Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Twenty

Ostatnie dni w życiu Frederici były bardziej przerażające niż połączenie strasznego domu oraz rollercoastera. Nie przypuszczałem, że nagły brak antydepresantów może wywołać w mojej przyjaciółce takie reakcje. Na szczęście wszystko powoli wracało na odpowiednie tory. Z dnia na dzień Rica stawała się spokojniejsza, a o przykrym incydencie, który miał miejsce jeszcze nie tak dawno, w ogóle nie rozmawialiśmy. Każdy z nas udawał, jakby cała sytuacja nie miała miejsca. Całe zajście było przykre dla dziewczyny, ale również dla jej bliskich. Nie chcieliśmy rozpamiętywać tego, co się wydarzyło, bo wprowadziłoby to wszystkich w kiepski nastrój. Szliśmy do przodu i nie patrzyliśmy na przeszłość. 

Moja mama wpadła na pomysł zorganizowania grilla. Podobał mi się jej tok myślenia. Grill wiązał się z górą dobrego jedzenia, przyjacielskim spotkaniem, zabawą i przede wszystkim relaksem. Właśnie tego teraz potrzebowaliśmy - musieliśmy się odprężyć. Zabrałem się za organizację wszystkiego razem z moją kochaną rodzicielką. Ustaliliśmy, że na naszej małej imprezie pojawią się Irene z Fredericą, Margaret oraz moi dwaj przyjaciele - Nick oraz Kasper. Przede wszystkim ten ostatni był gwarancją dobrej zabawy. Kasper od zawsze sypał żartami i głupawymi historiami jak z rękawa. Dzięki temu miałem pewność, że śmiechu będzie u nas pod dostatkiem. 

Od samego rana biegałem razem z mamą i przygotowywałem wszystko na trzecią po południu. Wtedy cały grill miał się rozpocząć. Moja rodzicielka od początku dnia była w wyśmienitym humorze. Śpiewała ze mną stare, popularne hity, które zdecydowanie kojarzyły mi się z moim dzieciństwem. Szybko się do niej przyłączyłem, bo doskonale znałem każdą piosenkę na pamięć. 

- Właśnie dlatego lubię ten dom. Wy zawsze dobrze się bawicie. 

Kasper pojawił się w środku. Przywitał się z moją mamą, a następnie ze mną. Blondyn zaproponował swoją pomoc przy ogarnięciu wszystkiego na dzisiejsze popołudnie. Przyjaciel dosłownie spadł mi z nieba, bo musiałem jeszcze pojechać do sklepu. Jego nowym samochodem było znacznie szybciej i przede wszystkim wygodniej. Potem pojawił się Nick, który również wpadł na pomysł, że pomoże w przygotowaniach. Chociaż szybko skończyło się tym, że wylądowaliśmy na podwórku z piłką, żeby pograć. 

O trzeciej znajdowaliśmy się już w komplecie. Rzeczywiście grill wypalił znakomicie, bo wszyscy dobrze się bawili i żartowali. Graliśmy nawet w kalambury, przez co prawdopodobnie całe nasze osiedle słyszało nas śmiejących się głośno. Znowu było tak spokojnie i dobrze jak kiedyś. 

Wieczorem wywiązała się ciekawa konwersacja pomiędzy moją mamą a Irene na temat nauki w szkołach. Kasper wspomniał o tym, jak kiedyś uciekał przed panią od angielskiego i zamiast wbiec do męskiej toalety, pojawił się w damskiej. Doskonale pamiętałem jak wyprowadzała go stamtąd przy salwie zdezorientowanych pisków dziewczyn oraz śmiechu jego kumpli w tym mnie. A to wszystko przez nieoddane wypracowanie na czas. 

- Może wam się uda przekonać moją córkę do pójścia na bal - odezwała się Irene. 

- Bal na koniec szkoły? - spytała moja mama. 

- Tak. Uważam, że mimo wszystko Frederica powinna się chociaż na chwilę tam pojawić. Przecież bal jest po to, żeby się bawić. Taka okazja może się już nie powtórzyć. Tym bardziej, że ma zaproszenie.

- Mamo, nie mam ochoty oglądać ludzi z mojej szkoły. - wywróciła oczami Rica.

- Skarbie, tam będzie tyle ludzi, że nie masz się czego obawiać. Grupka, która ci dokuczała zginie gdzieś w tłumie. Obecnie siedzisz tylko w domu między książkami, chciałabym, żebyś się dobrze bawiła. 

- Rozumiem, ale ja po prostu nie mam z kim iść. Nie chcę iść sama - odpowiedziała. - Zakończmy ten temat. 

Przy stole zapanowała na chwilę cisza do czasu aż odezwała się Maggie. 

- Przecież Ashton może z tobą pójść, prawda, skarbie?

Moja szczęka lekko się otworzyła ze zdziwienia, na co Kasper zaczął dławić się kurczakiem tak głośno, że Nick uderzał go po plecach dopóki blondyn się nie uspokoił. Czerwony na twarzy chłopak wziął głęboki oddech, po czym się odezwał. 

- Przecież ta łamaga nie potrafi tańczyć - powiedział, na co spojrzałem na niego wrogo. 

- Potrafię! - oburzyłem się. - Maggs potwierdzi, prawda?

- Tak, bo cię nauczyłam - zachichotała, po czym poszła salwa śmiechu. 

- Ja nie widzę problemu, chętnie pójdę z tobą na bal - powiedziałem do Frederici posyłając jej szeroki uśmiech. 

Maggs była zaaferowana balem, który miał odbyć się w przyszłym tygodniu. Rozmawiała na ten temat z Irene oraz moją mamą, na co Rica wzdychała zrezygnowana ich upartością, ale odpuściła i zgodziła się pójść. Nick zaproponował grę na konsoli, po czym zgarnął moją przyjaciółkę oraz Kaspera na granie. Tymczasem ja odciągnąłem swoją dziewczynę od plotkujących pań. 

- Jesteś tego pewna, że powinienem iść z Fredericą na bal? - spytałem.

- Jasne, czemu nie? - zdziwiła się - Przecież jesteś jej najlepszym przyjacielem, poza tobą nie ma komu się za bardzo wygadać. Rica musi powoli oswajać się ze społeczeństwem. Nie można jej przecież odciąć od wszystkich. 

- Chciałem się tylko upewnić - powiedziałem przytulając ją do siebie. - Na samym początku nie za bardzo ją akceptowałaś. 

- Chyba wyjaśniliśmy sobie, że byłam niemądra - mruknęła. - Ty się lepiej szykuj na zakupy w następnym tygodniu - zaśmiała się wiedząc, że ich nie znoszę. 

Jak zwykle zwlekaliśmy ze wszystkim na ostatnią chwilę. Kilka dni od czasu grilla szedłem za rozmawiającymi Maggs i Ricą po sklepach. Potrzebowałem nowych butów, ponieważ garnitur już posiadałem, oraz krawata. Jednak nie mogłem go kupić dopóki Frederica nie wybierze sobie sukienki. Margaret dała mi dokładne instrukcje, co do dzisiejszego dnia. 

- Zdajesz sobie sprawę, że nie mogę kupić nic drogiego? - usłyszałem Fredericę. 

- Kochanie, nawet nie masz pojęcia jakie perełki możesz znaleźć w second-handach - odezwała się Maggie. - Prawie wszystkie moje ciuchy są z takich sklepów, a przecież nie tak dawno się nimi zachwycałaś. Mam koleżankę, która pracuje w takim sklepie, zostawiła mi po znajomości kilka ciekawych rzeczy. Chodź, to tutaj! - moja dziewczyna pociągnęła Ricę za ramię. 

Ja od razu odpuściłem wchodzenie sobie do takich sklepów. Zająłem miejsce na jednej z kanap i włączyłem sobie grę na telefonie. Zdążyłem nawet porozmawiać z Nickiem przez telefon i ponarzekałem na kobiety na zakupach. Dziewczyny wróciły dopiero po ponad godzinie oznajmiając, że mają wybraną kreację. Następnie wybraliśmy się po buty, co zajęło mi dosłownie pięć minut. Na końcu kupiliśmy krawat w kolorze lawendowym, bo właśnie w takim kolorze sukienkę posiadała Frederica.

Gdy nadszedł wieczór, w którym miałem udać się na bal z moją przyjaciółką, siedziałem z naburmuszoną miną, ponieważ moja mamę, która próbowała okiełznać moje loki. Nie znosiłem ingerencji w moje włosy równie mocno, co w moje życie. Ostatecznie wyrwałem się z rąk kobiety i z przygotowanym niewielkim bukiecikiem udałem się do domu obok, po moją partnerkę na dzisiejszy wieczór. 

Otworzyła mi Irene, która powiedziała mi od razu na wstępie, że Rica za chwilę wyjdzie gotowa. Nie musiałem długo czekać na pojawienie się przyjaciółki. Wyglądała naprawdę pięknie. Jej lawendowa sukienka sięgała jej do kolan, była na grubych ramiączkach. Miała ubrane czarne buty na niewielkim obcasie, a włosy spięte w kok, z którego uciekało kilka kręconych włosów.

- Jest i moja zjawiskowa Frederica - powiedziałem dając jej bukiecik, a następnie okręcając ją wokół jej osi. - Spójrz na siebie, wyglądasz przepięknie! 

- Dzięki - odpowiedziała speszona. - To co, idziemy?

- Moment, jeszcze wspólne zdjęcie! - powiedziała zaaferowana Irene. 

Rica nigdy nie była fanką fotografowania, ale mimo wszystko stanęła obok mnie i uśmiechnęła się szeroko. Następnie wyszliśmy z domu, gdzie czekał na nas Kasper - nasz dzisiejszy szofer. I z tym szoferem wcale nie przesadzałem. Blondyn wpadł na ten chory pomysł. Ubrał się w garnitur, kupił sobie nawet specjalną czapkę. 

Kasper zagwizdał z uznaniem na widok Frederici, a potem otworzył nam drzwi od auta. Pod szkołą znaleźliśmy się w niecały kwadrans. Wszędzie było pełno elegancko ubranych młodych ludzi. Bardzo podobał mi się wystrój hali, oraz pomysł z małymi stolikami dla każdej pary. Tłum nastolatków od dobrych kilkudziesięciu minut okupywał parkiet, więc po napiciu się ponczu, który nie był wcale dobry, porwałem Ricę na parkiet. Na samym początku dziewczyna czuła się niezręcznie, ale potem chętnie przetańczyła ze mną kilka piosenek.

Nie spodziewałem się, że ja również będę się dobrze bawić, mimo oficjalnego stroju. Swój bal nie wspominałem najlepiej, było dość drętwo, więc w ciągu godziny wróciłem do domu. W tym przypadku od godziny to ja nie schodziłem z parkietu. 

Około północy wyszliśmy z Fredericą przewietrzyć się. W środku hali było parno ze względu na dużą ilość osób. Dziewczyna miała dość i nalegała, żebyśmy wracali już do domu. Wyglądała na bardzo zmęczoną, ale zadowoloną. Zadzwoniłem po Kaspera, który obiecał, że za chwilę się pojawi.

- Podobało ci się? - spytałem.

- Tak, aż sama jestem w szoku - odpowiedziała poprawiając sukienkę. - Obawiałam się, że spotkam... tych ludzi, których nie lubię, ale nie widziałam ich. Chyba dobrze zrobiłam, że tu przyszłam.

- Miałaś w końcu najlepsze towarzystwo - zaśmiałem się poluźniając krawat.

- Dzięki, Ashton. Jesteś najlepszym przyjacielem, jakiego mogłam sobie wymarzyć - powiedziała Frederica przytulając się do mnie. - Pamiętaj o tym, gdyby znowu mi odbiło i powiedziałabym coś niemiłego. 

Przytuliłem mocniej do siebie nastolatkę. Widok jej szczęśliwej był ogromną rekompensatą za wszystkie niemiłe przeżycia, które miały miejsce w ostatnich tygodniach. Przecież, gdy ona była szczęśliwa, to i ja stawałem się spokojniejszy.  

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro