Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

19. Intruz

Annabelle

- Skąd się znacie? - szepnęłam, gdy szliśmy za lokajem na górę.

- Poznałem go jeszcze, gdy był młodym chłopakiem i nie wiedział kim jestem. Był to przypadek, ale jest to część dłuższej historii. Może kiedyś ci opowiem.

- To tutaj. - mężczyzna przed nami otworzył drzwi. - Pokój dla panienki.

- Chwileczkę. - powiedział chłopak i wcisnął się przede mną.

Obejrzał pokój.

- Coś mi tu... - zaczął, gdy ktoś położył mi dłoń na ramieniu. Krzyknęłam i nie zdążyłam się odwrócić, gdy Liam był już za mną i odciągnął sprawcę. W tym momencie rozbłysło światło, a ja zobaczyłam, że przystawia swoją kosę do szyi innego chłopaka. Przeniosłam wzrok na jego twarz.

- Max? - wytrzeszczyłam oczy. - Co ty tu...? Liam, zostaw go.

Chłopak puścił mojego przyjaciela, kosa zniknęła.

- Coś kazało mi tu przyjechać. Nie wiedziałem... Co tu się dzieje? - wodził wzrokiem ode mnie do Liama.

- Kto cię wpuścił? - zadał pytanie mój chłopak.

- Wszedłem przez okno. - wskazał na uchyloną okiennicę.

- Kto ci kazał tu przyjechać? - spytałam.

Wzruszył ramionami.

- Nie wiem. Jakaś siła ciągnęła mnie do tego miejsca.

Liam klepnął się w czoło.

- I wszystko jasne.

- Co jasne? - spytaliśmy jednocześnie.

- Kiedy byłaś w szpitalu. Kazałem mu złożyć obietnicę, że będzie cię chronił. Ta obietnica go przyciągała i kazała tu przyjechać. Bo obietnic danych MNIE się nie łamie.

Wymieniłam z nim spojrzenie, mówiące: „Domyślam się".

- Ktoś mi wytłumaczy, co tu się dzieje? - zwraca na siebie uwagę Max.

Ja mu wytłumaczę, a ty potwierdzisz moje słowa, nawet jeśli nie będziesz wiedziała, co mu powiedziałem. - głos Liama rozbrzmiewa w mojej głowie.

Gromię go wzrokiem. Spadaj z mojej głowy, małpo.

Już się robi. Szczerzy się do mnie, na co kręcę głową i stukam się w czoło.

- Chodź. - chwyta go za ramię. - Wszystko ci wytłumaczę. Prowadź. - zwraca się do mężczyzny, który nadal stoi w drzwiach.

- Mam przygotować jeszcze jeden pokój? - pyta uprzejmie. W ogóle nie wygląda na zdziwionego.

- Tak. Bardzo poprosimy. - Liam zarzuca ramię na bark Maxa i przyciąga go do siebie. - Nigdy mi nie uwierzysz, jak ci powiem, co nam się przytrafiło.

Odwraca się i puszcza mi oczko. Zaczynam się bać, co on mu powie.

***

Następnego ranka bez, o dziwo, żadnych przeszkód wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy na lotnisko. Max nie zadał ani jednego pytania odnośnie tego, co powiedział mu Liam. A ja nie chciałam się dopytywać, bo mogłoby wydawać się podejrzane, że nie znam tej historii.

Więc tak o to, rozmawiając jak całkiem normalni przyjaciele, na całkiem normalnych wakacjach, po południu byliśmy we Francji.

- Wiesz, gdzie ten facet miał dom? - zagaduję Liama.

Wyjmuje z kieszeni karteczkę i podaje mi ją.

- Nie przeczytam tego. - stwierdzam, patrząc na zawiłe pismo i obracając kartę we wszystkie strony.

- Na szczęście ja tak. - mówi. - Potraktuj to jako niespodziankę.

Dopiero późnym wieczorem wjeżdżamy na leśną ścieżkę, która prowadzi do starego, opuszczonego domu.

- Upiornie tu. - komentuję.

- Słyszałaś, co mówił André. Podobno tu straszy.

- Powiedz, że wejdziemy tam rano. A teraz zatrzymamy się w jakimś miłym, przytulnym hotelu.

- Nic z tego. - mówi, naciskając klamkę. - Wysiadka. Wycieczkę czas zacząć.

- Fantastycznie. - mruczę, niechętnie wychodząc z auta. Nie wiem, jakim sposobem, ale przekupił ludzi na lotnisku, żeby zabrali mu jego kochane autko do Francji. Biorąc pod uwagę, że łączna waga bagaży dla osoby jest ograniczona. I na pewno nie wynosi tak dużo, ile waga jego samochodu.

Podszedł do drzwi i chwycił za klamkę.

- Naprawdę myślisz, że są otwar... - zaczęłam.

Gałka przekręciła się z cichym kliknięciem.

- Voilà, jak to mówią Francuzi, złotko. - uśmiechnął się do mnie.

Wszedł do domu. Tutaj wnętrze prezentowałoby się równie pięknie jak u André, gdyby nie to, że wszędzie było pełno kurzu.

- Aż przykro patrzeć. - odzywa się Max za naszymi plecami.

- Szczera prawda...

Milczymy chwilę.

- Gdzie mogą być te dzienniki?

- Myślę, że w bibliotece. Chodźcie.

Poruszał się tak pewnie, że miało się wręcz wrażenie, że to jego dom. Weszliśmy do biblioteki równie wielkiej jak ta u André.

- Czego dokładnie szukamy?

- Wszystkiego, co może nam się przydać. Dzienniki, zapiski, nawet świstki papieru. Wszystko. Rozdzielmy się i poszukajmy.

Po godzinie albo i dwóch troiło mi się w oczach od tych wszystkich ksiąg. Wyjęłam ostatnią z rzędu, zdeterminowana, żeby zakończyć poszukiwania i przeczytałam tytuł. Zioła i przyprawy. Raczej tu nic nie znajdziemy, ale mimo to otworzyłam ją. Jakież było moje zdziwienie, gdy w środku zamiast rysunków ziół leczniczych zobaczyłam, że ktoś zniszczył książkę, wycinając w każdej karcie otwór, przez co powstała doskonała skrytka. W niej znalazłam zniszczoną, pożółkłą już kartkę.

Wyjęłam ją, odkładając książkę na półkę. Otworzyłam delikatnie, bo miało się wrażenie, że zaraz rozpadnie się w dłoniach. Ozdobnym pismem zostały na niej napisane następujące słowa:

„W mieście, gdzie złota kopuła króluje na skale, znajdziesz wskazówkę.

W złączeniu trzech religii znajdziesz ją."

- Chyba znalazłam! - krzyczę.

- Niezbyt to... poetyckie. - stwierdził Max po krótkich oględzinach. - Spodziewałbym się jakiejś zagadki do rozwiązania, a tu tylko takie... - postukał paznokciem w kartkę. - coś.

- Chyba lepiej, kiedy wskazówka jest jasna. Mniejsze prawdopodobieństwo pomyłki. W każdym razie, pierwsza część mówi dokładnie, że powinniśmy pojechać do Jerozolimy. Co do drugiej nie jestem pewny. Myślę, że chodzi o Wzgórze Świątynne, ale może to być coś innego. Cóż...

- Czujecie coś dziwnego? - wtrąciłam.

Liam wyprostował się i pociągnął nosem.

- Jakby...

- Dym. - dokończył za mnie i schował kartkę do kieszeni. - Tak. Czuję.

Ruszył do wyjścia szybkim krokiem. Pospieszyliśmy za nim.

Na korytarzu powitał nas wręcz apokaliptyczny widok.

- Tą drogą się nie wydostaniemy. Okna. Szybko. - dopadł do jednej z okiennic i otworzył ją na oścież. Wyjrzałam.

- Wysoko tu.

- Skoczę pierwszy. - popatrzył na mnie. - A ty druga.

Po tych słowach stanął na parapecie. I skoczył. Wylądował miękko na ugiętych nogach. Na pewno nie uda mi się tego zrobić z taką gracją.

Max położył mi dłoń na ramieniu.

- Musimy porozmawiać.

Kiwnęłam głową i przechyliłam się przez parapet. Czułam się jak kamień, który zaraz ma uderzyć w wodę. Tyle, że na dole nie było wody, tylko...

Czyjeś ramiona?

Otoczyły mnie, w momencie, kiedy już pogodziłam się z tym, że gruchnę o ziemię.

Liam postawił mnie na ziemi.

- Nie ma za co.

- Nie musiałeś mnie łapać.

- Ale chciałem. - powiedział to w chwili, gdy stopy Maxa dotknęły ziemi, a z pierwszego piętra dało się słyszeć wybuch. Upadliśmy na ziemię.

- Uciekajmy stąd. - chłopak pomógł mi wstać. - Chodź!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro