Rozdział 17 - Aren
Sprzedam duszę za jakiś znak czy ktokolwiek to czyta, czy wstawiam to tak dla własnej satysfakcji...
***
-GDZIE ON JEST?!
-S-s-spokojnie... Jest nieprzytomny, więc nic nie zdziałasz...- Wymamrotała Lisanna, próbując dogonić dziewczynę.
Zadaniem białowłosej było pilnowanie korytarza, prowadzącego do skrzydła szpitalnego, podczas codziennych badań. Jednak zdała się na nic, gdy do budynku gildii wkroczyło Iron Gear. Nicole od razu skierowała się do części szpitalnej, jednak nie zamierzała opatrywać własnych ran. Lekko kulała, jednak to nie przeszkodziło jej w szybkim tempie, któremu próbował dorównać Gajeel. Mężczyzna krzywił się przy każdym kroku.
-Nikki! Cholera, no! Czekaj!- Krzyknął czarnowłosy, łapiąc ją za ramię. Nicole warknęła coś cicho, jednak posłusznie zatrzymała się i odwróciła do swojego partnera. -Jest nieprzytomny. Nic nie zrobisz... Uspokój się i nie działaj pod impulsem.- Powiedział spokojnie, odgarniając grzywkę z jej czoła.
-Gajeel...? Nicole...?- Szepnął słaby głos, który Żelaźni z łatwością wychwycili. W tym samym momencie, obrócili głowy w stronę McGarden'ówny, która patrzyła na nich z niezrozumieniem w oczach.
-Levy! Nie powinnaś jeszcze wstawać!- Pisnęła Lisanna z naganą. Niebieskowłosa dziewczyna, prawie całkiem obwinięta bandażami, nawet na nią nie spojrzała. Nie zwróciła nawet uwagi na Ayame, która biegnąc w stronę sal szpitalnych, trąciła ją ramieniem. Aliss zatrzymała się natychmiast, czując falę uczuć wypływającą z małego ciała Levy. Zachwiała się i, gdyby nie szybka reakcja przechodzącego obok Laxusa, upadłaby. Blondyn złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie, utrzymując w pionie.
-Wow, wow, wow... Uważaj.- Westchnął. Nie pierwszy raz słabła przy mocnych emocjach.
-Gomen.- Uśmiechnęła się przepraszająco i zerknęła na Nicole. -Miałam ci przekazać, że Kimiko się obudziła. Lou z nią aktualnie rozmawia, ale nie wiem co z tego wyjdzie.- Powiedziała do czerwonowłosej, która wzdrygnęła się delikatnie.
-Czułaś coś?- Zapytała po chwili zastanowienia.
-Nienawiść. Dużo nienawiści. Wściekłość... Smutek... I żal.- Wymamrotała, opierając się delikatnie o Laxusa.
-Kusso...- Mruknęła Nikki i ruszyła do sali szpitalnej mimo protestów Gajeela. Gdy tylko dostała się do pomieszczenia, zatrzymała się osłupiała.
Sądziła, że jest gotowa. Myślała, że da radę. Uważała, że był dla niej nikim.
-Aren...- Szepnęła, powstrzymując łzy. -Braciszku...- Wymamrotała i osunęła się na kolanach. Zasłoniła usta dłonią, aby powstrzymać szloch. Zacisnęła powieki i skuliła się, krzycząc w dłoń.
Widząc swojego bliźniaka, przypominającego mumię, był dla niej za trudny. Jej kochany braciszek.
Nawet nie zwróciła uwagi, kiedy silne ramione owinęły się wokół niej. Redfox przytulił ją do siebie, delikatnie gładząc po włosach i szepcząc uspokajająco do jej ucha.
-Spokojnie Nicole... Wszystko będzie dobrze... Jestem tu, mała... Jestem.- Szeptał cicho, kołysząc ją lekko.
Aren...
***
-Sama nie wiem co się stało...- Westchnęła Wendy. -W jednym momencie jego ciało zaczęły pokrywać rany. To samo stało się u Kimiko... Rany większe i mniejsze. Najmniejsze po około centymetr, największe do siedmiu. Wydzielały krew i jakiś rodzaj... śluzu.- Powiedziała, oczyszczając ranę na przedramieniu Genred'a. -Problem jest w tym, że Kimiko opiera się leczeniu. Aren nie ma zbyt wiele do powiedzenia, lecz Kimiko świadomie odpiera działanie leczniczej magii. Jako Zabójca Bogów ma takie umiejętności, dlatego nie mogę zmusić jej do regeneracji. Nie wiem jednak jakie może mieć to skutki...- Dokończyła, patrząc z przygnębieniem na Lou. Ta pokiwała jedynie głową i opuściła pomieszczenie.
Gdy opuściła gildię, skierowała się do swojego mieszkania. Droga zajęła jej około dziesięciu minut, a kiedy już się tam dostała, zastała Gajeela, siedzącego na kanapie, i Nicole śpiącą z głową na jego kolanach. Czarnowłosy powoli przeczesywał włosy dziewczyny, co jakiś czas muskając opuszkami palców jej policzek. Blondynka uśmiechnęła się lekko na ten widok i przemknęła do własnej sypialni. Opadła na łóżko i spojrzała na okno. Słońce chyliło się ku horyzontowi, barwiąc niebo na wiele kolorów. Lou westchnęła cichutko i otworzyła okno, aby wespnąć się na dach. Zajęła miejsce na granicy, przewieszając nogi przez murek. Majdała kończynami, obserwując uważnie zachód słońca. I wtedy poczuła, że czegoś, a raczej Kogoś, jej brakuje.
____
584 słowa.
Październik 2015 (sprawdzony 01.09.2018).
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro