Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. Pierwsze morderstwo

Liam

- Dobra, nieważne. Masz wylecieć z tej szkoły.

Przewróciłem oczami na jego słowa.

- Wylecieć ze szkoły? Skrzydeł jeszcze nie mam.

- Nie pogrywaj ze mną. Teraz czas na kogoś starszego.

- A jeśli ja chcę tam zostać?

- To już nie mój problem. - usiadł na biurku przede mną.

Zaciągnąłem się fajką i wypuściłem dym z płuc.

- A jeśli mi się tam podoba? - spytałem.

- To już nie mój problem.

- Nie zmusisz mnie.

- A chcesz się przekonać?! - warknął i złapał mnie za kołnierz koszuli.

Odskoczył, gdy jego palce posiniały, stając się powoli czarne. Spojrzał na mnie zszokowany.

- Nie tak się umawialiśmy. - powiedział.

Przekrzywiłem głowę.

- To już nie mój problem. - stwierdziłem, wstając z fotela i podrzucając w dłoni kluczyki. - W przeciwieństwie do ciebie mam robotę do załatwienia. Do następnego.

***

Annabelle

- Ktoś już dzwonił po karetkę? - spytałam Amber.

- Po karetkę i policję. - odparła drżącym głosem. - O Boże...

Przytuliła się do mnie. Obięłam ją ramieniem.

Wokół leżącej na chodniku dziewczyny stało mnóstwo ludzi, jedna uczennica klęczała i ze łzami w oczach klepała w policzek poszkodowaną. Co na nic się nie zda. Już z tego miejsca widziałam, że dziewczyna nie żyje.

Tak naprawdę dowiedziałam się, co się stało dopiero, kiedy przyjechała policja.

-... jechał wiele ponad dozwoloną prędkość. Lily akurat przechodziła ze mną przez pasy, kiedy wjechał w nią z całą prędkością. Gdybyśmy zamieniły się miejscami... Boże, nie... - Annie wybuchnęła płaczem. - Gdy wychodziłyśmy przez furtkę szkoły, poprosiła nie, żebym wyjęła jej wodę z plecaka. Wtedy przeszłam na jej drugą stronę. Gdyby nie poprosiła... To bym była ja... Boże...

- Dajcie chusteczkę! - rozkazał policjant.

- Dziękuję. - zaszlochała.

- Przesłuchajcie kogoś innego. Na razie damy jej spokój. - położył dłoń na ramieniu Annie.

Ale przesłuchiwanie innych też nic nie dało.

- Motocykl był czerwony.

- Nie! Granatowy!

- Bzury pleciesz! Biały!

- Jaki biały? Pogrzało was? Był zgniłozielony.

- Nieprawda! Pomarańczowy!

- Dam głowę, że czarny!

- Dobrze. - policjant był oszołomiony. - A może ktoś z was zapamiętał numery?

Tym razem uczniowie zgodnie pokręcili głowami.

- A może jak wyglądał kierowca? Była sam? Gruby, chudy? Może wysoki? Niski? Nawet kolor kombinezonu?

- Niski.

- Wysoki. Jestem pewna.

- Nieprawda. Raczej średniego wzrostu. I szczupły.

- Co?! Nie! Zdecydowanie gruby!

- To przez kombinezon! Był szczupły!

- Nie! Zdecydowanie gruby!

Patrzyłyśmy oszołomione na uczniów. Każdy miał swoją wersję wydarzeń. Zupełnie jakby... Każdemu zabójca objawił się inaczej.

- A ty co widziałaś? - spytałam Amber.

- Kurz. Mnóstwo kurzu. A potem tylko Lily. Matko, kiedy pomyślę, że jeszcze dwa dni temu była taka radosna, szczęśliwa, jak... jak rozmawiałyśmy o Liamie na stołówce. Jak się śmiała... Nie. Nie mogę... - rozszlochała się.

Właśnie. Liam.

- Amber, słuchaj. O co ci chodziło z tym na angielskim?

- Z czym?

- Z tym, że mam nie ufać Liamowi. I o tym... Tym, że może mieć kogoś na sumieniu.

- Nic takiego nie mówiłam!

- Ale...

- On? Proszę cię. To taki fajny facet. Nie skrzywdziłby muchy. Coś ci się przesłyszało.

Nieprawda Amber. Nic mi się nie przesłyszało.

Poszukałam wzrokiem w tłumie uczniów Liama.

Uśmiechnął się tak, że aż ciarki przeszły mi po plecach.

Jego uśmiech... Zwiastował kłopoty.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro