11 | Eliksir
- Draco! - Hermiona zawołała chłopaka, biegnąc przez korytarz wprost do wielkiej sali.
Blondyn odwrócił się zdezorientowany, ale zanim zdążył jakoś zareagować, Gryfonka wpadła wprost na niego.
Chłopak spojrzał na nią zniesmaczony.
- Granger, mówiłem Ci już kiedyś żebyś mnie nie dotykała. - powiedział, robiąc krok do tyłu. Wcale nie chciał gadać z dziewczyną na oczach całej szkoły. Gryfonka jednak chwyciła go za rękaw i odciągnęła na bok. Draco czuł na sobie wzrok kilku osób siedzących przy pobliskich stołach.
- Czego chcesz? - spytał ostro, odgarniając włosy do tyłu. Hermiona uniosła kącik ust i wyciągnęła z kieszeni szaty małą buteleczkę z niebieskawym płynem.
- Zrobiłam - szepnęła, podając chłopakowi miksturę. Blondyn zmarszczył brwi i przyjrzał się substancji.
- To na pewno to? Pomoże Harryemu?- spytał, patrząc dziewczynie w oczy. Mimo, że Gryfonka była mądra, bał się, że może popełnić jakiś błąd, a przez to zaszkodzić Potterowi.
Hermiona jednak potaknęła. Zdawała się być pewna siebie.
- Ja... ja muszę iść na lekcje ale... mógłbyś podać to Harry'emu? - spytała, uśmiechając się do Dracona. On niepewnie odpowiedział jej tym samym.
- Tylko... uważaj. To nie jest do końca legalne. - stwierdziła, a na jej twarzy wyskoczyły rumieńce.
- Okej. Będę pamiętał. - odparł Ślizgon, chowając małą buteleczkę do kieszeni. - Dziękuję, Gran... Hermiono. - rzucił na zakończenie, co wprawiło dziewczynę w błogi zachwyt. Uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach pojawiły się iskierki.
- Nie ma za co! To była dla mnie przyjemność - powiedziała rozentuzjazmowana, a chłopakowi przez chwilę zdawało się, że rzuci się go przytulić. Nie zrobiła jednak tego.
Na pożegnanie pomachała jeszcze Draconowi i w podskokach ruszyła w stronę sali, w której miała mieć lekcje. Draco patrzył za nią, aż nie zniknęła mu z linii wzroku. Musiał przyznać, że dziewczyna była miła - z każdą chwilą nienawiść, którą odczuwał do Gryfonki malała, zminiając się w tolerancję. Mimo wszystko martwiło go, że Granger tak się angażuje - z jego własnego doświadczenia wiedział, że jeśli dziewczyna angażuje się w znajomość, to znaczy... coś więcej. W końcu chłopak wyrwał się z zamyślenia. Teraz był czas, aby uratować Pottera.
W Skrzydle Szpitalnym nie było prawie nikogo. Pani Pomfrey krzątała się gdzieś na zapleczu, wiec Draco nie miał problemu ze znalezieniem się przy łóżku zajmowanym przez Pottera. Blondyn spojrzał na jego przystojną twarz, pokrytą siatką czerwonych linii i przygryzł wargę. Z kieszeni szaty wyciągnął małą buteleczkę i nieznacznie zbliżył ją do ust Gryfona. Krew pulsowała mu w żyłach. W duchu chłopak modlił się, aby i tym razem Hermiona miała rację. Chłopak przechylił niwielkie naczynie i kilka kropli niebieskiego płynu spadło wprost do ust Harry'ego. Draco wziął głęboki oddech, wylewając resztę. Przez kilka długich sekund spoglądał na Harry'ego z obawą i przerażeniem w oczach - w jego wyglądzie nie było jednak żadnej zmiany.
- Co tu robisz, kochaneczku? - spytała zza jego pleców pielęgniarka. Ślizgon wzdrygnął się, zapominając, że kobieta tu jest.
- Ja... - zaczął, ale nie miał pojęcia jak wytłumaczyć się ze swojej obecności. Przecież nie mógł powiedzieć, że dał Harry'emu nielegalny eliksir zrobiony przez uczennicę. Pani Pomfrey westchnęła i skierowała wzrok na leżącego na łóżku Gryfona.
- Pan Potter nie zdrowieje. - powiedziała smutno - to naprawdę ciężki przypadek. - stwierdziła.
Draco spojrzał na Harry'ego. Nie zmieniło się kompletnie nic, od podania eliksiru. Najwyraźniej... tym razem Granger się pomyliła. Malfoy zacisnął pięści i posłał Pomfrey krzywy uśmiech.
- Tak to... ja już może pójdę - rzucił skonfundowany. Miał nadzieję, że mimo wszystko mikstura zadziała, a stan Pottera choć trochę się polepszy...
Poczuł nieznaczny ból w brzuchu i dolnej części ciała.
Tak bardzo potrzebował kontaktu z Wybrańcem.
♡
Harry powoli otworzył oczy i niepewnie rozejrzał się po pomieszczeniu. Znajdował się na łóżku w Skrzydle Szpitalnym. Poczuł w skroniach nagły, silny ból. Czuł się okropnie; było mu niedobrze i zimno. Za wszelką cenę starał sobie przypomnieć kim jest i jak trafił do szpitala, ale jego ospałe myśli nie chciały łączyć faktów.
- Panie Potter! Obudził się Pan?! - do jego łóżka podbiegła pani w starszym wieku, ubrana w biały kitel lekarski. Harry potarł oczy, bo z jakiegoś powodu nie mógł uważnie przyjrzeć się jej twarzy. Zdawało mu się, że kobieta znajduje się za jakąś mgłą, która utrudnia mu rozpoznanie szczegółów.
- Gdzie ja jestem? - spytał słabo, nagle czując się zbyt zmęczonym na cokolwiek.
Kobieta stanęła jak wryta, mrugając kilkakrotnie.
- Jak to, panie Potter? Jest pan przecież w Skrzydle Szpitalnym! W Hogwarcie! - powiedziała cienkim głosem, najwyraźniej uważając to za oczywisty fakt. Chłopak jednak wcale tak nie twierdził. Zmrużył oczy, myśląc, że to pomoże mu zrozumieć słowa, które mówiła do niego kobieta. Nie wiedział jednak, o co jej chodziło.
- W czym? Czy jest ten... Hughwert? - spytał, ponownie rozglądając się po białej sali. Nie przypominał sobie tego pomieszczenia.
- J-ja.. H - Hogwart... - zaczęła pani Pomfrey, ale najwyraźniej nigdy nie spotkała się z podobnym przypadkiem zaniku pamięci. Przełknęła ślinę i ruszyła szybko w stronę drzwi wyjściowych.
- Poczekaj, kochaneczku. Muszę iść na chwilę do profesora Dumbledore'a. - powiedziała, a jej twarz zrobiła się niemal tak samo biała jak ściany.
Harry już chciał zapytać kim jest rzekomy profesor, a także kim jest kobieta z którą rozmawiał, ale niestety nie zdążył; zanim zdołał się obejrzeć, pielęgniarka zniknęła juz za wielką, drewnianą bramą.
Gryfon dopiero po chwili zauważył leżące na nakastniku czarne, okrągłe okulary. Parksnął śmiechem, zastanawiając się, kto mógłby ubrać coś tak głupiego- mimo to wziął je do ręki, mając nadzieję, że obraz przed jego oczami nabierze konturów. Kiedy tak się stało, niepewnie wstał z łóżka i podpierając się przeszedł kilka kroków po zimnej podłodze, starając się bezskutecznie przypomnieć sobie to miejsce. W pamięci miał wielką lukę, która nijak nie chciała się napełnić.
-
Potter jest tutaj, panie profesorze. - wielkie drzwi otworzyły się i do pokoju weszło kilka dorosłych osób w dziwnych sukienkach, oraz pielęgniarka, którą Harry wcześniej widział.
Potter wrócił do łóżka i niepewnie wlepił wzrok w przybyszy.
Jeden z mężczyzn, starszy pan w niebieskiej szacie i długiej, srebrnej brodzie, spojrzał na niego z miłym uśmiechem.
- Jak się masz, Harry? - spytał, poklepując go po ramieniu. Chłopak skrzywił się- nie znał tego dziwnie wyglądającego dziadka.
- Przepraszam, ale... ja nie wiem kim jest Harry. I nie wiem kim ty jesteś. - powiedział, co niezaprzeczalnie wprawiło zastęp nauczycieli w osłupienie.
- Jest gorzej niż myślałam... - westchnęła jedna z kobiet z upietymi w kok włosami.
- Istotnie, Minervo. Musiało podziałać na niego naprawdę silne zaklęcie, albo... - wysoki, czarno włosy i przerażająco wyglądający mężczyzna podszedł kilka kroków w jego stronę, pociągając nosem -... eliksir. - powiedział, wymieniając zaniepokojone spojrzenie z najstarszym profesorem.
- Czy jesteś w stanie coś na to poradzić, Severusie? - spytał Dumbledore, odwracając się tyłem do Harry'ego, który kompletnie nie rozumiał o czym mówią ci osobliwi ludzie. Zachowywali się naprawdę podejrzanie.
- No cóż to... to z pewnością eliksir. Jeden z tych zakazanych... prawdopodobnie był wykonany przez kogoś bez doświadczenia, bo w innym wypadku nie wywołałby zaniku pamięci. - stwierdził czarno włosy profesor, mierząc wzrokiem pozostałych.
- Nie możemy pozwolić, żeby Potter stracił pamięć. - zauważyła kobieta z kokiem na głowie, a reszta nauczycieli potaknęła z pomrukiem.
- Przepraszam, ale... czy mógłby mi ktoś wytłumaczyć gdzie jestem? - spytał Harry, przerywając ich rozmyślania. Chłopak za wszelką cenę chciał wypełnić pustkę w głowie.
Pani Pomfrey zamrugała oczami i rękawem otarła spływające po policzkach łzy.
Dumbledore otworzył usta, aby odpowiedzieć swojemu pupilowi,ale wkrótce je zamknął. W jego oczach pojawiła się iskra rozpaczy.
- Severusie, czy jest na to jakieś lekarstwo? - spytał, a jego głos delikatnie drżał.
Profesor zmarszczył brwi.
- Cóż... wydaje mi się, że jest to eliksir Vamparo Basta... istnieje na niego lekarstwo, jednakże jest bardzo ciężko dostępne.
- Postaraj się je uważyć, Severusie! Ty jako jedyny potrafisz to zrobić! - pisnęła pani Pomfrey, pociągając nosem.
Snape uniósł kącik ust.
- Niestety, ale anitodum nie jest substancją... aby odzyskać pamięć, Potter potrzebuje przeżyć coś, co przed utratą pamięci wywołało na nim ogromne wrażenie... coś, co dogłębnie go wzruszyło i zmieniło jego życie. - powiedział profesor głębokim głosem, patrząc na nie rozumiejącego nic ucznia siedzącego na łóżku. Harry spoglądał na niego zniesmaczony- wydawało mu się, że pamięta nienawiść do tego człowieka.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro