Rozdział 15
Obudziły mnie przyjemne pieszczoty na szyji, dopiero po chwili doszło do mnie, że to pocałunki. Mruknęła cicho i otworzyłam leniwie oczy. Zobaczyłam, nad sobą nikogo innego jak samego Jamesa Moriartiego, który z uśmiechem pocałował mnie w usta.
- Dzień dobry Kochanie - mruknął szczęśliwy.
- Dzień dobry.- spojrzałam na niego przegryzając dolną wargę.
- Jak ci się spało?- położyłam dłoń na jego torsie.
- Cudownie, tylko, że zostałam cudownie lecz okrutnie zbudzona.
- Przepraszam, ale mamy niedługo spotkanie z Sherlockiem i Mycroftem, czas cię wtajemniczyć we wszystko.
- Są pewnie na mnie wściekli co?- spytałam z kwaśną miną.
- Nie wiem, ale jestem pewny jednego...- pocałował mnie w usta-...że im na tobie zależy, choć wiem, że nie mają ze mną żadnych szans- powiedział żartobliwie. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, można przyznać mu jedno... jest bardzo skromny.
- Musimy wstawać- powiedziałam nadal wiszącemu nademną facetowi. Jim uśmiechnął się szeroko.
- Nikt nie mówił, że nie możemy się spóźnić- pocałował mnie w usta a potem zjechał na moją szyję. Czułam się po prostu niebiańsko...
- Siostrzyczko czas...- wparował do pokoju mój kochany braciszek. Stał w drzwiach i widać było jego duże zaskoczenie.
- Seb możesz wyjść?- spytał Jim, a ja wykorzystałam jego nieuwagę i wygramoliłam się spod niego. Kiedy byłam na brzegu, złapałam koszule Jamesa i założyłam ją szybko na siebie, za nim mój kochany się do mnie przysunął to wyszłam z łóżka.
- Powinnaś częściej nosić moje koszule- zaśmiał się Jim, próbując mnie złapać ręką.
- Wiem- powiedziałam uciekając do drzwi,minęłam zdebiałego Morana i skierowałam się do łazienki.
***
Miłego wieczoru!!!!!!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro