23. No to może zmienimy sobie kierunek
Annabelle
- Stój. - powiedziałam nagle. Od paru godzin siedzieliśmy w samochodzie jadąc drogą międzynarodową.
- Czemu? - spytał Max za kierownicą.
- Po prostu się zatrzymaj.
Chłopak zjechał na pobocze.
- Co się stało?
Zamknęłam oczy i próbowałam zrozumieć o co mi dokładnie chodzi. Daremnie.
- Mam nieodparte wrażenie, że jedziemy w złą stronę.
- Ale tak było na wskazówkach. - odezwał się Liam z tylnego siedzenia. Wzrok miał utkwiony w mapie, a wokół niego na siedzeniu leżało mnóstwo kartek. - I jedziemy dobrą drogą. Tak pokazuje mapa.
- Wiem, że tak pokazuje mapa. Ale mam po prostu wrażenie, że tracimy czas.
- Stojąc tak na pewno. - spojrzał na mnie i uniósł w brwi.
Przekrzywiłam głowę.
- Chcesz mnie wkurzyć?
- A chcesz się powkurzać?
Udałam, że się zastanawiam.
- Hmm... Muszę to przemyśleć.
Odwróciłam się i popatrzyłam na drogę. Wciąż miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Westchnęłam i otworzyłam drzwi.
- Hej, gdzie idziesz? - Liam wychylił się do przodu.
Nie odpowiedziałam, wysiadając. Patrzyli na mnie, gdy okrążałam samochód.
- Wysiadaj. Teraz ja poprowadzę.
Spojrzeli po sobie.
- Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł... - zaczął Maks.
- Masz rację. - kiwnęłam głową, łapiąc go za łokieć i ciągnąc w swoją stronę. - Jest znakomity.
Po paru sekundach wreszcie dopięłam swego.
I zawróciłam auto.
***
- To był bardzo zły pomysł, żeby jej pozwolić prowadzić. - stwierdził Max.
- Tak. Był fatalny. Możesz mi powiedzieć czemu przywiozłaś nas do Rzymu?
- Nie wiem. - stwierdziłam.
Spojrzał na mnie jakbym postradała zmysły.
- Naprawdę. Nie mam pojęcia. Ale wiem, że to dobra droga. Że powinniśmy tu być.
- A ja nie jestem zbytnio przekonany.
- Och, nie marudź tylko wysiadaj.
- To się źle skończy. Zobaczysz.
Weszliśmy we trójkę na Plac Świętego Piotra.
- A może chociaż wiesz czego mamy tu szukać? To tak, jakbyśmy zaczynali od zera.
- Nie wiem czego mamy szukać! Może krzyży, umarłych, relikwii! Nie wiem!
- To w takim razie mam świetny pomysł! - Max klasnął w ręce.
- Ach tak?
- Taaak. - puścił mi oczko. - Znajdziemy jakiś nocleg...
- Yhm... Jak zawsze.
- Zrelaksujemy się.
- Yhm...
- I pójdziemy się czegoś napić!
- Czemu wiedziałam, że to powiesz? - pokręciłam głową.
- Och, daj spokój. To wycieczka. Musimy mieć z tego jakąś radochę.
- Jestem z nim. - Liam objął go za ramiona. - Więc słonko, jesteś przegłosowana.
Przewróciłam oczami.
- Nie jadę nigdzie więcej z wami przysięgam. Na żadną misję!
Zgarnęli mnie do środka i otoczyli z obu stron. Obaj byli wyżsi ode mnie, więc musiało to wyglądać komicznie. Dwóch mięśniaków w ciemnych podkoszulkach. Jakbym miała ochroniarzy.
- O czym myślisz?
- O niczym. - wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i wyprzedziłam ich.
- O czymś musisz!
Zaczęłam biec, by być pierwsza przy aucie.
- Nieprawda!
Liam dogonił mnie i oparł się o drzwi kierowcy.
- Prawda. Coś przede mną ukrywasz. I mam zamiar dowiedzieć się co to takiego. - szepnął i dodał głośniej. - Nie ma mowy. Tym razem nie prowadzisz.
Otworzył mi drzwi z tyłu.
- Zapraszam panią.
Zmierzyłam go wzrokiem zanim wsiadłam i zmrużyłam oczy.
- Jeszcze mi podziękujesz, że tu przyjechałeś.
- Zobaczymy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro