Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I Droga do Starej Kopalni


   - Kolejny dzień i znowu to samo. Czy to się kiedyś skończy? 

- O co Ci chodzi Rajnert? 

- O co? O to kopanie rudy. W dzień w dzień wstajesz rano, idziesz do Starej Kopalni, walisz kilofem do wieczora za parę marnych bryłek rudy, wracasz do chaty wycieńczony, śpisz i rano od nowa. O to mi chodzi Otto.

- Takie życie kopacza, co zrobisz. Zbieraj się, zaraz musimy być w kopalni. 

Otto i Rajnert byli przyjaciółmi, mieszkali oni w Starym Obozie. Rajnert był młodym chłopakiem z niebieskimi oczami, blond włosami zaczesanymi w mały kucyk i był potężnej postury dzięki pracy przy wydobyciu magicznej rudy. Natomiast Otto posturą przypominał raczej anorektyka z wygoloną głową i brodą, i piwnymi oczami. Był mniej więcej w tym samym wieku co Rajnert. Rajnert ubrał swoje spodnie kopacza, spakował trochę jedzenia oraz kilka butelek wody, wziął kilof w dłoń i powędrowali w stronę północnej bramy. Było wcześnie rano, jeszcze przed siódmą rano i każdy kto nie spieszył się do pracy w kopalni jeszcze spał. Prócz strażników. 

- No proszę kogóż ja widzę. 

- Bloodwyn zostaw nas. Już ci zapłaciliśmy za ochronę w tym tygodniu.    

Bloodwyn był jednym ze strażników, który zajmował się zbieraniem pieniędzy za ochronę od kopaczy. Jeśli zapłaciłeś mogłeś liczyć na pomoc w przypadku, gdy został byś zaatakowany przez innego kopacza czy cienia. W przypadku, gdy obie strony zapłaciły strażniką za ochronę - sprawę musieli rozwiązać miedzy sobą. Bloodwyn był nieprzyjemnym typem chyba już z natury. Miał czarne jak noc włosy i wyglądał na trzydzieści parę lat. 

- Naprawdę? Nie przypominam sobie... - powiedział ze szyderczym uśmiechem. - Żeby mieć pewność, że tak było zapłacicie jeszcze raz.Ze strażnikami lepiej było nie zadzierać. Byli bezwzględni, wystarczyło krzywo na nich spojrzeć i można było przygotować się na parę siniaków oraz dłuższy pobyt w łóżku. Przyjaciele nie mieli wyboru - musieli zapłacić, jeśli chcieli mieć spokój. W końcu to tylko dziesięć bryłek rudy. Gdy zapłacili, puścił ich dalej.

   Ruszyli północną bramą, przez nią wiodła najkrótsza droga do kopalni. Kopacze stanęli przed wyborem - pójść dłuższą bezpieczniejszą drogą czy krótszą prowadzącą przez mroczny las. Podczas narady, którą drogę wybrać, ich oczom ukazali się dwaj szkodnicy z Nowego Obozu. Pomyśleli, że zabranie się z nimi to niezły pomysł. Poszli w ich kierunku przekraczając mały most nad rzeką płynącą przed Starym Obozem.

- Ej! Wy! Zaczekajcie! - Zawołał do nich Rajnert. 

- O co chodzi? - Zapytał jeden z nich.

- Nie idziecie przypadkiem w stronę Starej Kopalni?

- Idziemy, a co? - Odezwał się ten drugi. - Jakiś problem?

- Nie, oczywiście, że nie. Jestem Rajnert a to Otto. Chcieliśmy się zapytać czy możemy się zabrać z wami. Droga przez las jest niebezpieczna, a wy wyglądacie na kogoś co znają się na walce.

- Dobra...możemy was zabrać, ale to będzie kosztować. Powiedzmy...30 bryłek.

Kopacze spędzili chwilę na sprawdzaniu i liczeniu czy stać ich na taki wydatek. W końcu wygrzebali ze swoich kieszeni wystarczającą ilość rudy i powędrowali przez las ze szkodnikami.  

   Droga była całkiem spokojna, zero niebezpieczeństw, potworów i zero rozmów - ich ochrona nie był specjalnie skłonna do rozmów. Szli tak w ciszy, w końcu doszli do, swojego rodzaju tunelu wydrążonego w pagórku. Przy końcu, przy którym się znajdowali, stały dwa kretoszczury - wielkości średniego psa, łyse, różowe, z ostrymi zębami, wydające odgłosy niczym świnie. Przechadzały się to we w tą to w drugą stronę w poszukiwania pożywienia w ziemi.

-Poczekajcie tu. - Powiedział Szkodnik, a następnie ruszył skradając się z przygotowanym łukiem. Zbliżył się na odpowiedni dystans, aby mieć pewność, że trafi w potwory. Strzelił. Trafił w kretoszczura prosto w głowę i stwór padł na miejscu, a zaraz po tym mierzył do drugiego. Jednak coś poruszyło się w krzakach obok truchła.

- Ćśśś...coś tam jest...- Powiedział Otto, po czym każdy stanął jak wryty. Stali tak chwilę do momentu, w którym zarośla znów się poruszył, a za chwilę wydobył się gardłowy niski ryk.

- Jasna cholera! Zębacze! - Cicho krzyknął Szkodnik. 

W mgnieniu oka z krzaków wyskoczyły cztery zębacze. Stworzenia te chodziły na dwóch tylnich łapach, które były ich jedynymi kończynami, jednak były one na tyle silne, aby być jednymi z najszybszymi stworzeniami pod barierą. Przypominały dinozaury wielkością dorosłego mężczyzny, miały łuskowatą skórę i ostre jak brzytwy zęby.

   Bestie rzuciły się na uciekającego kretoszczura zagryzając go, a następnie zaczęły ucztę. Czwórka mężczyzn starała się wymyślić jakiś pomysł jak ujść z życiem, mimo to byli przerażeni jakby zobaczyli samego Beliara. Szkodnik bliżej zębaczy zaczął powoli się wycofywać, Bestie najwyraźniej nie były zbyt zajęte, aby zwracać uwagę na ludzi stojących niedaleko nich. Wszystko szło gładko, do czasu. Myśliwy nie zauważył, że za nim leży gałąź, o którą się potknął i upadł.- Kurwa!- Krzykną Szkodnik. W tym momencie stwory odwróciły się w ich stronę i powoli kroczyły do nich. Wtedy ten co upadł szybko wstał i wystraszony krzyknął - W nogi! - i pobiegł w głąb lasu zostawiając za sobą swoich towarzyszy. Zębacze ruszyły do ataku.

   Rajnet wraz z Otto pobieli w prawo, a Szkodnik za swoim kompanem z obozu. Uciekali jakby gonił ich sam Belier, a za nimi dwa gady. Na szczęście przed nimi była prosta droga do Kopalni i jedyne co im pozostało to biec ile sił w nogach i modlić się, aby strażnicy właśnie wracali z konwojem rudy do Starego Obozu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro