Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział piąty: samotność

— Wszystko w porządku?

— Jak się czujesz?

– Potrzebujesz czegoś?

– Mogę ci jakoś pomóc?

Na monotonny i powtarzanych dzień w dzień pytaniach, kończy się ich wspaniałomyślna troska. Na każde odpowiada skinięciem głowy, wymuszonym uśmiechem; wszystko jest w porządku. Bo wie, że nikt nie potrafiłby mu pomóc, niektórzy nawet by tego nie chcieli. Patrząc na niego z troską w oczach, myślą; biedny, tyle przeżył! Ale nikt nie wyciąga do niego pomocnej dłoni, są tylko te ciągłe p y t a n i a.

A na koniec i tak ląduje w pustym domu. Nikt go nie odwiedza, część przestała się odzywać, inni męczą go jeszcze nic nieznaczącymi wiadomościami.

— Gdybyś czegoś potrzebował, znasz mój numer.

— Zadzwoń, jeśli będziesz czuł taką potrzebę.

— Wiesz gdzie mieszkam.

Krąży po salonie, oddycha ciężko, właśnie skoczyły mu się czerwone tabletki i czuje jak pulsują mu skronie. Głowa chce mu wybuchnąć.

— Anders, błagam, możesz przyjechać? — Pośpiesznie wybiera numer, a pytanie wypada z jego ust szybciej niż naboje. Słyszy westchnięcie.

— Jestem u rodziców, zanim przyjadę minie przynajmniej sześć godzin, zadzwoń do Daniela, albo...

Przerywa połączenie.

— Potrzebuję pomocy, przyjedziesz? — mamrocze słabo, gdy udaje mu się dodzwonić do Daniela.

— Halvor, jestem zajęty. Weź tabletki, albo połóż się spać...

Przerywa kolejne połączenie. Siada na kanapie, podwija kolana do góry i przykłada zaciśnięte w pieści dłonie, do twarzy. Nie ma nikogo, wszyscy go zostawiają. Odchodzą stopniowo, systematycznie.

— Mirjam — szepcze pod nosem, niczym przerażone dziecko. — Mirjam — dodaje głośniej, a odpowiada mu głucha cisza. — Mirjam! — wrzeszczy, odrywając dłonie od bladej twarzy. — Nie zostawiaj mnie, nie rób tego, Mirjam — bełkocze, coś kłuje go w klatce, a ból głowy jakby nasila się z każdym oddechem.

— Nie mogę ci pomóc, nie potrafię, Halvor, muszę odjeść. — Słyszy jej łagodny głos obok ucha, czuje delikatny oddech na szyi. Łzy skapują na panele, a on nie potrafi nawet złapać jej dłoni, nie wyłapuje jej rozmarzonego spojrzenia, nie słyszy jej miarowego oddechu.

Zostaje sam.

***
Jutro wrzucam epilog i się żegnamy 😈

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro