Prolog
Przerywany, głośny dźwięk rozbrzmiał w pustce.
Żadne światło tam nie docierało.
Nie można było poczuć ani ciepła, ani zimna.
Uczucia mieszały się ze sobą, aż w końcu zaczęły zlewać się w jedno.
Mimo braku "wzroku", instynktownie wyczuwało się twardą skorupę, chroniącą od wszystkiego co kiedyś istniało.
W tamtym momencie, choć zdawało się iż mogło to trwać wiecznie, następowało dziwne połączenie. Raz było się tam, raz znowu gdzie indziej. Czasem mogło się wydawać iż wszystko dzieje się w tym samym czasie.
Jedno było pewne. Im dłużej ten stan trwał, tym więcej wspomnień znikało. Zostawiały po sobie dziwną nutkę melancholii, lecz nawet w końcu ból i radość przestały istnieć.
Jedyne co ciągle trwało, to ten nieprzerwanie, pikający odgłos.
Wszystko zawsze jednak musi się skończyć.
Wiecznie trwający odgłos, zaczął rozbrzmiewać coraz wolniej. Zanim nic już nie pozostało z dawnego istnienia, usłyszeć można było czyjś zrozpaczony głos.
" Przepraszam, że nie mogłam nic zrobić! Tak bardzo za tobą tęsknię! Nie chcę… byś odeszła…"
Dźwięk oraz cała reszta zniknęła, a twarda skała zaczęła pękać...
//////////////
Nie przejmujcie się jeżeli prolog był niezrozumiały lub zbyt smutny.
Chciałam na początku tej opowieści napisać coś, co by symbolicznie zakończyło rozdział życia głównej postacji. I właśnie takimi słowami pragnęłam wam go przedstawić. Taka moja nowatorska wizja ;P
Za błędy przepraszam i zapraszam do dalszych części!!!
A! I tą krótką książkę już zakończyłam pisać. Rozdziały będą pojawiać się codziennie lub co dwa dni, zależy od was :*!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro