Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 41 - "Witaj w rodzinie..."


  -Lou...!
Blondynka, siedząca na trawie, zmarszczyła brwi, ignorując znajomy głos. Odetchnęła głęboko, starając się nie wypaść z transu.
-Suspendisse mi quadrupes dicitur, quia a crinitus, et tunicam habet.*
Nagły wiatr poruszył zarówno jej długimi włosami, jak i kwiatami rosnącymi na łące oraz gałęziami pobliskich drzew.
-Lou!
Westchnęła cicho, przyłapując swoje ciało na dreszczu. Zacisnęła mocniej oczy, gdy pierwsze krople deszczu spadły na jej skórę.
-Puellae in genere frustis salutavit.**
Gdzieś w oddali rozległ się grzmot pioruna. Magini mogła jedynie zgadywać, że było to miejsce przynajmniej pięć kilometrów od niej.
-Louise nooo!
-Czego do cholery chcesz, Sting?!- Warknęła w końcu, otwierając gwałtownie oczy i wznosząc ręce ku niebu. Deszcz, jakby czekając aż Alberona przestanie go kontrolować, ustał tak jak i wiatr.
-Nicole...
Jedno słowo jej narzeczonego, który nareszcie znalazł się na polanie, wystarczyło, aby zerwała się z siadu i ruszyła biegiem w stronę gildii, łapiąc po drodze za rękę mężczyzny.

***

-Zajmuje się nią Polyrusica, Wendy jej pomaga.- Poinformował ją Sting po drodze.
Gdy wpadła do budynku gildii, wszyscy spojrzeli na nią z przerażeniem. Prawda jest taka, że do tej pory w tej gildii urodziło się tylko kilka dzieci, z czego trzy porody zakończyły się tragicznie, dlatego wszyscy martwili się o stan Nicole. Przed pokojem szpitalnym siedział Aren, który już od paru dni pomieszkiwał w Magnolii, oczekując narodzin swojego siostrzeńca lub siostrzenicy, jego dziewczyna, Ilia wraz z Ayame i Laxusem.
-Co z nią?- Blondynka od razu zapytała o przyjaciółkę, patrząc z wyczekiwaniem na poddenerwowanego Genred'a.
-Zaczęło się jakąś godzinę temu, Wendy mówi, że jeszcze z trzy poczekamy.- Odpowiedział, ściskając mocniej dłoń Ilii, kiedy zza drzwi usłyszeli krzyk bólu Nikki.
-Ma mocniejsze skurcze co jakieś dziesięć minut, faktyczny poród może zacząć się za półtorej do dwóch godzin.- Dodała dokładniej dziewczyna, pocieszająco przeczesując włosy swojego partnera.
-Byleby przeżyli...- Mruknął Laxus, który co chwilę zerkał na Ayame. Mimo widocznego przytłoczenia emocjami, dziewczyna uparła się, że chce czekać z nimi w gildii. Odwrócił wzrok z różowowłosej na Louise, gdy ta uderzyła go otwartą dłonią w kark. -Za co?!
-Za żywota...- Prychnęła i usiadła obok Arena, wpatrując się w drzwi sali. -Pośpiesz się, dzieciaku.

***

Prawie umarł ze strachu, gdy w domu rozległ się krzyk Nicole i dźwięk tłuczonego szkła. Pierwszym co rzuciło mu się w oczy, kiedy wpadł do kuchni, były odłamki stłuczonego wazonu na podłodze oraz Nikki, zginająca się i trzymająca za brzuch.
Ale cholera... To był pikuś przy tym, co działo się później.
Kiedy udało mu się w miarę szybko przetransportować żonę do gildii, musieli czekać jeszcze na Polyrusicę, która jako jedyna znała się na faktycznej medycynie. Wendy starała się osłabiać ból ciężarnej, Gajeel trzymał ją za rękę, a "różowa wiedźma" co jakiś czas sprawdzała jej stan.
-Kurwa... Nigdy więcej... mnie nie tkniesz...- Klnęła Nicole przez zaciśnięte zęby, prawie łamiąc palce Smoczego Zabójcy. Kilka minut temu Polyrusica uznała, że lada moment, a najmłodszy członek rodziny Redfox wyjdzie na świat, po prawie dziewięciu miesiącach męczenia swojej matki.
-Cokolwiek, skarbie.- Szepnął Gajeel, obserwując twarz kobiety, wykrzywioną z bólu.
-Okej Nicole... Oddychaj głęboko...- Poradziła Wendy, posyłając magini metalu współczujące spojrzenie. -Powinno pójść szybko.

***

Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy zza zamkniętych drzwi usłyszeli płacz dziecka. Louise i Aren od razu zerwali się ze swoich miejsc, wbiegając do pokoju, prawie zabijając się w progu. Na łóżku leżała wykończona Nicole, przytulająca do klatki piersiowej małe zawiniątko. Na brzegu siedział Gajeel, który ze łzami w oczach obserwował swoją rodzinę.
-POKAŻ MI GO!- Pisnęła Lou, zrzucając Redfox'a z łóżka i zajmując jego miejsce. Z drugiej strony usiadł Aren, z iskierkami w oczach.
-Skąd wiecie, że to on?- Zaśmiała się cicho czarnowłosa, zerkając to na przyjaciółkę, to na brata.
-Och proszę cię... Jeśli ten idiota miałby zrobić coś dobrze, to byłoby to właśnie spłodzenie syna.- Blondynka parsknęła śmiechem i pokazała urażonemu magowi język. Jego żona uśmiechnęła się szeroko i ucałowała czoło synka, następnie oddając go w ręce "cioci".
-Poznajcie Shiru Kamio Redfox'a.- Szepnęła Nikki radosnym głosem. Boscy Zabójcy uśmiechnęli się szeroko, a blondynka nakreśliła na czole chłopczyka trzy pionowe linie.
-Witaj w rodzinie Shiru.- Powiedział Aren ze łzami w oczach. Po chwili wstał z łóżka i wybiegł z pokoju, drąc się na całą gildię. -WYGRAŁEM, STING! TO CHŁOPIEC! WYSKAKUJ Z KLEJNOTÓW GNOJKU!

____________________

658 słów.

Listopad 2016 (sprawdzony 01.09.2018).

Ostatni rozdział z bloggera.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro