Rozdział 8
17 ABY, Lothal
Ciemnowłosy mężczyzna w średnim wieku wpatrywał się w okno wielkiego domu.
- Ezra- u jego boku stanęła piękna, srebrzystowłosa Mandalorianka, nadal energiczna, pomimo upływających lat.- Przyszły wieści od Jaxa. Zaatakowano Świątynię...
- Wiem- przerwał jej, przymykając na chwilę oczy, by powstrzymać natłok obrazów.- Poczułem to.
Zapanowała między nimi cisza.
Po chwili kobieta wtuliła się w ukochanego, nie pozwalając mu na całkowite pogrążenie się w rozpaczy.
- Sabine- szepnął, a po jego twarzy spłynęły łzy.- Oni wszyscy zginęli...
- A co z dziećmi?- spytała, próbując opanować dreszcze.
- Zapewne trafią pod opiekę Luke'a- westchnął, powoli się uspokajając.- Ich los jest mi nieznany, lecz to jeszcze nie koniec...
- Mamo!- wypowiedź mężczyzny przerwało wbiegnięcie do pokoju rodzeństwa: 12-letniego chłopca, kopii swego ojca i 7-letnej dziewczynki o farbowanych białych włosach.- Ciocia Leia tu jest.
Małżeństwo spojrzało po sobie, po czym zbiegli na dół; prosto do Lei Organy i Hana Solo oraz stojącego między nimi Bena.
***
Leia Organa z uwagą przypatrywała się stojącemu przed nią mężczyźnie.
Poe Dameron, choć głodny i zmęczony, zdawał jej właśnie relację z ostatnich dni, gdy nagle zamilkł.
- Poe?- starsza kobieta starała się go dodatkowo nie stresować, ale zmartwiła się tą nagłą ciszą.- Czy coś jeszcze?
Kapitan spojrzał jej prosto w oczy, jakby chciał coś dodać, ale w końcu pokręcił głową.
- Możesz odpocząć- stwierdziła Organa.- Na Takodanę musisz polecieć w pełni sprawny.
***
Na stołówce było prawie pusto.
Nie był to czas jedzenia, jednak Poe Dameron, który dopiero co wrócił, a także wszystkie Kruki, potrzebowali pożywienia.
Młody kapitan czuł na sobie czujne spojrzenie białowłosego chłopaka, który z pewnością zdążył podzielić się swoimi przeżyciami z resztą drużyny, bo atmosfera była bardzo napięta.
Mężczyzna w końcu nie wytrzymał tego milczenia i przysiadł się do nich, zabierając swoją niedokończoną porcję.
- Nie martwcie się, nie powiedziałem nic Lei- odezwał się, skupiając na sobie uwagę grupy.- Każdy z nas ma jakąś przeszłość i nie zawsze chcemy o niej rozmawiać, rozumiem to. Jednak jeśli kiedykolwiek nabiorę podejrzeń, co do tego, że jesteście naszymi wrogami, nie zawaham się powiadomić pani generał o tej sytuacji.
Atmosfera rozluźniła się nieco, a Avril Lar uśmiechnęła się pod nosem.
- Więc teraz na Takodanę?- zapytał Xal, chociaż doskonale znał odpowiedź.
Trzeba było ratować Hana Solo.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro