Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Barmanka

— Aa, to ty — odparła na mój widok, a błysk w jej szarych oczach nieco przygasł. Nie straciła jednak swojej nadmiernej energii. — Dziecko drogie, ściągnij to natychmiast!

Chyba zauważyła, że patrzyłam na nią z dziwnym wyrazem twarzy, wyglądając co najmniej makabrycznie. Do tego od bezczynnego stania w miejscu zrobiłam pod sobą niewielką, mętną kałużę. Nie mogła jednak zauważyć tego, jak bardzo nie chciałam mieć żadnych gości.

— Co ty tu robisz? — zapytałam, rozbierając się w końcu z wierzchnich, nieznośnie przemoczonych ubrań.

— Myślałam, że Stanley przyjedzie pierwszy — powiedziała, patrząc na drzwi za mną i ignorując chwilowo moje pytanie. — Ja i twój tata chcieliśmy sprawdzić, jak się czujesz w nowym otoczeniu. — Spojrzała na mnie, uśmiechając się promiennie. Uśmiech nie sięgał jej oczu.

Ja w tym czasie zdążyłam zdjąć z siebie wszystko, co mogłam, ale z przykrością zauważyłam, że i sweterek miejscami był mokry, zwłaszcza na rękawach. Spodnie tak samo. A skarpetki, to już w ogóle wołały o pomstę do nieba. Głęboko wypuszczając nosem powietrze, z zaciśniętymi ustami poszłam do swojej sypialni, by poszukać jakichś luźnych, świeżych ubrań.

Matka szła za mną, zaczynając powątpiewania związane z moją dojrzałością do mieszkania na własną rękę. Ja, stojąc do niej tyłem i przodem do szafy zarazem, zamknęłam oczy. Nie dawałam ponieść się zbędnym emocjom. Potem, próbując słuchać jej słów, wygrzebałam z szafy jakieś dresy i ciepłą, długą bluzę. Kiedy nastała przerwa po monologu, pomyślałam, że zostawiła mnie samą, bym mogła w spokoju zdjąć mokre ubrania, ale wtedy zaczęła mówić o czymś zupełnie innym.

Kolejne, bezdźwięczne westchnienie.

— Mamo, daj mi się przebrać, a potem mi to dokończysz, dobrze? — Odwróciłam się do niej z jak najmniej poirytowanym wyrazem twarzy, jaki mogłam z siebie wydobyć.

To moi rodzice znaleźli to mieszkanie nie tak daleko od kursu. Mój dom rodzinny był dwie godziny drogi stąd, w jednym z większych miast. Po liceum wyprowadziłam się, zamieszkałam sama i zaczęłam spełniać się życiowo. Jeśli jednak takie wizyty rodziców — jak ta w tamtym momencie — miały się powtarzać częściej, niż raz na tydzień, nie mogłam osiągnąć mentalnej dorosłości. Ani w tym momencie, ani nigdy.

— Ach, no dobrze. — Założyła rękę na biodro. Drugą wskazała na mnie palcem. — Tylko szybko, bo tata zaraz będzie. — I zniknęła za zamkniętymi drzwiami.

I akurat wtedy zadzwonił dzwonek od mieszkania, a ja zaczęłam się modlić o przetrwanie tego wieczoru.


***


Kiedy wyszłam z pokoju, mój ojciec właśnie ściągnął płaszcz.

Krótko się przywitał i wkroczył wraz z moją matką do niewielkiego salonu połączonego ze skromną kuchnią. Zasiedli na kanapie, choć ojciec bardziej się na niej położył, niż usiadł. Oboje spojrzeli na mnie, bez słów oczekując, że do nich dołączę na fotelu tuż obok. Zwijając dłonie w pięści i rozluźniając je tuż po tym, zajęłam dane miejsce, obdarzając ich neutralnym, stoickim spojrzeniem. Ojciec przerwał ciszę.

— No to powiedz nam: jak jest na kursie? Spełnia on twoje oczekiwania? — Podniósł brwi do góry i pochylił głowę, jakby tylko czekał, aż odpowiem ,,tak".

Jednak nim otworzyłam usta, odezwała się matka.

— Oczywiście, że tak! To jeden z najlepszych kursów w okolicy! Nie zadawaj takich pytań! — Postukała się po głowie, piorunując go wzrokiem.

— Wiesz, co? Może przynieś mi jakieś tabletki przeciwbólowe, bo zaraz głowa mi pęknie od tego twojego krzyku. — Przyłożył palce do skroni i skrzywił twarz w groteskowym grymasie.

— O nie, mój drogi. Ja ci zaraz dam krzyk! — Wzniosła ostrzegawczo palec wskazujący i przesadnie obrażona, choć z klasą, oddaliła się do kuchni.

Stare, w miarę dobre małżeństwo.

— Przyjechaliśmy tylko na pół godziny. — Nachylił się do mnie ojciec, ściszając głos. — Klucze zabiorę jej potem.

Lekko się uśmiechnął, prawie niewidocznie, a moje napięcie emocjonalne uległo niewielkiemu obniżeniu. Z ich dwójki, to z ojcem lepiej się dogadywałam. Nie chodzi o to, że byliśmy bratnimi duszami czy najlepszymi przyjaciółmi.

Matka patrzyła na wszystko zupełnie inaczej. Gorzej. Rażąco subiektywnie. Nigdy nie potrafiłyśmy normalnie porozmawiać. Były to albo rozmowy płytkie i bez znaczenia, albo nasączone wzajemnym zniesmaczeniem do większości naszych wyborów.

Z ojcem częściej zdarzało mi się znaleźć złoty środek. Choć on też miał swoje odmienne, często kontrastujące z moimi poglądy.

Natomiast między nim a nią, relacja była bardziej, niż specyficzna.

— Coś mówiłeś? — spytała matka z nutką wrogości.

— Wolisz nie wiedzieć — odparł ojciec, patrząc na mnie rozbawiony swoją odpowiedzią.

— Stanley, przysięgam, że ostatni raz tu z tobą przyjechałam!

— Bogu dzięki!

Szklanka z dużą siłą opadła na blat kuchenny. Po mieszkaniu rozległ się huk. Nie przejęłabym się tym odruchem, gdyby nie fakt, że w mieszkaniu były tylko i wyłącznie trzy szklanki. Z dźwiękiem uderzającego o powierzchnię szkła, wyczułam też znane mi napięcie, które zdawało się być bliżej, niż sekundy wcześniej.

— Mam tego dość! Ubieraj płaszcz, jedziemy!

— Ja się nigdzie nie wybieram! Dopiero przyjechałem!

Wzdychając, powoli poszłam do swojego pokoju, chcąc zostawić ich samych i oddalić się od ich podniesionych głosów. Choć żyłam i pracowałam w tym miasteczku przez ledwie dwa miesiące, zdążyłam się w pewien sposób od tego odzwyczaić.

Ale tylko nieco.

— A ty dokąd? — Matka oparła ręce na biodrach. Znowu. — Już masz nas dość?

— Jeanine, daj dziecku spokój. — Ojciec podszedł do nas, wskazując na mnie ręką. — Może powiesz córce to, co chciałaś oznajmić jej na pierwszym miejscu? Czy już ci z głowy wyleciało?

Zmarszczyłam brwi. Popatrzyłam na matkę, której twarz przeszła z wyrazu złości w nagłe olśnienie. Zaniepokojenie i ciekawość zamiennie wypełniały moje płuca.

— No tak! Jak mogłam zapomnieć! — Na sekundę przymknęła powieki z ręką na sercu, a potem znów na mnie spojrzała z szerokim uśmiechem. Nie lubiłam tego uśmiechu. — Rita wróciła do miasta!

Na samo imię coś we mnie niemiło się skurczyło.

— Skąd o tym wiecie? — zapytałam jednak bez grama emocji czy zaciekawienia w głosie. Mimo że zastanawiało mnie to i niepokoiło, gdzieś w głębi serca. Czy tego chciałam, czy nie.

— Jej ojciec wrócił do pracy dwa dni temu — odpowiedział ojciec. — Jest tak opalony, że trudno go było nie zauważyć! Wydaje się nowo narodzony po tym wyjeździe, chociaż jego zmarszczki temu nieco zaprzeczają.

Gdy oni wymienili ze sobą rozbawione spojrzenia, ja wciąż próbowałam oswoić się z tym wszystkim. Nie chciało mi się wierzyć, że to było to, co matka miała do przekazania. To nie mogło być tylko to. Było tam coś jeszcze. Ukryte w tonie jej głosu.

I wtedy to powiedziała.

— Ty i Rita dawno się nie widziałyście! Może gdybyś za tydzień pojechała z nami do...

— Nie! — nieświadomie przerwałam jej zdanie. Popatrzyłam na ich zdziwione twarze, czując tylko chłód. — Nie chcę się z nią widzieć — dodałam ciszej, choć wcale nie spokojniej.

Spostrzegłam, jak obudził się we mnie system obronny. Zwalczał równie szybko rodzący się niepokój. Rodzice widzieli kumulujące się we mnie emocje, ale też nie widzieli ich w pełni. Jedyne, co widniało na ich twarzach, to niezrozumienie, a nawet i lekkie rozczarowanie.

— Nie rozumiem twojej złości. Przecież się przyjaźniłyście. — Ojcu udzielał się powoli mój opór. Ze zmarszczonymi brwiami wbijał we mnie błękitne spojrzenie.

Na ostatnie słowo coś we mnie zachciało się roześmiać tak bardzo, jak krzyknąć. Wciąż trzymałam nerwy na wodzy. Lecz czego nie potrafiłam powstrzymać, to chłodnego, wręcz lodowatego tonu obijającego się o każdą ścianę w mieszkaniu.

— Zaczęłam tu nowe życie i nie mam zamiaru wracać do starego. Będę wdzięczna, jeśli nie zdradzicie nikomu mojego adresu. — Patrzyłam na nich z tym samym, obojętnym wzrokiem. — O ile jeszcze tego nie zrobiliście.

Kiedy ojciec był bliski uderzenia w coś z całej siły, to matka jako pierwsza wybuchnęła.

— Nonsens! — Uniosła ręce w górę, wywracając oczami i odchodząc na bok, tylko po to, by po chwili wrócić. — Masz dziewiętnaście lat, a zachowujesz się jak dziecko!

Nic nie odpowiedziałam. Jedynie zaciskałam i rozluźniałam dłonie. Nie odrywałam od nich wzroku, mimo że czułam ten niemiły ucisk w brzuchu, z każdą chwilą coraz mocniejszy. Miałam ochotę odpyskować. Miałam ochotę krzyknąć na nich. Miałam ochotę pójść do pokoju i czekać, aż sobie pójdą.

Ale stałam, cierpliwie czekając, aż skończą swoje wywody.

— Zamiast pojechać tam i spotkać się z przyjaciółką, wolisz siedzieć tu sama i zachowywać się jak dzikus. — Ojciec minął mnie wciąż nabuzowany, kierując się do przedpokoju.

Gdy tylko zobaczyłam mijające mnie spojrzenie ojca, miałam wrażenie, że dostałam z pięści prosto w brzuch. Mimo to nie drgęłam. Choć nie umknął mi cień żalu, który w sobie miał.

— Następnym razem pomyśl o nas i o tym, jak będzie nam wstyd! Mamy im powiedzieć, że miałaś ważniejsze rzeczy na głowie? — Matka gwałtownie zrobiła okrąg ręką, przewracając  przy tym oczami.

— Dokładnie tak zrób — odparłam dziwnie głucho.

— Cudownie!

I oboje zaczęli zbierać się do wyjścia, unikając mojego wzroku. Cisza była destrukcyjna, a powietrze zbyt gęste, by nim swobodnie oddychać. Wychodząc, matka jeszcze spojrzała przez ramię, rzucając tylko:

— Pomyśl nad tym, co robisz.

Po czym oboje zniknęli za drzwiami.


***

Prosty, czarny podkoszulek to jedyne, co odróżniało mój obecny wygląd od poprzedniego. Czerń była jedynym wymogiem kierowniczki klubu imprezowego, od którego dzieliły mnie w tej chwili tylko metry. Całe szczęście, że deszcz darował sobie masowe bombardowanie ze wszystkich stron, bo zagwarantowało to moje dotarcie do celu bez potrzeby zmiany ubioru.

Lampy uliczne otaczały ciemność centrum żółtawą barwą, co robiły też okna wszelkich budynków dookoła, których nie było w okolicy tak dużo. W całym miasteczku przeważała zieleń, parki oraz różne posągi i fontanny. Dlatego jego środek był niczym więcej, jak paroma dłuższymi segmentami budynków ze sklepami, może trzema kawiarniami, biblioteką, klubami i paroma innymi placówkami.

Pozornie nie tak wiele, jednak gdy zapadał zmrok, to niewielkie miasteczko budziło się do życia i zapełniało się tłumami mieszkańców. Wypełniali wszystkie otwarte lokale rozmowami i śmiechem.

I wiedziałam, że dla mnie nie był to powód do świętowania.

— Punkt dwudziesta druga! Wspaniale! — krzyknęła do mnie jedna z wicekierowniczek, starając się zwalczyć uderzającą w nas z każdej strony muzykę.

Mimo dwóch miesięcy pracy w tym lokalu ledwo kojarzyłam stojącą przede mną rudą kobietę. Może po prostu nie miała w sobie tego czegoś, co pomogłoby mi zapamiętać ją na dłużej. A może to przez to, że w tym klubie co chwilę przewijały się nowe twarze i nowi pracownicy.

Tak czy siak, nie wiedziałam nawet, jak miała na imię.

— Studenci wrócili chyba z wczasów, bo takiego ruchu nie było od dawna! — Rozejrzała się po dokładnie przedstawionej przez nią scenerii, po czym nagłym ruchem chwyciła mnie za ramiona, obróciła i pchnęła do przodu. — Leć szybko, bo Britt ledwo sobie radzi!

A kiedy wzrok skierowałam na bar, w myślach musiałam przyznać rudowłosej rację.

Oczywiście, że Britt ledwo sobie radziła.

Była jedyną osobą, która obsługiwała tabun pijanych studentów. Do tego robiła to jedną ręką, bo w drugiej trzymała telefon, zawzięcie prowadząc jakąś dyskusję. W międzyczasie poprawiła swoją odwieczną beanie na głowie i latające wszędzie pukle brązowych włosów. Non-stop podwijała rękawy rozpinanej, oversize'owej, czarnej bluzy.

Powstrzymując się od jakiejkolwiek reakcji na zastany widok, zostawiłam płaszcz na zapleczu i w końcu zaczęłam zajmować się połową zgromadzonych przy ladzie osób. Britt, zauważając mnie, uśmiechnęła się ciepło. Po sekundzie jednak wróciła do rozmowy i swoich zadań zarazem.

Pracowała w klubie dwa tygodnie, a jedyna interakcja, jaka pomiędzy nami zachodziła dzień w dzień, to jej stały uśmiech dołączony do przywitania i moje neutralne skinienie głowy w odpowiedzi. Potem całe zmiany nie zamieniałyśmy słowa.

Było mi to nawet na rękę.

I w planie miałam ponowne wrzucenie się w wir pracy, a raczej w unikanie napaści oraz czyichkolwiek wymiocin na moich ubraniach. Jednak Britt swoją rozmową wcale mi tego nie ułatwiała. Nie mogłam tak po prostu wyłączyć uszu na przebieg jej rozmowy. Nie mogłam też powiedzieć wprost, żeby odłożyła telefon. Do tego za dużo się wokół nas działo, bym zawracała sobie tym głowę.

— Tak! Wrócił dziś rano i za niedługo przyjedzie tu ze znajomymi. — Rozradowana szatynka nalewała drinka zniecierpliwionej blondynce przed sobą. Następne zdanie powiedziała nieco ciszej. — Czuję, że to coś poważnego.

I po chwili, ku mojej uldze, odłożyła telefon i faktycznie zabrała się do pracy. Bo w czasie, gdy ja obsłużyłam dziesięciu klientów, Britt zajęła się może dwójką. Z czego blondynka dostała nie to, co zamawiała, więc dziewczyna zmuszona była zacząć od nowa.

Jednak istniała różnica pomiędzy drinkiem z rumem a kieliszkiem cytrynówki.

Przewróciłam oczami, widząc szok na twarzy barmanki. Wbrew pozorom, obserwowanie sytuacji takich, jak ta, potrafiło rozbawić jakąś małą część mnie. Britt była jedną z najbardziej chaotycznych osób, jakie do tej pory widziałam w tym miasteczku. Momentami było mi jej nawet żal, ale uczucie to znikało wtedy, gdy rosła irytacja.

— Kendrick!

Na nagły krzyk szatynki zamknęłam oczy z nieprzyjemnego zaskoczenia, a wszelkie pozytywne wrażenia wypłukały się ze mnie w sekundę. Podniosłam powieki, patrząc poirytowana na źródło tak donośnego głosu obok mnie. Britt stała bardziej tyłem do mnie, niż przodem, przez co nawet nie zauważyła chłodu moich oczu.

Tak. Zdecydowanie uleciał ze mnie żal.

Obsłużyłam ostatniego na ten moment chłopaka i wycierając stojące przy zlewie szklanki, przekręciłam głowę, bacznie obserwując zgraję, zdawało mi się, studentów, radośnie witających barmankę za barem. Wiedziałam, że nie mogli się za nim znajdować.

Jednak nie zdążyłam nawet uciszyć tego głosu w głowie, bo spostrzegłam twarz, której nie widziałam po raz pierwszy.

— Cześć Britt. — Chłopak o wyrazistym, niższym głosie jako pierwszy z może pięcioosobowej grupy przytulił szatynkę, lekko się przy tym uśmiechając.

Z łatwością go obserwowałam, bo gdy dziewczyna była tyłem do mnie, jego twarz znajdowała się równo naprzeciw mojej. Ściskając Britt, miał oczy zamknięte w wyrazie ulgi, więc nawet mnie nie zauważył. Zmarszczyłam lekko brwi, próbując odgrzebać w pamięci jego osobę.

Gdy tylko się wyprostował i uchylił powieki, kiedy to inni znajomi zaczęli witać szatynkę, jasnopiwne spojrzenie przypadkowo skrzyżował z moim. Zmarszczył brwi, utrzymując kontakt wzrokowy i upewniając mnie, że rzeczywiście nie widzieliśmy się po raz pierwszy.

I wtedy przypomniałam sobie sytuacje z popołudnia. Nawet miał na sobie ten sam, pomarańczowy podkoszulek.

Sekundę później z powrotem zwrócił uwagę na Britt i swoich znajomych, a ja na czyszczenie naczyń i na dopiero co ulokowaną przy barze dziewczynę.

Jej głowa ledwo trzymała się pionu, co było w tym miejscu w miarę częstym widokiem. Do tego dochodził typowy zapach długo noszonych perfum, dopiero co wypitego alkoholu i potu wytańczonych ciał. To był cały pakiet siedzący zazwyczaj przede mną.

— Glass!

Jeden wyraz zwrócił moją uwagę na Britt. Podniosłam brew w oczekiwaniu. Jej uśmiech był zbyt szeroki jak na bezinteresowny, na co subtelnie westchnęłam.

— Obsłużyłabyś moich znajomych? Idę przekonać Kelly, żeby puściła mnie dzisiaj wcześniej! — Szczęśliwa spojrzała na wspomnianą piątkę, po czym skierowała swój niewinny wzrok na mnie. Praktycznie zaczęła się oddalać, nie zostawiając mi większego wyboru.

Kochałam tę pracę.

— W porządku.

I Britt nie czekając dłużej, wystrzeliła radośnie na zaplecze. Jej znajomi po chwili znaleźli się przy barze, po tej poprawnej stronie, a ja, wycierając dosłownie ostatnie szklanki, jakie były do wytarcia, podniosłam na nich wzrok. W końcu musiały się kiedyś skończyć.

— Skąd pomysł na ten kolor włosów? — rzucił bez żadnego wstępu czarnoskóry chłopak z wieloma, długimi warkoczami spiętymi z tyłu głowy.

— Co podać? — odparłam niewzruszona, ignorując jego pytanie.

Wtedy dziewczyna stojąca tuż za nim przepchnęła go na bok, a jej czarne, krótkie włosy zafalowały od tego nagłego ruchu. Wywróciła niebieskimi oczami, przejmując inicjatywę.

— Pięć kieliszków i butelkę czystej. Jak najtańszej — odpowiedziała mi, wskazując konkretną butelkę za mną.

Skinęłam głową, kucając po spirytus. Chwyciłam w dłoń zimne, wzorzyście zaprojektowane szkło. Wtedy zza pleców usłyszałam dziewczynę po raz kolejny.

— Wybacz za tego kretyna. — Wskazała kciukiem wysokiego śmiałka, gdy znów znaleźli się w moim polu widzenia. Gdy położyłam przed nią to, o co prosili, również rzuciła we mnie pytaniem. — Przyjaźnisz się z Britt?

Jedna równa drugiemu.

— Nie.

I musiało to chyba ostudzić jej zapał, bo bez słowa skinęła głową, zapłaciła podaną przeze mnie cenę i wepchnęła butelkę w dłonie chłopakowi obok niej. Sama wzięła dwa kieliszki, idąc za nim do pustego dalej stolika i pozwoliła pozostałej trójce zabrać swoje.

Czyli Blademu Fanowi Tatuaży, Zjaranej Latynosce i Pomarańczowemu Podkoszulkowi.

Trzeci z wymienionych jako ostatni chwycił za swoje szkiełko i widziałam, jak kręcił nim wokół palców, ryzykując roztrzaskaniem go o podłogę. Ale nim poszedł za swoimi znajomymi, spojrzał na mnie sceptycznie i badawczo. Patrzyłam na niego leniwie, czekając na to, co zrobi. Jego oczy błysnęły złotem, gdy w końcu zabrał głos. Przestał kręcić kieliszkiem. Chwycił go jednym, krótkim ruchem.

— To tobie zabrał piórnik.

Kiedy stała klientka podeszła do baru, bez pytania zaczęłam przygotowywać jej ulubiony drink.

— Ta, mnie. — Pare sekund po mojej odpowiedzi podsunęłam kobiecie napój pod nos. Uśmiechnęła się do mnie ciepło z rozanielonym wyrazem twarzy.

Chłopak przede mną w ciągu dalszym stał w miejscu i z kilometra dałoby się wyczuć, że miał coś jeszcze do dodania. Chciałam, żeby się pospieszył, bo jedna barmanka na rozkręcającą się imprezę była zdecydowanie niewystarczająca.

I w końcu się doczekałam, jednak ani trochę nie zadowoliło mnie to, co usłyszałam.

— Nie odezwał się do mnie po tym ani słowem. Co mu powiedziałaś?

Podniosłam na niego wzrok, nie do końca rozumiejąc. Sama sugestia narzucająca się w tym pytaniu lekko podniosła mi ciśnienie.

— Co? — zapytałam jednak spokojnie, podnosząc brew.

— Kendrick! Zgodziła się! — Niższa o pół głowy Britt stanęła tuż obok mnie, zwracając się do chłopaka za ladą i przerywając wcześniejszą rozmowę, ku mojej uldze. Znienacka jednak położyła mi dłoń na ramieniu z wdzięcznością wymalowaną na jej rumianej twarzy. — Dziękuję, Glass. Jesteś świetna!

Ostatni raz spojrzałam chłodno w nieufne, złote oczy.

— W porządku. — Po czym minęłam szatynkę, na przemian zaciskając i rozluźniając dłonie.

A jeśli myślałam, że ten dzień był serią dziwnych wydarzeń, to naprawdę mało wiedziałam o zrządzeniu losu.



****

Nowy rozdzialik już dzisiaj, bo korzystam z natchnienia. (Przepraszam za fałszywy alarm, opublikowałam wcześniej złą wersję!) Za wszelkie głosy i komentarze serdecznie dziękuję! Długość zaskoczyła nawet mnie!

~ Ovska

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro