Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

7. Jedno

Annabelle

"Hacjenda" okazała się dwupiętrową willą z podziemnym garażem. Wokół był ogród z mnóstwem egzotycznych kwiatów, a z tyłu zauważyłam oranżerię.

- Wow.

Zerknął na mnie z ukosa, gdy przyciskałam nos do szyby i wyglądałam przez nią.

W garażu od razu jak wysiadałam poczułam charakterystyczny zapach, który można poczuć najczęściej na...

- Basen? - spytałam.

- Po czym poznałaś?

- Chlor. W powietrzu unosi się zapach chloru.

- Tak. Basen. Jest za tamtymi drzwiami. - wskazał, kiedy szliśmy na górę.

- Masz... - szukałam odpowiedniego przymiotnika - duży dom.

- Uznam to za komplement.

- Uznawaj to, za co chcesz.

- Uu... Zadziorna.

- I z pazurem.

- Nie będzie ci przeszkadzać spanie na kanapie? Bo nie myśl, że odstąpię ci moje łóżko. Dzień dobroci dla bezdomnych się skończył.

- A gdzie masz pokój?

- Na górze, pierwszy pokój po prawej stronie. - odparł bezmyślnie.

Co za palant.

Wbiegłam po schodach i skierowałam się prosto do pierwszego pokoju po prawo.

- No to masz pecha, mądralo. Bo łóżko zajęte! - krzyknęłam i rzuciłam się na nie.

Stanął w drzwiach i założył ramiona na piersi.

- Chyba żartujesz.

Jego mina z rozbawionej, kiedy wszedł, stała się poważna, nawet wroga.

Zaklęłam w myślach.

"Co cię napadło, Ann?"

Na jego wrogie spojrzenie aż się wzdrygnęłam.

Zauważył.

Zauważył i podszedł do łóżka, chwytając mnie za nadgarstki i podnosząc do góry. Odruchowo cofnęłam się o krok.

- Boisz się mnie. - stwierdził.

Może.

- Więc po co tu przyjechałaś?

Zrobił krok w moją stronę, a ja się znowu cofnęłam.

- No, po co? Chciałaś coś sobie udowodnić?

Kolejny krok i dotykałam plecami ściany.

- Odpowiedz mi. - jego głos zabrzmiał cicho, groźnie.

Zbliżył się tak, że mógł położyć ręce na ścianie, po obu stronach mojej głowy.

- Czekam.

Przełknęłam ślinę.

- Może.

- Co może? Boisz się mnie?

Przerażał mnie, stojąc tak blisko. Owiewał mnie jego lodowaty oddech. Czułam zimno bijące od jego skóry.

- Czyli tak. Boisz się mnie.

Chwila przerwy.

- I dobrze. - stwierdził. - Większość ludzi na tym świecie się mnie boi. To w takim razie po co tu ze mną przyjechałaś?

- Nalegałeś. - powiedziałam słabo.

Zaśmiał się krótko pod nosem.

- Aż tak bardzo nie musiałem nalegać. Prawie od razu wsiadłaś do samochodu. W takim razie przyjechałaś, żeby coś sobie udowodnić. Tylko co? To, że nie jestem taki przerażający?

W sumie tak.

- Tak? Nic nie mówisz. I nie patrzysz mi w oczy, więc nie mogę wyczytać z nich odpowiedzi. - przekręcił moją brodę w swoją stronę tak, że nasze oczy się spotkały. - O czym myślisz, Annabelle? O czym?

Nie chcesz wiedzieć.

- Dobra. Jeśli przyjechałaś, żeby coś sobie udowodnić, to tam jest łazienka. Proszę. - podszedł do szafy i podał mi ręcznik.

No... Okej... Co to ma niby być?

W łazience umyłam się i przebrałam się w te same ciuchy co wcześniej.

- Proszę. - wskazał na łóżko. - Chciałaś sprawdzić czy się mnie boisz. Weszłaś do mojego domu. Jesteś ze mną sam na sam. Zobaczymy jaką bliskość jesteś w stanie znieść.

Kiedy zrozumiałam o co mu chodzi, aż zachłysnęłam się z wrażenia.

- Mamy ze sobą... Spać?

- Obok siebie.

- Chyba żartujesz.

- Nie. No dawaj. Teraz tchórzysz? Jesteś tchórzem, Annabelle.

- Nie jestem tchórzem.

- W takim razie kładź się. W przeciwnym razie uznam cię za tchórza. I opowiem to w całej szkole.

- Będziesz się musiał przyznać, że chciałeś mnie zmusić do spanie ze sobą.

- Szczerze? Chyba nikt się nie zdziwi.

- To bardzo prawdopodobne. Dobra. Umowa stoi. Co będę z tego miała?

- Odpowiem ci na jedno pytanie.

- Ale mi nagroda.

- Wiem, że chcesz.

No chcę.

- No właśnie.

- Umiesz mi czytać w myślach?

- Na pewno chcesz zadać akurat to pytanie?

- Nie!

- W takim razie?

Myślałam bardzo krótko.

- Czy kiedykolwiek kogoś zabiłeś?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro