Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

II - 03


Im bliżej balu, tym więcej podniecenia na korytarzach Hogwartu. Z początku tylko wśród dziewcząt, ale później dołączyli również chłopcy. Dzień przed tym wielkim wydarzeniem, Gal zdecydowała się pójść z Bree, jako że nie miał on lepszych alternatyw. 

Widząc, jak wyglądają szaty wyjściowe czarodziejów, dziołszka zaszyła się pesymistycznie przy ponczu. Jej prosta, błękitna sukienka zmiotłaby wszystkich z każdej mugolskiej imprezy. Ale czarodzieje mieli własne standardy i wyglądała przy nich, jakby była odziana w halkę. Pluła sobie teraz w brodę, że nie zainteresowała się tym wcześniej. Bree w tym czasie wykorzystywał równie ponury nastrój u Pottera. Dosiadł się do niego, kiedy z jakimś rudzielcem dopiero co stracili partnerki. Przez dziesięć minut próbował mu wcisnąć stare memesy za pięć galeonów, potem zatańczył sobie dwa tańce z Hermioną, a w końcu zfinalizował transakcję z upitym rudym, który tym samym spłukał się z kasy, jaka miała mu starczyć do końca roku szkolnego. Matka go pewnie zabije, ale BBC nie przyjmował zwrotów. 

Mimo wszystko, bal okazał się dla Gal przyjemnym wydarzeniem i opowiedziała Remusowi o wszystkim ze szczegółami. Mężczyznę ucieszyło, że poznała chłopców z innych szkół.

— Nie no, weź. Nie chcę francuskich przyjaciół, a tym bardziej jakichś ze wschodu. Nie potrafią nawet skleić poprawnego zdania po angielsku.

— Słyszałem, że francuzcy chłopcy są całkiem przystojni.

— Prędzej ziomeczki z Durmstrangu się nauczą z nami komunikować, niż te pedałki. Znaczy no, nie mam pojęcia, czy czarodzieje mają te same uprzedzenia narodowościowe co mugole, ale... Hej! A to nie tak, że chciałbyś jednego z tych francuskich chłopaczków dla siebie?

Remus zaśmiał się, zaś Gal nagle przyszła do głowy pewna niepokojąca myśl. Zbladła, co było dość słabo widoczne, ze względu na jej naturalnie jasną cerę.

— Te, ale no chyba nie jesteś gejem... co nie?

Z ognia rozbrzmiał niepohamowany, dziki śmiech i z całą pewnością nie należał do Lupina.

— Gdyby był gejem, to bylibyśmy najlepszą parą na całym świecie — zaśmiał się Syriusz. Remus również wydawał się rozbawiony.

— Sama słyszysz, nie jestem gejem.

— Udowodnij.

Nawet pomimo niewyraźnego obrazu, Remus dostrzegł niebezpieczny błysk w jej oku. Oh, gdyby tylko istniało zaklęcie na zmianę tematu... Życie z Gal byłoby wtedy znacznie prostsze.

— Umów się ze mną — dodała.

— Załatwione! Zrobi to! — wykrzyknął Syriusz.

— Nie. Nie będę niczego udowadniać.

— Ale czemu nie? Przecież możecie się spotkać w Hogsmeade.

— Przecież mówiłem ci, że ma piętnaście lat.

— Wiek to tylko liczby! Sam straciłem trzynaście lat w Azkabanie. Wciąż czuję się, jakbym miał dwudziestkę na karku, a wszyscy wiemy, że jest inaczej.

— Ale ja nie byłem w Azkabanie!

Gal usłyszała, jak Syriusz się zapowietrza i rozpoczyna wiązankę wrogości wobec przyjaciela.

— To ten... Zostawię was, pa.

— Nie! — krzyknęli obydwoje.

— Dobrze, Gal, niech będzie. Daj mi znać, kiedy będziesz mieć kolejne wyjście do Hogsmeade — rzekł Lupin z rezygnacją.

— Łaski bez — stwierdziła i opuściła pokój wspólny. Czuła, jak jej twarz płonie. Była pewna, że skoro Lupin zmienia ciągle miejsce pobytu, to jest niesamowicie zajęty, albo chroni Syriusza, czy coś, a teraz nagle bez problemu może zjawić się w Hogsmeade, kiedy tylko by chciała. I zrobi to TYLKO dla świętego spokoju. Super przyjaciel, nie ma co.

✩✩✩

Już kolejnego dnia, otrzymała od niego potężny list przeprosinowy wraz ze szczerą chęcią na spotkanie bez żadnych dodatkowych kontekstów. Przy śniadaniowym kakałku nie wiedziała, co mu odpisać. Podczas eliksirów, tym bardziej. Potem chciała dokończyć powtórkę materiału z drugiego roku, a wracając z biblioteki pobiła kilku Ślizgonów znęcających się nad pierwszorocznymi mugolakami. W podzięce dostała nawet czekoladową żabę, co totalnie zmiękczyło jej serduszko i poprawiło nieciekawy humor. Niestety nie na długo, gdyż wylosowała kartę z Dumbledorem. Po raz milionowy. (Nie mogła się doczekać, kiedy Bree wyda swoje czekoladowe żaby z memami.)

✩✩✩

Panna Sue nawet nie myślała o tym, żeby zjawić się na kolejnym etapie Turnieju Trójmagicznego, mającego miejsce na drugi dzień. Wolała spędzić ten czas w opustoszałym pokoju wspólnym na powtórkach. Kto normalny siedziałby o tej porze roku na dworze tyle czasu? Kiedy jej znajomi wrócili przemarznięci, tylko rzuciła im krótkie spojrzenie z serii „a nie mówiłam?". Jednak po chwili dostrzegła, że wszyscy byli jeszcze bardziej przejęci, niż po poprzednim zadaniu. Szybko dowiedziała się czemu. Jurorzy postanowili utopić osoby znaczące dla uczestników i ci musieli je wyłowić. Kto pierwszy ten lepszy. Krum i Cedrik łowili swoje partnerki z balu (przy czym Diggory zdążył już zapomnieć o istnieniu Cho, więc faktycznie, bardzo znacząca dla niego postać), Francuska siostrę, a Potter... jakiegoś Weasley'a.

— Ci jurorzy to jednak nieźli kawalarze — Gal podsumowała sprawozdanie z Turnieju, które zdawała Remusowi kilka dni później.

— Wiesz, Ron jest najlepszym przyjacielem Harrego, więc nic dziwnego, że...

— Ron, srom. Sugerowanie, że jakby postawić kilku Weasley'ów przed tobą to byś odróżnił który to. Tak czy inaczej, Moody znowu nie załapał, co do niego mówiłam, dlatego zaczynam podejrzewać, że mnie wkręcasz.

— Hm... To dziwne. Wiesz, kiedy napisałem do niego list jeszcze we wrześniu, również uzyskałem nietypową, jak na niego, odpowiedź. Wypytywałem kilku wspólnych znajomych o niego... Nawet jeśli ma jakieś osobiste problemy, to nie jest typem, który się zwierza, tak więc nikt nic nie wie.

— Może po prostu nie podoba mu się w Hogwarcie czy coś... Ej, tak w ogóle to Potter jeszcze żyje? W sensie, słyszałam, że miał jakieś problemy pod wodą, ale w końcu nie wiem, co się z nim stało.

— Żyje i ma się dobrze. A nawet bardzo. — Remus uśmiechnął się lekko z nadzieją, że temat się zakończy, nim Gal wybuchnie kolejną falą nienawiści. Nie miał pojęcia skąd w niej tyle negatywnych uczuć do Pottera.

— Jestem pewna, że ta Granger mu pomaga. Sam by nic nie zdziałał, a ta dziołcha sprawia wrażenie, jakby była mózgiem całej paczki. Chociaż wciąż nie mogę ogarnąć, czemu się zadaje z tą dwójką, skoro ma jakiś tam rozum w głowie.

— Cóż. Z pewnością jest w tym jej udział... To naprawdę mądra dziewczyna, pewnie wyszukała dla Harrego różne ciekawe zaklęcia i porady.

— Właściwie trudno się chyba przygotować do czegoś takiego, co nie? W końcu, nie wiadomo, na jakie zadanie się trafi.

— Zawsze możesz spytać o to swojego kolegę, Cedrika — zasugerował Lupin, chcąc znów nakierować dziewczynę na kontakty z rówieśnikami przeciwnej płci.

✩✩✩

Jego pomysł spodobał się Gal. Na drugi dzień znalazła Puchona i, nie zwracając uwagi na słowa sprzeciwu kogokolwiek, zabrała go na rozmowę w cztery oczy.

— To nie jest tak, że się przygotowuję... Cóż, spędzam więcej czasu w bibliotece, ale głównie stawiam na pilnowanie dobrego samopoczucia.

— A nie ściemniaj. Na pewno jest coś, o czym nie mówisz nikomu. Nie wiem no... Wróżby? Upijasz sędziów? Twój stary pracuje chyba w Ministerstwie, co nie? Pewnie coś wie.

— Nie, Gal, to nic z tych rzeczy... — Cedrik zaśmiał się i odwrócił wzrok gdzieś w bok. Wiedziała, że kłamie.

— Ziom, jesteś mi coś winny, co nie? Dobrze wiemy, że nikt nie gra fer, a na pewno nie Durmstrang.

Puchon westchnął. Rozejrzał się, czy nikogo nie ma w pobliżu, po czym przeszedł do szeptu.

— Profesor Moody jest moim źródłem informacji. Mówi mi czego mniej więcej mogę się spodziewać i czasem daje jakieś wskazówki. Ale nie prosiłem go o nic, sam mi powiedział.

— A to ci dopiero! Wiesz może skąd inni biorą jakieś protipy?

— Nie... Chociaż... Powiedziałem Harremu o jaju z pierwszego zadania. On mi natomiast powiedział o skrzelozielu do drugiego zadania. I że wie to od Longbottoma... To znaczy, ten powiedział mu to zupełnie bez kontekstu zadania, ot, rzucił ciekawostką. Ale sam nie wiem... To trochę zbyt duży przypadek, co nie?

— O, to już wiem, kto Snape'owi ukradł zapasy skrzeloziela. Mówił mi o zaginięciu masy rzeczy jeszcze przed zadaniem i oboje podejrzewaliśmy Pottera już wtedy! A co do Longbottoma... Widziałam tego patałacha w bibliotece jakoś w dniu zadania czy coś. Szukał jakiegoś syfu w nieodpowiednim miejscu, rety, ten czubek nie umie nawet przeczytać nazwy działu na regale... Rozwalił książki i nie potrafił ich poukładać. Już chciałam go wywalić i to naprawić, ale nagle pojawił się Szalonooki i kazał Potterowi mu pomóc. Pamiętam, że parsknęłam wtedy srogim śmiechem, a potem chciałam posłuchać o czym takie przychlasty mogą gadać. Longbottom nawijał o roślinkach z jakiejś książki, którą dostał od Moodiego, a wtedy... O. Mój. Koksie. Cedrik, muszę iść.

Gal jak dzik wpadła do swojej sypialni i chwyciła kawałek pergaminu.

Szanowny Panie Profesorze
Wydaje mi się, że nie tylko wiem, kto wykradał Pańskie zapasy, ale mam również pomysł na to, jak go złapać.
Z wyrazami szacunku,
Gal Sue

✩✩✩

Na drugi dzień, tuż po wszystkich lekcjach, Puchonka zawitała do mrocznego gabinetu Mistrza Eliksirów.

— Muszę przyznać, że sam nie miałem głowy, żeby zająć się znikającymi składnikami. A biorąc pod uwagę poziom zadań na Turnieju liczyłem na... samoistne rozwiązanie problemu.

Snape i Sue wymienili się sugestywnymi spojrzeniami. Dziewczyna czasami miała wrażenie, że profesor potrafi czytać jej w myślach.

— Jakie rozwiązanie sugerujesz, panno Sue?

— Czy ma pan może ziele kameleona?

Severus uniósł brwi. Oczywiście, że czytał jej w myślach. Był cholernym legilimentą. Ale o tym dziewczyna nie wiedziała.

— Podmiana składników może być ryzykowna również dla mnie.

— Myślę, że zrezygnowanie z porcji jakiegoś składnika, w tym przypadku będzie się opłacała. Chciałabym też spytać... Jakie dokładniej rzeczy Kro... Potter podbiera?

— Na ogół to są te same rzeczy. Skrzeloziele było pewnym... urozmaiceniem.

Snape odtworzył w myślach listę składników. A potem jeszcze raz. I jeszcze jeden. Gal cierpliwie czekała, aż mężczyzna się uzewnętrzni.

— Eliksir Wielosokowy... — wysyczał w końcu. Sue zamrugała oczami kilka razy z niedowierzania.

— Czy... myśli pan to samo, co ja?

— W rzeczy samej, panno Sue...

Wspomniany wyżej składnik, to niepozorne ziółko, które umieszczone w zamkniętym naczyniu z innym elementem organicznym, upodobniało się całkowicie do niego. W przypadku eliksirów, przejawiał właściwości oryginalnego składnika. Niestety, podczas użycia magiczne zdolności znikały tworząc nieprzewidywany, najczęściej bardzo widowiskowy efekt.

Snape postanowił dorzucić trochę owego ziela do skórki boomslanga. Był to trudno dostępny składnik, lecz dzięki temu miał większą pewność, że złodziej po niego sięgnie. Czemu natomiast miał początkowo obawy przed zielem kameleona? Otóż, kiedy raz się przemieni, zostaje takie na zawsze i nim nie użyje się eliksiru z nim, nie odkryje się, że to podróbka. Snape nie chciał stać się ofiarą własne podstępu, ale faktycznie warto było zrezygnować ze skórki boomslanga na jakiś czas, byleby tylko dorwać Pottera.

Gal podzieliła się oczywiście tymi sensacjami z przyjaciółmi. Zarówno Rose, jak i Bree, odebrało mowę.

— Jeszcze raz. Sugerujesz, że na czas zadania, ktoś przemienia się w Pottera?

— Albo robi to przez cały czas. Albo to nie Potter, tylko inny uczestnik... W każdym razie, nie można być pewnym, kto jest kim.

Sue uśmiechnęła się przebiegle. Od teraz przypatrywała się uważnie każdemu, szczególnie uczestnikom Turnieju. Nie mogła doczekać się ostatniego etapu rozgrywki. Rose i Bree dość sceptycznie podchodzili do teorii Gal. Chłopak sam przeprowadził swoje dochodzenie i do niczego nie doszedł, oprócz tego, że faktycznie każdy uczestnik Turnieju zyskiwał pomoc od profesorów. Silverstein natomiast odczuwała potężny dyskomfort za każdym razem, gdy Gal posyłała Snape'owi sugestywne spojrzenie, a on w pewien sposób je odwzajemniał.

✩✩✩

— Myślę, że powinnaś przestać się zadawać ze Snapem przez jakiś czasu — zasugerował Bree.

— Sugerujesz, że ma na mnie zły wpływ, czy coś?

— Sugeruję, że może przenosić jakąś chorobę. Zauważyłaś, jak często drapie się ostatnio w lewą rękę?

Sue prychnęła tylko, ale postanowiła się temu przyjrzeć. Jak zwykle, Bree miał rację. Nie tylko Snape drapał się jak szalony, kiedy nikogo nie było w pobliżu, ale często też ucinał sobie pogawędki z dyrkiem Durmstrangu... który widocznie cierpiał na podobną przypadłość.

— Mam wrażenie, że oni oboje się po prostu nie myją — szepnął Bree prosto do ucha Gal, kiedy przyłapał ją na podglądaniu profesora eliksirów.

— A przestań. — Dziewczyna potarła twarz, przez którą przeszedł jej dreszcz po ataku przyjaciela. 

— Właściwie, czemu by go o to nie spytać.

Sue śmiało pognała w stronę dwóch odzianych w czerń mężczyzn. Dość szybko ją dojrzeli, a Karkarow przezornie schował za siebie lewą rękę gapiąc się na Puchonkę.

— Czego chcesz, dziewucho — syknął na powitanie.

— Dzień dobry — powiedziała niewzruszona Gal i zwróciła się do Snape'a. — Panie profesorze, chciałam spytać, czy są jakieś postępy w naszym planie.

— Jeszcze nie... — Na jego twarzy pojawił się lekki grymas, mogący być czymś w rodzaju uśmiechu. Gal nie miała pojęcia, że mistrz eliksirów był podjarany całą tą sytuacją milion razy bardziej niż ona. — Może weźmiesz pana Chickensoupa i eskortujesz go na boisko Quidditcha? Z pewnością już niedługo najlepsze miejsca zostaną zajęte. — Powzroczył wrogo na BBC stojącego na drugim końcu korytarza. Na ciemnej ścianie było widać tylko delikatny zarys czerwonych elementów jego szkolnej szaty (just nigga things). — Nie zapomnijcie o pannie Silverstein.

Gal skinęła głową i z radością wykonała polecenie profesora. Może w końcu dowiedzą się, kto kradł składniki! I kto wygra Turniej, oczywiście.

✩✩✩

Pokój wspólny Puchonów był już pełen gotowych do wyjścia uczniów. Co jakiś czas ktoś wykrzykiwał hasła na cześć Cedrika, bądź śpiewał pieśni kibica Hufflepuffu ("Slytherin to luje, Huffpuff mistrzem szkoły, to nasza duma i anioły. Oko za oko, mistrzostwa za ząb. Hufflepuff mistrzem jest co rok.*"). Bree i Gal siłą wyciągnęli Rose, nie zdążyła nawet zabrać swojej lornetki.

Kiedy dotarli na boisko, ich oczom ukazał się potężny labirynt zajmujący magicznie powiększoną powierzchnię. Gal zastanawiała się, czy Hagrid sam to wszystko przycinał. Z uczniów byli pierwsi. Na miejscu zastali tylko sędziów, gajowego, Dumbledore'a i Szalonookiego. Ten ostatni nerwowo spoglądał w stronę labiryntu.

— Mój stary chce zostać aurorem, ale chyba mu to odradzę, jeśli nie chce przy okazji zostać alkoholikiem — mruknął BBC, kiedy Moody zaciągnął się ze swojej piersiówki. Obliczył, że nauczyciel w ciągu dnia robi to średnio dwanaście razy. Gal wzruszyła ramionami, zajmując pierwsze lepsze miejsca. I tak nie będą niczego widzieć. Te krzewy zasłaniały wszystko.

Wtem, coś się zaświeciło. Dumbledore i Minister Magii, pan Crouch, spojrzeli na miejsce, w którym przed chwilą stał Szalonooki. Ubrania zostały te same, jednak ich właścicielem był teraz jakiś młody mężczyzna o szalonym spojrzeniu.

— Oh, toż to pan Crouch Junior! — Dumbledore uśmiechnął się promiennie i klasnął w dłonie. — Nie spodziewałem się, że przybędzie pan odwiedzić swojego ojca.

Crouchowie posyłali sobie puste spojrzenia. Oboje nie byli w stanie się ruszyć. To samo dotyczyło Gal, Rose i resztę obecnych.

— Na Teutatesa — mruknął Bree ściągając z wrażenia okulary.

Podczas gdy Crouch Junior był przesłuchiwany przez sędziów z Ministerstwa, BBC tłumaczył Gal i Rose, kim jest ów ziomeczek.

— To dlatego nie rozumiał nic z tego, co Remus kazał mi mu powiedzieć. — Olśniona Sue zerknęła jeszcze raz w stronę byłego Śmierciożercy.

W tym czasie Dumbledore zwiedzał labirynt, przy którym pomagał pseudo Moody. Nie spostrzegł niczego zajmującego, więc kiedy dotarł na środek, postanowił urządzić sobie chwilę samotnej przyjemności. Złapał za puchar Turnieju Trójmagicznego, chcąc wyobrazić sobie, że sam go wygrywa, lecz nagle poczuł coś dziwnego w okolicy pępka. Rozejrzał się podejrzewając zjawienie się Hagrida, ale zamiast tego odkrył coś innego. Znalazł się na nieznanym sobie cmentarzu. Puchar musiał być świstoklikiem! Z pobliskiego mauzoleum wyczłapała jakaś postać w łachmanach, śmiejąc się okrutnie swoim skrzekliwym głosem. W ręce trzymała jakiś pakunek.

— Dobry wieczór — rzekł Dumbledore. Dostrzegł teraz, że między nim, a postacią, stoi kociołek nad paleniskiem.

— Dumbledore! — Kwiknęła postać, upuszczając trzymane zawiniątko, które wpadło do wrzątku z pluskiem i krzykiem.

— Przepraszam, czy my się znamy? — Wyciągnąwszy dłoń, magią przyciągnął do siebie mężczyznę, któremu przy okazji spadł kaptur ukazując paskudną, szczurzą twarz. — Oh, Peter! Co za miła niespodzianka! Już druga tego dnia. Akurat zaprosiłem kilku Dementorów do Hogwartu!

Zgarnąwszy puchar i Petera Pettigrew, Dumbledore deportował się na boisko Quidditcha, olewając totalnie gotującego się berbecia i to, że na teren Hogwartu nie można się teleportować.

✩✩✩

Finał Turnieju Trójmagicznego odbył się bez żadnych problemów. Cedrik Diggory przebył labirynt strachu bez problemu, tak więc Hufflepuff świętował całą noc.

— Jak teraz o tym myślę, to nawet nie było tak trudno — rzekł w pewnym momencie. — Myślałem, że będzie bardziej niebezpiecznie, ale w końcu to tylko szkolne zawody. Przecież nikt by nie umarł czy coś. — Zaśmiał się i wszyscy mu zawtórowali. Szczególnie Gal, którą niezmiernie cieszył udział w obaleniu fałszywego Szalonookiego. 

Tym razem szkołę uratowała ona, nie Potter. Jak zwykle, to on był przyczyną całego zamieszania, ale szczegóły i tak nie były znane pannie Sue. Będzie musiała pociągnąć Remusa za język, kiedy znów się z nim spotka. (Hehe.)

✩✩✩

Ostatni dzień szkoły wciąż rozbrzmiewał wesołymi śpiewami. Nawet Ślizgoni cieszyli się z wygranej w Turnieju. W dodatku brak pucharu domów nie powodował napiętej atmosfery. Przed ostatnim obiadem, Dumbledore tradycyjnie postanowił zabrać głos.

— Dziękuję wszystkim za gościnność, jaką okazaliście przybyszom z Durmstrangu i Beuxbatons! Mam nadzieję, że wszyscy bawili się na Turnieju tak dobrze, jak ja. Chciałbym też pogratulować Cedrikowi. Hogwart jest z ciebie dumny. — Rozbrzmiały gromkie brawa dla Puchona. Dyrektor nie pozwolił im jednak trwać zbyt długo i kontynuował. — W każdym razie, sam jestem bardziej dumny z Harrego Pottera, dlatego pragnę przyznać pięćdziesiąt punktów dla Gryffindoru! — Przez salę przebiegły nerwowe szepty. — Wiem, wiem! Nikt nie przejmował się rywalizacją i zdobywaliście punkty tylko dla dobrych ocen końcowych! Ale zmieniłem zdanie i jednak przyznam Puchar Domu także w tym roku! — Klasnął w dłonie, a w Wielkiej Sali ukazały się szkarłatno-złote proporce. — Brawo, Gryffindor!

Dyrektor zaczął szalenie bić brawo, na co zawtórował mu Hagrid, a po chwili jakaś połowa Gryfonów. Reszta nie wiedziała, gdzie podziać wzrok. Szczególnie McGonagall. 

— O, prawie zapomniałem! — Rzucił Dumbledore. — Jeszcze jedna rzecz! Lord Voldemord — większość zgromadzonych odczuła mrowienie całego ciała na dźwięk tego nazwiska — może powrócić w każdej chwili, więc pamiętajcie, że nie możecie się czuć bezpiecznie! Oczywiście nie dotyczy to Hogwartu, ale nie chcę was tu w wakacje, papatki!

✩✩✩

Mężczyzna i niewiasta siedzieli na trawie. On miał kilka drobnych kwiatów w dłoni, ona miała na sobie śliczną sukienkę.

— Wyrosłaś — rzekł Remus. Widział Gal pierwszy raz od zimy, a wtedy nie miał nawet dobrej okazji, aby się jej przyjrzeć.

— Czy to oznacza, że mogę być teraz twoją dziewczyną?

— Oh, Gal...

— No więc?

— Oczywiście, że nie.

https://youtu.be/bZpdXgsI6C0

____________________________

* zmodyfikowana piosenka kibiców Lecha Poznań "Legia to ch**e"

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro