Rozdział 14
Jestem z nowym rozdziałem i mam nadzieję że się spodoba. To czytajcie!
tekst pochyły-myśli
*****************************************************************************************************
-Mama?Nie to nie może być ona.
-Ale jest taka podobna.
-Ale ona nie żyje i to w dodatku od 15 lat.
-Sprawdź, co ci szkodzi.-kłócił się ze swoimi myślami Harry.
Harry powoli zaczął iść w tamtą stronę. Dziewczyna stała pod drzewem z głową skierowaną ku niebu. Nagle do uszu Harry'ego dotarł jakiś krzyk.
-JAMES ZŁAŹ Z TEGO DRZEWA, BO WALNĘ W CIEBIE KLĄTWĄ!!!!
-Lilka daj spokój. To był tylko żart.
-Drętwota-krzyknęła z wycelowaną w Jamesa różdżką.
Czerwony płomień tylko go musnął.
-Lilka błagam uspokój się. Już schodzę.
Z drzewa zeskoczył jego ojciec. To nie realne. Gdy Harry podszedł blisko stanął jak wryty. Lili spojrzała na niego.
-Cześć jesteś tu nowy?
-Eee....
-No co to za eee...Nie przejmuj się nim. Jest trochę zwariowany, ale da się go polubić.
Rodzice go nie poznają. Nagle usłyszał głos w swej głowie:
Nie mów im kim jesteś, bo jeśli się dowiedzą nie będą mogli wrócić". Harry posłuchał tego głosu.
-Jestem tu chwilowo.
-Acha, ja jestem Lili, a to James.
-Jestem...-zamyślił się i w końcu wydusił-...Nevill.
-Miło nam poznać. Nie wiesz co się teraz dzieje na ziemi? Do tego lusterka nas nie dopuszczają.
-Jest wojna.
-Kurde taka zabawa mnie ominie. A z jakiego powodu?
-Voldemort się odrodził.
-To on zginął i powrócił?
-No tak jakby.
-A w jaki sposób zginął.
-To jest wielką zagadką.
-A nie wiesz może czy mój syn żyje, bo go tu nie ma, ale mógł znaleźć się w innym mieście zmarłych.
-Nie mam pojęcia-skłamał.
-Szkoda.
Nagle przed nim pojawił się Merlin.
- Już czas.
Harry pokiwał głową i poszedł za Merlinem.
-Miło było cię poznać.-krzyknęła za nim Lili.
Szli tak, aż w końcu stanęli przed wielką bramą.
-Gotowy?
-Myślę, że tak. Tylko dlaczego nie mogłem im powiedzieć prawdy?
-Bo nie mogli by wtedy powrócić do życia.
-Rozumiem. A dlaczego nie mogą wiedzieć co się dzieję na ziemi?
-Bo gdyby wiedzieli o tym co się dzieje nie mogli by wrócić z powrotem do Azylu. Tu idą wszyscy dobrzy ludzie. Dowiedzieć mogą się dopiero po powrocie. Gdy brama się otworzy wejdź tam, wtedy wrócisz.
TYMCZASEM W HOGWARCIE
Już jest pełnia. Musimy tam iść-krzyczała Carmen.
Bractwo biegło przez korytarze Hogwartu. Nagle zza rogu wyszedł Snape, ale oni się nie zatrzymali.
-Zatrzymać się, natychmiast do dyrektora!!
Ale ich to nie obchodziło. Biegli ile sił w nogach. Gdy dotarli do skrzydła szpitalnego ich wzrok padł na Harry'ego. Podeszli do jego łóżka. Jego oddech był mało wyczuwalny.
-Wytrzymaj jeszcze trochę-szeptała Carmen.
Złączyli ręce w miejscu jego serca. Nie było czasu do stracenia. Wypowiedzieli formułkę "Volenti non fit iniuria".
Z ich rąk wypłynęło złote światło. Trwało to kilka minut, Carmen była już tak słaba, gdyż to zaklęcie czerpie wiele energii. Wszystkie wspomnienia migały jej przed oczami, nie mogła się poddać, nie teraz. Zakończyli rytuał, ale stało się coś dziwnego. Harry przestał oddychać.
Carmen krzyczała w niebo głosy. Jej ból był tak wielki, straciła go, miłość jej życia odeszła. Upadła na kolana.
-Wróć do mnie, proszę...
Przed Harrym otworzyła się brama. Harry wszedł do środka. Ujrzał twarze przyjaciół. Potem już tylko ciemność. Zaczął wracać do świadomości chciał otworzyć oczy, ale nie mógł. Spróbował jeszcze raz i tym razem się udało.
-Harry wróć do mnie proszę-Carmen płakała przy jego łóżku.
-On nie żyje Carmen-mówiła Lili.
-To nie prawda, on wróci zobaczycie.
-On nie wróci.
Harry ujął dłoń Carmen i wyszeptał:
-Wróciłem, tak szybko się mnie nie pozbędziesz.
Carmen zerwała się i krzyknęła.
-Harry!!-przytuliła go i powiedziała
-Kocham cię, już nigdy mnie nie zostawiaj.
-Obiecuję.
Dziewczyny przytuliły się do swoich chłopaków. Lili oczywiście do Michaela, Sarah do Carla.
-Widzę, że nie tylko ja jestem zakochany.
-Jak byś zgadł-wtrąciła Sarah.
Harry popatrzył na zegarek.
-Chyba musicie już iść, spotkamy się mam nadzieję na obiedzie.
-Ale ja nie chcę.
-Ale musisz.
-Harry!!
-Carmen przecież wiesz, że nie możemy się ujawnić. Będziemy stopniowo ujawniać naszą przyjaźń.
-No dobra. Dobrej nocy słonko.
-Ja ci dam słonko.
-No co?
-Nie mogłaś wymyślić niczego lepszego?
-Widać nie. Dobranoc.
Gdy Carmen zamknęła drzwi Harry zapadł w sen. Gdy się obudził i otworzył oczy zauważył osobę, która siedziała koło jego łóżka.
-Draco?
-Potter?
-Siedziałeś przy mnie? Świat zwariował.
-Eh no...ja chciałem cię przeprosić.
-Coś nowego. Dobra już nic nie mówię.
-Chciałem cię zapytać czy nie moglibyśmy zacząć od nowa?
Harry wyciągną do niego rękę.
-Harry Potter
Ślizgon zdziwił się, ale uścisnął jego rękę.
-Draco Malfoy.
-Co cię skłoniło do tej zmiany.
-Wiesz tak naprawdę to nie była nienawiść. Sterował mną ojciec i wpajał mi te wszystkie bzdury. Tak naprawdę nie mam nic do szlam. A tobie po prostu zazdrościłem tego co miałeś.
-Tak serio to nie ma czego zazdrościć. Tomeczek wybił mi całą rodzinę, próbował mnie zabić wiele razy, a ja mam z nim stanąć do ostatecznej walki. Faktycznie pozazdrościć.
-Nigdy nie myślałem z tej perspektywy.
-Nikt nie myśli. No, ale co ja będę truł o moim życiu. Chodźmy stąd za nim Pomfrey mnie odpadnie.
-Ale ty musisz leżeć.
-Walę to, jestem głodny idziemy na śniadanie. Zrobię im niespodziankę.
-No faktycznie niespodzianka.
-A żeby było zabawnie wejdziemy tam jak najlepsi kumple.
-Ty to masz łeb.
-No jak sklep. Idziemy.
Harry przebrał się zaklęciem i wyszedł niepostrzeżenie ze skrzydła szpitalnego. Po drodze gadali o Quiditchu, wspominali sobie te wszystkie śmieszne rzeczy, które ich spotkały. Z hukiem otworzyli drzwi do Wielkiej Sali i śmiejąc się weszli do środka.Wszyscy wokoło milczeli.
Harry, który umierał teraz w najlepszej kondycji wchodzi do sali ze znienawidzonym ślizgonem. Zatrzymali się, a widząc miny uczniów Draco wypalił.
-Ludzi nie widzieliście?
Podeszli do stołu Gryfonów i usiedli.
-Co on tutaj robi-wypalił jakiś młodszy Gryfon.
-Je śniadanie, nie widać.
-Nie o to chodzi, to ślizgon.
-No i co z tego.
-To śmierciożerca.
-Jaki znowu śmierciożerca, pokaż rączkę Draco.
Draco podwinął rękaw.
-I co widzisz Mroczny Znak?
-Nie, ale na pewno nim będzie.
-A ja śmiem w to wątpić.
-Tak jasne-wypalił Ron.
-Coś ci nie pasuje Ron?
-Tak, to, że on siedzi przy naszym stole.
-To wolny kraj wiewióro.
-Tego już za wiele.
-Niby czego?
-Przez takich jak on tracimy rodziny.
-O przepraszam. Śmiem twierdzić, że to jego ojciec jest śmierciożercą, a nie każdy jest swoim ojcem.
-Nie wcale.
-Nie idę w ślady ojca więc się odczep.
-I tak jesteś wredną fretką.
-A ty zdradziecką wiewiórką-wypali Harry.
-Zdrajca. Zadajesz się z tymi, którzy wybili ci rodzinę. A nie przepraszam sam jesteś temu winny.
Tym razem przegiął. Powiedział mu prawdę prosto w oczy. Najgorszą prawdę, której zawszę się bał.
Machnął ręką, a Ron uderzył w ścianę.
-Nie jesteśmy już przyjaciółmi.
Wybiegł z sali, a za nim Draco. Potem salę opuściło bractwo.
Pobiegli za Harrym. Syriusz patrzył na chrześniaka z zaskoczeniem tak bardzo się zmienił. Musi z nim porozmawiać. Zresztą nie tylko on, ale również wszyscy dookoła nie mogli się otrząsnąć.
-HARRY!!-wołał Draco, gdy wreszcie go dogonił zobaczył tajemniczego mężczyznę z którym rozmawiał Harry. Stanął jak wryty. Wtedy nadbiegli członkowie bractwa. Znali tą osobę. Z Harry'ego emanowała energia, ale nagle ustała.
On odwrócił się do nich i powiedział.
-Feniksy wzywają.
Draco nie wiedział o czym on mówi. Wtedy zobaczył sztylet i...
***************************************************************************
Hej mam nadzieję że rozdział wam się spodobał. Czekam na komentarze i mam do was zadanie jak myślicie co się stanie?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro