XII
~ ★ ~
14 𝓈𝒾𝑒𝓇𝓅𝓃𝒾𝒶 2016
Kobieta siedziała na kanapie, całkowicie pochłonięta przypadkową książką. Nie zauważyła stojącego w progu Kapitana, który uśmiechał się pod nosem. Cieszył się, że Hayden z dnia na dzień robi się coraz weselsza. W końcu wracała do pełni sił. Jednak Kapitan nie wiedział, że miała momenty załamania, które zazwyczaj przychodziły, gdy była sama. Nikomu też o nich nie wspomniała.
— Hayden — oznajmił Steve, podchodząc bliżej niej, zwracając na siebie tym samym uwagę brunetki. — Może chciałabyś pójść ze mną wieczorem na jakiś film czy coś? — zapytał niepewnie.
Blondyn starał się ukryć moment, kiedy wszystkie jego mięśnie się spięły. Nigdy nie był dobry w kontaktach damsko męskich. Mógł się przyjaźnić z kobietami, ale jak już chciał czegoś więcej, jego odwaga wyparowywała. W całym swoim życiu kochał tylko Peggy. Jednak musiał się w końcu pogodzić z tym, że nie jest w jego zasięgu.
— Czy to jest... randka? — spytała, próbując się nie zająknąć.
— Nie — zaprzeczył od razu bez większego namysłu, a potem uświadomił sobie, co powiedział.— Znaczy tak. To jest randka — dodał, patrząc na brunetkę z lekkim strachem w oczach.
— Pójdę z tobą — oznajmiła, uśmiechając się słabo, a Steve odetchnął z ulgą.
Nikt z fanów Kapitana Ameryki nie powiedziałby, że nieustraszony obrońca Ameryki się czegoś boi. Jednak każdy odczuwa przed czymś strach, większy lub mniejszy, ale zawsze jest. Tylko potwory się niczego nie boją.
Steve już wiedział co go czeka. Samym zaproszeniem na randkę, zesłał na siebie Natashę. Agentka Romanoff bardzo lubiła wtrącać mu się w te sprawy. Przez kilka lat ich wspólnej pracy nie dawała mu spokoju z kobietami.
Kapitan wyciągnął zza pleców białą różę i podał ją Hayden. Policzki brunetki nagle pokryły się bladym różem, a z jej ust wyrwało się tylko ciche dziękuję. Steve zajął miejsce na fotelu i z uśmiechem na twarzy, zaczął przeglądać papiery od Natashy. Hayden co jakiś czas podnosiła wzrok znad książki i zerkała na niego.
Wieczorem zgodnie z planami udali się do kina. Steve nie bardzo pojmował współczesnego świata, ale Hayden doceniała każde jego starania. Po skończonym seansie wyszli z kina, a Kapitan zdobył się na odwagę i chwycił brunetkę za dłoń, która w porównaniu z jego, była naprawdę drobna.
Z twarzy Hayden nie schodził uśmiech... Do momentu, kiedy kawałek przed sobą nie ujrzała tej samej postaci, co gdy była zamknięta w bazie. Momentalnie ścisnęła mocniej dłoń blondyna. Mężczyzna stał kilka metrów przed nimi i uporczywie się w nich wpatrywał. W jego dłoni był mały pilocik, którego guzik po chwili nacisnął.
Hayden poczuła niemiłosierny ból, przez co upadła na kolana. Steve od razu ruszył na nieznajomego, lecz został zatrzymany przez dwóch jego podwładnych, z którymi zaczął walczyć. Brunetka chwyciła się za głowę, a z jej ust wyrwał się krótki krzyk. Po chwili ciężko dysząc podniosła się z chodnika i zacisnęła dłonie w pięści.
Steve właśnie co pokonał ostatniego nieprzyjaciela i spojrzał zmartwiony na nią. Stała w bezruchu i prowadziła wewnętrzną walkę z samą sobą.
— Co jej zrobiłeś?— zapytał, patrząc na mężczyznę nienawistnie.
— Wstrzyknęliśmy jej nasz nowy wynalazek, który jest w fazie testów— oznajmił spokojnie.
Kapitan był gotów go zaatakować, lecz zamiast tego podbiegł szybko do Hayden, która właśnie osuwała się na ziemie. Uchronił ją od upadku i spojrzał na nią z troską. Świadomość, że zrobili z niej królika doświadczalnego. sprawiała, że wszystko się w nim gotowało.
— Steve — szepnęła, ledwo co kontaktując ze światem rzeczywistym.
— Jestem tu — powiedział cicho, gładząc jej policzek delikatnie. Po chwili zabrał ją na ręce i podniósł się z ziemi.
Hayden położyła dłoń na jego ramieniu i zaczęła powoli odpływać. Steve starał się ciągle do niej mówić, ale to nie podziałało i już po chwili druga dłoń kobiet opadła bezwładnie. Kapitan poprawił ją sobie w ramionach i ruszył do swojego mieszkania.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro