Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Twenty two

Pożegnanie - nieodłączny element życia. Żegnamy się ze znajomymi po lekcjach w szkole, by znów ich zobaczyć następnego dnia, albo po weekendzie. Żegnamy się z przyjaciółmi, gdy ci wyjeżdżają i wiemy, że na najbliższe spotkanie musimy poczekać. Żegnamy członków rodziny, gdy ci ruszają za granicę albo na drugi koniec kraju, żeby pracować i dać nam lepsze życie. Jednak jak zachować się w czasie pożegnania, po którym wiemy, że już nie zobaczymy tej drugiej osoby? Nie ma odpowiedniej recepty. 

Stałem przed lustrem i poprawiałem ciasno zawiązany krawat. Tego dnia  czułem się wyjątkowo źle w bardzo oficjalnym stroju, który miałem na sobie. Czarny garnitur, biała, nowa koszula oraz czarny krawat. Włosy były świeżo przycięte, nie wchodziły mi w oczy, jak przez ostatnie kilka miesięcy. Nie mogłem na siebie patrzeć w takim wydaniu. Odszedłem od lustra, które miałem w łazience, aby udać się do salonu. Stanąłem przy szybie, żeby wpatrywać się w okno sąsiedniego domu. Zasłony zakrywały widok do środka, ale to nie przeszkadzało mi, żeby patrzyć się w nie przez najbliższe kilka minut. Nie myślałem o czymś konkretnym. Po prostu stałem nieruchomo w tym samym miejscu przez jakiś czas i wpatrywałem się w jeden punkt. 

Dźwięk otwieranych drzwi wyrwał mnie na chwilę z transu. W środku pojawiła się Maggie, która miała na sobie czarną, prostą sukienkę do kolan i buty na delikatnym obcasie. Jej włosy były obecnie naturalnego, ciemnobrązowego koloru. Powiedziała do mnie ciche "cześć", ale nie miałem siły, żeby jej odpowiedzieć. Ponownie odwróciłem wzrok w stronę okna, żeby beznamiętnie się w nie wpatrywać. Poczułem jak dziewczyna przytula się do moich pleców. Złapałem jej obie dłonie w swoje. 

- Gdzie jest twoja mama? - spytała moja dziewczyna. 

- U Irene. Poprosiłem ją o zajęcie się nią przez ten czas. Ja nie czuję się na siłach, żeby okazać jej wsparcie. Nie jestem teraz odpowiednią do tego osobą - odpowiedziałem. 

- Pamiętaj, że masz mnie, Ashton. Zawsze możesz porozmawiać ze mną, jeśli nie czujesz się na siłach. Wystarczy, że zadzwonisz, czy przyjdziesz do mnie. 

- Wiem, kochanie, doskonale zdaję sobie z tego sprawę. - odwróciłem się do dziewczyny i złożyłem szybkiego całusa na jej ustach. - Mógłbym jeszcze zostać przez chwilę sam?

Maggie skinęła głową, po czym udała się do mojego pokoju. A ja nadal znajdowałem się w tym samym miejscu. Myślałem o tym, co działo się przez ostatnie miesiące. Zastanawiałem się, co by było, gdybym nie wyjechał z Sydney na jakiś czas. Czy zauważyłbym szybciej problemy Frederici, dałbym radę ją uratować przed tym, co zrobiła kilka dni temu? Nie posiadałem jednak takich możliwości jak cofnięcie czasu, więc jedynie pozostawało mi takie gdybanie. 

Ponowne otwieranie drzwi przerwało moje liczne rozmyślenia. W pokoju pojawili się Nick oraz Kasper. Obaj ubrani w czarne garnitury stanęli przy mnie. Każdy z nich podał mi rękę na przywitanie, jednak żaden nie odezwał się do mnie słowem. Chłopaki szanowali fakt, że nie czułem się na siłach, aby cokolwiek powiedzieć. Wystarczyła mi ich obecność, aby wiedzieć o ich wsparciu. Wiedziałem, że nie musieli przecież uczestniczyć w ceremonii pożegnalnej. 

- Ashton, powinniśmy się zbierać, inaczej się spóźnimy - odezwał się Nick. 

Skinąłem głową na znak zrozumienia. Udałem się do przedpokoju, a następnie ubrałem buty. Maggs również przyszła i zamieniła kilka słów z chłopakami. Nie skupiałem się na ich rozmowie. 

- Masz przemowę? - spytała moja dziewczyna. 

- Mam. Nie spisałem jej, ale doskonale wiem, co chcę powiedzieć - odparłem. 

To właśnie na mnie spadł obowiązek powiedzenia czegokolwiek podczas całej uroczystości. Irene nie była w stanie wypowiedzieć zdania bez płaczu, dlatego siłą rzeczy, zostałem wybrany do tego zadania. Nick miał zawieźć moją mamę oraz panią Rodriguez, a Kasper, ja oraz Maggie jechaliśmy drugim samochodem. Mimo pory późnowiosennej i zbliżającego się lata, pogoda wcale nie dopisała. Od rana ciemne chmury zawitały nad Sydney, które przysłaniały słońce i nie pozwalały mu się przebić. 

Podczas pożegnania mojej przyjaciółki zjawiło się wiele osób. Nie spodziewałem się takiego tłumu w czwartkowe popołudnie. Co chwilę ktoś podchodził do matki Frederici z kondolencjami. Ja czułem się bardziej jak zagubiony chłopczyk w całym tym tłumie. Spoglądałem na twarze i dostrzegłem kilku uczniów ze szkoły mojej przyjaciółki. Znałem ich dokładnie z sieci. Stali gdzieś na końcu oprawcy Rici, którzy doprowadzili ją do stanu, w którym odebrała sobie życie. 

Maggie ścisnęła moją dłoń, jakby chciała mi dodać otuchy. Nick i Kasper cały czas kręcili się przy mnie. Wtedy dostrzegłem dwie znajome osoby. Dwójka młodych nastolatków podeszła do mnie, żeby się przywitać. O ile dziewczynę poznałem od razu, to z chłopakiem miałem problem. Widziałem go gdzieś, ale nie do końca potrafiłem przypomnieć sobie, skąd kojarzę rude włosy i ten przestraszony wzrok. Jego oczy były opuchnięte od płaczu, więc na pewno znał bardzo dobrze Fredericę. A dziewczyna, która mu towarzyszyła była przyjaciółką Rici. Maggs odeszła na bok, żebym mógł spokojnie porozmawiać z osobami, które do mnie podeszły. 

- Wendy, dawno cię nie widziałem - powiedziałem. 

 - Szkoda, że musimy spotykać się w takich okolicznościach - westchnęła. - Jak się trzymasz?

- Tak jak widać - odpowiedziałem. 

- Żałuję, że straciłam kontakt z Fredericą przez wyprowadzkę. Kiedy do mnie napisałeś, od razu zarezerwowałam lot do Sydney. Miałam w planach przylecieć na święta i spotkać się ze wszystkimi. Znasz Archiego? - spytała wskazując na rudowłosego chłopaka.

I wtedy od razu przypomniałem sobie, skąd znam nastolatka. Kiedy był młodszy, dokuczał Rice. Pamiętałem dzień, w którym odwiedziłem z chłopakami podstawówkę przyjaciółki, żeby mu wyjaśnić kilka spraw. 

- Tak, poznaliśmy się dawno temu - odparłem. 

- Z mojej winy - powiedział. - Byłem nieznośnym dzieciakiem, ale poprawiłem się. Przez ten cały czas miałem kontakt z Fredericą i nigdy nie pisała mi, że ma problemy. Nie mogliśmy się widywać, bo moja szkoła znajduje się na drugim końcu miasta, ale pozostawaliśmy w kontakcie. Traktowałem ją jak przyjaciółkę. Była jedyną osobą, która się ode mnie nie odwróciła. - z jego oczu popłynęły łzy. - Rozmawiałem z nią przez telefon dzień szybciej. Nie zauważyłem niczego niepokojącego. 

- Nie zadręczaj się, Archie. Dziękuję, że przyszedłeś. Będę wygłaszał przemowę, chcielibyście również coś powiedzieć?

Oboje uznali, że nie są w stanie wydusić czegokolwiek o dziewczynie. Pożegnałem się z nimi i wróciłem do moich najbliższych. 

Gdy zostałem poproszony o wygłoszenie swojej przemowy, wyszedłem na środek i od razu nie mogłem wypowiedzieć chociaż słowa. Trema natychmiastowo dała o sobie znać. Byłem bardzo zdenerwowany całą sytuacją. Ogromna ilość ludzi patrzyła się na mnie w tamtym momencie. Wziąłem głęboki oddech, żeby opanować stres. Spojrzałem na uczniów ze szkoły Rici.

- Frederica Rodriguez była osobą, której na pewno nie zapomnę. Znałem ją od zawsze, mieszkała obok mnie razem ze swoją mamą. Wychowywaliśmy się razem. Jej sposób patrzenia na świat był dla mnie abstrakcją. Zawsze starała się dostrzegać pozytywne aspekty w ciężkich sytuacjach. Kochałem ją. Kochałem ją całym sercem, była moją siostrą, może nie z krwi, ale nią była i zawsze będzie. Gdy dowiedziałem się o tym, że odeszła, kawałek mojego serca odszedł razem z nią. - wziąłem głęboki oddech. - Frederica nie radziła sobie z wieloma problemami. Nie znajdowała się w najlepszej sytuacji życiowej. Nie mogła liczyć na jakąkolwiek pomoc czy chociażby zrozumienie ze strony rówieśników. Szukając akceptacji stała się kozłem ofiarnym. Nie mówiła mi o wszystkim, ale ja doskonale znałem osoby, które dręczyły ją w szkole, w sieci, czyniąc z jej życia piekło. Ci ludzie są tutaj wśród nas. Widzę ich twarze. Jesteście zadowoleni? Doprowadziliście do śmierci niewinnej osoby. Może nie zabiliście ją w sposób fizyczny, ale wasze słowa miały podobny skutek. - po tylu niemiłych słowach wziąłem głębszy oddech. Wiedziałem, że nie powinienem ich wypowiadać, dlatego od razu przeprosiłem za swoją porywczość. - Moja kochana mama nauczyła mnie, że każdy zasługuje na drugą szasnę, dlatego apeluję do was, żebyście ją dobrze wykorzystali i pamiętali, że słowa również mają konsekwencje. Mam tylko nadzieję, że Rica w końcu może liczyć na spokój. Nie musi już walczyć z demonami, z którymi mierzyła się każdego dnia. 

Do końca całej uroczystości nie odezwałem się słowem. Moja twarz niczego nie wyrażała, gdy inni wylewali strumienie łez. Byłem tam tylko obecny ciałem. Kasper stał obok mnie cały zapłakany. Nigdy nie spodziewałbym się, że odejście Frederici tak go poruszy.

- Wcale jej nie nie lubiłem. Nie wkurzała mnie, że zawsze się koło nas kręciła. Nie zdążyłem jej tego powiedzieć - odezwał się. 

Poklepałem go delikatnie po ramieniu. Dla nas wszystkich ten dzień był za ciężki do udźwignięcia. Irene podeszła do mnie, przytuliła mocno i podziękowała za przemowę. Skinąłem głową, po czym przytuliłem również moją mamę. 

- Jest coś jeszcze - powiedziała pani Rodriguez. - Sprzątałam pokój Frederici. Na pierwszej stronie była naklejona kartka, żeby przekazać to tobie. 

Pamiętnik Rici pojawił się tuż przed moją twarzą. Przejechałem dłońmi po znanej mi okładce zatrzymując palce na dorysowanym przeze mnie jednorożcu. Podziękowałem za rzecz, po czym odwróciłem się i ruszyłem przed siebie. 

- Ashton, dokąd idziesz? - spytała  mama. 

- Przejść się. Potrzebuję czasu tylko dla siebie - odpowiedziałem i udałem się dalej. 

Gdy tylko poszedłem na spacer, zaczął padać deszcz. Niewielkie krople spadały na ziemię, ale nie zostawiały po sobie dużego śladu. Szedłem znajomymi ścieżkami, które zawsze przemierzałem z przyjaciółką. Park, do którego chodziliśmy jak byliśmy młodsi, nasze ulubione kino, plażę, salon gier, aż nogi same doprowadziły mnie na boisko. Boisko, na którym spędzałem kiedyś każdą wolną chwilę. Gdzieś w rogu leżała piłka. Położyłem pamiętnik na ziemi, po czym podniosłem piłkę i zacząłem celować do kosza. Żaden rzut nie okazał się celny. Widząc, że marnowałem czas, a słońce zaczynało zachodzić, wziąłem do ręki zeszyt i ruszyłem prosto do domu. Tym razem całkowicie sam.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro