Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11. Coś tu się dzieje

Liam

- Nie. Zrobię. Tego. - każde słowo specjalnie podkreśliłem.

- Zrobisz.

- Nie.

- Nie dostaniesz mojej duszy.

- W dupie mam twoją duszę! Takich ludzi jak ty nawet w piekle nie chcą!

Wyszedłem stamtąd, trzaskając drzwiami.

- Jeszcze tu wrócisz i będziesz błagał o przebaczenie! Zgotuję tej małej piekło na ziemi!

***

Annabelle

Nareszcie mogłam otworzyć oczy. W ustach miałam taką suszę, jaka najprawdopodobniej panuje na Saharze.

- Ann! Kochana! - pierwsze co zobaczyłam, to burza włosów Amber, radośnie wstających z krzesła.

Rzuciła się na mnie i w pierwszej chwili myślałam, że mnie udusi, ale na szczęście zatrzymała się przede mną.

- Mogę cię przytulić? Bo boję się tych wszystkich rurek.

- Możesz. Tylko nie uduś.

Przytuliła mnie delikatnie.

- Jak się czujesz?

- Wszystko mnie boli.

- Nie dziwię się. Kiedy cię tu przywieźli trafiłaś od razu na stół operacyjny. Miałaś kilka zabiegów, nastawianie złamanych miejsc i prawie się wykrwawiłaś.

- A wiesz może co się stało?

- A ty nie pamiętasz?

- Pamiętam mgłę, samochód i uderzenie. Później nic.

No... Prawie nic.

- Liam cię znalazł i...

- Liam?

- Liam. Widzisz. Mówiłam, że to dobry chłopak.

"Trzymaj się ode mnie z daleka." - rozbrzmiało w mojej głowie.

- Taak. Chyba masz rację.

- Mam, mam. A więc Liam, kiedy zobaczył co się stało, zadzwonił po karetkę i reanimował cię, dopóki nie przyjechała. Powiedzieli, że gdyby nie on już byłabyś martwa.

Byłam martwa.

- Będę miała okazję mu podziękować? - pytam, mając na myśli „będęmogła to wyjaśnić?". 

- Nie przyszedł tu ani razu.

Nieprawda. Raz był.

- Jesteś pewna? - udaję zmartwioną.

- Całkowicie. Mówiłam każdemu, żeby mi powiedział, jeśli przyjdzie, ale się nie zjawił. Ani twoi rodzice, ani Max go nie widzieli.

Max kłamie.

- Czyli nie widziałaś go od tego czasu?

- Nie. Nie było go w szkole.

- Szkoda. Jeśli go zobaczysz, powiedz mu, że jestem mu naprawdę wiele winna, dobrze?

- Dobrze.

- I dodaj jeszcze, że muszę z nim porozmawiać.

Bo po takim czymś na pewno nie będę trzymać się od ciebie z daleka Liamie Devilu.

***

Po kilkunastu dniach mnie wypuścili. Dziwne, prawda? Ale wszystko goiło się szybciej niż normalnie.

Czyżbyś w tym też maczał palce, Liam?

Musiałam go jakoś znaleźć, ale nie miałam pojęcia jak. Nie mogłam na razie jeździć samochodem, a z domu właściwie też nie powinnam się ruszać.

No i pojawia się kolejny problem. Muszę jakoś rozwiązać te jego tajemnice.

- Pozbierajmy fakty. - mówię do siebie, kładąc się na łóżku. - Facet pierwszego dnia w szkole cię wnerwia. To raz. Dwa, ratuje cię przed wpadnięciem pod motor. Trzy, mówi, żebyś trzymała się od niego z daleka. Później cię całuje. Później znowu mówi, że jest niebezpieczny i boi się go połowa ludzkości. Nie. - wyprostowałam się. - Nie powiedział, że połowa ludzkości. Jak on to ujął? Większość...

Śmiertelnych i nieśmiertelnych.

- Śmiertelnych i nieśmiertelnych. - mruknęłam. - To nie może być przenośnia. Ale co to znaczy?

Czyżby sugerował, że istnieją nadnaturalne istoty? Typu wampiry, wilkołaki? A jeśli tak, to czy jest jednym z nich?

Kim ty jesteś? - wyszeptałam.

- Kimś, kogo nie powinnaś na razie poznać.

- Jeśli nie teraz, to kiedy?

- Kiedy przeżyjesz swoje życie tak, jak chciałaś. Albo jak nie chciałaś. Ale kiedy już je przeżyjesz.

Kiedy przeżyjesz swoje życie.

Czyżby sugerował?

Nie.

Kiedy przeżyjesz...

Poderwałam się gwałtownie.

Ale przecież to niemożliwe! Musiał mówić jakimiś zagadkami, przenośniami!

- Przecież on nie może być...

Usłyszałam trzask i odwróciłam się gwałtownie. Przez korytarz przemknął jakiś cień. To nie mogli być rodzice, bo wyjechali na zakupy.

- Kto tu jest? - pisnęłam, otwierając szerzej drzwi i chwytając parasolkę. Zawsze to jakaś broń.

Przeszłam na palcach do łazienki, skąd dochodził lekki szum wody. Otworzyłam powoli drzwi...

Na zaparowanym lustrze dostrzegłam napis. Podeszłam bliżej, by go przeczytać.

Kim? Śmiercią?

Zobaczyłam ruch. Zanim zdążyłam krzyknąć, drzwi się zamknęły, a ktoś przyłożył mi rękę do ust, żebym nie mogła wydać z siebie głosu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro