rozdział 6
-Peter nie potrzebnie się tak denerwujesz wiem sama ,że to jest dziwna sytuacja. Wiem ,że czeka nas śmierć,tylko nie wiem jak.
-No widzisz sama wiesz jaka chora to sytuacja. Ty możesz wygrać polowałaś na zwierzęta a ja? Jestem zwykłym synem aptekarki i co mi po tym obronie się bijąc kogoś listkiem. Eva sama w to nie wierzysz prawda.
-Nie gadaj głupot Peter. Eryk też nie polował i jakoś się nie martwi. Sam też jest synem sklepikarzy.Miranda ma też ojca drwala ale nigdy nie polowała i co też ma być zła. Nie. Każdy się martwi myślisz że ja nie. To jesteś w dużym błędzie.
-Jednak miałaś kontakt z bronią i z zabójstwem, więc masz szansę.
-Przestań. Jesteś głupi
-Bo mówię prawdę. Możesz myśleć sobie co chcesz ale ja wiem swoje
-Dobrze ,ale to chociaż nie bądź taki chamski. Pamiętaj, że każdy się boi a ty nas jeszcze dobijasz ,a teraz wrócimy tam i masz być miły rozumiesz!
-No bo co? Zabijesz mnie. To już na co czekasz
-Pajac
-A ty kurwa co święta. Zabiłaś zwierzę z szybką prędkością to zabij i mnie
-Pieprz się- próbowałam wyjść lecz Peter złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Pocałował mnie
-Co? Co to miało być? Zwariowałeś
-Chciałem to zrobić już od dawna, a teraz w takich okolicznościach to już się nie bałem tego zrobić
-Dlaczego teraz ?
-bo czeka mnie śmierć i co z tego będę miał nic a tak pocałowałem cię i coś od życia mi się należy dopóki moge jeszcze coś robić
Pocałowałam go jeszcze raz i wyszłam do pozostałych.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro