Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 1


   Otworzyła oczy. Wokół niej była tylko ciemność, jednak po chwili zdołała wychwycić i rozróżnić barwy, kształty, istnienia. Jej ciało otaczały małe fragmenty kamienia, które rozsypały się na małe kawałeczki, aż w końcu całkowicie zniknęły. Rozejrzała się wokół. Widziała gwiazdy świecące w przestrzeni, wielkie planety oraz samotne asteroidy, które tak jak ona unosiły się w nieskończonym oceanie galaktyki. Jej wzrok nagle padł na odległą, okrągłą skałę. Z daleka istota zauważyła jej piękną, błękitną barwę. 

   Nagle wszystko do niej wróciło. Urywki wspomnień rozbrzmiały w jej głowie. Puste osoby zdobywające wiedzę, rodzice patrzący na nią obojętnym wzrokiem. Dach. Osobę stojącą za nią. Błękitne niebo i szybko zbliżającą się ziemię. Pamiętała krzyk dziewczyny, ból własnego ciała i serca. Potem pikanie… głuchy dźwięk rozbrzmiewający regularnie. Głosy osób bez twarzy. Powieki które nie unosiły się na jej rozkaz. Trwanie, jakby spała i śniła otoczona kamieniem. Długie piskliwe brzmienie… a następnie ciemność bez światła, bez dźwięku. 

- Rozumiem, nie ma mnie już tam. - Powiedziała po raz pierwszy. Czuła smutek, ale i w tej samej chwili zrozumiała wszystko. Jej czas wśród nich się skończył. 

   Trwała więc, płynąc powoli do przodu razem z innymi. Zauważyła, że jej ciało promieniowało blaskiem. 

   Czas nie miał dla niej znaczenia. Odkrywała nowe rzeczy, ciesząc się ze spokoju i ciszy.

Tak bardzo to kochała.

  Pewnego razu, kiedy asteroida przeleciała niedaleko niej, ściana kamienia zaczęła pękać. Z jej wnętrza, zaś wyłoniła się inna postać, otwierająca oczy.

   Tak dowiedziała się czym są żywe gwiazdy, i w jaki sposób się rodzą.

  Dziewczyna skuliła się za olbrzymią planetą, oddalając się cichutko. 

   Potem usłyszała dźwięk wybuchającego księżyca, który zderzył się z planetą. Ich kawałki wymieszały się ze sobą, i przypomniały istocie pewien obraz, który widziała w dalekiej przeszłości. Namalowane zostały na niej greckie plejady a jedną z nich była…

- Mey…- Wyszeptała cichutko. 

   Tak przypomniała sobie własne imię. 

   Dziewczyna jeszcze chwilę oglądała kolorowe odłamki, by później zawędrować dalej. 

   Gdy minęła granicę galaktyki, ruszyła do innej, pragnąc zaspokoić swoją ciekawość. Zlękła się gdy ujrzała wielki lodowy meteoryt, zahaczający swoimi krawędziami o jej włosy.  Jego wystające boki były zaostrzone, odstraszając od niego każdą istotę. Dziewczyna zanim od niego odskoczyła, zauważyła w lustrze lodu swoje odbicie. Długie brązowe włosy pływały wokół niej, błyszacząc oraz świecąc tak samo jak jej nagie ciało. 

   Nie było jej zimno, jednak zapragnęła zasłonić się czymkolwiek. Wtedy wokół niej pojawiła się mgiełka. Chwyciła ją w dłonie i uformowała z niej białą suknię.

   Tak nauczyła się przekształcać mgłę oraz swoje światło.

   Pomiędzy drugim a trzecim okrążeniem fioletowej galaktyki, Mey zauważyła po raz pierwszy jakiś dziwny cień, który ją obserwował. Jednak kiedy spojrzała w tamtą stronę, nie było niczego. Postanowiła więc wędrować dalej.

   Po drodze spotkała wiele żywych gwiazd. Jedne były samotne a inne tańczyły w gronach. Najczęściej omijała je. Nie czuła żadnej potrzeby aby nawiązać kontakt z kimkolwiek. Nadal czuła się niepewnie, a w stosunku do innych żywych gwiazd, nieśmiało. To co zwróciło jej uwagę była jedna z świecących istot. Płakała szeptając o straconej towarzyszce i o okrutnych stworzeniach, które ją porwały. Mey postanowiła odtąd uważać, lecz dziwny cień dalej ją śledził. Czasem, kiedy miała zamknięte oczy, istota podchodziła bardzo blisko, ale szybko uciekała kiedy je otwierała. Najczęściej jednak prześladowca wolał się trzymać z daleka i sunąć powoli za nią.

  Nie zawsze jej towarzyszył. Znikał na dłuższe i krótsze chwile, ale potem wracał. 

  Mey nauczyła się rozróżniać jego humor. Kiedy był obojętny, unosił się niczym chmura. Jeśli coś go zainteresowało, starał się podejść jak najbliżej, jednocześnie pragnąc zostać niezauważony. 

   Dziewczyna zauważyła także w cieniu dziwną opiekuńczość. Lodowe czy ogniste kamienie, które leciały w jej stronę, nie raz znikały w czystej ciemności. W pewnym momencie napotkała czarną dziurę. Jej siła wciągania była tak silna, iż Mey z daleka została schwytana przez grawitację. Cień chwycił asteroidy i stworzył dla dziewczyny ścieżkę. Dzięki temu, mogła bez problemu chwycić się ich powierzchni i wyjść z zasięgu niebezpiecznego zjawiska.

Gdy odpoczywała, wisząc po prostu w kosmosie, nagle usłyszała krzyki. Głosy były niepodobne do wszystkiego co spotkała, dlatego ogarnął ją strach. Cienia nie było w pobliżu.

   Próbowała wzrokiem odnaleźć źródło dźwięku, i dopiero gdy się odwróciła, unosząc głowę do góry, ujrzała wielki statek.

- Haa!! Znaleźliśmy kolejną gwiazdę!! - Śpiewali ludzie biegając po pokładzie. Statek zbudowany był z jakiegoś brązowego materiału. Nie było widać żadnych gwoździ ani wzorów. Powierzchnia wydawała się gładka, jednocześnie solidna. W równych odległościach na burcie znajdowały się zamknięte klapy. Z przodu kadłuba wyrzeźbiona została panna o długich włosach i sukience zakrywającej nogi. Jej dłonie były wyciągnięte do góry, a w nich znajdowało się światło, błyszczące niczym gwiazda. Od niej zaś odchodziły kajdany, okalające cały statek. Dwa potężne maszty stały dumnie, utrzymując czarne żagle.

- Zamknąć się i rzucać szpony! - Krzyknęła pewna postać, której Mey nie zdołała dostrzec. 

Wyczuwając niebezpieczeństwo, dziewczyna starał się uciec jak najdalej od łajby. Gdy oddaliła się kawałek, nagle tuż przed jej twarzą spadła czarna siatka. Składała się z cienkich, metalowych pasemek, gęsto ze sobą złączonych. Na dole zaś przyczepione były trzy wielkie szpony. 

- Szlag! Nie trafiłem! - Rzuciła rozdrażniona  postać.

- Bo młody jesteś, głupi nadal! Patrz i ucz się! - Odpowiedział ktoś inny, śmiejąc się głośno. Mey słyszała także pomruki zachęty reszty załogi. Zaczęła jak najszybciej poruszać się do przodu. W pewnym momencie wiedziona instynktem, skręciła nagle na bok. Sekundę później, szponiasta siatka spadła obok niej, dotykając lekko jej ramienia.

- Aaa! Było blisko!!! 

- Widać to od ciebie nauczyłem się celności! - Wybuchł śmiechem, młodo brzmiący głos. 

- Teraz moja kolej!

    Załoga raz po raz rzucała siatkę, nie mogąc złapać dziewczyny. W ostatniej chwili, dziewczynie udawało się uniknąć dziewczynie pułapki. Nie trwało to jednak długo. Załoga nagle dziwnie umilkła. Żadna postać ani rzecz nie wydała jakikolwiek dźwięku. Mey mimo tego brnęła cały czas na przód. Jak wcześniej, ominęła szpon lecący w jej stronę. Jednak dziewczyna nie zauważyła drugiej pułapki…

////

Przepraszam za błędy!

Dziękuję za waszą obecność!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro