Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

22. A może to jednak fałsz?

Dreptałam nerwowo po pokoju czekając aż wreszcie wróci. Gdybym chodziła tak dłużej chyba w podłodze zostałaby wydrążona ścieżka. Gdy tylko wszedł z tacą dosłownie rzuciłam się na niego i złapałam za nadgarstek.

- Hej, ostrożnie. - zaśmiał się. - Coś się stało?

Zerknął podejrzliwie na moją dłoń trzymającą kurczowo jego rękę.

- Annabelle?

Tak stało się. Miałam ochotę się rozpłakać.

Odstawił tacę.

- Wszystko w porządku?

Puściłam jego dłoń i przeniosłam na szyję. Ucisnęłam lekko palcami. Wypuściłam powietrze bez tchu i usiadłam bezradnie na łóżku.

- Niemożliwe... - wymamrotałam.

Ukucnął przede mną i złapał za ręce.

- Co tu się stało kiedy mnie nie było?

Spojrzałam mu w oczy. Czaił się w nich niepokój.

Dla pewności jeszcze raz dotknęłam jego dłoni. Lodowatej jak zawsze.

- Annabelle! - złapał mnie za ramiona.

Potrząsnęłam gwałtownie głową.

- Nic. Nic mi nie jest.

- Nie wierzę. O co chodzi? Co tu się stało do cholery?

- Nic naprawdę. Nic się nie działo kiedy cię nie było. Przysięgam.

- To o co chodzi?

Szybko dokonałam w głowie kalkulacji. Nie uwierzyłby mi gdybym mu powiedziała. Nie ma opcji.

- Nic, naprawdę. Musisz mi zaufać. Nieważne.

- Ktoś cię zastraszył?

- Nie! Przysięgam, że nikogo tu nie było, z nikim nie rozmawiałam ani nic się nie stało.

I przysięgam również, że zanim wyszedłeś dłonie miałeś ciepłe dłonie. Niemożliwe. A jednak. Dam sobie rękę za to uciąć.

- Powiedz mi, co się stało.

- Nie mogę. Uwierz mi. To nic poważnego. Musisz mi zaufać.

Popatrzył na mnie nieprzekonany.

- Kiedyś to z ciebie wyciągnę.

- Kiedyś sama ci powiem.

Może.

Ale najpierw sama dowiem się o co z tym chodzi.

***

Przez resztę dnia próbowałam to rozgryźć. Nie posunęłam się do przodu nawet o milimetr.

Byłam pewna - albo chciałam być pewna - że nie mogłam tego sobie wymyślić. Ale z każdą minutą skłaniałam się do drugiego stwierdzenia. Pewnie tylko CHCIAŁAM być pewna.

- Ann? - Max wszedł do pokoju. - Musimy jechać.

Stukałam jeszcze przez chwilę paznokciami w blat.

- Dobra. Niech będzie. - zgarnęłam wszystko i wrzuciłam na szybko do torby. Pożałuję tego później, no ale już. Trudno się mówi.

- To jak? Gotowa na przygodę życia? - wyszczerzył się do mnie.

- No pewnie. - zarzuciłam plecak na ramię i przepchnęłam się w drzwiach odpowiadając mu uśmiechem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro