Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

21. A to ci niespodzianka


Ocknęłam się w zimne, późne popołudnie i ze zdziwieniem stwierdziłam, że leżę na tylnym siedzeniu w samochodzie. Wysiadłam. Zatrzymaliśmy się nad morzem, na szerokim pasie trawy na klifie. Podeszłam bliżej do krawędzi. W dole fale rozbijały się z głośnym hukiem o brzeg. Poza tym było bardzo cicho. Za cicho.

Jak się tam znaleźliśmy? Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie widziałam ani Maxa, ani Liama. Zaczęło mnie to martwić. Czyżby coś się stało? Chyba by mnie tak nie zostawili samej, prawda?

Nagle dostrzegłam jakiś ruch w zaroślach. Przestraszona cofnęłam się o krok, ale gdy ujrzałam wyłaniającą się zza drzewa postać okrytą tak dobrze znanym mi czarnym płaszczem, odetchnęłam z ulgą.

- Przestraszyłeś mnie. - powiedziałam.

Nie odezwał się słowem, tylko podszedł bliżej i zatrzymał się kilka metrów ode mnie. Głowę miał opuszczaną, tak, że nie widziałam jego twarzy.

- Co się dzieje? - postąpiłam krok do przodu, ale w tym momencie ktoś złapał mnie od tyłu.

Krzyknęłam zaskoczona, próbując się wyrwać.

- Mówiłem ci, że to się źle skończy. - Liam zwrócił się do mnie.

- Co? - nie wiedziałam co o tym myśleć.

- Twoja miłość do mnie.

- Ale...

Podniósł głowę. Zobaczyłam gołą czaszkę, bez włosów i skóry, o pustych oczodołach. Zęby układały mu się w upiorny uśmieszek. Niby już raz go tak widziałam, ale teraz... Teraz wydawał się taki zimny, bezduszny, przepełniony nienawiścią. Nie było w nim ani krzty ciepła.

Bałam się go.

Podszedł do mnie wolnym krokiem.

- Jesteś głupia, jeśli myślałaś, że uda ci się zmienić moją naturę. - syknął.

- Co ci się stało? - szepczę.

- Lepiej spytaj co mi się działo przedtem. Gdy byłem taki miły i opiekuńczy. Bo nie mam pojęcia co we mnie wtedy wstąpiło.

- Nie jesteś taki...

- Owszem, jestem. - kościstą ręką ujął mnie pod brodę. - Ostrzegałem, mówiłem, błagałem. Ale do ciebie nic nie docierało. A teraz będziesz musiała ponieść konsekwencje.

Wyjął coś z kieszeni. Aż się zachłysnęłam, gdy zobaczyłam, że to broń.

- Czemu to robisz?

Nachylił się do mnie. Owiał mnie jego zimny oddech, gdy mówił:

- Bo muszę. Już ci mówiłem. Mogłem to zrobić od razu.

Usłyszałam huk. I poczułam się strasznie lekka. Ostatnim co zobaczyłam, to mały płomyczek światła w jego dłoni. Gdy zacisnął ją w pięść, światło zniknęło.

Na zawsze.

***

Obudziłam się z krzykiem.

Dopiero po chwili zorientowałam się, że leżę w hotelowym łóżku i nic mi nie grozi.

Odrzuciłam kołdrę i postawiłam obie stopy na podłodze. Chciałam szybko wstać, ale zakręciło mi się w głowie i musiałam oprzeć się i ścianę. Usiadłam na podłodze i ukryłam twarz w dłoniach. W tym momencie ktoś ukucnął przede mną i złapał mnie za rękę.

- Nie dotykaj mnie! - wrzasnęłam, wyrywając dłoń. Spojrzałam na niego wystraszonymi oczami.

Odetchnęłam głęboko.

- Nie dotykaj. - powtórzyłam już ledwo słyszalnym szeptem.

- Co się stało? - spytał szczerze zatroskany Liam.

Spojrzałam na niego. Wyglądał jakby naprawdę się przejął, ale kto go tam wie?

- Miałam zły sen. - mówię.

Wbrew mojej woli odtwarzam go w myślach jeszcze raz. Wiem, że Liam również go ogląda. Czuję jego obecność w mojej głowie.

Nic nie mówi, tylko wyciąga ręce i przyciąga mnie do siebie. Ma przyjemnie ciepłe dłonie.

- Puść mnie. - proszę go bez tchu.

W odpowiedzi przyciska mnie jeszcze mocniej do siebie. 

- Nigdy bym ci czegoś takiego nie zrobił.

- Puść mnie! - próbuję mu się wyrwać, ale jest zbyt silny. - Puść!

- Nie.

Zaczynam łkać, przerażona jego bliskością. A jeśli to była prawda? Jeśli...

- Puść. Proszę. - kiedy nie reaguje, wydzieram się. - Puść mnie do cholery! Puszczaj!

Zaczynam się szamotać, ale ta walka jest z góry skazana na porażkę, przez co płaczę jeszcze bardziej z własnej bezsilności. Dlaczego on mi to robi? Dlaczego mnie nie zostawi?

Wstrząsana spazmami szlochu robię coś dosłownie przeciwnego do poprzednich zamiarów. Wtulam się w niego jeszcze mocniej i płaczę, a on gładzi mnie po włosach.

- Nigdy, przenigdy bym cię nie skrzywdził. Przysięgam. Cokolwiek by się stało, twoje bezpieczeństwo będzie dla mnie priorytetem. Zawsze. 

Chowam twarz w jego koszulce.

Patrzy na mnie z góry. Wiem to, bo kiedy podnoszę na niego oczy pełne nadziei, przenika mnie tym swoim spojrzeniem.

Nie chcę słyszeć tych słów. Nie teraz. Proszę, nie mów ich. Proszę...

- Chcesz się jeszcze położyć spać?

Dziękuję.

Przełykam ślinę.

- Nie. Nie chcę znowu jakiś chorych snów.

- W porządku. - luzuje trochę uścisk. - Przyniosę ci śniadanie. Nie ruszaj się stąd.

Podnosi się i idzie do drzwi. Ponownie opieram się o ścianę i próbuję uspokoić oddech. Nie wychodzi mi to.

I nagle coś mi się przypomina.

Ma przyjemnie ciepłe dłonie. Ma przyjemnie...

Chwila. CO?!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro