Rozdział 15
Wziął sztylet i przeciął nim nadgarstek chłopaka.
-Harry istnieje jeszcze jedna przepowiednia, którą przekażę ci jutro. Razem z bractwem bądźcie w swojej wierzy o 19.00.
Tylko pamiętaj nikomu ani słowa. A więc do ju.....Ktoś tu jest oprócz nas!!
Draco przysłuchiwał się tej rozmowie, ale słyszał co drugie słowo. Zaczął się cofać, lecz potknął się. Zaraz potem usłyszał.
-KTOŚ TU JEST OPRÓCZ NAS. Larysa łap go.
Lili zbliżyła się do niego i przyparła go do ściany.
-Kto to?
-Draco Malfoy, co mam z nim zrobić.
-Zostaw. Jutro z nim pogadam. Musiał za mną wybiec z sali.
Harry podszedł do niego.
-Puść go.-Lili powoli go odstawiła-Teraz idź do dormitorium, nikomu nie mów o tym co się tu stało. Jutro porozmawiamy.
Ślizgon przytaknął, a potem odszedł. Nie miał pojęcia co się stało. Szedł przez ciemne korytarze zastanawiając się co mogła oznaczać ta sytuacja. Czy Harry mu to wyjaśni i kim był ten facet? Doszedł do dormitorium.
-Draco czyś ty zwariował!!-krzyczała Pansy.
-Bratasz się z POTTEREM!!-wrzeszczał Zabini.
-Zamknij się. On wcale nie jest taki zły.
-Na mózg ci padło Draco, to Gryfon.
-I co z tego. On przynajmniej jest prawdziwym kumplem. Nie to co Crabbe czy Goyle.
-Co myślisz, że się dla ciebie poświęci?Grubo się mylisz.
-Nie znacie go.
-Ty też nie. Wiecie co idę spać. Nie chce mi się gadać.
Draco położył się na łóżku i zaczął rozmyślać.
-A może mają rację. To tylko Potter...no właśnie. Czy on by potrafił zrobić coś dla mnie. Miłośnik szlam...właściwie nie mam nic do szlam, a ta Hermiona jest ładna. Może i ona dałaby mi szansę...chwila ale ona jest z tym rudzielcem.
Nieźle się pokłócili i to w dodatku o mnie...chwila on mnie bronił. Naprawdę nie jest taki zły. Jutro mam nadzieję wszystko się wyjaśni.
-Andrew nie musiałeś go aż tak straszyć-powiedziała Carmen.
-Masz rację, ale...
-Co ale?
-Jego chyba będzie się tyczyć ta druga przepowiednia.
-CO!?!?!
-Normalnie.
-Ale jak?-jąkał się Harry.
-Powiem wam jak usłyszę ją całą. Do jutra.
Andrew się teleportował. Tak jak on bractwo mogło się teleportować w Hogwarcie.
-Dobra chodźmy spać-zaproponował Harry. Szóstka nastolatków rozeszła się do dormitoriów.
Następnego dnia Harry'ego obudził Neville.
-Harry możemy pogadać.
-Jasne o czym?
-O Malfoy'u i jeszcze o czymś. Bo widzisz on się zmienił i...
-...został moim przyjacielem. Słyszałem, że ci nie dokucza.
-Tak no i mam prośbę.
-Yhy..
-Mógłbyś mnie nauczyć jak się bronić. Chcę być gotowy do walki żeby bronić Lu...ludzi.
-Wiem, że chciałeś powiedzieć Lunę.
-Skąd?
-To widać. Chodzicie ze sobą?
-Ehe.
-Gratulacje, a co do tych treningów to spotkajmy się jutro przed kolacją w pokoju życzeń.
-Dzięki.
-To chodźmy na śniadanie.
-Dobra.
Szli korytarzem, przed Wielką Salą dołączyła do nich Carmen.
-Hej Harry, co u ciebie?
-A dobrze.
-Kim jest twój przyjaciel?
-To Neville. Neville to Carmen.
-Cześć.
Bractwo powoli ujawniało swoją przyjaźń. Spotykali się coraz częściej. Harry postanowił ogłosić, że Carmen i on są parą w Boże Narodzenie, no ale to za miesiąc.
Gdy weszli do Sali Carmen podeszła do stołu ślizgonów, a Harry i Neville podeszli do stołu gryfonów.
-Spotkajmy się o 20.00 w Pokoju Życzeń-przesłał telepatycznie do Draco i uśmiechnął się.
-Ale jak ty to...?
-Telepatia, ale teraz nie pytaj ok?
-Jasne.To do wieczora.-odwzajemnił uśmiech.
Pierwsze mieli eliksiry .
-Dzisiaj zajmiemy się eliksirem bezkrwawym. Na tablicy macie potrzebne składniki. Instrukcja na stronie 134.
Wszyscy zaczęli otwierać podręczniki oprócz Harry'ego.
-O widzę, że pan Potter nie ma zamiaru dzisiaj nic robić.
-A kto to panu powiedział?
-Otwórz podręcznik i zabieraj się do roboty.
-Nie potrzebuję instrukcji. Znam je na pamięć.
-Och tak? To jaki jest punkt 4?
-Zamieszaj 6 razy w kierunku przeciwnym do wskazówek zegara.
-A jednak pan coś wie. 10 od Gryfindoru za arogancję pana Pottera.
Harry uwarzył swój eliksir, ale Draco nie dawał sobie rady.
Harry pomógł mu telepatycznie, za co ten mu dziękował.
Potem mieli zajęcia z Obrony przed Czarną Magią. Przerabiali z Syriuszem zaklęcia niewerbalne, które on już dawno opanował. Neville'owi nie szło to za dobrze, choć Syriusz motywował go jak mógł.
-A teraz może małe pojedynki niewerbalne. Harry wybierz sobie przeciwnika.
-Boże...dlaczego muszę być jego chrześniakiem?
-Nie marudź.
-No co? Zawsze ja.
-Weź to za przywilej.
-Nie mam ochoty.
-To jej nabierz.
-Ale dlaczego?
-Bo ja cię proszę.
-A ja nie chcę.
Syriusz się obraził, a salę wypełniał chichot.
-Przestań te oczy na mnie nie działają, działały jak robił je James.
Harry dalej patrzył.
-No dobra działają.
-No to teraz buzi na zgodę-wszyscy śmiali się jak opętani.
-Nie przeginaj. Wybierz sobie przeciwnika.
-No dobra Carmen rusz się.
-Czemu ja?
-Już dobrze wiesz czemu.
Pojedynkowali się dość długo, ale to Harry odniósł zwycięstwo.
-Ale mnie wszystko boli. Czy ty zawsze musisz dawać taki wycisk-spytała Carmen.
-No taki już jestem-pochylił się nad nią i dodał szeptem
- I za to mnie kochasz.
-Masz rację. Uwielbiam twoje humory.
Gdy Syriusz skończył lekcje poprosił Harry'ego żeby został.
-Harry to było niesamowite.
-No może trochę.
-Wiesz martwię się o ciebie.
-Niepotrzebnie.
-Czegoś mi nie mówisz.
-Wiem, ale nie teraz Syriuszu.
-Rozumiem. Jeśli chcesz możesz zawsze się do mnie zwrócić.
-Tak wiem tylko to nie jest takie proste.
-A możesz mi powiedzieć co się stało tamtego dnia, gdy byliście z Malfoy'em w Hogsmead.
-No w sumie tak. Ona go torturowała, a ja nie mogłem na to pozwolić. Nie mogłem się opanować. To było dziwne, gdy rzuciłem na nią Crucio. Czułem satysfakcję. Jakbym lubił to robić. Nie wiem co się ze mną dzieje no i ten głos podczas wybuchu mocy.
-Rozumiem.-Syriusz przytulił chrześniaka.
-Nawet nie wiesz jak mi tego brakowało.
Syriusz uśmiechnął się.
-Idź bo się spóźnisz.
Ostatnią lekcją była Transmutacja.
-Ej udajemy, że nic nie umiemy-zaproponował telepatycznie Michael.
Pokiwali zgodnie głowami.
-Panno Rox co pani wyprawia?
-Nie wyszło mi.
-Przecież ostatnio udało ci się za pierwszym razem.
-Eee bo...no...
-Proszę się przyłożyć.
-Tak jest- bąknęła.
Po lekcji wyszli na korytarz.
-Lilka to było piękne.
-No ma się ten talent.
-Nie pochlebiaj sobie-powiedział Carl
-Moje słonko jest doskonałe prawda?-zapytał słodko Michael.
-Oczywiście kochanie.
Michael się zaczerwienił.
Rozeszli się do dormitoriów, ale gdy Harry przechodził obok pustej klasy usłyszał.
-Ron jak mogłeś go tak oskarżyć. Może i przyjaźni się z Malfoy'em, ale co z tego. On się zmienił.
-To ty też. Czy ty nie widzisz, że on nas odtrąca.
-To nie prawda. Ty go skreślasz, bo ma nowych przyjaciół.
Jeśli to tak ma wyglądać to możemy się nie odzywać do siebie.
-Dobrze wybieraj albo on, albo ja.
-On!
Hermiona wypadła z sali jak burza.Wpadła na Harry'ego.
-Herm co się stało?-rozplakała się w jego ramię.
-Choć porozmawiamy.
Harry prowadził ją przez błonia. Usiedli na trawie.
-Powiedz co się stało?
-Chodzi o Rona. On nie rozumie, że ja się chcę z tobą przyjaźnić, a poza tym stał się okropnym dupkiem.
-Nie przejmuj się. Masz mnie. Teraz może mam więcej przyjaciół, ale myślę, że wystarczy miejsca.
Miona uśmiechnęła się.
-Wiesz, niedługo ujawnię ci kawałek mojego życia, ale jeszcze nie teraz. Ufasz mi?
-Jasne.
-Boże która godzina?
-Już po kolacji jest za pięć 19.00.
-Spóźnię się.
-To pędź.
Harry biegł tak szybko jak potrafił. Dobiegł do wieży bractwa, wypowiedział hasło i wszedł.
-O cześć, czekaliśmy na ciebie. Oto treść przepowiedni.
Gdy 6 potężnych ruszy do boju
nowa wojna rozpocznie się na dobre.
Lecz do boju nie sami staną.
Władca ras ukoronowany ,do walki wezwie swoje wierne oddziały.
Do boju ruszy armia miłości wielka
czego zło naprawdę się lęka.
Bractwo złotych powstało
i od srebrnych pomoc dostało.
12 osób srebrnych wstąpi w szeregi jasne.
3 z nich śmierci doznało, lecz siłą władcy powrócić musiało
Oprócz nich 4 dorosłe osoby.
Szpieg, Metamorfomag, wilkołak i animag.
Pięciu przyjaciół w Hogwarcie znajdziecie.
Jeden rodziny wyrzeknie się na wieki,
drugi co doznał cierpienia,
chce pomścić rodziców bez wątpienia
trzecia, dziewczyna najmądrzejsza w tych czasach czwarta wybranka wyroczni, ojca jedynie posiada
ostatnia zaś nad rodzinę się wyniesie
by zanieść pokój w tym magicznym świecie.
Tych osób osiemnastka złu się oprze.
Zbierzcie bractwa srebrnych i złotych.
Lecz gdy wybraniec na czarną przejdzie stronę chaos zapanuje, gdy zła władca posmakuje.
Wyrwać go może rzecz tylko jedna.
poświęcenie i miłość szlachetna.
A gdy skrzydła swe uwolni, zło zostanie pokonane!
-Czyli wygramy jeśli uwolnię skrzydła, tylko jak ja mam to zrobić?-zapytał lekko zdezorientowany Harry.
-Niestety nie wiem ale na to przyjdzie czas później, tylko nie rozumiem co to mogą być za osoby.
-Jeśli je znajdziemy będą powoli przechodzić szkolenie. Jedną z nich jest Draco i musi ich szkolić władca.
-Ale ja wiem co to za osoby.-powiedział Harry.
-No więc...- domagała się Lili.
-Nie chciałem ich w to mieszać.
Czterech dorosłych to Syriusz, Remus, Tonks i Snape.
-Snape? On się nie zgodzi jest wierny Dambeldore'owi.
-Wiem, to właśnie problem. Oni nie mogą wiedzieć o mojej tożsamości, bo nie będą się szkolić, a zwłaszcza Snape.
-A reszta.
-Pierwszy jest Draco, potem Neville, Hermiona, Luna i Ginny.
-O kurcze, a te trzy osoby co powrócą.
-To moi rodzice i Cedrik Diggory.
-Przecież oni nie żyją.
-Wiem, ale Merlin podczas mojej wakacyjnej śpiączki dał mi moc wskrzeszania, która uaktywni się w czasie moich 17 urodzin.
-To znaczy, że mamy trochę czasu, by się przygotować.
-Tak, ale jest tyci problem.
-Jaki?
-Musimy cię koronować w tym roku.
-Dobrze, ale po świętach.
-Nie ma sprawy. Zaraz spotkam się z Malfoy'em to od razu mu to przekażę. Znikaj Andrew.
-No wiesz.
-Późno jest.
-No dobra to cześć.
Bractwo rozeszło się do swoich dormitoriów, ale Harry poszedł do Pokoju Życzeń gdzie czekał na niego Draco. Nie miał pojęcia jak będzie wyglądała ich rozmowa, ale on będzie pierwszą osobą, która się dowie o Złotym Królestwie.
*****************************************************************************************************
Mam nadzieję że rozdział się spodobał. Dziękuje za wasze komentarze które zachęcają do pisania.
KOMENTUJCIE!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro