III - 02
W serduszku Gal zaczęły się rodzić wątpliwości, co do fajności cioteczki Dolly, już dwa dni później, kiedy to rozeszły się wieści o tym, jak poprowadziła lekcję piątego roku.
— Nie wierzę. Pewnie Potter ma fochy, bo skończyła mu się taryfa ulgowa — tłumaczyła to wszystko Gal.
Niestety jej nadzieje na cudowne zajęcia zupełnie zgasły, kiedy nadeszła lekcja OPCM dla szóstorocznych Puchonów. Schowane różdżki? Same podręczniki? To było zbyt złe, by mogło być prawdziwe. Na szczęście Gal szybko znalazła rozwiązanie tej sytuacji. OPCM zaliczało się do przedmiotów praktycznych (podział na praktyczne i teoretyczne istniał, by uczniowie wiedzieli, kiedy zabierać ze sobą różdżki), jednak aktualny program nauczania klasyfikował je inaczej, o czym dowiedzieli się dopiero na zajęciach. Każdy uczeń miał więc prawo się z niego wypisać, a panna Sue bardzo chętnie o tym przywileju poinformowała wszystkich zainteresowanych.
Rose zebrała więc podania o rezygnację z zajęć i wraz z przyjaciółką udały się do profesor Sprout.
— Jak to wszyscy się wypisują?
Gal zacytowała punkt ze statutu szkoły.
— Cóż, moja droga... Masz absolutną rację. Ale taka masowa rezygnacja...
— Akceptuję.
Dumbledore, który właśnie pojawił się znikąd, przybił wielką pieczęć na podania. Następnie wyszedł z gabinetu, uprzednio życząc każdemu miłego dnia.
Do końca tygodnia wszyscy wypisali się z OPCM. Oprócz Hermiony, która nie ma jaj do takich rzeczy, Pottera, który jest masochistą i Rona, któremu nikt nawet nie powiedział o tej możliwości. I trzech pierwszych roczników, którzy nie mogli sobie jeszcze sami wybierać przedmiotów.
— Nic nie rozumiem... — Umbridge łkała dostojnie, kiedy Gal odwiedziła ją w jej gabinecie. Dziewczyna ledwo poznała to pomieszczenie. Było całe różowe, puchate i pełnie wizerunków kociaczków. Oh, gdyby tylko Umbridge wiedziała, że zaledwie dwa lata temu to samo krzesło zajmował wilkołak... (Pewnie wiedziała, ale jeszcze nie zdała sobie z tego sprawy.) — Nawet ty się wypisałaś!
— Wybacz, ciotuniu... — Gal przybrała postawę pełną smutku i pokory. — Zapisałam się przypadkowo... W tym roku chciałabym się zabrać za Eliksiry tak bardzo, bardzo na poważnie. Rezygnacja z OPCM była bardzo trudną decyzją, kiedy dowiedziałam się, kto będzie uczył... Ale naprawdę nie znalazłabym czasu... Przykro mi... Ale nie martw się, ciotuniu. Tegoroczne pierwszaczki wyglądają tak uroczo! Z pewnością cię pokochają!
***
Pobyt w Hogwarcie pozwolił Gal zapomnieć o wstrętnych wakacyjnych chwilach i skupić się na tych dobrych. Wspominała właśnie to, jak Lupin, wyznawał jej swoją wielką przyjaźń, kiedy Rose przerwała jej.
— Nie mówiłaś wcześniej, że był u ciebie na noc. Czy to oznacza kolejną spędzoną wspólnie pełnię? — Spytała z widocznym podekscytowaniem.
Gal wpatrywała się w koleżankę z ciężkim milczeniem. Tę chwilę ciszy przerwał Bree ciosem w łopatkę wyższej Puchonki.
— Opanuj się! — Krzyknęła do niego, po czym zwróciła się nerwowo do Rose. — Kochanie, o czym ty mówisz, hehe?
— Wyjawienie sekretu Lupina wyjawiło również twój. Wystarczyło przypomnieć sobie, że po twoich „ciężkich nocach" on również nie wyglądał najlepiej — wyjaśniła.
Bree wyszczerzył się sugestywnie.
— Piękny dobór słów, koleżanko.
Gal strzeliła w niego groźnym spojrzeniem, natomiast Rose starała się nie roześmiać. Faktycznie, jej wypowiedź zabrzmiała BARDZO niefortunnie.
— A ty, KOLEŻKO, też miałeś takie objawienie po czwartym roku?
— No co ty, wiedziałem wcześniej. Przecież nie będę ci mówił wszystkiego, co wiem. Życia nam nie starczy.
Do końca dnia Gal była w niesamowicie złym nastroju. Dopiero po wypełnieniu żołądka strawą hogwartową, przypomniała sobie, jak Remus opowiadał jej o Huncwotach. Również we własnym zakresie dowiedzieli się o przypadłości przyjaciela, a co więcej — zaakceptowali ją. Sue spojrzała na Rose i Bree siedzących po jej lewej stronie. Wiedzieli od dawna, a nie dali po sobie nawet poznać, a w ich relacji nie zaszła żadna zmiana. Zgarnęła ich obu w uścisku, co nie było takie trudne, bo miała dość długie ręce.
***
Myśli panny Sue wciąż wędrowały wokół Lupina. Nie miała wiele na głowie, więc mogła sobie na to pozwolić. Rozważała skontaktowanie się z Syriuszem Blackiem. Z pewnością wiedział co zrobić, aby rozkochać w sobie Remusa. Postanowiła czatować w sowiarni na Pottera, na zmianę z Bree i Rose. Całą trójką ustalili, że z pewnością koresponduje z Syriuszem i nie posyła w tym celu swojej charakterystycznej sowy do uciekiniera z Azkabanu. (Może Harry był na tyle głupi, żeby to robić, ale Black na pewno nie.)
Nie musieli czekać długo. Już na drugi dzień w godzinach wieczornych, Rose złapała szkolną sowę z listem dla Syriusza. (Zaczynał się od „Drogi Łapo", więc to na pewno to — Gal wtajemniczyła oczywiście przyjaciół w możliwe pseudonimy Blacka.) Puchonka doczepiła krótką notkę od panny Sue i wypuściła ptaka, po czym wróciła do szkoły niespiesznym krokiem. Było już po ciszy nocnej, ale ona była prefektem. Ostatni kawałek drogi przed skręceniem do lochów pokonała tuż za Potterem. Cały ten czas bardzo wyraźnie słyszała głos Gal w swojej głowie — BIERZ GO! ZABIERZ PUNKTY!! WOŁAJ SNEJPA!!! Rose jednak nie miała sumienia tego robić. W końcu dopiero co wykorzystali jego znajomość miejsca pobytu Blacka.
Po śniadaniu Gal otrzymała list na małej karteczce. Przyjaciele, widząc jej podniecenie, domyślili się, cóż to takiego. Black zapewne zgodził się na spotkanie z dziewczyną. Później powiedziała im, że musi czekać aż do przerwy bożonarodzeniowej, ale z pewnością nie będzie żałować.
***
Tylko garstka uczniów wiedziała, że podania o rezygnację z OPCM były pomysłem Gal. Traktowali ją teraz z jeszcze większym szacunkiem, gdy dowiadywali się od najmłodszych roczników, jak beznadziejne były lekcje z Umbridge.
— Prawdziwie ich wybawiłaś — rzekł poważnie Bree, kiedy siedzieli we dwójkę pod drzewami na błoniach. Rose była w tym czasie na spotkaniu prefektów. Chłopak ściągnął kaptur. — Dobrze wiesz, że chcę teraz ciebie o coś spytać.
— Jasne. Mama była blisko z ciotką Dolly, kiedy byłam mała. Nie widziałam jej od wieków. Bardzo się zmieniła... A może po prostu przed nami udawała kogoś innego... więc właściwie nie wiem, co mogłabym jeszcze o niej powiedzieć...
— Nie o nią mi chodziło.
— Nie? Cóż... — Gal spochmurniała. — Wciąż nie mam ochoty gadać o mamie wyrywającej Remusa.
— Tak samo jak ja. Chciałem ciebie spytać co sądzisz o tej nielegalnej grupie samopomocy, którą formuje Granger na nazwisko Pottera, ale chyba nawet nie wiesz o jej istnieniu, skoro sama jeszcze o tym nie wspomniałaś
— COOO DO!
Od tego momentu, Gal wypytywała Bree o ową grupę codziennie. Niestety, oprócz tego, co jej już powiedział wcześniej, nie dowiedział się niczego nowego. Dopiero list od Remusa z propozycją spotkania w Hogsmeade, pozwolił BBC odetchnąć. Potter znów opuścił myśli panny Sue.
***
Był chłodny dzień, lecz Gal wcale go tak nie odbierała. Na szczęście miała Rose, która zadbała o ciepły ubiór przyjaciółki.
— Miłej zabawy — szepnęła Silverstone z ciepłym uśmiechem, kiedy rozdzieliły się w drodze do wioski czarodziejów. Sama bardzo chętnie zobaczyłaby się z Lupinem, lecz nie chciała zabierać przyjaciółce nawet najmniejszej chwilki z tego spotkania.
— Lupin! Cześć! — Krzyknął Harry widząc przyjaciela stojącego samotnie pod latarnią. Hermiona i Ron uśmiechnęli się do mężczyzny.
— Witajcie... — Remus chciał powiedzieć coś jeszcze, ale poczuł, jak coś dzikiego rzuciło się na niego. — Oh, Gal...
— Sup! Co tam?
Dziewczyna oczywiście nie zdawała sobie sprawy z obecności Harrego i reszty, lecz oni i tak już sobie poszli.
— Przejdziemy się? — Zaproponował, odsuwając ją od siebie i rozglądając się w zakłopotaniu. Gdyby tylko ktoś to zobaczył...
— Do Wrzeszczącej Chaty?
— Tak, to najlepszy pomysł.
Idąc do skrzeczącej chałupki okrężną drogą, Gal nawijała mu o wszystkich szkolnych nowinkach, nie pomijając oczywiście sprawy z OPCM. Remus już w listach wyraził swoją dezaprobatę wobec jej krytyki działań Ministerstwa, na co bardzo chciała opowiedzieć informacją o nielegalnej działalności Pottera, ale dopóki nie miała większej ilości informacji, wolała milczeć. Teraz mężczyzna jednak wyjaśnił jej kilka spraw.
— Jak pewnie wiesz, Ministerstwo nie traktuje poważnie informacji Dumbledore'a, jakoby Voldemort miał powrócić. Minister myśli, że to tylko jakiś przekręt, żeby go obalić. Wspominałem ci już w wakacje, że pracuję teraz na rzecz pewnej tajnej organizacji... Wciąż nie mam zamiaru wtajemniczać cię w szczegóły, ale chciałbym, żebyś wiedziała kilka rzeczy. Po pierwsze, grupa ta powstała kilkanaście lat temu, w celu walki z Voldemortem. Informacja o jej reaktywacji mogła dotrzeć do uszu Ministra. Zapewne dlatego wysłał kogoś od siebie do Hogwartu aby zdobyć więcej informacji.
Gal słuchała w milczeniu. Polityka nigdy jej nie interesowała, ale skoro teraz wtryniała się do szkoły...
— Dlatego staraj się unikać tematu Umbridge w swoich listach. Jestem pewien, że Ministerstwo monitoruje przesyłki, a chyba wolelibyśmy uniknąć ewentualnych nieprzyjemności.
W końcu dotarli na miejsce. Wrzeszcząca chata nie była aż w tak złym stanie, Gal zdążyła ją już odwiedzić kilka razy w tym roku szkolnym.
Tak, Lupin wciąż jej nie powiedział, jak działa Pokój Życzeń. Czuł, że ta wiedza w jej rękach będzie zbyt niebezpieczna. Wmówił dziewczynie, że owo poduszkowe pomieszczenie było dziełem Huncwotów i niestety tylko któryś z nich może je otworzyć. Pamiętając o genialnej Mapie ich autorstwa, Gal bez problemu uwierzyła.
— Chciałbym ci coś jeszcze powiedzieć — rzekł Remus, kiedy przysiedli na fotelach. — Ale nie jestem pewien, czy ci się to spodoba... — dodał bardziej do siebie, niż do niej.
— Musisz wyjechać gdzieś daleko?
— Nie.
— Nie możemy pisać do siebie listów?
— Nie...
— Chyba nie zacząłeś się umawiać z moją matką! — Krzyknęła w końcu.
— Nie, nie! — Odpowiedział ze śmiechem. — Chociaż po części zgadłaś...
Gal miała wrażenie, że jej serce przestało bić przez chwilę.
— W tej organizacji, w której pracuję... Poznałem tam kogoś. — Uśmiechnął się lekko do siebie. Dziewczyna nigdy nie widziała na jego twarzy tego typu wyrazu. — Aktualnie pracujemy razem na pewną sprawą i... Jestem z nią teraz całkiem blisko... Wydaje mi się... Że ona też lubi spędzać ze mną czas...
Sue nie mogła dłużej tego słuchać. Dobrze wiedziała, do czego zmierza. Jej serce pękło na tysiące małych kawałeczków. Zerwała się z fotela i wybiegła z Wrzeszczącej Chaty połykając łzy.
Od tego dnia, stała się potworem.
***
— Hej, ty! — Gal krzyknęła na jakiegoś czwartoroczniaka, który szeptał sobie coś z jakąś dziewczyną. Spojrzał niepewnie na Gal. — Tak, ty! Rozmawiacie sobie tak zbyt długo! Macie natychmiast przestać, albo zawołam prefekta!
Później, dołączyła do inkwizycji Umbridge. Bardzo podobały jej się nowe reguły rządzące szkołą. Mniejsza władza Dropsa, większa uczniów. No i mogła po części poczuć się jak prefekt!
— Trochę w prawo... Teraz odrobinkę w lewo... Tak, teraz dobrze, panie Filch! — Pokazała mu okejkę dłonią, po czym woźny spadł z drabiny. — Oh, nie, teraz nie dobrze... W krazym razie tabliczka z zakazem numer pięć ułożona jest idealnie, dobra robota!
A pewnego dnia, Bree podsycił ten płomień informacją o spotkaniu grupy Pottera.
— Poważnie się zastanawiałem, czy ci o tym powiedzieć. Ostatnio jesteś nieźle stuknięta. Ale obiecałem, więc...
— Jesteś moim najlepszym ziomeczkiem, Bree. — Gal złapała go za dłonie z wdzięcznością.
***
Był piękny, zimowy dzień. Hogsmeade zaroiło się od uczniów Hogwartu. Większość rozproszyła się po popularnych miejscówkach, jednak garstka z nich dziarsko ruszyła w stronę Gospody pod Świńskim Łbem. Zebrało się ich tam trochę, ale nikt nie pomyślał, żeby obstawić drzwi.
— Harry, musisz być przywódcą. Jesteś najlepszy ze wszystkich uczniów — powiedziała Hermiona.
— HALO, DAJCIE MI PRZEJŚĆ! ZRÓBCIE MI MIEJSCE!
Gromada uczniów zgromadzona przed Potterem przepuściła nachalną osobę. Była to Gal we własnej osobie.
— POTTER — trzasnęła dłonią w stół, przy którym siedział — CZY WY DO RESZTY ZWARIOWALIŚCIE?
— PRZEPRASZAM BARDZO, ALE KIM TY KURNA W OGÓLE JESTEŚ? — Spytał Harry spokojnie.
— JAK GŁUPIM TRZEBA BYĆ, ŻEBY WYMYŚLIĆ TAKĄ GRUPĘ, KIEDY DOPIERO CO INKWIZYTOR Z MINISTERSTWA DAŁ WYRAŹNY ZAKAZ NA ISTNIENIE TEGO TYPU GRUP!
— Właśnie dlatego ją stworzyliśmy! — Wtrąciła się Hermiona.
— MILCZ, KOBIETO — uciszył ją Harry i wrócił do Gal. — MUSIMY UCZYĆ SIĘ OBRONY PRZED CIEMNYMI MOCAMI, VOLDEMORD NADCHODZI.
— Nie wypowiadaj tego imienia! — Załkał Ron.
— TO CZEMU NIE POPROSICIE SNAPE'A, ŻEBY REAKTYWOWAŁ KLUB POJEDYNKÓW? — Zaproponowała Gal.
— Myślisz, że się zgodzi? — Spytał Harry po tym jak wyrzucili ich z baru za robienie burdy.
— Jasne. Załatwię to. Snape to mój ziomek, zobaczysz, zgodzi się.
***
Nie pierwszy raz w tym roku szkolnym Gal skierowała swe kroki do gabinetu Snape'a. I jak zwykle nie chodziło o żaden szlaban.
— Dzień dobry, panie profesorze. Czy mogę o coś spytać? — Uśmiechnęła się uroczo, na co tylko zerknął z lekkim zniesmaczeniem. Nie cierpiał uśmiechów.
— Oczywiście.
— Zastanawiałam się, czy Klub Pojedynków kiedyś powróci. Naprawdę uwielbiałam te spotkania z panem, profesorze. Pokazał nam pan kawałek prawdziwego życia burzliwych czarodziejów!
— Czyli chcesz, żebym reaktywował klub? — Dopytał swoim ciężkim głosem.
— W rzeczy samej.
— Z przyjemnością.
Gal zupełnie tego nie dostrzegła, ale po tej rozmowie, Snape polubił ją jeszcze bardziej. Prowadzenie Klubu Pojedynków było satysfakcjonujące niemal tak samo, jak prowadzenie lekcji OPCM, a przy okazji nie trzeba zawracać sobie głowy egzaminami i ocenami.
— Minus dziesięć punktów dla Gryffindoru — rzekł Snape na widok Pottera podczas pierwszego spotkania Klubu.
— Ale dopiero przyszedłem.
— Dokładnie.
— Nie martw się, możesz zostać — Gal szepnęła do Pottera i mrugnęła do niego. Harry jednak nie był tego taki pewien.
Snape był w siódmym niebie. Mógł rzucać zaklęcia w uczniów, nawet w samego Pottera, i nikt nie uważał tego za coś złego. Po prostu ćwiczyli! Pewnego dnia rzucił Cruciatusa w jakiegoś Weasleya, kiedy Dumbledore i Umbridge weszli do sali.
— Dobrze, dobrze — rzekł dyrektor widząc jak wszyscy skupieni są na działaniach profesora prowadzącego zajęcia.
— Co tu się wyprawia!? — Krzyknęła Umbridge. Nie wyglądała na zadowoloną. Była bardzo zaskoczona. Nie spodziewała się po Severusie takiego zachowania.
— Pokazuję uczniom jak działają zaklęcia niewybaczalne — odpowiedział Snape.
— Ale to nie jest coś, co muszą widzieć!
— Nie ma tego w podstawie programowej, ale to w końcu zajęcia pozalekcyjne, czyż nie?
— W rzeczy samej. Dobrze, bardzo dobrze — odpowiedział Dumbledore i poszedł z nieprzekonaną Umbridge dalej.
***
Gal spacerowała sobie po szkole, gdy napotkała Malfoya obrażającego jakiegoś Weasleya. Nie lubiła maltretowania słabszych, nawet jeśli dotyczyło to rudych, więc zainterweniowała.
— Co się tu? — Spytała życzliwie.
— Malfoy obraża moją rodzinę!
— Malfoy, co powiedziałeś?
— Że jego rodzina jest biedna — odpowiedział Draco z wyższością.
— A co dokładniej powiedziałeś, że go doprowadziłeś do płaczu?
— Powiedział, że moja mama jest leniwą kurką! Bo nie ma pracy!
— I że dlatego są tacy biedni.
— Cóż, a ma ona pracę, Weasley?
— Nie...
— A twoja rodzina jest biedna?
— Tak... Ale mama nie może pracować! Opiekuje się rodziną!
— Rety, to ile was tam teraz jeszcze siedzi?
— No tata... i ona...
— Cóż. To faktycznie jest leniwą kurką.
Gal oddaliła się pozostawiając Malfoyowi słodką satysfakcję. Ale no co miała zrobić. Przecież nie można zabronić mówienia prawdy.
Wchodząc do lochów, oberwała jakąś sową w głowę. Okazało się, że ptaszyna ma dla niej liścik. Od Remusa.
Droga Gal
Z wielkim trudem piszę ten list. Bardzo chciałbym porozmawiać z tobą w najbliższym czasie i wyjaśnić sytuację mającą miejsce we Wrzeszczącej Chacie. W Hogsmeade, bądź przez kominek. Sama zdecyduj, która forma ci odpowiada.
Jeśli jednak wybrałabyś pierwszą opcję, z wielką przyjemnością chciałbym przedstawić ci swoją nową przyjaciółkę...
Gal przestała w tym momencie czytać. Podarła list i podpaliła go zaklęciem jeszcze na schodach. A potem mściwie dźgała go końcem różdżki tamując przejście. Przerwała dopiero, kiedy pojawiła się Rose.
— Co to? — Silverstein spojrzała na maltretowaną kupkę popiołu.
— Nic! — Gal podniosła się i obcasem strzepnęła resztki listu hen daleko. — Idę na spacer.
Dziewczyna odwróciła się i wyszła do holu. Rose nie była pewna, czy jej towarzyszyć. Ostatnio Gal była naprawdę dziwna i nawet nie chciała wyjawić powodu tego nastroju. Silverstein rozejrzała się za paprochami spoczywającymi na schodach. Udało jej się zebrać ich trochę na dłoń.
— Reparo — szepnęła kilka razy, starając się odtworzyć coś, co zapewne było jeszcze kilka minut temu kartką papieru. Udało jej się odzyskać kilka drobnych kawałeczków, w tym jeden z podpisem Lupina. Czyli o niego chodziło. Teraz tym bardziej czuła, że przyjaciółka nie będzie chciała się z nią podzielić swoim zmartwieniem.
Tymczasem Gal rozglądała się za BBC. Był w pobliżu Wielkiej Sali.
— Co tam? — Spytał kucając pod ścianą. Dziewczyna dołączyła do niego. Był już sezon rajstop, więc mogła.
— Chcę się zabić.
— Memeska?
— Jak najbardziej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro