~7~
Dni mijały a w życiu Shoto prawie nic się nie zmieniło. Wciąż kombinuje jak odnaleźć brata, albo przynajmniej coś, co pozwoli mu uwierzyć że żyje. Ojciec starannie unikał tematu i nie było nawet sensu pytać go o cokolwiek. Wychodził lub darł się na wszystko co w danym momencie nawinęło mu się pod rękę. Był bardzo poddenerwowany. Sam już chyba nawet nie wiedział czym się tak denerwował. Już dla zasady chyba. Myśl, że jego najstarszy syn może żyć a na dodatek jest przestępcą frustrowała go niebotycznie. Nie tak go przecież chciał wychować. Na prawdę musiał być do bani ojcem.
Po szkole młody Todoroki postanowił wrócić do domu okrężną drogą. Zwykle idzie do siebie od razu, ale nie dzisiaj. Chciał się nieco przewietrzyć. W końcu ciągłe siedzenie w czterech ścianach też nie było najlepszym pomysłem. Może uda mu się na chwilę oderwać od rzeczywistości, gdzie zwyczajnie jego myśli były zaprzątane różnymi scenariuszami.
Szedł tak spokojnie ze spuszczoną głową patrząc w chodnik. Co chwila mijały go czyjeś nogi z różnymi typami butów: szpilki, sportowe, klapki. Wszyscy mają jakieś problemy. Mniej lub bardziej poważne. Czy jego w takim razie jest poważny? Czy na prawdę śmierć jego brata jest czymś, co może wiele zmienić? Nie potrafił na to odpowiedzieć. Mógł tylko przypuszczać. Co by było gdyby. No właśnie, gdyby. Tego się już nie dowie. Stało się. Analizując błędy przeszłości tym bardziej utwardzał się w przekonaniu, że to wszystko wina ojca.
W pewnym momencie wpadł na kogoś. Nie zbierało mu się na zwykłe "przepraszam". Ciągle go ktoś possturchiwał. Chciał wyminąć przeszkodę, ale jej głos wydawał. Mu się znany.
- Todoroki? Twój dom nie jest czasem w drugą stronę?- tak, to było już praktycznie pewne. Uniósł wzrok. Tak jak się spodziewał jego wzrok napotkał piękne, zielone tęczówki kolegi z jego klasy. Na prawdę teraz musiał na niego wpaść? Odchrząknął niego zakłopotany.
- Tak, ale muszę coś załatwić.- przyznał starając się brzmieć naturalnie. Co niby miał załatwić?
- Rozumiem... Ale wydajesz się być smutny. Od jakiegoś czasu tak jest. Chyba każdy zwrócił na to uwagę. Wiesz... Możesz nam przecież powiedzieć jeśli coś jest nie tak. Pomożemy przecież. Po to ma się przyjaciół.- Midoriya od razu się uśmiechnął. Był zawsze miły i otwarty, a jego dobroć nie znała granic. Skoro on zauważył zmianę to inni też zgodnie z tym co powiedział. Nie jest dobrze.
- Tak, wiem. Ale to na prawdę nic takiego. Czasem mam taki czas, że się nie udzielam. Każdy tak ma.- zielonowłosy pokiwał głową na znak, że rozumie.
- Znam to aż za dobrze. Ale skoro twierdzisz, że jest okej to nie muszę się martwić.- uśmiechnął się promieniście.- To co musisz załatwić? Mogę Ci towarzyszyć- ego tylko brakowało. I jak ma się teraz z tego wywinąć? Co powinien odpowiedzieć. Jak mu powie nie to będzie jednak dopytywał. To nie będzie dobre wyjście. Chwilę jeszcze milczał, aż w końcu odparł.
- Wiesz co, nie musisz się fatygować. Chciałem wrócić po prostu inną drogą do domu. Ładna dzisiaj pogoda i chciałem to wykorzystać. W domu ciężko się zrelaksować z siostrą i bratem co kłócą się o jakieś drobiazgi. Pewnie nie rozumiesz, bo jesteś jedynakiem. Ale daję słowo, nic ciekawego. A teraz wybacz, ale pewnie niedługo mój ojciec wróci. Powinienem być przed nim. Do jutra.- ukłonił się lekko i ruszył przed siebie. Teraz na prawdę powinien się śpieszyć. Izuku jeszcze chwilę stał zaskoczony nagłym obrotem spraw. Pokiwał lekko głową i westchnął lekko zrezygnowany.
- No dobra, to do jutra Todoroki....
*****
Na biurku bohatera numer jeden piętrzył się stos papierów do przejrzenia i zatwierdzenia. Nie miał dzisiaj dobrego humoru, toteż jego pracownicy dostali na ten dzień wolne. Często tak bywało, ale i tak płacił im uczciwie. Miał teraz największe dochody ze wszystkich bohaterów. Nie ma się czemu dziwić.
Westchnął nieco odsuwając się od biurka. Taka praca go bardzo nużyła. Obrócił się na fotelu do okna za nim i wyjrzał za okno. Miasto skąpane było w pomarańczowym blasku zachodzącego słońca. Wyglądało to na prawdę malowniczo. Markety, hotele oraz drobne sklepy powoli włączały neonowe szyldy, aby przyciągnąć więcej klientów. Ruch na ulicach zwiększył się o kilka procent. Ludzie wracają z pracy zmęczeni. Właśnie wtedy chętnie umawiają się na spotkania ze znajomymi, bądź wyprawiają jakieś imprezy. Ten cały świat omija Endeavora szerokim łukiem. Nie z wyboru oczywiście. Jego życie od najmłodszych lat wcale nie było jakieś cudowne. Wręcz przeciwnie, miał ciągle pod górkę. Teraz z resztą też. Westchnął tylko i zerkną na papiery w odbiciu szyby.
- Tyle jeszcze do zrobienia... Czemu do cholery nic nie ubywa? Jak te lenie w ogóle coś robią w tej agencji...- mruczał sam do siebie by jakoś zabić czas. Jeszcze trochę i miał wrócić do domu. Nie żeby tam chciał wracać. Musiał tylko pilnować dzieciaków. Co prawda dwójka z nich jest już dorosła. Miał jednak wątpliwości co do Shoto. Odkąd zaczął interesować się sprawą Toyi, Enji miał większe problemy. Starannie tuszował przeszłość najstarszego syna. Nikt do końca nie wie jak to się wszystko stało i jak wyglądała cała reszta. Tylko on sam. Nikt nie powinien odkopywać przeszłości przez co teraz jego dzieci tym bardziej go nienawidzą. Co by nie zrobił i tak będzie źle.
Z rozmyśleń wyrwało go pukanie do drzwi. Kogo niesie o tak późnej porze? Jeśli by było to wezwanie, nikt by się nie bawił w uprzejmości a wjechał prosto z buta do agencji. Gość? Niechętnie czerwonowłosy wstał i powolnym krokiem przemierzył biuro by zaraz otworzyć drzwi.
- Czego?- mruknął dość posępnie.- Jeśli to kolejny głupi żart...
- Jaki tam żart Endi, przyniosłem Takoyaki!- na wycieraczce tuż przed nim stał blondyn o czerwonych skrzydłach.
- Hawks...- od razu go rozpoznał. Kto inny byłby tak nie ostrożny przy istnym wulkanie nienawiści do wszystkiego co żyję i się rusza. Tylko on.- Czego ptasi móżdżku tutaj szukasz.- już nawet nie starał się ukryć zmęczenia dzisiejszym dniem.
- Wpadłem i pomyślałem, że może jesteś głodny. Takoyaki obok mieli po ciekawej cenie, więc musiałem spróbować. Chcesz trochę?- chłopak uśmiechnął się szeroko. Zawsze był bardziej zadowolony niż to jest wymagane. Czerwonowłosy mruknął coś pod nosem z przekąsem.
- Na zimno je chcesz jeść?- uniósł brew ciekawy.
- Nie, myślałem, że ty je nam podgrzejesz.
- Czy ja ci wyglądam jak piekarnik albo mikrofalówka?!- od razu nie mógł powstrzymać furii, która wezbrała w jego żyłach.
- Ajć, nie denerwuj się tak Endi, to źle robi cerze a ty już masz jakąś czerwoną. Może z przegrzania?
- Jak ja cię zaraz...
- Gadałem sobie z Dabim.- jak gdyby nigdy nic olał to co wcześniej powiedział i wprosił się do pomieszczenia. Chwilę się po nim kręcił, aż usadowił się na miejscu właściciela.- Obrotowy fotel? Ale tu masz luksusy.... Wracając. Z tej pogawędki dowiedziałem się kilku rzeczy...- Endeavor mimo tego, że chciał zapomnieć, jednak tym się zainteresował. Może i Hawks jest głupi jak but, ale gadane to ma. Mógł z całą pewnością na coś ciekawego trafić. Co jednak Dabi może mieć wspólnego z jego synem?
- Czego się niby dowiedziałeś.- mruknął udając obojętnego. Keigo w tym czasie wcinał już kolejny przysmak zapychając się nim.
- Tak jak przypuszczałem.- zaczął gdy tylko wszystko przełknął.- To nie jest totalny przypadek. Wiesz o istnieniu rejestru darów, nie? Toya, był rejestrowany. Niebieski ogień nie bierze się z powietrza. Ty jesteś w stanie go wytworzyć. To też nie jest przypadek. Dabi utwardza się w przekonaniu, że Toya nie żyje. Jednak nie chce powiedzieć co się stało. To świadczy o dwóch rzeczach. Po 1 nie ma pojęcia co się stało na serio, lub 2 wie co się mogło stać i jest to tylko metafora. Sam nie wiem co jest prawdą a co kłamstwem. Niczego już nie można być pewnym.
- I co mi to miało dać?- odezwał się po krótkiej chwili Enji.- Wiem tyle ile na początku. Nic nowego.
- Mylisz się. Tutaj jest właśnie ten haczyk. Istnieje światełko w tunelu, że Toya żyje ale jest zupełnie inną osobą. Tak wywnioskowałem. Jeśli mam rację, nie ma prawdziwego Toyi a osoba, która jest zmieniona i jest duchem dawnego siebie. Wiesz o co chodzi. Będę badał tą sprawę. Nie tylko dla ciebie. Jest w tym coś jeszcze, bardziej mrocznego. Może ten wypadek... nie jest wcale prawdziwy?- czerwonowłosemu zadrżała powieka na te słowa.
- Ciało było zmyślone?!
- Nie, nie.- Hawks westchnął.- Nie w tym rzecz. Daj mi dokończyć. Nie podważam, że wypadku nie było, ale może doszło do czegoś poza twoją wiedzą i wzrokiem. Tak zwana podmiana ciała. Jak mówiłeś, Toya miał bardzo silny i nieobliczalny dar. Może ktoś chciał go zwerbować? Nie każdy dar da się zdefiniować. Są i takie, których się nie da opisać. Możliwe, że właśnie ktoś tki maczał w tym palce. Nie wiem kto i jak, ale zbadam to. Jeśli się nie mylę... Toya... albo inaczej... to tylko element jednej wielkiej układanki, którą ktoś starannie przemyślał...Co o tym myślisz?- spojrzał na bohatera numer jeden. Trzeba przyznać, że chłopak mówił z sensem. Mało kto by doszedł do takich wniosków tylko z jednej rozmowy. Hawks coś wie... to jasne jak słońce. Pytanie jest jedno: skąd?
Endeavor nie odpowiadał długo. Analizował wszystko starannie w głowie. Nie brzmi to ani trochę głupio. Hawks ma aż za dużo racji co jest jednak przerażające. Skąd on to wszystko wie i bierze? Jasnowidz? Nie bez powodu jest na drugim miejscu w rankingu. Nie da się tego tak po prostu podważyć. Byłoby to zwyczajnie głupie.
Wreszcie zdobył się żeby coś jednak powiedzieć. Sam powoli zaczął myśleć w podobnym kierunku. Może to ma jakiś sens...
- Może coś w tym jest. Ale nie mamy jeszcze dowodów i nic nie jest pewne. Jeśli bardzo chcesz się tym zajmować, to rób co uważasz. Mówisz, że to element układanki? Ktoś pociąga za sznurki? Cóż, chciałbym powiedzieć, że jest inaczej, ale chyba muszę się zgodzić. Sam widzę pewne zmiany w tym wszystkim. Yakuza zaczęła działać, ataki złoczyńców nasilają się w różnych regionach kraju... Tak, to nie może być przypadek. Zbierz osoby, które też coś widzą i mają przemyślenia. Nie bierz nikogo znanego. Od razu wróg będzie miał się na baczności. Zrób to dyskretnie.
- Pewnie. Inaczej bym się nie zabierał do takich akcji.- przyznał chłopak.- Więc wierzysz, iż Toya, jednak gdzieś tam żyje?
- Nie wiem. Jedno jest pewne, ktoś za tym wszystkim stoi. Dowiemy się kto i czego chce.
*****
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro