XX
~ ★ ~
23 𝓅𝒶𝓏𝒹𝓏𝒾𝑒𝓇𝓃𝒾𝓀𝒶 2016
Hayden leżała na łóżku i wpatrywała się beznamiętnie w biały sufit. Anthony zabrał ją do bazy Avengers, gdzie Vision miał ją pilnować tak samo, jak Wandy. Brunetka westchnęła cicho i przymknęła oczy, przecierając twarz dłońmi. Chciała stąd wyjść i znaleźć się u boku Stevena... Chciała, ale nie mogła.
Ciągle pilnowała się, żeby nic po sobie nie zdradzić. Gdy już czuła, że jest blisko granicy, szybko ewakuowała się do swojej sypialni. Obecność Wandy trochę ją uspokajała, gdyż młoda Maximoff w miarę możliwości blokowała jej zdolności.
Podniosła się z łóżka i podeszła do sporego okna, wpatrując się w krajobraz za nim. Zamartwiała się, czy Steve jest cały i czy nie pogrąży się bardziej w problemach. Odwróciła nagle głowę, gdy zauważyła w odbiciu Wandę.
— Coś się stało? — spytała cicho. Kobieta weszła do sypialni i zamknęła za sobą drzwi, po czym usiadła na łóżku kobiety i wyciągnęła spod bluzki dokumenty, które zwinęła z gabinetu miliardera.
— To chyba dotyczyło cię — zauważyła. Hayden usiadła naprzeciwko niej i zaczęła oglądać papiery. Wstrzymała na chwile oddech, widząc na zdjęciach znajomą twarz. Czytała zawzięcie każde notatki i spoglądała co jakiś czas na Maximoff.
Odwróciła kolejną kartkę, która zawierała najnowsze i poczuła spokój. Napis na dole arkusza sprawił, że przestała się już tak bać.
— Nie żyje — szepnęła ze słyszalną ulgą.
— Tego w papierach nie znajdziesz — zaczęła, skupiając na sobie uwagę brązowowłosej. — Steve go zastrzelił kilkanaście dni temu — oznajmiła.
— Co-o? — spytała niedowierzająco. — Jak to? — spojrzała na nią zdziwiona.
— Szukał go przez wiele godzin, a gdy w końcu znalazł, to go zabił. Nikt inny o tym nie wie, Steve uznał, że przyczyna jego śmierć zostanie tajemnicą, temu w papierach pisze tylko, że nie żyje — przyznała.
Hayden westchnęła cicho i gwałtownie przykryła papiery kocem, gdy usłyszała pukanie do drzwi. Do środka wszedł Vision, który nie jako miał ich obie pilnować. Powiadomił je tylko o gotowym posiłku, po czym wyszedł. Gdy tylko drzwi się z powrotem zamknęły, a one zostały same, Hayden pozbierała papiery w stosik, po czym wcisnęła je między stelaż łóżka a materac.
Późnym wieczorem Hayden siedziała w milczeniu w kuchni, pijąc powoli swoją herbatę. Co jakiś czas zerkała na Wandę, która wpatrywała się w okno. Po chwili na zewnątrz można było zauważyć płomienie. Vision od razu wyszedł to sprawdzić, a raczej przeniknął przez ścianę i nakazał im zostać.
Nagle przed nosem Hayden mignął spowity czerwoną mgłą nóż. Uniosła zdziwiony wzrok na brunetkę, po czym odwróciła się w stronę, w którą powędrowało ostrze. Niedaleko nich stał mężczyzna z kołczanem i strzałami na plecach, a w dłoni trzymał łuk. Hayden kiwnęła w jego stronę nieznacznie głową, lecz on jej nie poznał.
— Co ty tutaj robisz? — zapytała przejęta Wanda, która prawie wbiła mu nóż w czoło.
— Sprawiam zawód dzieciom — odparł, wystrzelając z łuku dwie strzały.
Chciał już zabrać Wandę, gdy wrócił Vision. Pozostawione przez niego strzały zaczęły razić czerwonoskórego androida prądem, dając im szanse na ucieczkę. Jednak Wanda nie chciała, bała się, że znowu coś narobi i skrzywdzi przy tym innych.
Hayden szybko podeszła do Visiona, gdy ten zaatakował łucznika i przyłożyła mu dłonie do skroni, chcąc, chociaż na chwile go otępić. Jednakże nie wyszło jej to i została odrzucona przez androida. Wylądowała prosto pod nogami Clinta, który pomógł jej wstać. Wanda w tym czasie pokonała Visiona, wysyłając go w podróż w głąb ziemi.
— Hayden? — spytał Barton, przyglądając jej się uważnie. — Gdzie twoje granatowe włosy? — zapytał.
— Trochę się zmieniło — oznajmiła i spojrzała na Wandę.
— Chodźcie obie — powiedział, ruszając w kierunku wyjścia. Hayden niepewnie udała się za nim... Wiedziała, że jak Steve ją zobaczy, to nie będzie zbytnio zadowolony, ale możliwe, że to była jedyna szansa, by się stąd wyrwać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro