CZĘŚĆ 1 r.4/4
Niebieskie oczy szeroko otworzyły się, a po chwili, jak podejrzewam, zaśmiał się.
–Żartujesz! - powiedział i znów się zaśmiał, ale kiedy zobaczył, że mój wyraz twarzy nie zmienił się, natychmiast spoważniał. – Jak mnie słyszysz? – zapytał.
– Nie słyszę – powiedziałem nie odrywając spojrzenia od jego ust – jeśli mówisz wolno, to po ruchu twoich warg wiem, o co chodzi.
– Jak masz na imię? – zapytałem wolno, tak, aby mnie zrozumiał. Szczerze to nie tak wyobrażałem sobie osoby niesłyszące. Prędzej w mojej głowie byłyby obrazy pryszczatych okularników, na których nie chce się patrzeć niż takiego ślicznego brunecika o złotych oczach.
– Eryk.
– Ładnie.
– A Ty?
– Fabian.
Obserwowałem jak marszczy czoło i drapie się po karku, a w następnej chwili podaje mi kartkę wraz z długopisem
– Mógłbyś mi to napisać?
Zaśmiałem się.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro