9. Pytania bez odpowiedzi
Annabelle
- Boję się. To, co się dzieje jest coraz dziwniejsze.
- Popadasz w paranoję.
- Jeśli tak, to muszę iść do psychiatry. Czuję i widzę rzeczy, które nie mogą mieć miejsca!
Gdy zamknęłam drzwi, od razu poszłam do swojego pokoju, przeszukałam go, zamknęłam drzwi i zadzwoniłam do Amber. Jak widać na załączonym obrazku, moja przyjaciółka zaczyna uważać mnie za wariatkę.
- Nie to miałam na myśli.
A może nie?
-... Nie musisz iść do psychiatry.
- Psycholog?
- Nie!
- To co mam zrobić? Boję się, rozumiesz?!
- Nie bój się. Nie musisz zasięgać porad specjalistów, jeśli zdecydujesz się na...
- Na co?
- Porozmawiaj z nim.
- Z kim? - udawałam głupią.
- Z Liamem.
- Chyba żartujesz! Przecież ci mówię, że się go boję!
- Ale może coś ci wytłumaczy. Zauważ, że jest jakoś w to wszystko zamieszany.
Może...
- Boję się... - wyszeptałam do słuchawki.
- Wiem, kochana. Ale na razie nie masz czego. Będzie dobrze. Przecież nic ci nie zrobi, prawda?
No nie wiem.
- Chyba nie. - mamroczę.
- Głowa do góry! Wiesz, gdzie mieszka. Jedź do niego!
- Teraz? - głos mam niebezpiecznie piskliwy. - Sama?
- Nie bądź tchórzem!
Biorę głęboki oddech.
- Dobra. Ale jeśli nie dam znaku życia w ciągu półtorej godziny dzwoń na policję. - mówię i się rozłączam.
***
Ten jego dom wygląda upiornie w świetle zachodzącego słońca. Jak z horroru. Po kiego licha ja tu przyjechałam?
Wciskam zdecydowanie dzwonek.
I czekam.
Czekam.
Nadal czekam.
Może nikogo nie ma w domu?
Z nadzieją już mam odwrócić się na pięcie i odejść, kiedy brama się otwiera.
Przechodząc przez nią, muszę sobie powtarzać, że to automat ją otwiera, a nie jakaś diabelska siła.
Idę ścieżką, cały czas mając wrażenie, że ktoś mnie obserwuje.
Zasłona w którymś z górnych okien się rusza.
A może naprawdę ktoś mnie obserwował?
Gdy jestem przy drzwiach, te otwierają się przede mną. Po drugiej stronie czeka gospodarz.
- Ann, jak widzę. Co cię tu sprowadza?
Udaje. Zdecydowanie udaje zdziwionego.
- Muszę ci zadać kilka pytań.
- Szkolna gazetka?
- Nie... - dostawcie tam sobie znak zapytania.
- Ciekawość koleżanki?
- Nie.
- W takim razie nie mogę odpowiedzieć. - chce zamknąć drzwi, ale wpycham stopę między nie a framugę.
- Dlaczego?
Zastanawia się przez chwilę.
- Jesteś zbyt dociekliwa.
- Nie przeszkadza mi to.
- A mnie tak.
- To już nie mój problem. - stwierdzam.
- Chyba jednak twój, bo nie odpowiem.
Wstępuje we mnie jakaś nadludzka i nadnaturalna siła i przepycham się obok niego, wchodząc do środka.
- Jesteś upierdliwa. - mówi.
- Wiem.
- Niekulturalna, arogancka i wkurzająca.
- Najwidoczniej taki mam charakter.
Podchodzi do mnie, zamykając kopniakiem drzwi.
Na szczęście chwilowa adrenalina jeszcze mnie nie opuszcza.
Jeszcze.
Postępuje jeszcze krok, tak, że prawie stykamy się ciałami.
- Po co tu przyszłaś?
- Po odpowiedzi.
- Nie chcesz ich znać.
Stoję pod ścianą, a on opiera dłonie po obu stronach mojej głowy.
Znowu.
- Gdybym nie chciała, nie przychodziłabym tu.
- Nie wiesz, na co się piszesz. - owiewa mnie ten jego lodowaty oddech.
- A może wiem? - czuję jak odwaga powoli ulatuje ze mnie jak z przebitego balona.
- Mogę cię zapewnić, że nie masz najmniejszego pojęcia.
- Słuchaj, cwaniaku. - dźgam go palcem w pierś. - Widzę rzeczy, które nie mogą mieć miejsca i są okropne i słyszę na twój temat jeszcze gorsze rzeczy, którym później ta sama osoba zaprzecza. Możesz uważać mnie za wariatkę, ale jestem pewna, że to ma coś wspólnego z tobą.
- Skąd to podejrzenie?
- Jesteś dziwny, podejrzanie się zachowujesz i z jakiegoś nieznanego mi powodu się mnie uczepiłeś.
- To wszystko?
- Tak. Chcę wiedzieć jaki masz powód.
Milczał przez chwilę.
- Może po prostu mi się podobasz?
Spodziewałam się najprzeróżniejszych odpowiedzi. Ale takiej nie nawet w najśmielszych snach.
- C... Co?
W odpowiedzi przycisnął swoje usta do moich. Po chwili niedowierzania odepchnęłam go.
- Chyba muszę już iść.
Zszokowana wybiegłam stamtąd jak najszybciej mogłam.
Miałam jeszcze wrażenie, że z ulgą wypuścił powietrze z płuc, ale to pewnie tylko wyobraźnia płatała mi figle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro