Rozdział 8
Właśnie siedziałam sobie na krześle na przeciwko związanego detektywa. Łokcie miałam na kolanach by potrzymać brodę dłońmi.
- Oh Sherlocku... co ja mam z tobą zrobić?- powiedziałam z pustką wymalowaną na twarzy.
- Uwolni mnie? Zabij? I tak zrobisz co zechcesz moje słowo się tu nie liczy.- przyznaje to mnie zdziwiło, zmarszczyłam czoło i prychnełam.
- Myślałam, że będziesz mnie przekonywał jak bardzo za mną tęsknicie i że jeszcze mam szanse odwrotu- zaśmiałam się ironicznie.
- Bo tak jest- powiedział spokojnie. Znów patrzyliśmy na siebie, nagle wpadło mi do głowy coś co mnie zaniepokoiło i dziwne, że nie pomyślałam o tym wcześniej.
- Wiesz co? Coś mi tu nie pasuje... Wiedziałeś, że możesz być schwytany prawda? Poszedłeś za mną...- i tu uciełam bo ogarneła mnie, panika?
- Poszedłem za tobą, dałem się złapać i wiedziałem, że nie pozwolisz mnie zabić.- zobaczyłam na jego twarzy ciepły uśmiech.
- Po co?- spytałam wstając, bo właśnie chyba rozwiązałam pieprzoną zagadkę!
- Chciałem z tobą porozmawiać. - nagle zadzwonił mój telefon, zmarszczyłam brwi bo to był Ivan.
- Tak?
- Nadia! Uciekaj z tego cholernego miejsca! Oni wiedzą gdzie jesteś!- krzyknął a ja szybko schowałam telefon i podeszłam do jednego z ochroniarzy, by wziąć broń. Nagle gość, który dał mi broń padł za ziemię. Krzyknęłam i poczułam szarpnięcie do tyłu.
- Pani Nadio, proszę za mną!- to był mój kierowca. Biegłam razem z nim aż do wyjścia. Kierowca pomachał do mnie głową.
- Na dwa biegniemy okej?- spytał mnie na co przytaknełam głową.- Raz, dwa!- i kiedy wybiegliśmy zobaczyłam naszych gości.
- Ręce do góry! Żuczcie broń! Na kolana!- usłyszałam krzyki rosyjskich antyterrorystów. Rzuciliśmy bron i unieśliśmy ręce do góry jak kazali, a potem razem klękneliśmy i daliśmy się zakuć. Cholerny Sherlock Holmes i jego kompania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro