem pana bo sądzę, że nikt nie zasłużył na taką śmierć, po drugie chciałem podenerwować Belle, a po trzecie sądzę, że każdy zasługuje na drugą szansę.
-To było głupie z twojej strony.
-No i co? I tak słyszę to od pana kilka razy na dzień. Teraz pomogę panu wstać i musimy dojść do Hogwartu.
Podał rękę profesorowi, a ten choć niechętnie chwycił ją.
Droga do zamku była wyczerpująca. Harry odprowadził profesora do Lochów. Gdzie podał mu odpowiednie eliksiry, czym znów zaskoczył profesora. Po czym udał się do swojego dormitorium.
-Co, byłeś na spotkaniu śmierciożerców?-zapytał z pogardą w głosie Ron.
-A co cię to obchodzi wiewióro?
-Zamknij się śmierciojadzie.
-Ty jesteś obłąkany.
Harry położył się i poszedł spać. Długo zastanawiał się czy Snape go wyda, ale w końcu odpłynął w krainę snów.
***********************************************************************************************
Mam nadzieję że rozdział się spodobał czekam na wasze komentarze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro