22. A może to jednak fałsz?
Dreptałam nerwowo po pokoju czekając aż wreszcie wróci. Gdybym chodziła tak dłużej chyba w podłodze zostałaby wydrążona ścieżka. Gdy tylko wszedł z tacą dosłownie rzuciłam się na niego i złapałam za nadgarstek.
- Hej, ostrożnie. - zaśmiał się. - Coś się stało?
Zerknął podejrzliwie na moją dłoń trzymającą kurczowo jego rękę.
- Annabelle?
Tak stało się. Miałam ochotę się rozpłakać.
Odstawił tacę.
- Wszystko w porządku?
Puściłam jego dłoń i przeniosłam na szyję. Ucisnęłam lekko palcami. Wypuściłam powietrze bez tchu i usiadłam bezradnie na łóżku.
- Niemożliwe... - wymamrotałam.
Ukucnął przede mną i złapał za ręce.
- Co tu się stało kiedy mnie nie było?
Spojrzałam mu w oczy. Czaił się w nich niepokój.
Dla pewności jeszcze raz dotknęłam jego dłoni. Lodowatej jak zawsze.
- Annabelle! - złapał mnie za ramiona.
Potrząsnęłam gwałtownie głową.
- Nic. Nic mi nie jest.
- Nie wierzę. O co chodzi? Co tu się stało do cholery?
- Nic naprawdę. Nic się nie działo kiedy cię nie było. Przysięgam.
- To o co chodzi?
Szybko dokonałam w głowie kalkulacji. Nie uwierzyłby mi gdybym mu powiedziała. Nie ma opcji.
- Nic, naprawdę. Musisz mi zaufać. Nieważne.
- Ktoś cię zastraszył?
- Nie! Przysięgam, że nikogo tu nie było, z nikim nie rozmawiałam ani nic się nie stało.
I przysięgam również, że zanim wyszedłeś dłonie miałeś ciepłe dłonie. Niemożliwe. A jednak. Dam sobie rękę za to uciąć.
- Powiedz mi, co się stało.
- Nie mogę. Uwierz mi. To nic poważnego. Musisz mi zaufać.
Popatrzył na mnie nieprzekonany.
- Kiedyś to z ciebie wyciągnę.
- Kiedyś sama ci powiem.
Może.
Ale najpierw sama dowiem się o co z tym chodzi.
***
Przez resztę dnia próbowałam to rozgryźć. Nie posunęłam się do przodu nawet o milimetr.
Byłam pewna - albo chciałam być pewna - że nie mogłam tego sobie wymyślić. Ale z każdą minutą skłaniałam się do drugiego stwierdzenia. Pewnie tylko CHCIAŁAM być pewna.
- Ann? - Max wszedł do pokoju. - Musimy jechać.
Stukałam jeszcze przez chwilę paznokciami w blat.
- Dobra. Niech będzie. - zgarnęłam wszystko i wrzuciłam na szybko do torby. Pożałuję tego później, no ale już. Trudno się mówi.
- To jak? Gotowa na przygodę życia? - wyszczerzył się do mnie.
- No pewnie. - zarzuciłam plecak na ramię i przepchnęłam się w drzwiach odpowiadając mu uśmiechem.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro