Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

guys my age

Szczupłe palce nastolatka zacisnęły się mocno na poręczy krzesła. Krótkie westchnięcie wydobyło się z jego ust, gdy zirytowany przewracał oczami, a Tony Stark spokojnie gasił papierosa w szklance, w której jeszcze chwilę temu były resztki alkoholu. Spokojnie. Można było znaleźć wiele określeń na osobę Starka, jednak bez wątpienia do spokojnych niekoniecznie mógł się zaliczać. Peter doskonale o tym wiedział, dlatego też milczał, wzrok próbując skupić na nocnej panoramie Nowego Jorku. Nie chciał być tym, który tym razem wywoła burzę - co z tego, że nieświadomie, ale jednak do całej sytuacji sam doprowadził.

Stark parsknął znikąd, w dziwnym rozbawieniu kręcąc głową. Wysunął kolejnego papierosa z paczki, nie podnosząc nawet wzroku na Petera, który opadł bezwładnie na oparcie krzesła na skraju własnej wytrzymałości. Gęsta, toksyczna atmosfera rozrywała jego młode, naiwne jeszcze serce, a spojrzenie, jakim obdarzył go starszy mężczyzna wcześniej musiało pozostawić po sobie niewidoczną dla oka bliznę. Nie tylko, że był na niego wściekły i zazdrosny - co, swoją drogą wywołało u Parkera czerwień na policzkach - był nim zawiedziony. A do tego nigdy nie chciał dopuścić. Patrzył więc w ciszy, jak rozchyla spierzchnięte wargi, żeby wypuścić z płuc chmurę dymu i jak zaciska je na filtrze papierosa, zaciągając się. Peter nieświadomie przygryzł dolną wargę.

- Powiesz coś wreszcie?

Słowa zawisły między nimi gdzieś w powietrzu razem z resztą niedopowiedzeń. Tony wzruszył ramionami obojętnie, nie zwracając na nie większej uwagi. W tym właśnie był najlepszy. W ignorowaniu swoich i cudzych uczuć oraz rozmów o nich. Dlatego też nie bawił się w związki. A potem pojawił się Peter. Niedopowiedzenia zmieniły się w długie rozmowy, które kończyły się tym, że Peter zasypiał z głową na kolanach Starka. A Tony znał siebie bardzo dobrze; tak samo dobrze wiedział, że przepadł dla swojego chłopca, za którego byłby w stanie oddać wszystko.

Tony zignorował ból przeszywający jego skroń i ukłucie w klatce piersiowej, maskując chęć skrzywienia się głębokim wdechem.

- Powiedziałem już wszystko. - uniósł wzrok, jakby w stronę niebios z widocznym zirytowaniem w oczach.

- Nie odezwałeś się do mnie od rana. - skrzywił się Peter, odwracając się w stronę mentora. Oparł się łokciem o blat stolika, dłonią podpierając swoją brodę. - Chcę porozmawiać.

Tony żałował, że tego wieczoru nie zdecydował się wypić więcej. Nie miał jednak nic do stracenia. Spojrzał na zegarek; dochodziła dwunasta. Peter będzie musiał zostać na noc. Westchnął, a jego myśli rozpoczęły burzliwą walkę.

- Proponuję najpierw napierdolić się jak stodoła, jak już było wczoraj. - prychnął i podniósł się z miejsca. Młodszy jednak złapał go za nadgarstek, zamykając w silnym uścisku palców, na co zdziwiony Stark odwrócił się, unosząc brew z niemym pytaniem w oczach. - Pozwalasz sobie, dzieciaku.

- Wiesz, że szybko się upijam. - westchnął, kiedy próba złapania mężczyzny za rękę zakończyła się oburzonym fuknięciem i wyrwaniem jej z uścisku. Zignorował jego dalsze próby nawiązania kontaktu wzrokowego i skierował się w stronę wyjścia z tarasu dosyć szybkim krokiem, nie odwracając się ani na sekundę. Chłopak wstał, powoli zmierzając w tym samym kierunku.

- To nie pij wcale. - burknął na odchodne.

- Powiedział alkoholik - parsknął Peter, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, że powiedział to głośno. Czuł ból; zupełnie, jakby to miał być koniec. Może i był. Nie sądził, że będzie właśnie taki, kiedy kilka miesięcy temu, tylko troszkę podpity, zacisnął dłonie na kołnierzu koszuli starszego mężczyzny i przyciągnął go do swojego pierwszego w życiu pocałunku. Cóż, nie wspominał go dobrze. Peter niezbyt wiedział, co robi, zderzając się z nim zębami, a dodatkowo ugryzł go w wargę. Nie w taki sposób, jaki później dowiedział się, że lubi. Tony zaśmiał się wtedy tylko i powiedział, że jest uroczy. Potem pocałował go w czoło, a nastolatek potraktował to jako dziwną obietnicę. Zawsze później myślał o tej sytuacji przed snem i nie potrafił nie uśmiechać się wtedy do ściany.

- Brzmisz jak wściekły szczeniak, kiedy próbujesz kogoś obrazić. - prychnął, opierając się plecami o jasną ścianę przy wyjściu. - Zadzwoń do kolegi z wczoraj. Nie jest trzydzieści lat starszy i nie wygląda na alkoholika ze stanami lękowymi. Na pewno będzie ci lepiej, niż...

- Tony - jęknął prawie, dramatycznie przeciągając głoski. - Usiądź, proszę. I nie zachowuj się jak królowa dramatu.

Peter skupił się, próbując ułożyć wirujące w jego umyśle słowa w sensowne zdania. Stark przeszedł obok niego jak cień, zajmując krzesło bliżej niego. Oboje mieli dość niewypowiedzianych słów i problemów, o których bali się zacząć rozmawiać.

- Poszedłem tam, bo wcześniej widziałem cię z kimś. - przyznał, wbijając swoje spojrzenie w ziemię. - Z dziennikarką, z którą pewnie kiedyś spałeś. I... i trzymałeś ją tak, jak chciałbym, żebyś...

- Peter. - przerwał mu. - Dlaczego zakładasz, że teraz...

- Nie wiem, okej? - zaśmiał się nerwowo. - Po prostu... myślę, że jestem... zazdrosny?

Tony dalej był wściekły, ale uśmiechnął się rozczulony, gdy jego chłopiec zarumienił się cały, w nerwach przygryzając znów wargę. Chciał zabrać go do łóżka, schować przed całym światem w swoich ramionach i całować go po twarzy. Wszędzie. Ale nie mógł, bo Peter wszystko popsuł w trzy minuty. Gdyby się nie pojawił, w kolejne cztery by go zdradził.

- Spałem z nią, to prawda. - kiwnął głową. Widział, jak młodszy przełyka ciężko ślinę, a w jego spojrzeniu buduje się żal. - Dziesięć lat temu. Teraz odprowadzałem ją do windy, bo przyszła poprosić o wywiad.

Usłyszał tylko krótkie och wydobywające się z ust Petera.

- Jaką teraz znajdziesz wymówkę?

Nie potrafił się oprzeć, gdy podszedł bliżej niego i położył dłonie na jego spiętych ramionach, dlatego też objął rękoma tył jego ud i przyciągnął go bliżej, na swoje kolana. Podciągnął się, siadając na udach Starka, a ręce z ramion przeniósł na jego kark.

- Wystarczy to, że jestem tak zakochany, że czasem zapominam, jak mam na imię, bo nie potrafię przestać o tobie myśleć? - uśmiechnął się, drażniąc palcem wskazującym włoski na karku mężczyzny. - Nie interesują mnie goście w moim wieku, kiedy mam ciebie.

I może właśnie to był moment, w którym Tony kompletnie stracił głowę.

Silne dłonie objęły talię Petera, a zarost podrażnił wrażliwą skórę na jego szyi, gdy przytulił go do siebie tak mocno, że na moment zapomniał, jak się oddycha. Cóż, i tak woleli siebie od powietrza. Złożył krótki pocałunek na jego szyi, nieznacznie odchylając głowę.

- Było ci z nim dobrze? - spytał nagle, przymykając oczy. Zdezorientowany Peter zmarszczył brwi, a jego usta zamarły w bezruchu, jakby chciał odpowiedzieć, ale nie miał pojęcia jak. - Lepiej niż ze mną?

- Nie wiem, o czym mówisz. - powiedział beztrosko.

- A ja myślę, że doskonale wiesz. - szepnął wprost do jego ucha, muskając je lekko ustami. Głos chłopaka złamał się wpół słowa.

- Co, jeśli tak? - mruknął cicho, wplątując palce w ciemne włosy. Tony westchnął, gdy ten pociągnął za nie mocno. - Co wtedy?

- Co wtedy? - powtórzył jego pytanie, uśmiechając się nieznacznie. - Wtedy przekonam cię, że to niemożliwe. Masz mi dużo do wynagrodzenia.

Peter prychnął w jego usta, gdy ręka powoli zsuwała się do zapięcia paska.

- Na pewno, To... - przerwał, gdy napotkał karcące spojrzenie - Panie Stark. Na pewno.

**
nie wiem co to jest i nie pytajcie mnie idę się wyspowiadać dziękuje

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro