Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Twenty one

Nie udało mi się otrzymać stanowiska opiekuna w zoo w Sydney, ale nie załamywałem rąk. Przez ostatnie dni byłem na tyle zmobilizowany, że wierzyłem, iż uda mi się znaleźć coś równie satysfakcjonującego. Jednak czekał mnie wolny weekend, przez co nie skupiałem się na przyziemnych sprawach i problemach. Liczył się tylko fakt, że najbliższe kilka dni spędzę z moją dziewczyną poza miastem i odpocznę od całego zgiełku. Chciałem nabrać siły i przede wszystkim pozytywnej energii. 

W piątkowy poranek myłem i odkurzałem swojego starego pick-upa na podjeździe. Ostatnio bardzo go zaniedbałem, dlatego z odpowiednią czułością podchodziłem do mojego wysłużonego auta. W czasie moich porządków przyjechał odwiedzić mnie Kasper, który z nadmiaru wolnego czasu wpadał do mnie częściej niż do Nicka, którego prawie cały czas nie było w domu. 

- Cześć, stary - przywitałem się z przyjacielem. - Co u ciebie?

- Pracy nie mogę znaleźć. Jestem po czwartej rozmowie kwalifikacyjnej i powoli mam dość - mruknął niezadowolony. - Liczyłem, że wyskoczysz ze mną na piwo, bo nasz pracoholik Nick raczej się nie wyrwie. 

- Wybacz - odpowiedziałem szorując gąbką swój samochód - Piwo w moim przypadku odpada, bo po południu wyjeżdżam z Maggie na weekend. 

- Romantyczny weekend we dwoje? - Kasper poruszał znacząco brwiami. - Dokąd to moje gołąbeczki lecą?

- Do MacMasters. Wiesz, mniej tłoku, czystsze plaże, większy spokój. - wytłumaczyłem, na co blondyn kiwnął głową ze zrozumieniem.

Z sąsiedniego domu wyszła Frederica. Miała na sobie krótsze spodenki oraz T-shirt z Supermanem. Na nogi ubrała wygodne trampki. Wystawiła na chwilę twarz do słońca, a potem podeszła do nas. 

- Cześć - powiedziała - Co się ważnego dzieje, że sprzątasz auto? - spytała przyglądając się mojej wysłużonej maszynie. 

- Romeo bierze swoją Julię za miasto - Kasper złapał się za serce i próbował zrobić twarz zakochanego. - Love is in the air! 

- Kiedy ty się zakochasz, bądź pewny, że opowiem wszystkie żenujące historie twojej dziewczynie. Włącznie z tą jak podrywałeś kolesia w długich włosach w klubie. 

- Ludzie po pijaku robią dziwne rzeczy - stwierdziła Rica. - Umówiłam się z Maggs w kawiarni, więc lepiej już pójdę. - odpowiedziała i jak szybko się pojawiła tak równie szybko zniknęła. 

Kasperowi znudziło się patrzenie na mnie jak myję auto, więc postanowił mi pomóc. Potem zamówiłem dla nas pizzę, którą zjedliśmy przed telewizorem. Zagraliśmy sobie w FIFĘ, a następnie zabrałem się za pakowanie kilku najpotrzebniejszych rzeczy do plecaka. Mieliśmy nocować na polu namiotowym przez ten weekend. Pogoda zapowiadała się świetna - cały czas słońce, bez deszczu czy burz. 

Około szesnastej tuż przed moim wyjazdem mama przyszła z pracy. Nalałem jej świeżego, chłodnego soku do szklanki, a potem wziąłem i posegregowałem zakupy. Za niecały kwadrans powinna przyjść moja dziewczyna, dlatego wszystko miałem dopięte na ostatni guzik. Dzwonek do drzwi wyrwał mnie z wykonywanych czynności. 

- Odnoszę ci książkę, którą pożyczyłam - powiedziała Rica pojawiając się w drzwiach. 

- Pożyczyłem ci ją wczoraj. Ona ma pięćset stron. Spałaś coś? - zaśmiałem się ciągnąc ją za sobą do pokoju. 

- Trochę - wzruszyła ramionami. - Wiesz, przeczytałam wszystkie książki, jakie miałam w domu. Nie do końca pojmuję to, jak udało mi się tego dokonać. - parsknąłem śmiechem na jej słowa.

- Pożyczyć ci coś jeszcze? - spytałem przeglądając regał.

- Nie, nie trzeba. Muszę trochę od tego odpocząć - odparła. - Niedługo jedziesz? - spytała, na co przytaknąłem głową. - Wiedziałam, kiedy przyjść. Zdążę się jeszcze z tobą pożegnać. Pewnie za tobą zatęsknię.  

- To tylko weekend, Rica, w poniedziałek już tutaj będę. Może znajdę jakąś książkę dla największego mola w Sydney - poczochrałem delikatnie jej włosy.

Frederica mocno wtuliła się we mnie, co odrobinę mnie zaskoczyło. Ostatnio chętnie okazywała uczucia. Cały czas się tuliła, albo mówiła, jaki to ja jestem super. Schlebiało mi to, nawet bardzo, ale nie zrobiłem niczego specjalnego. Na tym polegała przecież przyjaźń - jest się w dobrych jak i tych złych momentach każdego człowieka. 

- Ashton, Maggie przyszła! - krzyknęła mama. 

- Masz się dobrze bawić i odpocząć, Ash - powiedziała moja przyjaciółka, gdy wychodziliśmy. 

Gdy wsiadałem do auta razem z moją dziewczyną czułem rosnące podekscytowanie z powodu krótkiego urlopu. Marzyłem o takiej przerwie od bardzo dawna.  

- Gotowa? - spytałem Margaret, która od razu odpowiedziała mi głośnym "tak". 

Odpaliłem samochód i ruszyłem z podjazdu ciesząc się wolnością. Tylko ja, moja dziewczyna i kilka dni błogiego lenistwa.

***

Od kilku minut patrzyłem jak Maggs upycha wszystkie rzeczy do plecaka. Mieliśmy jechać za kilka minut z powrotem do Sydney. Nie za bardzo chciało mi się wracać. W MacMasters było spokojnie i pięknie. Spaliśmy blisko plaży, przez co mieliśmy naprawdę cudowne widoki każdego wieczoru. W końcu mogłem po prostu cieszyć się pływaniem w oceanie. 

- Zaraz urwiesz zamek - zaśmiałem się widząc Margaret męczącą się z bagażem. - Mówiłem, że nie ma sensu brania tych dziwnych kubków w kształcie kangura dla rodziny. 

- Ale ja nigdy nie widziałam nigdzie takich kubków! - broniła się przed swoim bezmyślnym zakupem. 

Na szczęście udało jej się przebrnąć przez pakowanie, przez co od razu ruszyliśmy samochodem do Sydney. Na miejscu mieliśmy pojawić się o ósmej. W samochodzie śpiewaliśmy piosenki Coldplay. Byliśmy najzwyczajniej w świecie szczęśliwi. 

- Książka dla Frederici jest na wierzchu mojego plecaka, wyjmij ją - powiedziałem do Maggie, gdy wjeżdżaliśmy już do miasta. - Od razu jej zaniesiemy. - dodałem. - Powinna jej przypaść do gustu, w końcu to fantastyka, a ona... - przerwałem wypowiedź wjeżdżając na swoją ulicę. 

Moje osiedle należało do tych spokojniejszych, gdzie nie działo się za wiele. Dlatego widok karetki i trzech wozów policyjnych przestraszył mnie nie na żarty. Tym bardziej, że parkowały w pobliżu mojego domu. Przyspieszyłem delikatnie, żeby jak najszybciej tam dojechać. Wtedy dostrzegłem, że centrum wydarzeń obejmuje dom obok. Zaparkowałem na swoim podjeździe, po czym wybiegłem z auta słysząc za sobą krzyk Margaret.

Mnóstwo osób znajdowało się przed domem Rodriguezów. Chciałem jak najszybciej dostać się do środka. Dopiero przekonanie policjanta, że jestem rodziną dało mi przepustkę do środka. Nigdy nie widziałem takiego tłumu wewnątrz tego domu. Odnalazłem Irene oraz moją mamę na kanapie w salonie w towarzystwie obcej mi kobiety. Mama wstała z sofy i podeszła do mnie, żeby mnie przytulić. Miała zapłakane oczy. 

- Co jest z Irene? - spytałem przyglądając się kobiecie, która wyglądała jakby w ogóle nie była obecna. 

- Podano jej leki uspakajające - odpowiedziała moja rodzicielka.

- Gdzie Frederica? - czułem jak mój głos drży. 

- Ashton - moja mama zasłoniła usta dłonią, a do jej oczu znowu napłynęły łzy. 

Cofnąłem się, a następnie szybkim krokiem ruszyłem do pokoju Frederici, skąd wychodziło mnóstwo ludzi. Czarny worek, który coś zakrywał przykuł mój wzrok. Ukucnąłem, a potem drżącymi rękoma odsłoniłem go. Usiadłem na ziemi opierając się o pobliską szafkę, a potem opuściłem głowę. Chciałem zapomnieć to, co zobaczyłem. Chciałem, żeby to był mój najgorszy koszmar w życiu, z którego za chwilę mogłem się wybudzić. Złapałem za jej zimną już dłoń i trzymałem ją w swoich. Nie tak miał wyglądać ten poniedziałek. 

- Proszę nie dotykać ciała denatki - usłyszałem głos, który wyrwał mnie z zamyślenia.

- Może tak trochę taktu, Ralph? - mężczyzna, który wchodził jako drugi zgromił tego pierwszego wzrokiem. - Komendant Corey Carlin. Ashton Irwin, prawda? Chciałbym porozmawiać na temat Frederici. 

Skinąłem głową i udałem się za nim do kuchni. Czułem się jak w niskobudżetowym filmie akcji - beznadziejnie. Komendant Carlin miał brązowe, zaczesane włosy do tyłu. Obstawiałem, że był w wieku mojej matki. Stwarzał wrażenie godnego zaufania. 

- Z tego, co mi wiadomo, jesteś przyjacielem Frederici. Od pani Irene Rodriguez dowiedziałem się, że jej córka leczyła się na depresję. To prawda? - spytał, na co skinąłem głową. - W jej pokoju znaleźliśmy mnóstwo tabletek schowanych w doniczce kwiata. Wysłaliśmy próbkę do badań, żeby potwierdzić, że to były antydepresanty. - Wiesz, dlaczego mogła przestać zażywać leki?

- Nie wiem, wydawało mi się, że to robi. Zachowywała się tak jakby je brała. Po odstawieniu ich, ze względu na brak recepty na czas, miała bardzo duże wahania nastroju. Potem byłem przekonany, że ponownie je zażywa. - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Jak ona... jak ona odeszła?

- Połknęła całą paczkę leków nasennych. To na pewno było samobójstwo. Matka znalazła ją, gdy wróciła z nocnej zmiany. Czyli niczego dziwnego nie dostrzegłeś? - spytał mnie ponownie komendant na co odpowiedziałem przecząco. - Dobrze, nie będę cię już męczył. Bardzo mi przykro, że straciłeś bliską osobę. 

W mojej głowie cały czas pojawiały się nieznośne myśli, które sugerowały mi, iż nie dopilnowałem wszystkiego. Nie zdążyłem na czas, żeby ją uratować. Nie zobaczę jej jak kończy szkołę. Nie zobaczę jej spełniającej się w tym, czego pragnęła. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie dźwięk odsuwanego krzesła. Pan Carlin odszedł od stołu, za to w środku pojawiła się Maggie. Była blada jak ściana, przerażona. Usiadła przy mnie i nie odzywała się przez dłuższy czas. 

- Właśnie teraz zdałam sobie sprawę, że ona się z nami żegnała, Ash - powiedziała Margaret opierając głowę o stół. - Sam to nawet zauważyłeś: nagle zaczęła otwarcie mówić o swoich uczuciach. Jak się wtedy spotkałyśmy w kawiarni - przerwała na chwilę - powiedziała mi, że mam  cię pilnować. Dopiero teraz zrozumiałam, o co jej chodzi. 

Maggs nerwowo wycierała łzy, które spływały po jej policzkach. Ścisnąłem jej rękę, starając się ją jakoś pocieszyć, chociaż nie potrafiłem tego w tamtym momencie zrobić. 

- Teraz my będziemy musieli ją odpowiednio pożegnać. Jak ty się w ogóle trzymasz? - spytała dotykając dłonią mojego policzka. 

- Czuję się jakby ktoś wyrwał mi połowę serca i zabrał ze sobą - odparłem. - A najgorszy jest fakt, że nigdy już tej części nie otrzymam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro