2. Zagadka
Annabelle
-... rozumiecie to? Mrugnął do niej. MRUGNĄŁ! Jak tylko wszedł do klasy to spojrzał na nią i nie mógł wzroku oderwać. No Ann, potwierdź. Albo chociaż pokiwaj głową.
Szturchnęła mnie. Cała Amber. Zaraz cała szkoła będzie wiedzieć, że Liam Death do mnie MRUGNĄŁ. Rozumiecie to? Mrugnął!
- Jestem pewna, że będzie chciał się dowiedzieć o niej więcej. Ale po tym jak go potraktowała... Chociaż. Może lubi takie dziewczyny. Może już wpadła mu w oko.
Zakrztusiłam się wodą. Amber musiała parę razy walnąć mnie w plecy, żebym wróciła do żywych.
- Uderzyłaś się może dzisiaj? Spadłaś ze schodów? Ktoś walnął cię patelnią w głowę? - zaniepokoiłam się.
Zaprzeczyła.
- W takim razie jesteś zdrowo rąbnięta. - skwitowałam.
Założyła ręce na piersi, zrobiła minę w stylu „jeszcze zobaczymy" i wskazała na coś podbródkiem.
Podążyłam za jej wzrokiem.
No nie. Chyba śnię!
- Idzie do nas Pan Piękny. - szepnęła do mnie teatralnie, na co dziewczyny się zaśmiały i wróciły do pożerania go wzrokiem.
Przystanął z tacą obok nas.
- Annabelle, tak? Mogę się przysiąść? - wyszczerzył białe zęby.
- Skąd znasz moje imię? - pytam.
- Zgaduję. - nie czekając na odpowiedź sadowi się obok mnie.
Gromię go wzrokiem.
- Mam rację? Annabelle?
- Nie odpowiem, póki ty mi nie powiesz, skąd znasz moje imię.
- Mam swoje źródła.
Amber.
Posyłam jej wściekłe spojrzenie, na co patrzy na mnie zdziwiona, jakby nie wiedziała o co chodzi.
- Jak pierwszy dzień w szkole? - zagaduje go Annie.
- Dobrze. Mam... - nie dokończył, bo chłopak z wyższej klasy zawołał go z drugiego końca stołówki. - Przepraszam, drogie panie. Obowiązki wzywają.
Uśmiecha się do nich i podnosząc tacę wstaje. Dobrze! Zapomniał o mnie!
Ale jakby słysząc moje myśli - znowu! - odwraca się i puszcza do mnie oczko, na co dziewczyny zgodnym chórem wzdychają.
Kiedy jest już kilka stolików dalej, zaczynają go obgadywać:
- Widziałyście? Znowu to zrobił.
- No, puściło niej oczko.
- Na pewno mu się podobasz, Ann.
- I te blond włosy.
- I do tego błękitne oczy. Chodzący cud.
Chwila... Że co?!
- Jakie blond włosy? - pytam.
Patrzą na mnie jak na idiotkę.
- No, ma blond włosy i niebieskie oczy, daltonistko.
- BŁĘKITNE, Lily. Błękitne. I kto tu jest daltonistą?
- Ale... - patrzę na jego oddalającą się sylwetkę i burzę czarnych włosów na głowie. Co?!
- Kochana. Albo zimno ci zaszkodziło, albo zdejmij te soczewki. Facet jest blondynem o BŁĘKITNYCH oczach. - Amber patrzy wymownie na Lily.
Dziewczyna pokazuje jej język.
- Chyba tak zrobię. - wstałam znad niedojedzonego lunchu i wziąwszy plecak pośpieszyłam do łazienki.
Na wszelki wypadek wymieniłam soczewki na nowe.
Do ostatniej lekcji go nie spotkałam. Dopiero, gdy wychodziłam ze szkoły.
- Annebelle, poczekaj! - zbyt dobrze już znałam ten głos.
Ale z nadzieją odwróciłam się i...
Nie! Nie, nie i jeszcze raz nie!
To niemożliwe. Czyżbym przestała odróżniać kolory?
Spojrzałam na śnieg. Biały. Błękitne niebo, żółte słońce, brązowe drzewa. A jeśli świat ma zupełnie inne barwy niż widzę? Jeśli niebo jest FIOLETOWE w ZIELONE PASKI?!
Kobieto, co się z tobą dzieje?!
Złapałam się za głowę.
- Słabo ci? - spytał, chwytając mnie za ramię.
Przeszedł mnie dreszcz od temperatury jego rąk. Mimo, że miałam na sobie kurtkę. Poczułam jak zimną ma dłoń.
- Masz upiornie zimne ręce. - powiedziałam.
Zabrał dłoń z mojego łokcia.
- Co z tobą? - spytał.
- Co ze mną? Co z TOBĄ? Dlaczego widzę, że masz włosy i oczy czarne jak smoła chociaż dziewczyny mówią, że to blond. I błękit. Co? I dlaczego masz tak bladą i zimną skórę, jakbyś był martwy? - chwyciłam go za nadgarstek. Przeraziłam się. - Dlaczego nie czuję pulsu? - wyszeptałam. - Możesz mi to wytłumaczyć?
Teraz pewnie uzna cię za wariatkę, Ann.
Nie odezwał się ani słowem. Wyglądał na zszokowanego.
- Tak myślałam. - powiedziałam i odwróciłam się na pięcie, chcąc jak najszybciej stamtąd uciec.
Nie poszedł za mną.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro