❝mleko truskawkowe❞ Sakata Gintoki x Reader
❝mleko truskawkowe❞ Sakata Gintoki x Reader
Zamówienie dla: ahusmeme
Przekroczyłaś próg sklepu z szerokim uśmiechem na twarzy. Drobniaki wesoło zabrzęczały w twojej kieszeni. Z pieniędzmi zawsze było u ciebie krucho, ale trzeba było sobie jakoś radzić.
Co za szczęście, że ten stary pierdziel w garniaku miał sporo kasy w kieszeni marynarki. Byłaś typowym złodziejaszkiem z wielkimi marzeniami na przyszłość, a jak wiadomo do spełnienia marzeń potrzebne są pieniądze. Przechodząc przez miasto łatwo spotkać ludzi, którzy w roztargnieniu gdzieś się spieszą, a takich najłatwiej ograbić.
Zrobiłaś wcześniej większe, domowe zakupy. Teraz zostało ci akurat na jakąś przekąskę, a ochotę miałaś na mleko truskawkowe.
Ucieszyłaś się, czując działającą klimatyzację. Podeszłaś do sklepowych lodówek w poszukiwaniu chłodnego przysmaku. Zadowolona sięgnęłaś po ostatni już karton, twoja dłoń zderzyła się jednak z ręką kogoś innego.
— Hę? — spojrzałaś na srebrnowłosego mężczyznę w stroju samuraja, oprócz tego, że jego spojrzenie przypominało ci oczy martwej ryby, był całkiem przystojny.
— Panienka wybaczy, ale byłem pierwszy — sztuczna uprzejmość biła z jego głosu.
— No chyba nie — wysiliłaś się na uśmiech.
Pulsująca żyłka pojawiła się na jego czole. Mocno zaparł się stopami i zaczął ciągnąć karton w swoją stronę.
— Dobra smarkulo, wystarczy, mleko jest moje!
— Panie mają pierwszeństwo! Co z ciebie za dżentelmen! — krzyknęłaś również ciągnąc w swoją stronę.
— A kto ci powiedział, że jestem dżentelmenem?!
Ludzie w sklepie zaczęli rzucać wam rozbawione spojrzenia, a parę przechodzących osób ominęło was szerokim łukiem, szepcząc między sobą.
— Ach, te kłótnie nowożeńców — zaśmiała się starsza pani.
Ze zdziwienia aż puściłaś karton, przez co samuraj z impetem upadł na podłogę, a mleko zostało podrzucone w górę. Szybko jednak się zreflektowałaś i złapałaś je w locie.
— Dzięki, mężulku — puściłaś mu oczko i nie zwracając uwagi na jego krzyki pobiegłaś do kasy.
Wyszłaś ze sklepu z zakupionym kartonem. W głowie wciąż jak zacięta płyta, odtwarzały ci się słowa tamtej starszej pani.
"Naprawdę wyglądaliśmy jak nowożeńcy?" — przeszło ci przez myśl.
Uśmiechnęłaś się delikatnie i wraz ze swoim ciężko wywalczonym mlekiem, zaczęłaś wracać do domu. Zachodziło już słońce, więc zdecydowałaś się na skróconą drogę. Weszłaś w jedną z uliczek, gdy usłyszałaś cichy głos.
— T-to ona! Ona mnie okradła! — otworzyłaś szeroko oczy, widząc znajomego starszego pana w garniturze.
Dwóch rosłych mężczyzn zaczęło zbliżać się w twoją stronę. Poczułaś strach, w walce wręcz nie miałaś szans. Pozostała ucieczka, ale nogi sparaliżował ci strach. Mimowolnie przymknęłaś oczy.
— Zostawcie moje słoneczko w spokoju! — po głośnym huku, dwójka mężczyzn padła na twarz tuż przy twoich stopach. Starzec w garniturze zniknął.
Znajomy samuraj pochylił się nad tobą. Bohater! To prawdziwy bohater! Już miałaś mu podziękować, gdy poczułaś że wyrywa ci karton mleka z rąk.
— Moje słoneczko! Ta zła pani nic ci nie zrobiła? — srebrnowłosy zaczął głaskać opakowanie napoju.
Czy on mówił do mleka? Czy on naprawdę rozmawia właśnie z mlekiem?
— Ty głupku! — krzyknęłaś, kopiąc samuraja.
— Tak mi dziękujesz za ratunek?!
Westchnęłaś cicho. Musiałaś przyznać, że poczułaś ciepło w sercu, gdy usłyszałaś jak wymawia "słoneczko". Zwłaszcza, że myślałaś, że mówi do ciebie.
— Dziękuję — mruknęłaś, delikatnie zarumieniona, a mężczyzna otrzepał swój zakurzony strój.
— Jeśli tak bardzo ci na tym zależy, to na ciebie też mogę mówić słoneczko... — powiedział, widząc jednak twoją minę, dodał: — Spokojnie, to żart! Tylko mnie więcej nie bij!
Przez krótką chwilę zapanowała cisza.
— Nazywam się Sakata Gintoki.
— <Twoje Nazwisko> <twoje Imię>.
— Ładnie — mruknął. — Swoją drogą nie powinnaś kraść, są o wiele lepsze i bezpieczniejsze zawody, słyszałaś może o Yoshiwa- AUĆ
Kopnęłaś Sakatę zanim mógł dokończyć swoją propozycję.
— A mówiąc poważniej — ponownie się otrzepał. — Ci goście raczej się od ciebie tak łatwo nie odczepią.
— W takim razie będziesz musiał mnie bronić — posłałaś mu delikatny uśmiech.
Zatrzymał się i spojrzał na ciebie spode łba.
— Moje usługi nie są tanie moja droga.
— Zabrzmiałeś teraz jak kurtyzana — zaśmiałaś się. — To powinno ci na razie wystarczyć - powiedziałaś, wskazując na mleko.
Jego oczy zalśniły jaśniej.
— Tak! Zgadzam się, chodź zabieram cię na jakiś deser by uczcić naszą współpracę. Znaczy ty zapłacisz, ale ja cię zabieram! — otworzył upragniony karton i wziął łyka. Jego twarz niemal natychmiast skrzywiła się w grymasie wstrętu.
— Coś nie tak? — zapytałaś.
Gintoki spojrzał na ciebie oczami najbardziej załamanego człowieka świata.
— Jest zsiadłe.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro