Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

David wkłada do moich ust kawałek sera pleśniowego. Powoli go przeżuwam delektując się pocałunkami którymi obdarowywana jest moja szyja. Jeszcze nigdy nie miałam tak przyjemnego poranka. Talerz z serami i wędliną nie brzmi jak przepyszne śniadanie, ale ja nie zamieniłabym go na żadne inne.

— Otwórz buzię — mówię słodkim głosem, a on rozchyla usta. Wsuwam w nie kawałek sera, a on posłusznie go zjada.

Nasze czułości odbywają się na kanapie w jego salonie.

Przed chwilą przeżyliśmy tu namiętne zbliżenie. W pierwszej chwili to miejsce mi się źle skojarzyło, ale szybko wyrzuciłam to wspomnienie z głowy. Rozpamiętywanie tego co było jest najgorszym co możemy dla siebie zrobić. A ja nie chce sama sobie sprawiać bólu.

— Co chwilę spoglądasz na zegar, jesteś z kimś umówiona? — krótko się śmieje, bo to już nie pierwszy raz jak wybaduje czy na pewno z kimś się nie spotykam. Cieszę się, bo jego zazdrość oznacza, że jest dla niego ważna.

— Nie sądzę by ktokolwiek miał randkę w czwartek o dziewiątej rano — oznajmiam i wciskam mu kawałek prosciuto. — Po prostu powinnam już wrócić do domu.

— Możesz w ogóle tam nie wracać.

— Odpuść — proszę i mam nadzieję, że posłucha.

I tak właśnie się dzieje, bo nie wspomina już o tym, ale zapanowuje między nami nieznośna cisza.

— Będę musiała zaraz lecieć — wiem, że nie jest to najlepsze zdanie, które mogłabym powiedzieć, ale już dawno powinnam być w domu. Nie mam też jeszcze wymyślonego wytłumaczenie gdzie byłam. Będzie trzeba iść na żywioł.

— Okej — zgadza się i wstaje. — Gdzie się spotkamy wieczorem?

Drugie zdanie sprawia, że ciepło rozlewa mi się po brzuchu. On dalej chce się ze mną spotkać.

— W klubie?

— A może przyjedziesz do mnie. Pozbędę się z domu Marcello i nikt nie będzie nam przeszkadzał — kiwam głową na tak.

Już nie mogę się doczekać wieczora.

***

— Do tej pory uważałem cię za najrozsądniejsze z moich dzieci. Teraz już nie wiem co o tym myśleć — grzecznie siedzę w gabinecie ojca i słucham wykładu, który daje mi tata. Widać, że się mocno zmartwił.

— Umiem o siebie zadbać — przypominam. Od ponad dwóch lat działam w rodzinnym biznesie i muszę wykonywać takie same zdania jak moi bracia. Nigdy nie dostawałam taryfy ulgowej.

— Tak. Jesteś bardzo skuteczna, ale nie chce by coś ci się stało. Ostatnio prawie cię straciliśmy.

— Poradziłam sobie jednak — wspominam i wreszcie udaje mi się wywołać uśmiech na twarzy taty. — Samo to jak mam na nazwisko może sprawić, że nie dożyje jutra. Nie zamierzam jednak z tego powodu żyć w strachu.

Głośno wzdycha, bo wie, że mam rację. Trzeba przyswoić tą prawdę.

— Nie rozmyślam o tym, bo w innym wypadku bym oszalał. Zależy mi na wszystkich moich dzieciach — wstaje i do niego podchodzę. Staje za nim i owijam swoje ramiona wokół jego szyi. Układam też głowę na ramieniu i całuję tatę w policzek.

— Bardzo cię kocham tatusiu.

— Ja ciebie też księżniczko i dlatego proszę byś uważała.

— Będę — obiecuje.

Decyduje, że koniec już z tym odpoczywaniem i wracam do pracy. Nie lubię bezczynności, i chce też by czas do wieczora szybciej mi przeleciał. Znowu czuję motylki w brzuchu na samą myśl o spotkaniu z David'em. Staram nie myśleć, że ten związek jest z góry skazany na niepowodzenie.

W końcu nigdy nie wiadomo co los przyniesie.

— Giulia! — do mojego biura wpada Alex. Jego pojawienie nie zwiastuje niczego dobrego. Oby tylko nie dał mi jakoś dużo roboty. Muszę się wyrobić do siódmej wieczorem.

— Nawet nie próbuj dawać mi wykładów. Tatuś już to zrobił — mówię profilaktycznie, bo jako, że lubi mnie ochrzaniać to mógłby chcieć wykorzystać okazję.

— I dobrze — ledwo się powstrzymuję by nie powiedzieć mu kilku słów. Kto jak kto, ale on nie ma prawa mieć do mnie pretensji. Ma jeszcze więcej tajemnic przed ojcem niż ja. — Musisz gdzieś jechać.

— Po co?

— Omówić szczegóły dostawy broni.

— Okej. Zaraz zadzwonię po Tony'ego — wyciągam telefon, ale Alex mnie powstrzymuje.

— Nie. Ja ci tym razem potowarzyszę — odpowiada w pośpiechu. Jestem odrobinę zdziwiona, bo Alessandro nie znosi zajmować się takimi sprawami. Nie raz powtarzał, że jest człowiekiem czynu i negocjacjami mam się zajmować ja i Antonio.

— Myślę, że Tony nie będzie miał nic przeciwko — na serio nie uśmiecha mi się spędzać z nim czasu. Wolę mojego wyluzowanego brata.

— Za pięć minut chce cię widzieć w aucie — oznajmia głosem nieznoszącym sprzeciwu i wychodzi trzaskając drzwiami.

Jakbym wcześniej wiedziała, że czeka mnie dziś wyjazd z Alex'em to nie sądzę, że wybrałabym się do pracy. No cóż, trzeba tylko mieć nadzieję, że w miarę szybko nam pójdzie.

— Gdzie byłaś w nocy? — jak tylko wsiadam do auta to zostaje zaatakowana tym pytaniem. Czyżby Alessandro postanowił zostać moim opiekuńczym braciszkiem. Sądzę, że spóźnił się z tą rolą o parę ładnych lat.

— Do tej pory nie tłumaczyłam się ze swoich wyjść i teraz też nie mam takiego zamiaru.

— Wcześniej nie spotykałaś się z wrogiem — odkręcam głowę w jego stronę i posyłam mu wściekłe spojrzenie.

Jak on śmie mi to wypominać?

— Z tego co wiem to robisz to samo. Z tego co wiem to David bezpośrednio nas nie atakuje, a Massimo już tak — widzę jak mocno zaciska dłonie na kierownicy. No cóż prawda w oczy kole.

— To zupełnie inna sytuacja.

— Bo co, ty tak uznałeś? Najlepiej będzie jak ty nie będziesz się wtrącał do mojego życia, a ja do twojego. Jeśli chcesz to możesz nawet udawać, że nie istnieje!

Nic mi nie odpowiada tylko dalej jedziemy w ciszy.

Alessandro podjeżdża pod naprawdę dziwne miejsce. Jest to mała piaszczysta polanka za znajduje się sosnowy las. Czeka na nas już jakiś samochód.

Zerkam jednak na rejestrację i zamieram. OR4. Z tego co wiem to wszystkie auta Orsaniego mają tą rejestrację.

Mój własny brat właśnie mnie zdradził.

Liczę na waszą opinię.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro